Taką historię mógłby wymyślić tylko NICHOLAS SPARKS.
A jednak wydarzyła się naprawdę.
Liz i Matt byli w sobie zakochani jak mało kto na świecie. Kiedy dowiedzieli się, że będą mieli dziecko, oszaleli ze szczęścia. Jednak tego samego dnia, kiedy na świat przyszła ich córeczka, Liz odeszła.
Matt został sam z malutką Maddy. 1 807 gramów, 43 centymetry i 78 milimetrów postawiło jego świat na głowie. Maddy wymagała absolutnego poświęcenia, absolutnej miłości. Chłopak, który jeszcze do niedawna marzył o pisaniu piosenek, stanął przed ogromnym wyzwaniem opieki nad małym dzieckiem.
W zamian jednak malutka Maddy podarowała ojcu najcenniejszy dar – radość i nadzieję, jakie dostają tylko ludzie, którzy mają dla kogo żyć.
***
"Dwa pocałunki" to wzruszająca, łamiąca serce i dająca siłę prawdziwa historia ojca, który stracił wszystko, aby zyskać jeszcze więcej.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2017-10-20
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 352
Tłumaczenie: Hanna de Broekere
Przeczytane:2021-10-26, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2021 roku,
"Dwa pocałunki" Matthew Logelin to opowieść o miłości i stracie. Historia, która wydarzyła się naprawdę. Autor napisał tę książkę jako hołd dla swojej ukochanej żony Liz, która zmarła tuż po porodzie.
Liz i Matthew poznali się i zostali parą gdy mieli po osiemnaście lat. W czasie studiów każde z nich mieszkało w innym mieście. Choć nie było to łatwe utrzymywali związek na odległość. Mimo to przetwali i cały czas byli razem. W końcu zdecydowali, że pora zamieszkać wspólnie. Liz pracowała, zdobywała doświadczenie, awansowała. Ze względu na pracę często podróżowała. Była młodą, inteligentną, ambitną i pracowitą kobietą. Rozsądnie i odpowiedzialnie myślała o przyszłości. A Matthew? No cóż. Trzeba przyznać, że miała do niego anielską cierpliwość. Mężczyzna był jakby jej przeciwieństwem. Nie spieszyło mu się do podjęcia jakiejkolwiek pracy. Był jak bujający w obłokach mały chłopiec, który nie chce dorosnąć. Był leniem. Liz musiała nalegać aby w końcu znalazł pracę, musiała popychać go do jakiegokolwiek działania. Tak naprawdę to ona w tym związku "nosiła spodnie". Gdy Matthew nareszcie się ogarnął i oboje pracowali zdecydowali się na ślub, kupili wymarzony dom, planowali wspólną szczęśliwą przyszłość. Oboje szaleli z radości gdy okazało sie, że Liz jest w ciąży. Niestety pojawiły się problemy, kobieta źle znosiła ciążę, musiałą leżeć, trafiła do szpitala. Najważniejsze było zdrowie ich córeczki, więc Liz dzielnie znosiła wszystkie dolegliwości. Mimo przestrzegania zaleceń lekarza okazało się, że konieczne jest cesarskie cięcie. Madeline przyszła na świat jako wcześniak. Była bardzo malutka, tylko 1087 gramów i 43 centymetry, trafiła do inkubatora. Na szczęście była zdrowa, jej stan był dobry. Liz i Matt byli przeszczęśliwi. Matt od początku chodził na oddział wcześniaków opiekować się córeczką. Liz po porodzie musiała odczekać kilka godzin, aby móc udać się do córeczki i wziąść ją na ręce. Gdy w końcu nadeszła ta chwila, Liz z pomocą pielęgniarek i Matta wstała z łóżka. Po zrobieniu kilku kroków zasłabła. Rozpoczęła się dramatyczna walka o jej życie. Niestety Liz zmarła,27 godzin po porodzie. Nie zdążyła przytulić swojej ukochanej córeczki. Matt, cała rodzina i przyjaciele, wszyscy byli zszokowani i zrozpaczeni. W ciągu 27 godzin Matt doświadczył cudu i szczęścia narodzin oraz śmierci i rozpaczy. Nagle został sam w bólu i żałobie, z ogromem spraw do załatwienia i z odpowiedzialnością za opiekę nad noworodkiem.Mimo całego przerażenia i rozpaczy jaką czuł postanowił w tamtym momencie, że zostanie dla Maddy najlepszym ojcem na świecie. Na szczęście mógł liczyć na pomoc rodziny i licznych przyjaciół. Czytając kolejne rozdziały dowiadujemy się jak Matt odnalazł się w nowej, obcej rzeczywistości. Czy poradził sobie z opieką nad maleńką Maddy?
Trudno jest oceniać książkę, która jest opisem autentycznych wydarzeń z czyjegoś życia. Bo jak ocenić książkę nie oceniając bohaterów? Z drugiej strony czy mamy do tego prawo aby ich oceniać? Matthew Logelin, jak sam podkreśla, nie jest pisarzem. Mimo to książkę czyta się naprawdę dobrze. Bez wątpienia jest to tragiczna historia, która pogrążyła w bólu i rozpaczy wielu ludzi. Autor wielokrotnie podkreślał, że każdy ma prawo przeżywać żałobę po swojemu i ludzie nie powinni tego oceniać. Jednocześnie wydając tę książkę musiał zdawać sobie sprawę, że wystawi się na ocenę, nawet jeżeli nie będzie ona wyrażona wprost. Nikt nie jest w stanie przygotować się na taką sytuację. Ludzie różnie reagują i różnie radzą sobie ze stratą i żałobą. Jednak forma w jakiej Matt przeżywa żałobę nieco mnie drażni. Momentami jak gdyby zapominał, że nie tylko on cierpi po stracie Lizz. Momentami jak gdyby na pokaz. Jak dla mnie dwa pogrzeby to przesada. Pisanie bloga było ok, było jakby terapią po stracie żony. Dyskusje na forum dla rodziców też były dobrym pomysłem. Znalazł tam wsparcie i mase cennych porad dzięki którym mógł jeszcze lepiej radzić sobie z opieką nad Maddy. Niestety wydaje mi się, że po pewnym czasie blog przestał być terapią, a stał się marketingowo opłacalnym interesem. To smutne. Być może się mylę ale takie są moje odczucia po przeczytaniu książki. Całe szczęście i plus z tego taki, że Matt zaczął dzielić się z innymi tym co sam otrzymywał. Mężczyzna dzieli się dobrem i wspiera innych ludzi. I za to dla niego wielki szacunek. Trzeba przyznać, że Matt sprostał zadaniu i jest dla Maddy wspaniałym ojcem. Myślę, że Liz byłaby z niego dumna widząc jak sobie radzi. Mimo, że książka nie wycisnęła ze mnie ani jednej łzy i nie była tak wzruszająca jak głosił opis na okładce, myślę, że warto ją przeczytać. Historia ta napewno skłania do refleksji nad kruchością naszego życia. Uzmysławia nam jak w jednej chwili wszystko może się zmienić, a łzy szczęścia w mgnieniu oka mogą zamienić się w łzy rozpaczy. Uczy nas doceniać zwykłą codzienność i cieszyć się każdym dniem.