Do ostatnich dni

Ocena: 5.8 (5 głosów)

Śmierć o niektórych upomina się dużo szybciej niż o innych. Tak było w przypadku Julie Yip-Williams.

Kiedy miała 37 lat, zdiagnozowano u niej raka w IV stadium rozwoju choroby. Postanowiła wówczas pisać bloga, który stał się podstawą tej książki. Chciała przygotować najbliższych na to, co się dzieje, gdy ciężko choruje ukochana osoba. Opisać, jak wygląda życie ze świadomością rychłej śmierci. Ale też pokazać, jak najlepiej przeżyć czas, który nam pozostał. Julie walcząc z rakiem, przeżyła pięć lat. Do ostatnich dni jest zapisem jej niezwykłej historii.

Julie Yip-Williams przyszła na świat 6 stycznia 1976 roku w Wietnamie. Urodziła się, ważąc nieco powyżej trzech kilogramów. Sporo, jak na wietnamskie standardy, ale nie na tyle dużo, aby zagrażać życiu własnemu i matki podczas porodu. Nic nie zachwiałoby szczęściem młodych rodziców, gdyby nie fakt, że dziewczynka była niewidoma. Kiedy Julie miała dwa lata, całą rodziną wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych i zaczęli układać swoje życie na nowo.

Julie odzyskała częściowo wzrok, ukończyła studia prawnicze na Harvardzie i robiła karierę w jednej z najlepiej na świecie prosperujących kancelarii prawnych. Była żoną przystojnego, błyskotliwego mężczyzny oraz matką dwóch pięknych córek. I wtedy usłyszała diagnozę: nowotwór jelita grubego...

,,Inspirująca i niezwykła... Mądra i poruszająca relacja [Yip-Williamsa] z jej walki z rakiem jest mocnym wezwaniem, z całego serca, do życia"

Publishers Weekly

"Pięknie napisana, poruszająca i pełna współczucia kronika, która zasługuje, żeby każdy ją przeczytał"

Siddhartha Mukherjee (autor ,,Cesarza wszech chorób. Biografii raka")

"Życie Julie Yip-Williams definiowały ciężka praca i niezwykła samodzielność. W tym rozdzierającym dzienniku Julie odsłania swoją wrażliwość, po czym rozbiera na czynniki pierwsze pojęcie zwycięstwa i odbudowuje jego znaczenie. Jej pisanie pochyla się nie tylko nad niepełnosprawnością i chorobą - oraz ich pojmowaniem kulturowym, medycznym czy też literackim - ale i nad miłością, autentycznością, nadzieją, egotyzmem, a nawet gniewem. Nie poznałam Julie, ale z każdą przeczytaną stroną jej książki coraz bardziej ją kochałam"

Lucy Kalanithi

Informacje dodatkowe o Do ostatnich dni:

Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2019-10-02
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN: 9788328712454
Liczba stron: 384
Tytuł oryginału: My Cancer Fighting Journey

Tagi: bóg Literatura faktu

więcej

Kup książkę Do ostatnich dni

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Do ostatnich dni - opinie o książce

Avatar użytkownika - monia89
monia89
Przeczytane:2022-01-26, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, 52 książki 2022,

Julie Yip-Williams przyszła na świat 6 stycznia 1976 r. w Wietnamie. Pół roku wcześniej upadł Sajgon, co oznaczało koniec wojny. Wszystko powinno zacząć się dobrze układać. Jednak szczęście rodziny zostało zakłócone, gdy okazało się, że Julie urodziła się niewidoma. W Wietnamie dziewczynka nie miała żadnych szans na leczenie. Kiedy Julie miała dwa lata całą rodziną wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych i tam zaczęli układać swoje życie na nowo. Dziewczynka została poddana operacji dzięki, której częściowo odzyskała wzrok. Julie była bardzo ambitna i niezwykle pracowita, dzięki czemu mimo swoich ograniczeń prowadziła bardzo udane, satysfakcjonujące i pełne sukcesów życie. Ukończyła studia prawnicze na Harvardzie, a następnie rozpoczęła karierę w jednej z najlepiej na świecie prosperujących kancelarii prawnych. Bardzo dużo podróżowała, miała odwagę wyruszać w podróż samotnie. Zdążyła odwiedzić wszystkie kontynenty zanim ukończyła 30 lat. Odnalazła miłość życia, Josha Williamsa. Wzięli ślub, Julie urodziła dwie córeczki, Mia i Isabelle. Byli bardzo szczęśliwą, kochającą się rodziną. I wtedy Julie usłyszała druzgocącą diagnozę: rak jelita grubego w IV stadium zaawansowania. Szok, przerażenie i tysiące pytań. Julie dość szybko orientuje się co oznacza dla niej ta diagnoza. Wie, że ma naprawdę niewielkie szanse na wyleczenie. Wie,że uratować może ją właściwie tylko cud. To co może zrobić to walczyć o jak najdłuższe życie. Julie rozpoczyna leczenie i zaczyna pisać bloga, gdzie opowiada o swoim życiu, przeszłości, ale przede wszystkim opisuje walkę z chorobą. I właśnie na podstawie tego bloga powstała książka "Do ostatnich dni". Julie odkrywa przed nami historię swojego niezwykłego życia, zdradza nam rodzinną tajemnicę, którą wyjawiła jej matka. Poznanie tej tajemnicy pokazuje, że życie Julie właściwie od początku było cudem. Czytając cały czas towarzyszymy Julie w niezwykle trudnym procesie leczenia. Leczenie, badania, oczekiwanie na wyniki, podejmowanie trudnych decyzji odnośnie dalszego leczenia, to wszystko stało się codziennością Julie. Jednocześnie kobieta cały czas robi wszystko, aby jak najlepiej przygotować męża i córki na swoje odejście. Podejmuje działania, które mają ułatwić życie rodzinie w nowej rzeczywistości już bez niej. Rozmawia nawet z mężem o jego ewentualnej Drugiej Ździrowatej Żonie, jak nazywa kobietę, która zajmie kiedyś jej miejsce przy Joshu. "Do ostatnich dni" zdecydowanie nie jest lekką lekturą. Książka jest pełna emocji: miłość, smutek, strach, żal, rozpacz, nadzieja, tęsknota. Julie pokazuje nam również proces godzenia się z diagnozą, z losem ,ze śmiercią. Uzmysławia nam jak taka diagnoza wpływa na człowieka i jego podejście do wielu spraw. Niedowierzanie, przerażenie, poczucie niesprawiedliwości to wachlarz emocji, który towarzyszy choremu, ale również jego najbliższym. Ta historia uczy nas cieszyć się życiem, tym co mamy. Uczy nas doceniać zwykłą codzienność, czas spędzony z rodziną, przyjaciółmi, bo tak naprawdę nikt z nas nie wie ile mu jeszcze tego czasu zostało. Bo choć na codzień raczej o tym nie rozmyślamy, to śmierć dotyczy każdego z nas i prędzej czy później o każdego się upomni. Myślę, że książka jest naprawdę warta przeczytania. Skłania do refleksji, pomaga zrozumieć co czuje się w obliczu nieuleczalnej choroby. Jest niezwykle emocjonalna, wzruszająca. Owszem można by się przyczepić, że niektóre wątki są w książce opisywane i powtarzane kilkakrotnie. Ale po co? W końcu Julie była prawnikiem, a nie zawodową pisarką. Autorka żyła na swoich zasadach, umierała na swoich zasadach i tak też pisała, jak chciała i czuła. Myślę, że Julie Yip-Williams była niezwykłą osobą. Doświadczeniem i historią swojego życia mogłaby obdzielić co najmniej kilka osób. Mimo ograniczeń wynikających z problemów ze wzrokiem nigdy się nie poddawała, dążyła do wyznaczonego sobie celu, studiowała, podróżowała, pracowała i stworzyła cudowną rodzinę. Na każdym kroku udawadniała siłę swojego charakteru. Była dzielna, odważna, ambitna, pracowita. Była niesamowitą kobietą z niesamowitą historią. Myślę, że rodzina i przyjaciele Julie mogą być z niej naprawdę dumni.

Link do opinii

Są książki i ich tematyki, których choćbym chciała to nie ominę szerokim łukiem. Gdy w zapowiedziach ujrzałam "Do ostatnich dni" czułam, że to jedna z nich. Nie było mowy bym przeszła obok niej obojętnie szczególnie w momencie przeczytania notki z okładki. Ona musiała trafić do mnie i trafić prosto w moje serce. Wiedziałam, że tak będzie, bo choćby nie wiem jak źle napisana była ta pozycja to tematyka walki z nowotworem zawsze będzie mnie boleć i wzruszać, ale i dawać wiarę oraz nadzieję. Pokaże, że ludzie walczą do końca i że ja również mogę walczyć choć z zupełnie czymś innym.

Julie przyszła na świat 6 stycznia 1976 roku w Wietnamie. Niespełna pół roku wcześniej upadł Sajgon co dla mieszkańców oznaczało koniec wojny. Tym sposobem rodzina Yip mogła być jedną z tych niezwykle szczęśliwych. Jednak nie było im to dane, bo okazało się, że dziewczynka przyszła na świat niewidoma. By uciec przed polityczną zawieruchą rodzina uciekła do Stanów Zjednoczonych z planami zaczęcia wszystkiego od nowa.

Julie miała 37 lat kiedy jej życie nareszcie zaczęło się układać. Była pewna, że to jej czas. Ukończyła studia prawnicze na Harvardzie, robiła karierę w jednej z najlepszych kancelarii prawniczych. Miała męża oraz dwie śliczne i kochające córki. Na tym jej szczęście się kończy. Druzgocąca wiadomość, straszna diagnoza i życie wywrócone o 180 stopni - rak jelita grubego i to w IV stadium.

Julie postanawia pomóc rodzinie pogodzić się z jej chorobą, nadchodzącą śmiercią, a także pokazać jak wygląda życie ze świadomością nadchodzącej śmierci. Zaczyna prowadzić bloga, który stał się kanwą do napisania książki pt. "Do ostatnich dni".

Odpowiedzcie sobie na pytanie, jak często narzekacie na swój los. Oraz ile razy powtarzaliście sobie: "Dlaczego ja?", gdy na Waszej drodze pojawiały się problemy i przeszkody? A czy to pytanie stawiacie sobie w naprawdę trudnych momentach życia, czy w każdym, z którym w danej chwili nie umiecie sobie poradzić? I co gdybyście właśnie w tej chwili dowiedzieli się o śmiertelnej chorobie u siebie lub kogoś bardzo bliskiego? "Dlaczego ja?" zaczęło by dzwonić w naszych myślach jeszcze głośniej, częściej i dobitniej. Ale wielu z nas dopiero wtedy zaczyna odnajdywać w sobie pokłady siły i wiary, o jakich nie miał pojęcia.

Walka, którą człowiek wtedy podejmuje trwa. Robimy to dla siebie i rodziny. To właśnie taką walkę w swoim życiu podjęła Julie. Niestety walkę przegraną.

[…] Zaczynam moją opowieść o tym, jak przeżyłam życie i jak byłam poddawana wszelkim próbom, którym musiałam sprostać. Zrozumiesz dzięki niej moją podróż i świat, który był dla mnie domem. Kronika dni w czekaniu na moją nieuchronną śmierć, jakkolwiek bezczelnie by to nie zabrzmiało, jest czymś o wiele bardziej znaczącym - przestrogą dla Was, żyjących.

Żyjcie, póki żyjecie, moi drodzy.

Od cudu narodzin po cud przemijania. […]*

Kiedy czytałam i poznawałam historie Julie po moich policzkach niejednokrotnie płynęły łzy. Smutku, wzruszenia i bólu. Po mojej głowie nie kołatało się pytanie, dlaczego ja lecz dlaczego ona. Czym zawiniła? Czy mało przecierpiała zarówno ona, jak i jej rodzina w przeszłości? Mogłabym pisać dużo i długo, ale wolę prosić Was byście przeczytali książkę, a nie moją recenzję. Więcej z tego będzie pożytku. Polećcie ją komu możecie i chcecie.

* - Cytat z "Do ostatnich dni" Julie Yip-Williams, str. 8

Link do opinii

Kiedy wydawnictwo Muza zaproponowało mi opartą na faktach książkę Julie Yip-Williams "Do ostatnich dni" chętnie się zgodziłam i jak zawsze obiecałam podzielić się swoimi wrażeniami na temat przeczytanej historii. Oczywiście sięgając po tę opowieść zapoznałam się z zapowiedziami wystawcy i wiedziałam czego się spodziewać. Jednakże jak przyszło do lektury to przyznam szczerze, że miałam pewne obawy, czy historia życia i umierania niespełna czterdziestoletniej Julie nie okaże się dla mnie zbyt trudna do udźwignięcia.

Już teraz chcę Was uspokoić, że relację z ostatnich niespełna pięciu lat życia autorki czyta się z niezwykłym spokojem, ogromnym podziwem i niesłabnącym zainteresowaniem. To prawdziwe świadectwo ostatnich lat, miesięcy, tygodni i dni, które na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi "Do ostatnich dni" to bardzo mądra i niezwykle pogodna opowieść o walce z chorobą i umieraniu, które wyznacza kres i jednocześnie staje się początkiem czegoś nowego...

Julie była niesamowitą kobietą, po którą śmierć upomniała się aż dwa razy. Urodziła się w chińsko - wietnamskiej rodzinie podczas zimnej wojny w Wietnamie. Przyszła na świat z zaćmą wrodzoną i dopiero w wieku czterech lat dzieki operacji częściowo odzyskała wzrok po tym jak jej rodzina wyemigrowała i osiedliła się na stałe w Stanach Zjednoczonych. Pomimo stałego niedowidzenia ukończyła studia prawnicze na Harvardzie, robiła karierę w jednej ze znaczących kancelarii, wiele podróżowała po świecie i w wieku niespełna 30 lat odwiedziła już wszystkie siedem kontynentów. Potem poznała Josha, z którym stworzyła szczęśliwą rodzinę i doczekała się dwóch uroczych córeczek Mini i Isabelle. Na początku lipca 2013 roku Julie otrzymała bolesny cios od losu, który na zawsze odmienił życie jej i jej rodziny. Nowotwór jelita grubego w czwartym stadium rozwoju to był wyrok. Mimo ciągłego rozwoju medycyny, postępu w badaniach, poszerzaniu wiedzy i coraz skuteczniejszemu leczeniu ta podstępna i nieobliczalna choroba nadal pozostaje w gronie skutecznych zabójców milionów ludzi na całym świecie.
Pomimo kiepskich rokowań Julie nie skapitulowała cierpliwie poddając się kolejnym operacjom, zabiegom, chemioterapii. Konsultacje z najlepszymi lekarzami, korzystanie z nowoczesnego sprzętu, wiara, nadzieja i motywacja pozwoliły jej dzielnie znosić ból i cierpienie, aż do ostatnich dni.

Pięć lat życia z nowotworem, który milimetr po milimetrze opanowuje stopniowo całe ludzkie ciało niszcząc wszystkie bariery immunologiczne i nie pozwalając się bronić to horror, którego doświadczyła autorka i przez który przechodzą wszystkie osoby chore na raka dającego przerzuty. Zadziwiające jest to z jaką mądrością, rozwagą i spokojem Julie opowiada o swojej tragedii. Nie znaczy to oczywiście, że kobieta nie jest załamana, zdruzgotana i zszokowana wyrokiem losu. Mimo to potrafi z godnością, w sposób bardzo logiczny i przemyślany przygotować siebie i swoją rodzinę na to co nieuniknione. Pisze do nich bardzo osobiste listy, próbuje tak poukładać przyszłość, aby było im jak najłatwiej przejść przez okres żałoby i rozpocząć nowe życie bez niej - ukochanej żony, matki, córki i siostry.

"Do ostatnich dni" to bardzo osobista, niemal intymna i brutalnie szczera opowieść, która ma uświadamiać, przestrzegać, uspokajać i być świadectwem dla wszystkich zdrowych i chorych. Ogromna wrażliwość, bezgraniczna miłość, determinacja i... pogodzenie się z tym co nieuniknione bije z tych osobliwych wspomnień. W relacji Julie w zasadzie nie znajdziecie bezradności, bezsilności, chaosu, bo w walce z chorobą nie można ulegać słabościom. To nie znaczy, że takie uczucia są jej obce, ale Julie to fighterka, która musi się trzymać nawet wówczas, gdy fizycznie jest coraz słabsza i coraz bardziej wyczerpana. Każdy przeżyty kolejny miesiac, tydzień, czy dzień to małe zwycięstwo, osobisty sukces i radość z bycia z ukochaną rodziną.

Myślę sobie, że Julie miała dużo szczęścia w swoim nieszczęściu. Żyła i mieszkała w Stanach Zjednoczonych, gdzie medycyna jest chyba na najwyższym poziomie. Miała pieniądze na dodatkowe prywatne finansowanie leczenia. Mogła podróżować pomiędzy najlepszymi klinikami onkologicznymi i poddawać się różnego rodzaju kosztownym terapiom. Obawiam się, że w Polsce leczenie na tak ogromną skalę nie byłoby możliwe. Dlatego moim zdaniem relacja autorki niestety nie przystaje do naszych realiów.

Bardzo polubiłam fragmenty dotyczące wspomnień z dzieciństwa i młodości oraz z podróży po świecie, które ubarwiają i są swego rodzaju odskocznią od smutnych traumatycznych przeżyć ostatnich dni. Myślę, że to dzięki nim możemy lepiej poznać autorkę, dostrzec w niej niezwykłą, pogodną i inteligentną osobę, która ma do przekazania całą swoją życiową mądrość.

Książka Julie Yip-Williams zaskoczyła mnie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie wiem, czy osoba chorująca na nowotwór chciałaby ją czytać (ja chyba bym się nie zdecydowała), ale na pewno są to niezwykle wartościowe wspomnienia osoby, której nie ma już wśród nas. Warto po nie sięgnąć choćby z czystej ludzkiej ciekawości. Ta choroba może spotkać każdego z nas.

Link do opinii

Urodziła się niewidoma, a kraj uginał się pod ciężarem politycznego zamieszania. Jej rodzina wyemigrowała do Stanów licząc na polepszenie losu. Życie Julie układało się wspaniale, dopóki nie ugięła się pod ciężarem wyroku- nowotwór jelita grubego, IV stadium.

“Do ostatnich dni” to opowieść kobiety, którą los potraktował w okrutny sposób, wielokrotnie doświadczając ponad siły. Podczas lektury na usta cisną się liczne pytania i wcale nie niosą one ze sobą łatwych odpowiedzi. I choć bez wątpienia mamy przed oczami relację osoby śmiertelnie chorej, to w żadnym wypadku nie przyszłoby mi do głowy, żeby powiedzieć, że to książka o umieraniu.

Trzeba być bardzo otwartym i szczerym, by taką historią się podzielić. By napisać o tym, co boli i rani- zarówno ciało, jak i umysł. Bo kiedy Julie zmagała się z rakiem, to jej myśli biegły różnymi torami. Nie skupiała się tylko na swoim bólu, kolejnych lekarstwach, badaniach i terapiach. Jej umysł zaprzątały także sprawy dnia codziennego i kwestie przyszłości. Kobieta miała bowiem dwie maleńkie córeczki i wspaniałego męża, których przygotowywała na moment swojego odejścia. 

Powieść Williams to historia o emocjach i uczuciach. Mocna, bezkompromisowa, skłaniająca do refleksji. Można by brutalnie powiedzieć, że podobnych książek powstało już wiele i z pewnością kryje się w tym trochę racji. Tylko czy to jest dobry powód, by ich nie czytać? A ta historia jest zresztą trochę inna. Inaczej się zaczęła, a rozwinięcie okazało się niemniej dramatyczne. Poza tym pochodząca z Wietnamu Williams pozwala sobie na drobne wtrącenia i zamieszcza informacje dotyczące tradycji i wierzeń tego kraju. Dzięki temu opowieść nabiera nieco egzotycznego wymiaru i pozwala również czegoś się dowiedzieć.

W żadnym wypadku nie można powiedzieć, by spotkanie z tą powieścią było lekkie i przyjemne. Sam temat może wzburzyć, zasmucić czy obciążyć. A bezpośrednia relacja osoba chorej i świadomość, że książkowe wydarzenia rzeczywiście miały miejsce sprawiają, że tych emocji jest jeszcze więcej. Williams nie tylko dzieli się z czytelnikiem szczegółami rozwoju jej choroby. Ona także pozwala sobie na refleksje, pytania, wspomnienia. To sprawia, że całość nabiera innego wymiaru, mocniej angażuje i wydaje się być jeszcze bardziej autentyczna.

Realizm opowieści robi ogromne wrażenie. Przez cały czas czujemy, że i nas mogło to spotkać. Myślę jednak, że warto sięgać po takie opowieści. I przewrotnie nie dlatego, by się smucić i dołować. Nie po to, by zastanawiać się, czy życie Williams mogło wyglądać inaczej. „Do ostatnich dni” ma bowiem również charakter motywacyjny. Nakłania do czerpania radości z każdego dnia i zmusza, by docenić to, co mamy.

Link do opinii
Avatar użytkownika - Ewfor
Ewfor
Przeczytane:2019-10-24, Ocena: 6, Przeczytałam, Wyzwanie czytelnicze 2019,

 (…) Zaczynam moją historię wraz z jej końcem. Oznacza to, że gdy czytasz tę książkę, mnie już nie ma. (…)

Przyznam szczerze, że książka mną wstrząsnęła. Osobiste, często bardzo intymne odczucia jakimi dzieli się ze swoimi czytelnikami autorka są nie tylko głęboko poruszające wyobraźnię i bardzo wzruszające, co zmuszające zdrowego (i nie tylko) człowieka do refleksji.

Książka jest pamiętnikiem, który czytając, nie jesteś w stanie panować nad emocjami. Krótkie rozdziały, i tekst pozbawiony dialogów sprawiają, że czyta się tę lekturę jednym tchem.

To historia choroby, ale również historia rodziny, która wyemigrowała z Wietnamu, pokonując bardzo niebezpieczną drogę, aby móc zacząć życie w innym, bezpieczniejszym i bardziej cywilizowanym kraju. Autorka opisuje szokujące fakty dotyczące ucieczek ludzi z Wietnamu, ukazując walkę o nowe życie w nowym miejscu.

Życie Julie zaczęło się i skończyło dość dramatycznie, chociaż w ciągu jego trwania doświadczyła ona wielu cudownych chwil, zasmakowała prawdziwej miłości i poznała cud narodzin własnych córek. Ona sama urodziła się niewidoma, a życie „ślepej” kobiety w tamtym czasie i tamtym kraju było wręcz przekleństwem i kiedy dziewczynka miała dwa miesiące, jej babka ze strony ojca skazała ją na śmierć. Można powiedzieć, że to paradoks życia. Na szczęście, osoba, która miała dziecko uśpić, miała więcej rozumu i empatii od rodzonej babci.

Autorka przeplata swoje opisy choroby wspomnieniami z dzieciństwa i wczesnej młodości. Żyjąc w tradycji chińskiej, (jej rodzina z pochodzenia była Chińczykami) opisuje w bardzo ciekawy sposób różne chińskie tradycje, kontakty i rozmowy z przodkami. Momentami przenosi nas do innego świata i innej kultury, często dla nas, Europejczyków nierozumianej.

Jej choroba trwała pięć lat, w takim okresie człowiek jest w stanie przejść wszystkie jej etapy, od szoku i zaprzeczenia po usłyszeniu diagnozy, kolejno przez żal, rozpacz i dezorganizację życia,  gniew i złość, zwątpienie, aż po akceptację swojego stanu, akceptację choroby.

Człowiek chory, przebywający w różnych szpitalach ma czas na rozmyślania, ale również ma okazję do poznania pracowników, którzy albo są nieempatycznymi ludźmi, ślepo i bez emocji wykonującymi swoje obowiązki, albo są po prostu LUDŹMI, z którymi nawet kiedy nic szczególnego nie robią, ale po prostu są, to ich obecność jest czymś ważnym dla pacjenta.

(…) Chciałabym, aby było mnie stać na takie zachowanie. Wyczułam tkwiące w tym pielęgniarzu ogrom współczucia i miłości, jaką jeden człowiek jest zdolny przekazać drugiemu za sprawą czynu, nie dlatego że się znają, ale jako przejaw człowieczeństwa. (…)

Przez kilka lat życie autorki było prawdziwą huśtawką nastrojów. Nadzieja, poczucie radości czy wdzięczności, przeplatały się ze strachem, desperacją, rezygnacją i krzykiem za utraconymi marzeniami. Poczucie bycia bezwartościową było czasami większe od tego, że tak naprawdę przecież osiągnęła w swoim życiu więcej niż niejeden zdrowy od urodzenia człowiek.

(…) W pewnym momencie, gdy już osiągnęłam wszystko, co sobie założyłam, a nawet wyszłam za mąż, miałam dzieci i robiłam inne rzeczy, które moja rodzina uważała za nieosiągalne dla mnie, poczułam własną wartość i pokochałam siebie. W dużym stopniu jednak nie wyzbyłam się poczucia bycia niekochaną i niechcianą. Te uczucia zapuściły we mnie korzenie już w dzieciństwie. (…)

Moim zdaniem autorka podjęła się wielkiego wyzwania, któremu sprostała lepiej niż pewnie sama się tego spodziewała. Ludzie zdrowi nie zastanawiają się nad tym co by było gdyby… Ktoś choruje na raka, ale to przecież mnie nie dotyczy – to ktoś. Ktoś umiera, ale to ktoś inny, nie ja, ktoś obcy, mnie to nie dotyczy. Ktoś ma w rodzinie osobę terminalnie chorą, ja mu współczuję, ale mnie to nie dotyczy, przecież i tak mu nie pomogę. Wszystko zdaje się być czymś odległym, czymś co mnie nie dotyczy. Do czasu, aż dotknie nas samych.

Czy można się przygotować na śmierć? Czy można kogoś przygotować na własną śmierć? Jak wytłumaczyć małym dzieciom, że wkrótce zabraknie ich ukochanej osoby na zawsze, nie na chwilę, nie na czas wakacji?

Ta książka to moim zdaniem nie tyle przestroga, co bardzo wartościowa lektura przygotowująca każdego do tego, co by było gdyby…

To swoiste studium psychologiczne osoby walczącej z postępującym i zżerającym człowieka od środka rakiem, którego nijak nie da się wypędzić z organizmu. To świadectwo odwagi i determinacji w walce z chorobą, chociaż często przypłacone chwilami zwątpienia. I nie dotyczy to tylko osoby chorej, ale również jej najbliższych. To kurs życia, którego egzamin może skończyć się różnie.

Po śmierci Julie, jej mąż napisał:

(…) W czasie naszego wspólnego życia nauczyłem się od niej wiele, ale najbardziej tego, że akceptacja prawdy daje prawdziwą mądrość i pokój. To od akceptacji prawdy zaczyna się prawdziwe życie. I odwrotnie, unikanie prawdy jest zaprzeczeniem życia. (…)

Polecam tę lekturę każdemu bez względu na płeć i wiek. To nie jest lektura lekka, łatwa i przyjemna, ale moim zdaniem OBOWIĄZKOWA do przeczytania. Niech nikogo nie zwiedzie skromna, aczkolwiek piękna okładka, bo za nią kryje się ogrom emocji.

Link do opinii
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy