Nowa powieść wybitnego reżysera i pisarza, autora bestsellerowego "Egzaminu z oddychania". Utrzymana w powściągliwym a jednocześnie intensywnym klimacie przypominającym film Jane Campion "Fortepian".
Opowieść o miłości, ale niechcianej; pamięci, która jest zbyt natrętna; pokusach, które przerażają i o człowieku, który jest tajemnicą. Od dzikiej Afryki, po samotny dom ukryty w lesie. Od wielkich przemian w dziejach ludzkości, po skromną wiejską historię losu jednego dziecka. Kolejny raz Jan Jakub Kolski każe swoim czytelnikom odbyć podróż po świecie pełnym tak niesprawiedliwości jak i piękna. Ale także podróż po meandrach ludzkiej natury. Zderza ze sobą małość i wielkość człowieka, jego siłę i słabość, moralność i deprawację.
Marianna ma trzydzieści jeden lat, jest jedną z najładniejszych boromeuszek w klasztorze, ma niebieskie oczy, czarne włosy, zrośnięte brwi i jasną cerę. Opiekuje się chorymi w szpitalu, pielęgnuje ich, wysłuchuje losów... O świcie zachodzi do kościoła, aby uwielbić wiszący w transepcie wizerunek Jezusa - pięknego, smukłego, ciemnoskórego i... budzącego w niej nieprzyzwoite podniecenie. Kiedy postanawia uciec z klasztoru, wykrada święty obraz i zabiera ze sobą. Trzy miesiące później, w poszukiwaniu pracy, staje u drzwi Fryderyka, mieszkającego w leśnej chacie mężczyzny - ekscentrycznego samotnika, czarniawego, barczystego i nieprzyjemnego, z zapisaną w oczach mieszaniną mądrości i okrucieństwa. Nieliczni, którzy o nim wiedzą, nazywają go nauczycielem muzyki. Dwadzieścia lat temu przyjechał z Afryki. Co kazało mu uciekać z Kenii? Czy dwanaście słów, za pomocą których na co dzień się porozumiewają, wystarczy, by poznali swoje historie?
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 2013-10-23
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 240
,,Bycie sobą jest nieuniknione i wkurwiające, ale nie ma przed nim ucieczki..." Mówi o sobie First, bo nie tylko jako pierwszy...
Zmysłowa opowieść o miłości absolutnej. Ona, Muszelka, jako dwunastoletnia dziewczynka zagrała w jednym z jego filmów. Już wtedy wiedziała, że go kocha...
Przeczytane:2013-11-01, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2013, Mam,
Gdybym miała wymienić ulubionych polskich reżyserów, Jan Jakub Kolski bez wątpienia znalazłby się w czołówce. Zauroczona Jasminumobejrzałam kilka innych jego filmów i zakochałam się w tej nieco magicznej stylistyce na zabój. Kolski czaruje, opowiada niesamowite historie. Jego bohaterowie to zwykli ludzie, w ich opowieściach, można odnaleźć siebie, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydają się dotyczyć spraw zupełnie różnych od naszej codzienności. Obrazy Kolskiego na długo pozostają w pamięci, zarówno fabuły, jak i poszczególne sceny, które namalowane z niesamowitą precyzją dotykają wrażliwości widza. Poetyckie, liryczne, magiczne - takie jest kino tworzone przez reżysera. Jednak nie tylko świat filmu pasjonuje twórcę Jańcia Wodnika. Kolski próbuje swych sił jako pisarz.
Pobyt na Targach Książki w Krakowie uzmysłowił mi, że pisać może każdy i wielu z tej możliwości korzysta. Piszą pisarze, dziennikarze, podróżnicy, wykładowcy, aktorzy, kucharze, styliści, piłkarze, chemicy, architekci, psychoterapeuci, celebryci. Efekt? Różny. Nie każdy, kto jest dobry w tym, co robi zawodowo, potrafi równie sprawnie władać piórem. Z obawą podchodzę do kolejnych książek, które atakują z okładki znanymi twarzami. Nie wątpię, że każdy z nas ma do opowiedzenia jakąś historię, wątpię jednak w to, czy wszyscy ja opowiedzieć potrafią. Egzamin z oddychania Jana Jakuba Kolskiego, nie spotkał się z wielkim entuzjazmem czytelników. Sama świadomie tę książkę pominęłam, wychodząc z założenia, że lepiej pozostać przy zachwycie nad filmami, niż z rozczarowaniem kartkować powieść. A jednak, gdy na rynku pojawiła się najnowsza książka reżysera, Dwanaście słów, nie mogłam się powstrzymać, by do niej nie zajrzeć. Marianna nie była brzydka. Miała trzydzieści jeden lat, niebieskie oczy, czarne włosy, zrośnięte brwi i jasną, klasztorną cerę. Prawdę mówiąc, była jedną z ładniejszych boromeuszek w klasztorze, ale o tym nie wiedziała. Opiekowała się chorymi w szpitalu, była pielęgniarką, więc nie miała zbyt wiele czasu na przeglądanie się w lustrze. Zresztą światła nie starczało o trzeciej pięćdziesiąt, ani o żadnej innej godzinie. Życie Marianny składa się z modlitw i wysłuchiwania historii opowiadanych przez otaczanych opieką chorych. Cudze słowa, cudze opowieści. Cudzy żywot, który bohaterka chłonie intensywnie. Brak w boromeuszce woli prowadzenia klasztornego życia. Ma w sobie kłąb zakazanych emocji. Wymyka się z celi, wiedziona podnieceniem i nieprzyzwoitą myślą. Wielbiąc wizerunek Chrystusa ciałem i duszą, ma świadomość tego, że grzeszy, lecz z wiedzy tej nic nie wynika. Któregoś dnia zawija święty obraz w chustę, chowa pod habitem i ucieka z klasztoru.
Równo w trzy miesiące od tego poranka, miała stanąć naprzeciw drzwi człowieka nie mniej ukrzyżowanego, mieszkającego w leśnej chacie, z daleka od celów, które sobie niegdyś wyznaczył. Ci, którzy o nim wiedzieli, nazwali go nauczycielem muzyki. Kim jest ów nauczyciel dla naszej bohaterki? Skąd ten upór, by znaleźć się w jego pobliżu? Kolski długo pozostawia te pytania bez odpowiedzi, co rusz serwując nie do końca czytelne sceny z życia Marianny. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, by zrozumieć motywację kobiety. Ile słów potrzebujesz, by wyrazić siebie? By przekazać istotę tego, co masz do powiedzenia? Obliczyłem, że dwanaście w ciągu dnia wystarczy, żeby się w pełni porozumieć ze światem - mówi nauczyciel, Fryderyk Greszel, przyjmując pod swój dom służącą. Długo się tej zasady trzyma, aż przychodzi dzień, gdy opowiedzenie historii swego życia, okaże się niemożliwe przy użyciu tak ograniczonej liczby wyrazów. W pewnym momencie można dojść do wniosku, że dwanaście słów wystarcza do momentu, w którym chce się wyciągnąć na światło dzienne prawdę. Grając, można jedynie otrzeć się o narzucony limit, szczerość wypływa z człowieka potokiem zdań. Czyżby wytyczenie granicy miało powstrzymać przed wylewnością kończącą się odsłonięciem wnętrza, uczuć, emocji, czułych punktów, prawdziwego oblicza? Dwanaście słów, jak głosi nota wydawcy, to małość i wielkość, siła i słabość, moralność i deprawacja, przebaczenie i grzech. Skrajności, przeciwieństwa, bieguny, których zderzenie doprowadzić może do nieszczęść cudzych, szczęść własnych, a może na odwrót? Jedno jest pewne, nic tu się nie dzieje bez przyczyny, wszystko jest środkiem do celu lub efektem wydarzeń z przeszłości. Marianna ma swoje powody, by znaleźć się pod jednym dachem z nauczycielem. Fryderyk nie bez przyczyny ucieka w ciszę, a ludzi traktuje z dystansem, choć jednocześnie nie stroni od spełniania swych seksualnych fantazji. Seksualne napięcie jest w tej książce stale obecne, jakby bohaterowie w zaspokajaniu swych potrzeb znajdowali ucieczkę od nieudanego życia. Sceny rozkoszy bywają kontrowersyjne, nie każdemu spodoba się wizja zakonnicy masturbującej się przed świętym obrazem. Czy Kolski przekroczył granicę dobrego smaku? To już kwestia indywidualnego podejścia do tematu. Powieść reżysera Jańcia Wodnika to paleta dobrze znanych wszystkim emocji, towarzyszących odkrywaniu przeszłości, budowaniu przyszłości i teraźniejszej walce o pogodzenie własnej tożsamości z tą przygarniętą na potrzebę realizacji określonego celu. Podczas lektury Dwunastu słów, kilkakrotnie nasunęła mi się myśl, że Jerzy Pilch opowiedziałby tę historię z większym wyczuciem słowa, precyzyjniej, celniej. Na pewno inaczej, w nieco łagodniejszej formie, dzięki czemu przekonałby do niej więcej czytelników. Czy to oznacza, że Jan Jakub Kolski się nie sprawdził w roli opowiadacza, prowadząc swych bohaterów po papierze, nie zaś przed kamerą? Absolutnie nie, choć nieco mi zabrakło tej magii, którą wyczuwam w jego filmach, na próżno szukając jej w książce. Autor nie bawi się w subtelności, stawiając na naturalistyczne sceny. Kolski-reżyser i Kolski-pisarz, to dwie różne postaci i choć obydwaj doskonale potrafią oddać emocje bohaterów, obaj potrafią uwypuklić niezwykłość historii zwykłych ludzi w ich naturalnym, często niezbyt pięknym świecie, to jednak dopiero przenosząc historie na ekran, gdzie nie tylko fabuła jest istotna, ale dużą rolę odgrywa poetycki obraz, gra świateł i muzyka, Kolski tworzy dzieło zwalające z nóg. Jestem przekonana, że idąc na Dwanaście słów do kina, wyszłabym z seansu zachwycona. Mam do dyspozycji dwanaście słów, a do wyrażenia cały wszechświat odnowionych emocji.