Po tym, jak Feyra ocaliła Prythian, mogłoby się wydawać, że baśń dobiega końca. Dziewczyna, bezpieczna i otoczona luksusem, przygotowuje się do poślubienia ukochanego Tamlina. Przed nią długie i szczęśliwe życie.
Sęk w tym, że Feyra nigdy nie chciała być księżniczką z bajki. Zresztą zupełnie nie nadaje się do tej roli. W snach wciąż powracają do niej wymyślne tortury Amaranthy i zbrodnia, którą popełniła, by się od nich uwolnić. Pragnący zapewnić jej bezpieczeńtwo Tamlin próbuje zamknąć Feyrę w złotej klatce. W jej nowym nieśmiertelnym ciele drzemią moce, których dziewczyna nie umie opanować. W dodatku o spłatę swojego długu upomina się największy wróg Tamlina - Rhysand, Książę Dworu Nocy. Zwabioną podstępem Feyrę raz w miesiącu okrywa mrok jego niebezpiecznego królestwa. To pewne, że władca ciemności będzie chciał wykorzystać ją do swoich celów. Chyba że... to nie Rhysand jest tym, kogo Feyra powinna się obawiać. Na Dworze Wiosny również bowiem nie jest bezpiecznie, a sam Tamlin ma przed ukochaną coraz więcej tajemnic. Czy rzeczywiście tylko po to, by ją chronić?
Gdy nad Prythian i krainę ludzi nadciąga widmo wojny tak groźnej jak żadna dotąd, Feyra musi zdecydować, komu może ufać. Stawką jest życie jej rodziny i losy całego świata. A w magicznym świecie fae przyjaciele potrafią być bardziej niebezpieczni niż wrogowie.
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 2017-01-11
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 768
Tytuł oryginału: A Court of Mist and Fury
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Jakub Radzimiński
„Dwór mgieł i furii” zaczęłam czytać już jakiś czas temu. Przyznaję, początkowo szło mi dość opornie. Chyba nigdy nie miałam do czynienia z takim literackim klockiem. Miałam dziwne przeczucie, że będę czytać tą książkę miesiącami. Suma Summarum tak było, gdyż często przerywałam sobie lekturę II części dworów i sięgałam w międzyczasie po inną powieść. Zazwyczaj tak nie robię, ale tym razem natłok stron w jakimś stopniu mnie przerastał. Mieszane uczucia i pewnego rodzaju obawy wobec tego tomu, wywołały u mnie różne opinie na temat tej powieści. Z tego co zauważyłam, to albo się kocha tą część albo się jej nienawidzi… Już teraz śmiało mogę przyznać, że należę do tej pierwszej grupy.
Po tym, jak Feyra ocaliła Prythian, mogłoby się wydawać, że baśń dobiega końca. Dziewczyna, bezpieczna i otoczona luksusem, przygotowuje się do poślubienia ukochanego Tamlina. Przed nią długie i szczęśliwe życie.
Sęk w tym, że Feyra nigdy nie chciała być księżniczką z bajki. Zresztą zupełnie nie nadaje się do tej roli. W snach wciąż powracają do niej wymyślne tortury Amaranthy i zbrodnia, którą popełniła, by się od nich uwolnić. Pragnący zapewnić jej bezpieczeństwo Tamlin próbuje zamknąć Feyrę w złotej klatce. W jej nowym nieśmiertelnym ciele drzemią moce, których dziewczyna nie umie opanować. W dodatku o spłatę swojego długu upomina się największy wróg Tamlina - Rhysand, Książę Dworu Nocy. Zwabioną podstępem Feyrę raz w miesiącu okrywa mrok jego niebezpiecznego królestwa. To pewne, że władca ciemności będzie chciał wykorzystać ją do swoich celów. Chyba że... to nie Rhysand jest tym, kogo Feyra powinna się obawiać. Na Dworze Wiosny również bowiem nie jest bezpiecznie, a sam Tamlin ma przed ukochaną coraz więcej tajemnic. Czy rzeczywiście tylko po to, by ją chronić?
Gdy nad Prythian i krainę ludzi nadciąga widmo wojny tak groźnej jak żadna dotąd, Feyra musi zdecydować, komu może ufać. Stawką jest życie jej rodziny i losy całego świata. A w magicznym świecie fae przyjaciele potrafią być bardziej niebezpieczni niż wrogowie.
JAKIE TO BYŁO DOBRE.
„Dwór cierni i róż” bardzo mi się spodobał i zapewne byłabym skłonna dać I części dziesięć punktów, jednak jeden z najważniejszych wątków w historii kompletnie do mnie nie przemówił. Chodzi mi o wątek romantyczny. Kompletnie nie rozumiałam skąd nagle wzięła się ta chemia między Tamlinem a Feyrą.
Jeśli „Dwór cierni i róż” uznałam za bardzo dobrą książkę, to „Dwór mgieł i furii” mogę nazwać rewelacyjną. Jak dla mnie wszystko w tej książce było lepsze. Począwszy na ciekawszych bohaterach, bardziej intrygującej fabule, mniej irytującej Feyry, no i oczywiście dużo, DUŻO WIĘCEJ RHYSA.
Rhys to w moim odczuciu bohater na wagę złota. Takiej właśnie postaci brakowało mi w pierwszej części. W porównaniu z mdłym i nijakim Tamlinem, Książę Dworu Nocy jest charyzmatyczny, ma ciekawą osobowość. Dodatkowo, jego relacja z główną bohaterką była świetnie poprowadzona. Powoli, bez zbędnego przyspieszania. Z zapartym tchem czeka się rozwoju wydarzeń między tą dwójką.
W drugiej części widoczna jest duża przemiana Feyry. Dziewczyna musi poradzić sobie psychicznie z tym, co przeszła pod Górą. Bardzo spodobało mi się to, że autorka nie zamiotła pod dywan tego co się wydarzyło w tomie poprzednim i pokazała tą wewnętrzną walkę bohaterki.
Pozostali bohaterowie, czyli Azriel, Mor, Amrena i Kasjan nadali odpowiednich barw tej historii. Mam jednak trochę niedosyt, gdyż nie wiele dowiedziałam się np. o Amrenie. Pozostaje mieć nadzieję, że w trzeciej części dowiem się czegoś więcej. Bo ta postać z pewnością zasługuje na więcej uwagi (pozostali w sumie też).
Sam początek rozwijał się powoli, choć nie na tyle, bym była znudzona tą historią. Jednak gdzieś od połowy książki fabuła rozkręciła się na dobre. A to, co autorka przedstawiła w zakończeniu? Wow. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.
Ta część jest zupełnie inna od pierwszej. Być może dlatego, że czytelnik ma wgląd do innego królestwa. Nie zmienia to jednak faktu, że obie części są ze sobą spójne. Ostatnie rozdziały „Dworu mgieł i furii” stanowiły idealną klamrę wieńczącą oba te tomy. Dostajemy w niej odpowiedzi na pytanie, które z pewnością większość z Was miała w głowie po lekturze I części. Autorka rzuca nowe światło na wydarzenia zawarte w poprzednim tomie, tworząc logiczną całość, którą mnie po prostu kupiła.
Podsumowując te moje wywody, „Dwór mgieł i furii” bije o głowę „Dwór cierni i róż”. Jestem zachwycona tym tomem i mam ogromną nadzieję, że autorka zachowała ten sam poziom w tomie trzecim. Polecam gorąco!
Moja ocena: 10/10
Po tym, jak Feyra ocaliła Prythian wraz ze swoim ukochanym Tamlinem powraca na Dwór Wiosny. Codzienność na dworze wypełniają jej przygotowania do wymarzonego ślubu. Podczas ceremonii pojawia się Rhysand - książę Dworu Nocy i upomina się o dopełnienie warunków umowy. W trakcie pobytu na Dworze Nocy bohaterka przekonuje się, że największe zło kryje się tam w miejscu, w którym się go nie spodziewała.
AKCJA I FABUŁA
Akcja drugiego tomu Dworów jest jeszcze bardziej dynamiczna niż w pierwszej części i zawiera także więcej nieoczekiwanych zwrotów.
Wątki w fabule są bardzo płynnie prowadzone, nie plączą się i są ciekawie rozbudowywane. Dostarczają również wielu ciekawych informacji o bohaterach i świecie przedstawionym przez Maas.
“To tylko koszmar. Jeden z wielu, które mnie prześladowały w te dni, we śnie i na jawie.”(*1)
STYL I JĘZYK
To, co już podobało mi się od pierwszej części to opisy. W tej części autorka jeszcze bardziej robi je bogatszymi i ciekawymi. Dialogi też są o niebo lepsze i nadają dużego dynamizmu książce. Mimo sporej grubości książka jest napisana lekkim językiem.
POSTACIE
Ryshard - Książę Dworu Nocy
W Dworze Mgieł i Furii bardzo dokładnie mamy okazję poznać tę postać i jego emocje. Ukazują się nam dwie strony Rysha. Poznajemy go jako postać księcia, , który dla swoich poddanych jest w stanie zrobić wszystko, dającego i bratającego się ze swoim ludem, ale także bezlitosnego władcę, który wobec konkretnych postaci potrafi pokazać silną rękę.
Pozostałe postacie
W książce pojawia się kilka nowych postaci, które dobrze się wpisują w akcję książki. Każda z tych postaci ma ciekawy, wyróżniający się charakter. Jedynie na nerwy działała mi jedna z sióstr, a właściwie jej wyniosłość i opryskliwość.
“Chyba całej wieczności nie wystarczy, aby mnie posklejać z powrotem.”(*²)
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona drugą częścią Dworów. Jest jeszcze ciekawsza od pierwszej i o wiele mocniej wciąga. Autorka wybrała również bardzo dobry kierunek pod względem fabuły, ponieważ nadal on powiewu świeżości wydarzeniom z pierwszej części, a zwrot w wątku miłosnym podsycił atmosferę.
Dwór mgieł i furii to genialna i jednocześnie zaskakująca kontynuacja pierwszej części. Widać w niej, że seria dopiero tak naprawdę się rozkręca.
„Dwór mgieł i furii” Sarah J. Maas to drugi tom cyklu „Dwór cierni i róż”. Książka przedstawia dalsze losy Feyry i jej pierwsze kroki w nieśmiertelności.
W poprzedniej cześć czytelnik poznał Dwór Wiosny i jego mieszkańców. Teraz przyszedł czas, by nieco bliżej przyjrzeć się budzącemu grozę Dworowi Nocy ze złowieszczym księciem Rhyslandem na czele. Czytelnik wraz z Feyrą poznaje ten i inne wspaniale opisane dwory oraz ich niezwykle ciekawych mieszkańców. W tym tomie pojawia się wiele nieznanych wcześniej postaci. Są one barwne i tajemnicze. Wspaniale jest odkrywać ich sekrety, życiorysy. Można liczyć na starcie silnych osobowości, momenty wzruszenia, żartobliwe dialogi i ostre słowa. Miło jest obserwować jak zahukana Feyra powoli dojrzewa, a jej decyzje stają się bardziej świadome.
Autorka potrafi wciągnąć czytelnika w stworzony przez siebie świat. Książkę czyta się bardzo przyjemnie, z zapartym tchem. Całkowicie „wchodzi” się w świat Prythianu. Natomiast po zakończeniu pozostaje ogromny zapał do przeczytanie kolejnego tomu.
Źródło: http://damazksiazkaa.blogspot.com/2018/02/4-sarah-j-maas-dwor-mgie-i-furii.html
„ -On mnie kochał... wciąż mnie kocha, Rhysandzie.
- Problemem nie jest to, czy cię kocha, tylko jak bardzo. Za bardzo. Miłość potrafi być trucizną.”
Taka romantyczka jak ja, nie mogła opuścić dalszych losów Feyry i jej wybranka. Jakie było moje zdziwienie, gdy potoczyły się zupełnie inaczej niż przypuszczałam. Sarah J. Maas w dalszym ciągu potrafiła wciągnąć mnie w całą historię. Żadna ze stron nie wydawała mi się nudna. Stworzyła o wiele ciekawsze uniwersum Prythianu niż w pierwszej części, głównie za sprawą nowych postaci.
Jeśli jednak jesteś zarówno przed lekturą pierwszej części, jak i tej, radzę nie czytać recenzji, aby nie popsuć sobie radości z odkrywania tych powieści sam.
„Dwór cierni i róż” skończył się happy endem. Mogłoby się wydawać, że nic nie jest w stanie zmienić biegu historii. Człowiek uratował świat fae i sam stał się nieśmiertelny duszą i ciałem, dzięki cząstkom mocy książąt z każdego dworu. Feyra mogła w końcu być na zawsze z ukochanym Talimem. Wszystko komplikuje się z czasem. Złe wspomnienia spod Góry wracają ze zdwojoną siłą. Feyra nie radzi sobie z ciemnością zapadającą jej w sercu. Nie potrafi przespać spokojnie nocy udręczona koszmarami. Talim nie dostrzega tego, a nawet pogarsza tą sytuację zamykając lubą w Dworze Wiosny niczym w klatce. Zadaje sobie trud obrony krainy przed wrogami z Hybernii i nie ma go cały czas w domu. Przygotowywania do wesela pozostawia w rękach Feyry i kapłanki Ianthy, która staje się jej oparciem w podejmowaniu wszelkich decyzji, o których nie ma pojęcia. Wyzwolicielka jednak nie pragnie zostać księżniczką z bajki otoczoną wiecznym bogactwem. „W jej nowym nieśmiertelnym ciele drzemią moce, których dziewczyna nie umie opanować”. Między ukochanymi rodzi się coraz więcej tajemnic i niedopowiedzeń. Kiedy nastaje dzień wesela, Książę Dworu Nocy – Rhysand, ubiega się o spłacenie długu, czyli ‘wypożyczenie’ Feyry na tydzień każdego miesiąca. Dziewczyna nie ma pojęcia o prawdziwych motywach Rhysanda.
W poprzedniej części autorka pozwoliła na zapożyczenie wątku baśni „Pięknej i bestii”. Tym razem jest to Mit o Demeter i Persefonie. Początkowo dziewczyna jest uosobieniem niewinności i młodości. Hades zaś to najmroczniejszy z bogów, władca podziemi – krainy umarłych. Historia zaczyna się niewinnie. Gdy Persefona udaje się na spacer z matką Demeter, zrywa przepiękny kwiat. Upija się jego zapachem i patrzy z zachwytem. Tymczasem spod ziemi wydostaje się Hades, zakochuje się w niej i porywa najdroższą córkę Demeter do swoich zaświatów. Pani urodzajów okrywa zimie żałobą, a śmiertelnych ludzi nawiedza głów. Zeus, aby ubłagać Demeter, nakazuje bratu oddanie Persefony, który się na to zgadza. Żegnając się z nią, daje jej owoc granatu. Persefona zjada kilka ziaren, nie wiedząc, że właśnie połączyła swój los z panem podziemi. Od tej pory musi wracać tam raz w roku, na trzy miesiące, a urodzaj zamiera przynosząc zimę. Kiedy Persefona wraca – nadchodzi wiosna, czas, kiedy wszystko ponownie się rodzi. Postać Hadesa, jak i samą śmierć, można tutaj interpretować jaką cząsteczki zła, które ma każdy z nas, a raczej naszej podświadomości. Mit uczy, że można pokochać nasze ciemne strony i zrozumieć ją. Warunkiem szczęścia jest połączenie dobra i zła w odpowiedniej ilości, tak jak połączyła się Persefona z Hadesem – ich nowo narodzona miłość. Początkowo ten, który jawił się jako wróg, stał się jej światłem. Hades symbolizować może również ukrytą siłę i potencjał w kobiecie.
Mit ten można na nowo odkryć w historii Feyry, choć nieco przeobrażony. Bohaterka zostaje zamknięta przez Tamlina, niedoceniona i samotna… Więdnie na Dworze Wiosny. Gdy zostaje uwolniona, a raczej porwana przez Rhysanda – w końcu może żyć, być sobą. Rozwija swoją wielką moc przy kimś, kto rozumie jej potrzeby i szanuje jej zdanie. Pokazuje, że ciemność również daje szczęście. Początkowo wraca do Dworu Nocy raz w miesiącu, jak robiła to Persefona raz w roku, udając się do Hadesa. Światłość miesza się z ciemnością, dobro ze złem. Wyzwolicielka popada ze skrajności w skrajność i nie chce należeć do nikogo. Feyra musi zdobyć się na co, aby wybrać, co jest jej światłem, a co cieniem. Dostrzega również w sobie pokłady ciemności, których przyczyn upatrywać można się w wydarzeniach spod Góry, kiedy zabiła z zimną krwią ludzi, aby ocalić lud fae. Jednak rozumie, że: „Są różne rodzaje ciemności(...) Jest ciemność, która przeraża; ciemność, która koi; ciemność, która daje odpoczynek(...) Jest ciemność kochanków i ciemność skrytobójców. Staje się tym, czym jej nosiciel chce, żeby się stała; czym potrzebuje, żeby się stała. Sama z siebie nie jest ani zła, ani dobra”. Persefona również znała dwa światy, jak Feyra. Z tym, że tej drugiej dane było wybrać własną ścieżkę samodzielnie. Sarah J. Maas inspiruje się starożytnym mitem i pokazuje nam co mogłoby się właściwie wydarzyć, gdyby dopuścić inne czynniki…
Tę część uważam za jeszcze lepszą od poprzedniej. Poznajemy w niej inne dwory krainy Prythian i prawdziwe przeznaczenie Feyry. Autorka zapoznaje nas z nowymi postaciami, które pokochałam całym sercem. Przede wszystkim Rhysand zaczyna odgrywać tu pierwsze skrzypce. Nareszcie postać ta zostaje rozwinięta tak, jak na to zasługuje. Za tajemniczą maską skrywa się marzyciel i indywidualista. Przypomina mi ulubioną postać literacką: tajemniczego Snape’a z cyklu „Harry’ego Pottera”, którego na koniec każdy opłakuje. Może dlatego tak uwielbiam Rhysanda? Minusem powieści jest lekko przesadzona rola Tamlina, który w „Dworze cierni i róż” jawił się jako wspaniały i dobry ukochany. Tymczasem sprowadzony zostaje do tej niewdzięcznej roli czarnego charakteru. Autorka diametralnie zmienia jego postać, a tego zabiegu w książkach nie lubię. Mimo wszystko jest przecież postacią tragiczną. Niestety ten wątek został niewykorzystany. Sama Feyra ponownie irytuje egoizmem i trudno jej dostrzec od razu pewne rzeczy… Mimo wszystko wydaje mi się, że i tak ją lubię. Maas ma tendencję również do idealizowania postaci, tzn. wszyscy z Dworu Nocy nagle stają się najpotężniejsi i najpiękniejsi. Feyra obdarzona zostaje mocami, jakich nikt nie ma. Brak tutaj źdźbła realności mimo gatunku fantastyki. Autorka trochę zawiodła w tej kwestii. Na plus dodać mogę wątek miłosny. Relacje uczuciowe w tej części wypływają ponownie na pierwszy plan, a autorka raczy czytelnika o wiele szczegółowymi opisami, początkowo budując niezwykłe napięcie pomiędzy bohaterami. Samo zakończenie sprawia, że chcę się sięgnąć po więcej. Nie mogę się doczekać, aż Feyra znajdzie się we właściwych rękach…Tym, którzy zastanawiają się, czy sięgnąć po drugi tom tej wspaniałej serii powiem tylko, że jak najbardziej warto!
- Dama z książką
Kto czytał moją recenzje pierwszego tomu ten wie, że bezapelacyjnie się w nim zakochałam. Obiecano mi, że drugi jest o niebo lepszy, więc siedziałam jak na szpilkach, nie mogąc się doczekać, aż po niego sięgnę. I wiecie co? Czuję się oszukana.
Po wydarzeniach pod Górą Feyra już nie jest taka sama. Jej dusza została złamana, a koszmary nie mają końca. Mogłoby się wydawać, że to już koniec, że wojna się skończyła. Ale ta prawdziwa dopiero nadchodzi. Tamlin próbuje ochronić Feyrę przed czymś, o czym nie chce jej powiedzieć, a ona sama odkrywa w sobie dary siedmiu książąt, którzy uratowali ją pod Górą. Trwają przygotowania do jej ślubu z Tamlinem, ale zdaje się, jakby wszystko obracało się przeciwko niej. W dodatku Rhysand, książę Dworu Nocy, upomina się o układ, jaki zawarł z Feyrą. Tydzień z każdego miesiąca. Tydzień, który zmieni wszystko.
Słyszeliście kiedyś o Mary Sue? Czytaliście kiedyś opowiadanie lub książkę, gdzie bohaterka była tak nieznośna, że nie dało się czytać? To teraz weźcie Feyrę i pomnóżcie to razy dziesięć(i jeszcze raz). Z ludzkiej kobiety, którą byłam w stanie tolerować, która walczyła o swoją miłość, stała się nieśmiertelną kupką użalania się nad sobą, a później silną, bezlitosną i samowystarczalną paniusią. Z początku musiała wszystkim wszem wobec pokazać, jaka to ona jest załamana, a swoje błędy zwalać na innych. Potem nagle stała się silna i bezlitosna, i w ogóle bez kija nie podchodź, bo ona jest piękna i zgniecie cię w proch. Z początku broniła i rozumiała Tamlina, potem jednak o tym zapomniała i przeszła na Rhysa. Przepraszam, ale muszę: “Tamlin zbiera daninę od ludzi, którzy nie mają pieniędzy? Hurr durr, ty potworze! Rhysand łamie innym kości, bo mnie obrazili? Ojejku, on jest taki kochany”. Chyba nie muszę pisać, że logika już dawno naszą bohaterkę opuściła? Męczyłam tę książkę miesiąc, bo przez Feyrę co chwile się zatrzymywałam i odkładałam ją na bok, jej rozmyślania były tak żałosne, że nie dało się tego czytać. Nie zliczę, ile razy uderzyłam się w czoło i wywróciłam oczami. Zanim przejdę do kolejnych minusów, musicie wiedzieć jedno - nic nie pobije Feyry. Doceniłam nawet Americe z Rywalek.
Okej, pożaliłam się na Feyrę, teraz pożalę się na akcję. A raczej jej brak. Poważnie, co tam się działo? Wielka zapowiedź równie wielkiej wojny, przygotowania, ćwiczenia, a sceny, kiedy naprawdę mogłam się wkręcić, mogę wyliczyć na palcach jednej ręki. Bo bynajmniej nie na tym skupiła się autorka. Skupiła się za to na romansie Feyry i Rhysa - nie zrozumcie mnie źle, Rhys spodobał mi się w tej części, ale jeśli jest coś, czego naprawdę mocno nie lubię w książkach, to zastępowanie jednej postaci drugą. Z Tamlina, którego pozwoliła nam pokochać w pierwszej części, zrobiła wroga, by na jego miejsce mógł wskoczyć Rhysand. Pewna dziewczyna z Instagrama uświadomiła mi, że zachowania Tamlina i Feyry podchodzą pod chorobę psychiczną i właściwie się z nią zgadzam, bo to, co zrobiła z nimi Maas, z pewnością nie jest normalne. Nie rozumiałam ani trochę ich postępowań, bo nie dało się tego wytłumaczyć logicznie.
Podczas czytania nie czułam nic, chyba że liczyć złość i zażenowanie. Ani trochę nie szło mi przyjemnie. Liczyłam na coś mocnego, na wartką akcję, na czym opadnie mi szczęka, a nie dostałam nic z tych rzeczy. Miałam wrażenie, jakbym czytała ckliwy romans zakrapiany złymi scenami erotycznymi. Ja rozumiem, że to fantastyka, ale sceny łóżkowe mogłyby choć trochę być mniej żenujące. Co chwile odwracałam okładkę i pytałam “To na pewno napisała Maas? Na pewno czytam tę samą książkę co wszyscy inni?”. Zwyczajnie mnie znudziła. Prawie 800 stron, gdzie nie dzieje się praktycznie nic, a wątek romantyczny przyćmiewa wszystko inne.
Czy mimo tego były jakieś plusy? A i owszem, jedyna rzecz, dzięki której dobrnęłam do końca - postacie drugoplanowe. Przyjaciele Rhysa, książę Tarquin; dzięki nim ta książka nabierała kolorów. Przyjemniej czytało mi się ich dialogi, niż Feyry i Rhysa. Miałam wrażenie, jakby autorka do nich lepiej się przyłożyła, ich historie i dialogi były znacznie bardziej interesujące i budziły więcej emocji. I jeszcze jedna rzecz, którą muszę jej oddać, to myślenie daleko przyszłościowe. Sytuacje, które nie zostały wyjaśnione w pierwszym tomie, nabierają sensu w drugim i okazuje się, że Maas wszystko robiła specjalnie. Choć nie podobają mi się tego wyniki, to to doceniam.
Z wielkim bólem serca i zawodem stawiam taką, a nie inną ocenę. Liczę na poprawę w trzecim tomie, choć już boję się o moje czoło.
3/10
Recenzja pochodzi z bloga: blue-spark-books.blogspot.com
„Za tych, którzy spoglądają w gwiazdy i marzą, Rhys.”
„Dwór mgieł i furii” po raz pierwszy przeczytałam jakoś na początku lutego, ale długo nie potrafiłam ubrać w słowa swoich emocji. Zwlekałam, ile tylko mogłam. Po części również ze strachu. Bałam się, że kiedy zacznę rozbijać ją na poszczególne czynniki to moje zdanie o niej zmieni się diametralnie (jak to w końcu często ze mną bywa). Ostatnio jednak sięgnęłam po nią ponownie. Potrzebowałam lektury na poprawę humoru i teraz już wiem, że nic nie zmieni mojego zdania co do tej książki. Jest po prostu genialna.
W sposobie pisania Maas jest coś takiego, że naprawdę ciężko oderwać się od czytania. Ta historia wciąga tak bardzo, że nim się spostrzeżemy stajemy się jednością z bohaterami. Zaczynamy się z nimi utożsamiać, znajdować cechy wspólne, żyć ich życiem i w niczym nie przeszkadza nam fakt, że są wymyśleni, a ich świat nierealny. Niesamowite. Rzadko zdarza się autorom nawiązać podobną więź z czytelnikiem, a Mass udało się to bez problemu. Jestem naprawdę pod wrażeniem.
Bohaterowie w „Dworze mgieł i furii” są naprawdę świetnie wykreowani. Każdy z nich jest wyjątkowy i wyrazisty, a co najważniejsze wszyscy budzą emocje. Bez względu na to czy są postaciami pozytywnymi czy negatywnymi. To właśnie dzięki nim w tej części nie możemy narzekać na nudę. Przez blisko 800 stron ciągle coś się dzieje, a takiego obrotu spraw jaki tu miał miejsce w ogóle się nie spodziewałam. Ta historia naprawdę zapiera dech w piersi.
„Są różne rodzaje ciemności(...) Jest ciemność, która przeraża; ciemność, która koi; ciemność, która daje odpoczynek(...) Jest ciemność kochanków i ciemność skrytobójców. Staje się tym, czym jej nosiciel chce, żeby się stała; czym potrzebuje, żeby się stała. Sama z siebie nie jest ani zła, ani dobra.”
Jeśli do tej pory wahaliście się czy sięgnąć po „Dwór mgieł i furii” to śmiało możecie przestać. Kiedy raz wejdziecie do świata dworów prędko go nie opuścicie. Pochłonie was bez reszty. Wszystkim gorąco polecam, a sama z niecierpliwością wyczekuje polskiej premiery „Dworu skrzydeł i zguby”.
Aleksandra
*Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Dwór mgieł i furii” autorstwa Sarah J. Maas.
Czytając pierwszy tom byłam zachwycona. Sądziłam, że już nic tego nie pobije. O matko w jakim ja byłam błędzie! Drugi tom roztrzaskał moje serce na milion kawałków. Jest jeszcze lepszy od pierwszego! Nie wiem jak to możliwe, ale jest. To jest ten typ książki, którą czytam z zapartym tchem, a po jej skończeniu cały czas o niej myślę. Dosłownie CAŁY CZAS. Ostrzegam, że w tej opinii mogą pojawić się małe spojlery, więc czytacie na własną odpowiedzialność.
Czy muszę opowiadać, o czym jest pierwszy tom? Nie, chyba nie muszę. Skoro kliknęliście w tę opinię, to znaczy, że macie go już za sobą. W tej części pewnie spodziewacie się bajkowego związku Feyry i Tamlina. No niestety od bajkowego trochę on odstaje. Już wam wszystko tłumaczę.
Po wydarzeniach pod Górą życie tej dwójki kręci się wokół planowania ślubu, łóżkowych przygód i innych przesłodzonych rzeczach. Wydawać by się mogło, że to życie jak ze snu, ale realia jednak są trochę inne. Tamlin tłamsi Feyre. Nie rozmawia z nią o tym co przeżyła. Nie widzi tego, że ona się zmieniła i może zadbać sama o siebie. Ogranicza jej swobodę, twierdząc, że to wszystko dla jej bezpieczeństwa. Dziewczyna wytrzymuje to, bo w końcu czego nie zrobi się w imię miłości. W dzień, który miał przypieczętować jej związek z księciem Dworu Wiosny wydarzyło się coś czego nikt się nie spodziewał. Rhysand domaga się wypełnienia przez Feyre jej części umowy. No prawdziwy cham! Wbijać się i niszczyć jeden z najważniejszych dni w jej życiu to już przesada, co nie? A może jednak jest inaczej? Może pojawił się tam, bo wiedział, że ona go potrzebuje? Ale po co, by miała go potrzebować, skoro obok niej stoi jej życiowa miłość? Bo to jest jej miłość, prawda? No cóż, o tym przekonacie się sami czytając. Tak jak myślicie, Feyra związana umową trafia na Dwór Nocy, który okazuje się całkiem inny niż się spodziewała.
Okej, postarałam się opowiedzieć to pokrótce, ale nie wiem, czy w pełni dałam radę. Uwierzcie mi, że w tej książce dzieje się o wiele, wiele więcej niż tylko zwykły romans. Choć przyznaję, że właśnie za ten romans ją pokochałam. Chyba już każdy wie, że Feyra będzie z Rhysem, co nie? Ja wiedziałam zanim zabrałam się za dwory. No cóż, ludzie w internecie nie szczędzą spojlerów. Ale wracając do rzeczy- ich związek to cudo! Po pierwszej części lubiłam Tamlina i nie wyobrażałam sobie, że ona zostawi go dla innego. Nie rozumiałam, dlaczego porzuci taką cudowną miłość na rzecz związku z jakimś tam księciem Dworu Nocy. Po przeczytaniu drugiej części, zrozumiałam, że to wcale nie była miłość. Sama Feyra powiedziała, że pokochała pierwszego mężczyznę, który okazał jej trochę uczucia. Prawdziwa miłość spotkała ją dopiero na Dworze Nocy. Tam miała swobodą, Rhys liczył się z jej zdaniem i był w stosunku co do niej wyrozumiały. Nawet nie wiecie, jaką przyjemność sprawiało mi obserwowanie jak ta dwójka powoli zbliża się do siebie. Nie było to tak, że w jednym rozdziale kochała Tamlina, a w drugim już kochała kogoś innego. Nie, nie. To toczyło się powoli. Na ich wspólny moment trochę się naczekałam.
Pamiętacie w jaki sposób Feyra stała się Fae? Oj jestem pewna, że tak. A wiecie, ze właśnie za sprawą tego sposobu zyskała ona też kilka mocy? Nie powiem wam jakich, bo nie chcę odbierać wam całej radości z czytania. Ale tak, zyskała ona moce i to całkiem potężne. W sumie tak trochę do przewidzenia było to, że nie będzie ona zwykłą Fae. Nie muszę chyba pisać, kto pomoże jej je rozwinąć. Domyślcie się. Jestem pewna, że także pamiętacie króla Hyberii, co nie? W tej części pojawi się on znowu i bardzo namiesza. Niestety nie tak łatwo pokonać księcia Nocy i jego przyjaciół. Tak, przyjaciół. Nie świtę, nie żołnierzy, ale przyjaciół. W porównaniu do Tamlina, Rhys potrafi być kimś innym niż tylko księciem. O tym także z chęcią opowiedziałabym więcej, no ale niestety nie mogę, a raczej nie chcę.
Teraz napisze kilka słów o końcówce, która roztrzaskała moje serce. Kto w taki sposób kończy książkę?! No kto?! Nie spodziewałam się tego kompletnie. Dzięki wcześniejszym spojerom wiedziałam, że coś takiego ma się wydarzyć, ale nie wiedziałam, że dojdzie do tego w takim momencie. Spodziewałam się, całej sceny poświęconej temu, ale nie. Nie było opisu jak potoczyło się to wydarzenie. Po prostu informacja o tym, że już do tego doszło została rzucona na sam koniec. Wiem, że pewnie czytając to, nie macie zielonego pojęcia o czym piszę, więc za to bardzo przepraszam. Muszę gdzieś wylać wszystkie swoje gorzkie żale. Bardzo, ale to bardzo korci mnie, żeby wstawić wam mój ulubiony, końcowy cytat, ale no kochani musicie sami się ruszyć, przeczytać i zobaczyć o co mi chodzi.
Powiem wam tak- czytajcie Dwory! Jeśli zniechęciliście się po pierwszej części, a wiem, że było kilka takich osób, to i tak sięgnijcie po "Dwór Mgieł i Furii". Na prawdę warto. Kocham Dwory, kocham Maas, kocham Rhysa i kocham Cassiana. Ha! Pewnie teraz zastanawiacie się, kim jest ten cały Cassian, co nie? Macie pecha, bo wam nie powiem. Czytajcie!!!!!!
Ps. Już niedługo premiera trzeciej części, którą zacznę czytać od razu, gdy tylko ją dorwę.
Po więcej recenzji, zapraszam na mojego bloga http://gwiezdnekroniki.blogspot.com/ :)
Kontynuacja serii podobała mi się dużo bardziej niż "Dwór cierni i róż" :) Dwór wiosny był piękny, ale Dwór nocy (snów) kompletnie skradł mi serce i świat przedstawiony przez autorkę jest jednym z moich ulubionych elementów jej książek. Podobało mi się, jak Feyra rozwinęła się jako główna bohaterka i poznając jego historię, bardziej polubiłam też Rhysa, jednak największą niespodzianką byli dla mnie nowi bohaterowie, krąg wewnętrzny Dworu snów (chyba nawet polubiłam ich bardziej niż główne postaci).
Jedynym minusem były tu dla mnie wątki romantyczne i nieco zbyt graficzne sceny miłosne. To w jakim kierunku potoczył się romans mnie nie zdziwił, ale odniosłam wrażenie, że Sarah J. Maas dawała na niego zbyt duży nacisk i przez dużą część książki to wokół tego wszystko się kręciło. Do tego bardzo szczegółowe sceny miłosne niewiele wnosiły do fabuły. Ale nawet mimo tego, tempo fabuły było o wiele lepsze, a sama historia wciągająca na tyle, że na pewno sięgnę po ostatnią książkę w trylogii.
"Za gwiazdy, które słuchają. I marzenia, które się spełniają."
Kiedy umierasz, pochłania cię wspaniała, słodka ciemność.
Ale kiedy nie poddasz się, spotkasz na swojej drodze wiele stworzeń.
Nie zabraknie w twoim życiu cierpienia, ale chwile szczęścia i radości wynagrodzą ci to wszystko.
Miłość, przyjaźń, poddani, to będzie liczyło się dla ciebie.
Z łani, staniesz się wilkiem i pokonasz wszelkie przeciwności losu.
Wróg stanie się przyjacielem, a przyjaciel wrogiem.
"Są różne rodzaje ciemności(...) Jest ciemność, która przeraża; ciemność, która koi; ciemność, która daje odpoczynek(...) Jest ciemność kochanków i ciemność skrytobójców. Staje się tym, czym jej nosiciel chce, żeby się stała; czym potrzebuje, żeby się stała. Sama z siebie nie jest ani zła, ani dobra."
Po przeczytaniu "Dworu cierni i róż" nie mogłam doczekać się, aż pojawi się kolejny tom. Pierwszy tom bowiem wywołał u mnie niesamowitego kaca książkowego, wiele emocji, a także zaintrygował swoją fabułą. Świat Prythianu zaparł mi dech, a wydarzenia, które toczyły się tam skradły moje serce. Pokochałam bohaterów, doceniłam ich charaktery, pokochałam przygody, jakie ich spotkały i nie mogłam doczekać się, aż poznam dalsze ich losy.
Sarah J. Maas ma w swoim piórze magnes, który przyciąga. Jej zakończenia sprawiają, że mam chęć walnąć głową o ścianę i obudzić się w momencie, gdy kolejny tom pojawi się na rynku. I kiedy w końcu mogłam dorwać w swoje rączki "Dwór cierni i róż", to nie potrafiłam oderwać się od niego. A gdy pozostało mi ostatnie sto stron do przeczytania, toczyłam ze sobą wewnętrzną walkę, bowiem chciałam poznać zakończenie, a także nie potrafiłam rozstać się z bohaterami. Jest to ten rodzaj lektur, które sprawiają, że kocha się je całym sercem, pomimo ich wad. I tak właśnie pokochałam pióro Maas i wykreowany przez nią świat, że nie potrafię poradzić sobie z książkowym kacem, który pozostał po przeczytaniu drugiego tomu.
"- On mnie kochał... wciąż mnie kocha, Rhysandzie.
- Problemem nie jest to, czy cię kocha, tylko jak bardzo. Za bardzo. Miłość potrafi być trucizną."
Zacznijmy jednak od bohaterów, bowiem wiem, że moja recenzja będzie dziś chaotyczna. Mam wam do przekazania tyle, że tak naprawdę ciężko zacząć mi od czegokolwiek. Ale dobra, bohaterowie.
Feyra, po wydarzeniach, które miały miejsce pod Górą, stała się całkowicie inna. Już nie jest tą dziewczynką, którą każdy mógł pomiatać. Stała się silną i piękną kobietą, którą niestety dręczą koszmary przeszłości. Jest nieszczęśliwa i nie wie, czego chce, ale w jej żyłach tętni moc, której nie spodziewała się, i która ożywa od nadmiaru emocji. Żyje ze swoim ukochanym Tamlinem, który stał się nieznośnym stwrem. Otrzymała nowe, nieśmiertelne życie, z którym nie potrafi sobie poradzić. Jednak w jej życiu jest ktoś, wróg, który okazał się przyjacielem, i który zmieni wszystko. Przyjaciel stanie się wrogiem, a wróg sprzymierzeńcem.
Hm, hm, hm... zawsze mam problem z głównymi bohaterkami, bo albo je lubię, albo nienawidzę. A Feyra jest tak pomiędzy nimi. Na początku ją lubiłam, akceptowałam jej wewnętrzne rozterki i użalanie się nad sobą. Pomyślałam "Okej, wiele przeżyła, rozumiem, jest jej ciężko". Później przyszedł moment "Mam chęć oderwać jej głowę". Jej wewnętrzne monologi i użalanie są nad swoim życiem zaczęły mnie poważnie wkurzać. Żaliła się i żaliła, a zamiast uciec od tego, co ją dręczy, od osoby, która trzymała ją w klatce, to ta płakała po nocach. Ale! Następnie Feyra zmądrzała i polubiłam ją. Stała się bestią, która miała w sobie ogień i pazur, który był w pierwszym tomie, potrafiła zawalczyć o siebie i w końcu przestała marudzić. I to mi się podobało. Stała się lepsza, mądrzejsza. I chociaż postępowała czasami lekkomyślnie, a jej obrażanie i wścibskość wkurzały mnie, to z drugiej strony fajnie było dzięki temu poznawać nowe informacje.
A więc Feyra jest tak pomiędzy dla mnie, jednak za zakończenie ma ode mnie ogromnego plusa. Uwielbiam jej złą, koszmarną stronę!
"- Jesteś wolna - powiedziała napiętym głosem. - Jesteś wolna.
Nie bezpieczna. Nie chroniona.
Wolna."
Tamlin, tak bardzo go lubiłam w pierwszym tomie! Doceniałam jego szlachetne zachowanie, dbanie o swoich poddanych. Miałam go za przecudownego, mądrego, wspaniałego mężczyznę, którego bardzo polubiłam. Podobało mi się, jak troszczył się o Feyre, jak dbał o nią, zabiegał. A jak dowiedziałam się, że to była tylko bańka, która teraz pękła, byłam w ogromnym szoku! Tamlin się zmienił, stał się osobą, która zagubiła swoje wspaniałe cechy. Chciał posiadać wszystko, uważał, że to czego pragnie, ma stać się jego własnością. Chciał zniewolić Feyre, aby ta była jego klaczą rozpłodową. Już nie było między nimi tej pięknej miłości, która kwitła w pierwszym tomie. Tamlin stał się okrutną bestią, której szczerze nienawidzę. A jego poddani... niby tak ich kocha, a jednak pokazuje coś innego. Jego Dwór, Dwór Wiosny, jest miejscem fałszu i strachu i okazało się, że pozory mylą.
Rhysand, o jak ja kocham tego fae wysokiego rodu! Od pierwszego tomu był moim ulubionym bohaterem. Pokochałam go już wtedy, za jego charakter oraz poczucie humoru, a teraz ta miłość do tego książkowego bohatera powiększyła się.
Rhys jest bardzo mądrym mężczyzną, którego w tym tomie możemy poznać bliżej i od drugiej strony, tej dobrej, wspaniałe i kochanej. I chociaż ma swoje wady, to jest dla mnie takim ideałem. Dba o swoich przyjaciół i poddanych za wszelką cenę. Nie cofa się przed niczym, aby zadbać o nich. Jest niesamowicie inteligentny, a to co robi jest godne podziwu. Spodobała się mi jego otwartość i szczerość, pogląd na świat oraz cudowny charakter. Dodatkowym jego atutem jest poczucie humoru, które jest rewelacyjne. Uwielbiałam, gdy pojawiał się i rozśmieszał wszystkich swoim stylem bycia. Ogromnie go polubiłam i mam nadzieję, że nigdy nie zmieni się.
"Wtedy pojawił się Rhysand.
Uwolnił swoją magię, ukazując, kim naprawdę był. Jego moc wypełniała salę tronową, zamek, górę. Świat. Nie miała końca ani początku.
Bez skrzydeł. Bez broni. Bez żadnego atrybuty wojownika. Elegancki i okrutny książę, za jakiego mieli go wszyscy inni. Dłonie trzymał w kieszeniach, a czarna tunika zdawała się pochłaniać światło. Na jego głowie spoczywała korona z gwiazd.
Ani śladu mężczyzny, który pił na dachu. Ani śladu upadłego księcia klęczącego na swoim łóżku. Emanująca z niego siła groziła zmieceniem mnie pod ścianę.
Oto był najpotężniejszy książę, jaki kiedykolwiek przyszedł na świat."
W tym tomie poznajemy także Kasjana, Azriela, Morrigan, Amrene, czwórkę wspaniałych stworzeń, którzy chociaż kłócą się i ogromnie różnią się między sobą, to tak naprawdę są wspaniałymi przyjaciółmi, oddanymi wobec siebie, i potrafiącymi oddać wzajemnie za siebie życie. Bardzo ich polubiłam, intrygują mnie tajemnice, jakie w sobie skrywają i pragnę poznać ich bliżej. Każdy z nich ma brutalną historię, a tajemniczość skrywa ich prawdziwe oblicze. Szczególnie mocno polubiłam Azriela i to jego myśli chcę poznać. Mam zatem ogromną nadzieję, że kolejny tom przyniesie odpowiedzi na pytania, które kłębią się w mojej głowie.
Bohaterowie są wspaniali, ale fabuła, to jest dopiero totalnie odjechana! Kocham świat, który wykreowała Maas, on jest taki wspaniały, tyle w nim tajemnic i rzeczy, których nie potrafiłabym wyśnić. To wszystko jest tak genialne, że z przyjemnością przeniosłabym się tam. Te wszystkie intrygi, wzajemna nienawiść, tajemnice, zróżnicowane stworzenia. To wszystko jest tak ciężko pojąć, Prythian jest ogromny, ale całość jest wspaniała, niesamowita i niepowtarzalna. Świat, który przedstawiła tutaj autorka jest po prostu nie do opisania. Ciężko wyrazić to wszystko, co odczuwa się podczas poznawania go. Ekscytacja, zamiłowanie, fascynacja, tego z pewnością nie brakuje.
A to wszystko napędza tak niesamowitą akcję, która zaskakuje wielokrotnie. Ciągle coś się dzieje, emocje nie opadają, a ja siedziałam podczas czytania jak na szpilkach. Błagałam wręcz, aby nie zginął żaden z moich ulubionych bohaterów, aby nie zostali ranni. No i cóż... Maas zdecydowanie zmiotła mnie z powierzchni, a ja jednocześnie kocham ją i nienawidzę za to, co ona wyprawiła ze mną, bohaterami, fabułą. Ja nie wierzę w to, co wydarzyło się pod sam koniec, chociaż i wcześniej działo się wiele. Ale ten koniec! Koniec jest po prostu... genialny, wybuchowy, fantastyczny, przecudowny, niesamowity i super wystrzałowy, tak jak cała książka! Aż brakuje mi słów na opisanie emocji, jakie towarzyszyły mi podczas czytania. Ta fabuła, niesamowity styl autorki, akcja, bohaterowie, całość jest po prostu kosmicznie genialna!
Z całego serca polecam wam obie części. Kiedy zapoznacie się z tą serią, wasze serce będzie pękało i sklejało się, a kac książkowy jest murowany. Nie zabraknie emocji, fascynacji i pragnienia poznania dalszych losów bohaterów. Zachęcam do sięgnięcia, a z pewnością nie pożałujecie! Drugi tom jest jeszcze lepszy niż pierwszy.
"Ukląkł na tych gwiazdach i górach wytatuowanych na jego kolanach. Nie ukłoniłby się przed nikim i niczym... Poza swoją towarzyszką. Kimś równym jemu."
,,Dwór mgieł i furii" jest kontynuacją ,,Dworu Cierni i Róż" i podobno przedostatnią częścią cyklu. W poprzednim tomie poznaliśmy Feyrę, która po zabiciu fae trafia na Dwór Wiosny jako zakładniczka. Tam zakochuje się w księciu Tamlinie, o którego musi walczyć z bezwględną Amaranthą, która zamierza podbić Prythian i zniewolić fae zarówno wysokiego rodu, jak i tych pomniejszych. Ostatecznie Feyrze udaje się pokonać wroga, uzyskać nieśmiertelność i odzyskać ukochanego.
Teraz wreszcie ma szansę odbudować szczęście u boku Tamlina. Akcja rozpoczyna się na Dworze Wiosny, gdzie zakochani przygotowują się do ślubu. Jednakże Feyrę prześladują koszmary, w których główną rolę odgrywa Amarantha. Czy zło na pewno jest martwe i zostało pokonane? Może Prythian czeka kolejna wojna?
Wydaje się, że Tamlin nie widzi problemu i zamyka Feyrę w złotej klatce. Według niego, jedynym jej zmartwieniem powinno być to, by zawsze ładnie wyglądać i uśmiechać się do poddanych. Ale co z umową zawartą z Rhysandem księciem Dworu Nocy? Jeden tydzień w miesiącu, Feyra zobowiązała się spędzić w jego królestwie. Jak można się domyślić, książę nie zapomniał o tym układzie...
W tym tomie bliżej poznamy władcę Dworu Nocy. Na scenę wkroczą nowi bohaterowie, którzy zapadają w pamięć. Na Dworze Wiosny najbardziej wyrazisty jest Lucien, tutaj zaś cały wewnętrzny krąg Rhysanda jest... osobliwy: jego kuzynka Mor, przyprawiająca o dreszcze Amrena oraz Ilyryjscy bracia, których nie łączą więzy krwi Azriel, pełniący rolę naczelnego szpiega oraz Kasjan, odpowiadający za królewską armię.
Czytelnicy na pewno nie będą narzekać na nudę, ponieważ akcja jest wartka, a autorka realizuje kilka ciekawych pomysłów. Dwór Cierni i Róż bazował na opowieści o Pięknej i Bestii, teraz zaś nawiązuje do mitologii: umowy między Persefoną a Hadesem.
Sarah J. Maas powoli pokazuje czytelnikom resztę kontynentu - bowiem prócz Dworu Nocy, wraz z bohaterami wkraczamy też na Dwór Lata; poznajemy imiona pozostałych książąt oraz dowiadujemy się, jakimi mocami posługują się poszczególni władcy. Wracamy też do świata ludzi, który jest o wiele większy, niźli tylko osada, z której pochodzi Feyra.
Przyznam, iż jestem fanką pisarstwa pani Maas, jednakże widzę pewne podobieństwa pomiędzy tą serią a ,,Szklanym Tronem" - tutaj główna bohaterka również uczy się zabijać, choć początkowo Feyrę prześladują wyrzuty sumienia za odebranie życia niewinnym fae podczas konfrontacji z Amaranthą, natomiast Celaena ze Szklanego Tronu nie ma najmniejszego problemu z niesieniem śmierci nawet tym, którzy na to nie zasłużyli, (dowód mamy choćby w jednym z opowiadań poprzedzającym całą serię). Autorka ma chyba też słabość do tatuowania skóry, bowiem zarówno ciało Feyry, jak i Celaeny zdobią atramentowe zawijasy.
Nie wiem dlaczego, ale podróżując po Dworze Nocy, miałam wrażenie, jakbym już wcześniej tam była. Na myśl przyszła mi seria rodzimej autorki ,,Ja, Diablica", gdzie snuliśmy się po wspaniałym podziemnym świecie, pełnym przepychu i... humoru. Choć tam bohaterowie zostali pokazani w sposób śmieszny i niemal groteskowy, można dostrzec pewne podobieństwa między ukazaniem tych światów: choćby pomysł na czyściec, który nawiązywał do mitologii i syzyfowego wtaczania kamienia pod górę; tak tutaj mamy Dwór Koszmarów, w którym żyją degeneraci, ledwo tolerujący swojego książęcego zwierzchnika.Jeszcze jeden zabieg wydał mi się znajomy - więź godowa przypominała wilkołacze wpojenie ze ,,Zmierzchu" S. Meyer...
Jestem niezwykle rada, że mogłam poznać wycinek historii Prythianu, wydarzenia sprzed niemal pięciuset lat, z innej wojny, w której brała udział sama Amarantha; poznałam też przeszłość Rhysa oraz Tamlina, dzięki czemu łatwiej jest zrozumieć postępowanie tych postaci.
Niemniej widzę też kilka minusów całej historii: otóż nie przekonały mnie opisy seksu Feyry i Tamlina oraz Rhysanda. Nie jestem osobą pruderyjną, lecz nie przepadam za romansami erotycznymi, a szczegółowe opisy ekscesów łóżkowych Feyry uważam za zbyteczne w fabule. Poza tym uważam, że w języku polskim trudno jest oddać zmysłowość scen intymnych; choć nasz język jest niezwykle bogaty, słownictwo za pomocą którego można oddać akt seksualny jest raczej ubogie; łatwo jest też popaść w wulgaryzm.
Kilka pomysłów autorki wydało mi się nielogicznych, jak chociażby samotne ćwiczenia Feyry i Rhysanda nad mocą dziewczyny w ilyryjskim lesie. Czy naprawdę książę w razie kłopotów jest zdany wyłącznie na samego siebie? Z góry było wiadome, że postępowanie tej dwójki przyniesie kłopoty. Wydaje mi się, że Maas pośpiesznie zakończyła ten tom; wydarzenia nadchodzącej wojny, wyprawa do Hybernii i zmierzenie się z nowym-starym wrogiem, była opisana dosłownie w trzech rozdziałach. Autorkę zdecydowanie stać na więcej, więc pod tym względem zakończenie mnie rozczarowało, (choć bynajmniej nie z powodu fabuły powieści).
Teraz pozostaje mi wyczekiwanie kolejnego tomu, który ukaże się dopiero w 2018 roku z powodu choroby autorki. Możemy spekulować, kiedy wyjdzie u nas. Czas pokaże, należy więc uzbroić się w cierpliwość. Mam nadzieję, że wydawnictwo nie zawiedzie fanów, a tłumacz stanie na wysokości zadania. Na pocieszenie mogę wracać do ,,Dworu Cierni i Róż" oraz jego kontynuacji i zatapiać się w magicznym świecie fantasy i Prythianu, który znów stanie przede mną otworem.
Pamiętacie bajkę o Pięknej i Bestii? Zwykła, niewinna dziewczyna za długi ojca została zabrana do zamku potwora. Przerażona musiała stawić czoło nieokrzesanemu monstrum, które z czasem ukazało swoją prawdziwą twarz - księcia skrzywdzonego przez zło. Dziewczyna musiała podjąć walkę i uwolnić zapomniane królestwo oraz mężczyznę, z którym połączyła ją więź. Zakochani żyli razem długo szczęśliwe. Piękna opowieść, prawda? A co, jeśli to nie koniec? Jeśli dziewczynę czekają nowe wyzwania? Nie wszystko kończy się dobrze. Kiedy książę i księżniczka myślą, że to koniec baśni w ich życiu pojawia się przerażający mężczyzna, który domaga się wywiązania z umowy, którą zawarł z dziewczyną i nakazuje jej spędzić tydzień raz w miesiącu w swoim królestwie. Brzmi znajomo? Kto z was zna mit o Persefonie? Pewnego dnia młoda dziewczyna, zbierając kwiaty na łące, dotknęła zakazanej rośliny i została wciągnięta do hadesu. Jej matka strasznie rozpaczała i po wielu miesiącach odzyskała swoją córkę. Hades musiał oddać Persefonę Demeter. Zakochał się w niej i podstępem skłonić do posmakowania owocu granatu. Tym sposobem przywiązał ją do siebie na wieczność. Tak więc ta młoda dziewczyna trzy miesiące w roku musi spędzać w podziemiu. Zastanawiacie się, czemu o tym wam mówię? ,,Dwór Cierni i Róż" wzorowany był na historii Pięknej i Bestii, natomiast drugi nawiązuje do mitu o Persefonie. Sarah J. Maas powraca ze zdwojoną siłą i niszczy serca czytelników. Choć to dopiero początek roku, to już teraz wiem, że ,,Dwór Mgieł i Furii" jest jedną z najlepszych powieść, jakie zostaną wydane. Nie spodziewałam się, że aż tak bardzo mnie poruszy. Rozdzierająca serce, wkradająca się w dusze książkę zniszczyła mnie całkowicie i sprawiła, że moje serce krwawi. Zapraszam na recenzję!
,,-Podejdź panno młoda - przemówiła Iantha łagodnie - i połącz się ze swoim ukochanym. Podejdź i niech w końcu zatriumfuje dobro.Dobro. Nie byłam dobra. Byłam niczym, a moja dusza - moja nieśmiertelna dusza - była skazana na potępienie..."
Między światłem a ciemnością rozgrywa się walka, w której stawką są losy całego świata. A w magicznym świecie Fae przyjaciele potrafią być bardziej niebezpieczni niż wrogowie…
Po tym, jak Feyra ocaliła Prythian, mogłoby się wydawać, że baśń dobiega końca. Dziewczyna, bezpieczna i otoczona luksusem, przygotowuje się do poślubienia ukochanego Tamlina. W Przed nią długie i szczęśliwe życie… Tylko że Feyra nigdy nie chciała być księżniczką z bajki. W snach wciąż powracają do niej wymyślne tortury Amaranthy i zbrodnia, którą popełniła, by się od nich uwolnić.
W jej nowym nieśmiertelnym ciele drzemią moce, których dziewczyna nie umie opanować. W dodatku o spłatę swojego długu upomina się największy wróg Tamlina – Rhysand, Książę Dworu Nocy. Władca ciemności chce ją wykorzystać do swoich celów. Chyba że to nie Rhysand jest tym, kogo Feyra powinna się obawiać... Na Dworze Wiosny również bowiem nie jest bezpiecznie, a sam Tamlin ma przed ukochaną coraz więcej tajemnic. Czy rzeczywiście tylko po to, by ją chronić? Nadciąga widmo wojny tak groźnej, jak żadna dotąd, a Feyra musi zdecydować, komu może ufać.
,,Ściany naparły na mnie. Cisza, strażnicy, spojrzenia. To, co widziałam dzisiaj podczas przyjmowania daniny.-Ja tonę - wydusiłam z siebie. - Ja tonę. A im bardziej się starasz, im więcej jest strażników... Równie dobrze możesz mi wpychać głowę pod wodę.Pustka w oczach, pustka na twarzy.Aż nagle...Krzyknęłam i instynkt przejął władanie nade mną, gdy jego moc wybuchła i pomknęła przez pomieszczenie.Okna rozbite w drobny mak.Meble w drzazgach.Pudełko farb, pędzli i papieru......zmieniło się w chmurę pyłu, odłamków szkła i połamanego drewna."
Piękny, zaczarowany Prythian wieki temu został napadnięty i zniszczony przez sługę zła - Amaranthę. Mieszkańcy żyli w strachu, a władcy nie mogli powiedzieć chociaż słowa, by powstrzymać destrukcję. Zostało zabrane im wszystko - nawet nadzieja. Aż pewnego dnia na dworze Wiosny pojawiła się zwyczajna dziewczyna, o niezłomnym sercu. By ocalić swojego ukochanego, podjęła walkę i ocaliła całą krainę. Bajka dobiegła końca. Nadszedł czas na szczęśliwie zakończenie. Wystarczy tylko powiedzieć: żyli długo i szczęśliwie...
Ale czy na pewno? Feyra nigdy nie chciała być księżniczką. Choć jej serce należy do Tamlina, to nie potrafi wytrzymać na odradzającym się dworze Wiosny. Czuje się jak w złotej klatce. Ubezwłasnowolniona, zapomniana nie ma prawa głosu. Relacje między nią a ukochanym siępogarszają, a nowo powstała Fae coraz bardziej się dusi. Wie, że pobyt w tym zamku ją niszczy i dłużej tak nie wytrzyma. Zdeterminowana postanawia uświadomić Tamlinowi, że należy się jej wolność, ale życie pisze różne scenariusze. W dniu ślubu książę dworu Nocy pojawia się i przypomina dziewczynie o umowie, którą zawarli. Feyra musi z nim spędzać tydzień w miesiącu do końca swojego istnienia. Rhysand jest najbardziej okrutnym władcą, który kiedykolwiek istniał i pragnie dziewczyny. Tej umowy nie można zerwać, a młoda Fae musi poradzić sobie na nowym dworze. Z czasem zaczyna dostrzegać w Rhysandzie coś więcej, ale czy zaryzykuje swoją miłością, by dowiedzieć się prawdy o księciu Nocy? Czy uratuje swój związek z Tamlinem?
Wojna nadciąga, a Feyra musi podjąć najtrudniejszą decyzję w swoim życiu...
,,-Są różne rodzaje ciemności - powiedział Rhys. Nie otworzyłam oczu. - Jest ciemność, która przeraża; ciemność, która koi; ciemność, która daje odpoczynek. - Wyobraziłam sobie każdą z nich. - Jest ciemność kochanków i ciemność skrytobójców. Staje się tym, czym jej nosiciel chce, żeby się stała; czym potrzebuje, żeby się stała. Sama z siebie nie jest ani zła, ani dobra."
,,Dwór Mgieł i Furii" to wstrząsająca, poruszająca, wciągająca powieść, która raz po raz niszczyła moje serce. Wiem, że możecie mieć dosyć pieśni pochwalnych dotyczących bardzo promowanych powieści, ale moja recenzja nie może być inna. Nie wiem, jak Sarah J. Maas to zrobiła, ale nie potrafiłam się oderwać od kontynuacji historii Feyry. Z jednej strony pragnęłam jak najszybciej poznać zakończenie, a z drugiej odrywałam się na parę minut, by móc dłużej przeżywać te momenty, które wstrząsnęły moją duszą. Fenomenalnie napisana, pełna emocji, mistrzowsko zakończona - ta książka jest jedną z najlepszych wydanych w 2017 roku. Opowiada o odkrywaniu wewnętrznej siły, uwalnianiu się z kajdan niewoli, walce o lepszą przyszłość, poszukiwaniu prawdziwej miłości, poświęceniu dla rodziny i ojczyzny. Ukazuje, że pierwsza miłość i dobrobyt wcale nie dają szczęścia, a dopiero pożądanie i zaufanie sprawiają, że to uczucie okazuje się nierozerwalne. Autorka podkręciła akcję o wiele stopni. Nie spodziewałam się, tak świetnie skonstruowanej i poruszającej struny duszy powieści. ,,Dwór Mgieł i Furii" jest jak czekolada - uzależnia i przyciąga, by porwać w ramiona i nigdy nie puścić. Kreacja bohaterów zachwyca, a ich historie sprawiają, że łzy cisną się do oczu. Piękna, odważna, spektakularna - tak mogłabym ją określić. Nie mogę się doczekać trzeciego tomu. Nie wiem, co jeszcze wymyśli pani Maas i trochę się tego boję, bo wiem, że lubi szokować. Czasami nadchodzi taki moment w życiu czytelnika, kiedy zaczyna rozumieć, że postać, której nie potrafił zrozumieć, tak naprawdę nosi maskę, a wtedy przepada bez reszty. Seksowna, śmiała, niezwykła - musicie ją przeczytać!
,,-Myśl za myśl - zaproponowałam. - Tylko proszę, bez żadnych ćwiczeń.Zachichotał, opróżnił kieliszek i odstawił go na tacę. Potem przyglądał się, jak pociągam solidny łyk z mojego.-Tak sobie myślę - powiedział, gdy oblizałam dolną wargę - że gdy patrzę na ciebie, czuję się, jakbym umierał. Jakbym nie mógł zaczerpnąć oddechu. Myślę sobie, że pragnę cię tak bardzo, że przez sporą część czasu, gdy jestem przy tobie, nie mogę się skoncentrować, a ten pokój jest zbyt mały, abym mógł ci dać odpowiednią rozkosz. Zwłaszcza ze skrzydłami."
Feyra od zawsze pragnęła spokoju i bezpieczeństwa. Śmierć matki, choroba ojca i siostry, którym musiała zapewnić pożywienie, odbierały jej radość życia. Kiedy w jej życiu pojawił się Tamlin, z chęcią wskoczyła w jego objęcia. Waleczna, nieufna dziewczyna po pokonaniu Amaranthy stała się cieniem samej siebie. Nie wie, jak posługiwać się nową mocą. Jej stosunki z ukochanym cały czas się pogarszają, a jego nadmierna kontrola sprawia, że dziewczyna tonie. Kiedy musi spłacić swój dług w stosunku do Rhysanda, odżywa. Na dworze Nocy może być, kim chce. Odzyskuje ikrę i pierwszy raz ukazuje swoją prawdziwą twarz - odważnej, sarkastycznej dziewczyna, która nie wystrzega się walki. Nie spodziewałam się, że aż tak polubię jej postać. Mam wrażenie, że to nie jest ta sama osoba, którą spotkałam w ,,Dworze Cierni i Róż". Tamlin po wygranej staje się opiekuńczy. Pragnie chronić Feyrę przed jakimkolwiek niebezpieczeństwem, czym tłamsi jej energię. Apodyktyczny, waleczny mężczyzna nie potrafi poradzić sobie ze swoimi demonami. Rhysand od początku był jedną z moich ulubionych postaci. Książę dworu Nocy, który pod maską chłodu i bezwzględności skrywa oblicze dobrej, pełnej współczucia osoby, która ryzykuje własnym życiem dla istot, które kocha. Nie mogę zbyt wiele wam zdradzić, ale przygotujcie się na istny rollercoaster. W drugim tomie nowej serii pani Maas pojawia się wiele postaci, które zasługują na małą wzmiankę. Kasjan to istna petarda. Wybuchowy, sarkastyczny wojownik, który nie boi się wyzwań, a zarazem opiekuńczy w stosunku do swoich najbliższych. Podbił moje serce swoją przebojowością i poczuciem humoru. Nesta choć przez wielu może być znienawidzona, dla mnie jest jedną z najlepiej wykreowanych postaci. Chłodna, odważna, waleczna młoda kobieta, która budzi postrach. Mam nadzieję, że w trzecim tomie autorka pokaże czytelnikom więcej rozpoczynającej się relacji między nią a Kasjanem. Azriel to cichy, wycofany, bezwzględny szpieg, z tragiczną przeszłością. Czy istnieje kobieta, która nie chciałaby ukoić jego serca? Mor to istny wulkan energii i radości, a Amrena, choć wycofana i tajemnicza tak naprawdę jest dobrą istotą. Naprawdę ciężko jest mi pisać tę recenzję, ponieważ emocje po przeczytaniu tej książki nadal nie opadły, a serce nie chce się uspokoić. Mam nadzieję, że trzeci tom zostanie wydany u nas jak najszybciej.
,,Prawda jest niebezpieczna. Prawda jest wolnością. Prawda potrafi łamać, naprawić i spajać."
,,Dwór Mgieł i Furii" to wstrząsająca, seksowna, fantastyczna powieść, po której nadal nie mogę się pozbierać. Każdy kolejny moment tworzy bombę, której wybuch niszczy serce. Magiczna książka przyzywa do siebie. Musicie koniecznie ją poznać. Nie bójcie się tego, ponieważ was zachwyci. Wystarczy zaryzykować i wpaść w głębię ciemności, by wydobyć z niej dobro. Zachwyciła mnie i pozostawiła złaknioną trzeciego tomu. Mroczna, zmysłowa, tajemnicza powieść sprawia, że czytelnik zapada w głęboki sen, z którego nie chce się obudzić. Polecam!
Naprawdę cudowanie bawiłam się podczas lektury ,,Dworu mgieł i furii". To szalenie przyjemna w odbiorze, emocjonująca, przepełniona przygodami i romansem opowieść, w której pisarka wprowadziła szereg fascynujących postaci, których nie sposób nie polubić.
Pierwsza część była dość mdła w porównaniu do drugiego tomu. Mogę szczerze przyznać, że Dwór mgieł i furii zrobił robotę i jest świetnie napisanym ciągiem dalszym. Od początku coś się dzieje i nawet przydługie opisy czy powtarzające się słowa Feyry nie są wystarczające by zniechęcić do czytania tego tomu.
Wydarzenia z pierwszego tomu złamały dziewczynę doszczętnie a jej partner, książę Dworu Wiosny nie potrafił tego dostrzec. Pozostawił ją nie tylko samej sobie ale też na pożarcie starej przyjaciółce, kapłance Iancie, która od początku zyskała moją niechęć. Autorka tak ją przedstawiła, że od razu można wyczuć, że będą z nią problemy. I defakto tak było.
Od ślubu ratuje Feyre Rhys, który zdawać by się mogło, że naigrywa się z Tamlina a dziewczynie gra na nerwach ale jego zachowanie nie jest takie oczywiste. Gdy przyjrzymy się temu jak on traktuje stworzoną istotę, gołym okiem widać, że różni się to od zachowań księcia Dworu Wiosny. Rhys zdaje się martwić o to jak złamana psychicznie jest dziewczyna, naciska na nią by się podniosła. On ją po prostu zauważa i słucha. Czara goryczy się przelewa gdy ukochany zamyka ją jak więźnia na Dworze Wiosny, panika, złość, gniew przywołuje Rhysanda, który od tej pory w zasadzie nie odstępuje dziewczyny, zbliżają się do siebie. I ten z pozoru czarny charakter, okazuje się tym najbardziej prawdziwym i wartym uwagi.
Autorka świetnie przedstawia magię. Wszystko ze sobą współgra. Dla mnie to ciut nie majstersztyk. Naprawdę wciągająca powieść. Cieszę się z rozwinięcia. Tu się ciągle coś działo.
Jeśli zastanawiacie się czy po nią sięgnąć, bo owszem, pierwszy tom był mizerny, to tutaj nie będziecie się nudzić.
"[...] To Ty decydujesz o swoim losie,to Ty podejmujesz decyzje.Nie ja. Wybrałaś wczoraj.Będziesz wybierała każdego dnia.Zawsze."
Drugi tom stworzonej przez Sarah Maas serii wciąga czytelnika w jeszcze bardziej baśniowy klimat. Otwierają się przed nami drzwi do niemal całego Prythianu. Klimat w tym tomie staje się gęsty niczym cienie otaczające jednego z bohaterów - Azriela. Autorka rozbudowuje wątki, które jak się okazuje oglądaliśmy wcześniej przez dziurkę od klucza, a teraz drzwi otworzyły się na oścież, abyśmy dalej odkrywali przygodę wśród krain fae i ludzi. Bohaterami targają skrajne emocje od euforii po łzy i rozpacz. Jednocześnie każde z nich jest na swój sposób wyjątkowe. Sarah Maas nie używa przy ich kreowaniu kalki. Zakończenie książki jak zwykle silnie wpływa na czytelnika i pozostawia niedosyt i nasuwające się pytania o to, jak dalej potoczy się ta przygoda.
Zakochałam się w tym magicznym świecie, w którym nic nie jest oczywiste. W świecie, który łączy ze sobą dobro i mroczne zło. W świecie, w którym wszelkie życie dzieli się na rasy i klasy społeczne. W świecie, który został uratowany przez Feyrę. Walka z Amaranthą to dopiero początek. Władca Hybernii szykuje swoją armię do wojny.
Przez tydzień towarzyszyłam bohaterom w ich zmaganiach z wrogami. Razem z nimi odczuwałam chwile radości, ekstazy, poczucie porażki, ból i strach. Kibicowałam im na każdym kroku wierząc nieubłaganie, że dobro wygra ze złem, że w końcu wszyscy staną się wolni i równi. Czy tak będzie?
Gdyby nie @justus_reads to z pewnością nawet bym tej serii nie zaczęła. O ile fantastyka jest ostatnim gatunkiem po który sięgam, to Dwory okazały się fantastyczną odskocznią od rzeczywistości. Jeśli jeszcze nie czytaliście, to oczywiście polecam.
Feyra zobowiązana jest wywiązać się z umowy i jednocześnie nauczyć się żyć jako Fae. Musi jednak dokonać wyboru komu może zaufać. Tamlinowi czy Rhysandowi.
Jednakże nad Prythian nadciąga kolejne niebezpieczeństwo - król Hyberni.
O fabule nie można zdradzić zbyt wiele, ponieważ byłby to zbyt wielki spoiler. Więc przejdźmy do bohaterów. Dostajemy porcje nowych bohaterów z Dworu Nocy, między innymi : Azriela, Kasjana, Amrenę i Morrigan. W tej części wreszcie poznajemy inne Dwory. Cieszę sie, że w tej części wreszcie ukazuje się nam oblicze prawdziwego Rhysanda, ktory skrywa się pod maską księcia Dworu Nocy. Jednak strasznie nie pasowała mi ta nagła zmiana zachowania Tamlina, chociaż podczas Święta Wiosny w pierwszym tomie zachował się, jak kretyn. Ten tom jest o wiele lepszy od wczesniejszego. Naprawdę warto przeczytać tą cegiełeczkę. :)
Droga do tronu Terrasenu dopiero się rozpoczęła. I choć młoda królowa z każdym dniem coraz lepiej poznaje potęgę swojej magii, to wie, że nie wygra...
Siedemnastoletnia Celaena jest wyszkolonym zabójcą, jednym z najlepszych, ale popełniła fatalny błąd. Została złapana i skazana na dożywotnią niewolniczą...
Ocena: 6, Przeczytałam, Mam, 52 książki 2023,
Okładka książki tym razem dominuje w odcieniu niebieskiego. Widzimy fragment prawdopodobnie Feyry, naszej głównej bohaterki. Ma wytłuszczone i wytłoczone napisy, dodatki śliskie, a ogólnie jest w dotyku satynowa. Nie posiada skrzydełek, które miałyby ją chronić przed uszkodzeniami mechanicznymi. Stronice są kremowe, czcionka wystarczająca dla oka. Została podzielona na rozdziały. Marginesy i odstępy między wersami zostały zachowane. Literówki się zdarzyły, ale nie przeszkadzały w czytaniu. Jest to pokaźny grubasek, liczący ponad siedemset pięćdziesiąt stron.
"Są różne rodzaje ciemności(...) Jest ciemność, która przeraża; ciemność, która koi; ciemność, która daje odpoczynek(...) Jest ciemność kochanków i ciemność skrytobójców. Staje się tym, czym jej nosiciel chce, żeby się stała; czym potrzebuje, żeby się stała. Sama z siebie nie jest ani zła, ani dobra."
Moje drugie spotkanie z piórem autorki. Bardzo dużo czasu minęło od lektury pierwszego tomu... Niemniej jednak cieszę się, że zapolowałam na tę serię i zechciałam ją sobie kupić, by sprawdzić, czy tylko pierwsza część była dobra, a reszta niekoniecznie... I tak na mojej półce znalazły się cztery tomy. Pierwszy znam i czytałam, zabrałam się za drugi... I o matko...
Pióro jest niezwykle lekkie i przyjemne, bez jakichkolwiek blokad podczas czytania. Stronice znikają zbyt szybko... Od pierwszej strony zostałam wciągnięta w wydarzenia, w świat - jaki Maas stworzyła. Nie potrafiłam się oderwać - choć często musiałam, jest obszerna, a ja nie miałam zbyt wiele czasu by czytać ją ciągiem. Z przykrością się odrywałam, a jak już powracałam do lektury, to świat znikał i zostałam tylko ja i Dwór... Co to była za przygoda!
Ja i fantastyka to coś prawie nie mającego prawa bytu, a jednak! W ostatnim czasie powolutku przekonuje się do tego gatunku... Czytam coraz więcej, ale nie przesadzajmy - bo nie są to zbyt duże ilości. Mam serie z tego gatunku, które lubię i mam na półce, ale i też mam pojedyncze części, które nie są skończone, bo nie miałam ich w danym czasie przeczytać, więc do nich powracam...
Ogólnie, to jestem zachwycona kunsztem pisarki. Jest tak bogaty w słownictwo, w opisy... Ja naprawdę czytałam jak oczarowana i z trudem odrywałam się od poznawania kolejnych rozdziałów.
"- On mnie kochał... wciąż mnie kocha, Rhysandzie.
- Problemem nie jest to, czy cię kocha, tylko jak bardzo. Za bardzo. Miłość potrafi być trucizną."
Feyra to dziewczyna, która jest w potrzasku. Czuje, ale też wie, czego chce od życia. Przez pewien czas zaciska zęby, ale to musi się skończyć, bo nie jest w stanie dłużej żyć w zamknięciu, niczym złotej klatce... I w końcu jej los się odmienia, jest jak wypuszczony ptaszek na obcych polach. Ma możliwość podejmowania decyzji i czynnym udziale w wydarzeniach, na które ma jakikolwiek wpływ. A w jej przypadku jest on dosyć ważny...
Podziwiałam ją jako bohaterkę pełną odwagi, determinacji... Jasna sprawa, miała słabsze momenty jak każdy z nas... Ale ciągle mówiła to, co czuje. Nie ukrywała, nie kłamała, a przynajmniej nie ciągle, bo zdarzyło się jej grać. Jej niewyparzony język i cięte odzywki powodowały niejednokrotnie uśmiech na moich ustach. Bardzo ją polubiłam i trzymałam kciuki, by cały czas znajdowała w sobie pokłady siły, bo były jej niezmiennie wciąż potrzebne...
Mamy tutaj przez kilka chwil Tamlina, który... Od samego początku irytował mnie jak mało kto. Nie mogłam znieść jego apodyktycznego zachowania, który krzywdził. Znienawidziłam go. Mimo wszystko.
A Rhys... chyba już rozumiem dziewczyny, które piszą o książkowych mężach. Rhysand jest kandydatem numer jeden. Mimo swojego blokady na innych ludzi, o specyficznym charakterze, nadal powoduje na samo wspomnienie uśmiech i błogość. Podobała mi się jego postawa, a co więcej, chciałam się dowiedzieć, jaki jest głęboko ukryty on. Co ukrywa, co przeszedł... To bardzo mnie interesowało, a jest dosyć zamkniętym facetem, więc musiałam się naczekać, kiedy poznałam przeszłość. Tak jak i Feyra - bardzo mi przypadł do gustu. Już nie mogę się doczekać, aż zapoznam się z kolejnym tomem, który z pewnością dostarczy mi wielu emocji - tego jestem pewna.
Autorka wykreowała rewelacyjnie postacie, dobre i złe charaktery. Ludzi i postacie fantastyczne, które mnie zachwycają swoimi umiejętnościami. Jestem pewna, że i Wam przypadną oni do gustu.
Co ważne, czułam wszystko to, co czuli bohaterowie i to... złamało mnie. Sprawiło, że oceniłam ją 10/10, na maksymalną liczbę, bo tak mnie emocjonalnie sponiewierała. Czułam wszystko co Feyra, co Rhys... Działo się tutaj tak wiele, a jeszcze te emocje, które były tak wyczuwalne... Oh, droga autorko - wykonałaś kawał dobrej roboty! Nie każdy pisarz potrafi przebić się przez moją skorupę, a jej się udało. Sprawiła, że bohaterowie tak mocno zapisali się w mojej głowie, że na okrągło o nich myślałam. Ba, nawet o nich śniłam, a to już zdarza się bardzo rzadko, praktycznie nigdy. Relacja, jaka łączyła tych dwoje była paletą emocji - od pozytywnych do negatywnych, niczym karuzela. Serwowała nam je wtedy, kiedy chciała i miała mnie, jako czytelnika w garści. Sprawiła, że dławiłam żal, czułam, jak smutek oplata mnie całą. Ból, nieznośny palił w każdej cząstce ciała... Poczułam również elektryzujące emocje między postaciami w książce, czułam szczerość, miłość, przywiązanie, przyjaźń... A najważniejsze jest to, że między wersami autorka uderza nas między oczy. Przechwytuje prawdziwe wartości, zakrywając je szatami fantastyki...
"Zamarł, gdy ujęłam go za dłoń i narysowałam palcem na jej grzbiecie gwiazdę (...) Zacisnął palce na mojej dłoni, uniosłam wzrok. Uśmiechnął się do mnie. Z lśniącym pyłem na policzku wyglądał tak nieksiążęco, że również wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, co zrobiłam, dopóki jego uśmiech nie zanikł i nie rozchylił lekko ust.
- Uśmiechnij się jeszcze raz - wyszeptał.
Nie uśmiechnęłam się do niego. Nigdy. Ani się w jego obecności nie roześmiałam. (...) A potem...
Ten mężczyzna przede mną...mój przyjaciel... Za wszytko, co zrobił, nigdy nie obdarzyłam go uśmiechem. Nawet kiedy właśnie... Właśnie coś namalowałam. Na nim. Dla niego.
Chciałabym... chciałabym znów coś namalować.
Zatem uśmiechnęłam się do niego szeroko i bez skrępowania.
- Jesteś niesamowita - wyszeptał."
Akcja była niezmiernie dynamiczna. Były momenty, gdzie opisy czy długie dialogi dominowały nad akcją, niemniej jednak nie nudziło to czytelnika, bo przynosiło to fakty, informacje, które chcieliśmy wiedzieć. Nie sposób zasnąć przy niej, nie przy takiej opowieści. Jest to historia napisana na wysokim poziomie, boję się, że trzeci tom może być słabszy? Że się rozczaruję? Oby nie... Pozaznaczałam kilka fragmentów, które mocno wryły się do mojej głowy... A jak czytacie moje recenzje to wiecie, że jak już zaznaczać fragmenty, to historia naprawdę narobiła mi bałaganu w głowie i jest przeważnie w 90% warta uwagi.
Wykreowany świat jest niebezpieczny. Podły. Bohaterowie są fałszywi i dwulicowi. Nigdy nie wiadomo, z której strony i od kogo można spodziewać się niebezpieczeństwa...
Mamy też sceny erotyczne, które moim zdaniem nie są obleśne. W moim odczuciu są po prostu dodatkiem, odbiciem emocji, pragnień bohaterów i czyta się je dość płynnie, chociaż rumieniec na naszych policzkach, jak najbardziej może się pojawić. Chociaż odnoszę wrażenie, że prędzej podczas flirtu ten rumieniec się u mnie pojawiał. ;) To było takie urocze, zabawne... ;)
Jeden ze światów - Velaris - był... idealny. Bardzo je polubiłam. Pokochałam tę książkę również za więź - to było coś unikatowego, tak ważnego, tak pięknego...
Reasumując, chcę Wam polecić z całego serca ten tom. To jest MAJSTERSZTYK. Koniecznie zapoznajcie się z pierwszym tomem, następnie kolejnym i nie bójcie się objętości. Płynie się przez stronice bardzo szybko. Niejednokrotnie sama odkładałam ją na bok, bo nie chciałam się z nią jeszcze rozstawać... Ale to było gorsze, bo cały czas w mojej głowie przewijały się domysły... REWELACJA. Kocham tę książkę, te emocje w niej. Jest WYJĄTKOWA. Musicie przeczytać, ja polecam, całą sobą.