Mroczna historia dziennikarskiego śledztwa na mglistej i tajemniczej wyspie Dale. Dziennikarz Ethan Nero wraca do niewyjaśnionej sprawy sprzed pięciu lat, kiedy ocean wyrzucił na brzeg ciało młodej turystki. Dotychczasowe dochodzenie i obrażenia widoczne na zwłokach nie dają odpowiedzi na kluczowe pytanie – Dlaczego Lucy Atkinson musiała umrzeć? Dla Ethana punktem zaczepienia staje się symbol na ciele dziewczyny, który prowadzi dziennikarza do nowych, szokujących wniosków. Szybko okazuje się, że senne miasteczko i jego mieszkańcy skrywają przerażający sekret, który sięga głęboko w mroczną przeszłość wyspy. Nero coraz bardziej angażuje się w śledztwo, którego ceną są strach i szaleństwo.
---
Coraz chętniej polscy autorzy wychodzą poza miasta i ojczysty kraj, w których żyją; wyszedł i Wróblewski. Powiem krótko: chwała mu za to! Mroczny klimat jednej z mglistych i wietrznych wysepek archipelagu Wysp Normandzkich przydaje opowiedzianej historii… Nie, nie dreszczyku, tylko dreszczy. Wstrząsają opowieścią o dziennikarzu Ethanie Nero, który z psychiką poharataną wydarzeniami z przeszłości, walcząc z traumą, w pogoni za tematem trafia na Dale. Czy ostatnie morderstwo popełnione na wyspie ma związek z tym, które pięć lat wcześniej zmazało ją z mapy turystycznych atrakcji regionu? Przy wsparciu jednego z miejscowych policjantów Nero wikła się w coś, co momentami go przerasta. A kiedy uświadamia sobie, że coś niedobrego dzieje się z nim samym, jest już tylko gorzej…
Debiutancka Definicja strachu Michała Wróblewskiego to zabarwiony kroplą noir kryminał, mroczny jak miejsce, w którym rozgrywa się jego akcja: czasem płynie leniwie, jak dym z dopiero co wyjętego zza ucha papierosa, czasem pędzi z prędkością fal przyboju, rozbijających się o mur latarni morskiej. Zabawa konwencją w zgrabny, pomysłowy i indywidualny sposób to coś, co lubię. Polecam!
Marek Stelar, autor powieści kryminalnych: Rykoszet, Twardy zawodnik i Cień
Wydawnictwo: Videograf
Data wydania: 2018-11-28
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 448
Język oryginału: polski
Uwielbiam debiuty! Ta nutka niepewności, gdy nie wiesz, czego się spodziewać, co to będzie, czy dobre, ciekawe…
Autor postarał się o świetną promocję i reklamę książki. Postarał się także, byśmy wyczekiwali tej powieści z ogromną niecierpliwością, podsycając naszą ciekawość kolejnymi wpisami i zdjęciami w mediach społecznościowych. Muszę przyznać, że na mnie to podziałało, nie mogłam się doczekać lektury. Czy słusznie? Czy nie jest to kolejny mocno reklamowany hit, który po przeczytaniu okazuje się być nijaki i podobny do wielu innych? Otóż, moim zdaniem, zdecydowanie nie! Pomimo tego, że motyw zamkniętej, małej społeczności z tajemnicami nie jest nowy, autorowi udało się go nieco ożywić i unowocześnić. Od razu, po kilku przeczytanych stronach, przypomniałam sobie cykl Petera Maya, gdzie również akcja dzieje się na odizolowanej od reszty świata wyspie.
O czym jest ta historia? O pewnym dziennikarzu, który na zlecenie znajomego postanawia przyjrzeć się sprawie zabójstwa młodej dziewczyny sprzed lat. W tym celu jedzie na wyspę Dale. Powiecie pewnie, że to już było. Pewnie że było, wszystko już było. Była mała zamknięta społeczność, wyspa odizolowana od reszty świata, tajemnice sprzed lat i ktoś obcy, kto próbuje je rozwiązać. I jest mu niezwykle trudno właśnie dlatego, że jest spoza, że jest obcy. Ludzie mu nie ufają, nie chcą się dzielić swoimi tajemnicami. Mimo to jednak bohater „Definicji strachu” nie poddaje się i za wszelką cenę stara się rozwikłać zagadkę, która komplikuje się coraz bardziej. Okazuje się, że Dale skrywa wiele tajemnic, które nie powinny, wg niektórych mieszkańców, ujrzeć światła dziennego. Czy tak się jednak stanie?
To także, a może przede wszystkim, opowieść o strachu (tytuł zobowiązuje 😉). „Ponieważ strach ma wiele twarzy, upiornych i obcych. Musisz spojrzeć na tę twarz, prosto w czarne ślepia. Właściwie tylko jeśli poznasz swój koszmar, zrozumiesz jego istotę i będziesz mógł się od niego uwolnić”.
Według mnie to świetny debiut! Gęsta, mroczna atmosfera, strach, niepokój – mamy tu wszystko, co powinno być w dobrym thrillerze; tajemnice i zagadki mnożą się z każdą przeczytaną stroną. Autor świetnie poradził sobie z pierwszoosobową narracją, co, moim zdaniem, niezwykle rzadko dobrze brzmi i dobrze się czyta. Tutaj jest bez zarzutów!
„W naturze najbardziej nieobliczalny zawsze będzie człowiek” – nie sposób nie zgodzić się z tym twierdzeniem, niestety. I choć ta historia to fikcja, to przecież takie historie się zdarzają.
Polecam serdecznie „Definicję strachu” lubiącym mroczne opowieści i mam nadzieję, że autor pisze kolejną książkę. Na pewno po nią sięgnę!
"Zło nosi różne maski. Bardzo często jest tuż obok – bliżej niż myślisz".
Takie dreszczowce, w którym nic nie jest jednoznaczne i w których poziom odczuwalnego strachu rośnie wprost proporcjonalnie do liczby przeczytanych stron, mogę czytać cały czas. Michał Wróblewski zaserwował mi podany w dobrym stylu mroczny klimat, niedopowiedzenia oraz mistrzowski finał. Takich thrillerów nam brakuje.
Michał Wróblewski ukończył dziennikarstwo i komunikację społeczną na Uniwersytecie Warszawskim. Pracował w Newsweeku, Polskim Radiu i lokalnej prasie, jednak zamiast relacjonować świat, zapragnął go kreować. Kocha kryminały i thrillery. Fragmenty pierwszej powieści publikował w odcinkach na blogu.
Dziennikarz Ethan Nero przybywa na wyspę Dale, na której pięć lat temu odnaleziono zwłoki młodej turystyki Lucy Atkinson. Na ciele kobiety był wypalony znak, będący kluczem do rozwikłania zagadki jej śmierci. W trakcie swojego śledztwa Ethan odkrywa szokujące wnioski, które sięgają głęboko w przeszłość mieszkańców wyspy.
Jeśli miałabym wskazać jeden element, za pomocą którego mogłabym zachęcić was do przeczytania tego thrillera to z pewnością byłby to klimat. Pełen niedopowiedzeń, mroczny i przyprawiający o dreszcze klimat jednej z wysp archipelagu Wysp Normandzkich. To właśnie w tym miejscu dochodzi do morderstwa, rujnującego jego potencjał turystyczny. To właśnie tam, gdzie wszyscy wszystkich znają, czai się morderca. Ukazana przez autora małomiasteczkowość objawiająca się brakiem zaufania do obcych i swoiste zamknięcie się w obrębie własnej społeczności to intrygujące elementy, nadające bieg całej fabule.
Jest więc mroczna wyspa, jej trudni do zdefiniowania mieszkańcy oraz jest strach. Strach, który zawładnął całą społecznością oraz strach, jaki otumania obcego, czyli głównego bohatera. Pojawiająca się w książce warstwa psychologiczna, sięgająca granicy szaleństwa dodaje smaczku całej intrydze, w jaką wplątany zostaje Ethan. Czytelnik śledząc kroki bohatera, zaczyna zadawać sobie pytania, co jest przypadkiem, a co zręcznie skonstruowaną pułapką? I czy traumatyczna przeszłość dziennikarza ma jakikolwiek związek z teraźniejszością? Odpowiedzi na te pytania mogą was bardzo mocno zaskoczyć.
"Definicja strachu" to dreszczowiec napisany na poziomie światowych twórców tego gatunku. Michał Wróblewski swoim debiutem postawił sobie bardzo wysoką poprzeczkę. Znajdziecie w tej książce bowiem to wszystko, co definiuje dobry thriller z rozbudowaną warstwą psychologiczną. Będę bardzo intensywnie śledziła poczynania autora, gdyż czuję, że Michał Wróblewski dopiero się rozkręca.
"Strach to wróg, a z wrogiem trzeba walczyć. Zwycięzca może być tylko jeden".
https://www.subiektywnieoksiazkach.pl
Przeczytane:2019-07-30, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam u siebie !, 52 książki 2019, 26 książek 2019, 12 książek 2019,
Jak kryminał to na pewno trafi w moje ręce, tym bardziej jeśli jest od polskiego autora! Kocham polskich autorów i czytam naprawdę sporo polskiej literatury, szczególnie, że odkrywam w ten sposób doskonałych autorów.
Ogromnie podoba mi się zabieg jaki zastosował pan Michał – pomieszania (takie wrażenie przynajmniej odniosłam) rzeczywistości z urojeniami, co spowodowało na moich plecach gęsią skórkę. Na całe szczęście akcja nie pędzi jak szalona, więc książką można się wręcz rozkoszować. Klimat jaki wprowadził autor nie opuszczał mnie ani przez chwilę, a to oznacza, że to dobra literatura! Z każdą kolejną stroną byłam jak zahipnotyzowana. Dreszczowiec, który miałam w dłoniach to historia z małego miasteczka, z określoną społecznością, niemalże tak jak w moim codziennym życiu, co zdecydowanie potęgowało emocje, które towarzyszyły mi przy tej opowieści. Fabuła odnosząca się do tragedii sprzed lat – bomba, uwielbiam takie! Wiecie groza zbrodni sprzed lat, nikt nie chce uchylić rąbka tajemnicy, a jednak szukamy odpowiedzi na pytania dotyczące mordercy. Ethan jak najbardziej jest moim faworytem, nie tylko przez swój charakterek, ale także przez to, że jest dziennikarzem, a ja podziwiam takich ludzi za ich upór i dążenie do informacji.
Język jakim posługuje się Wróblewski jest przyjemny, mimo to starałam się niesamowicie skupić, by niczego nie przegapić i mimo strachu, nie mogłam jej sobie dozować po trochę, bo ciekawość brała górę i pożerałam tę książkę ile fabryka dała. Ja jestem zadowolona z lektury i mimo, ze nie każdemu taka literatura pasuje to jestem wręcz przekonana, że znajdą się tacy, których ta opowieść poniesie do Dale tak samo jak i mnie!