W czasach spisków, zdrad i chwiejnych sojuszy zacierają się granice między dobrem i złem.
Nadchodzą mroczne czasy dla handlowego miasta Thornis. Zagrażają mu wrogie Królestwa Południa, spustoszone przez długotrwałe wojny i suszę, a także bunt powiązanej z nieprzyjaciółmi szlachty. Tymczasem Mins, nastoletni syn szkutnika, marzy, by dokonać wielkich rzeczy i wyróżnić się spośród rówieśników przytłoczonych szarą rzeczywistością metropolii. Los zsyła mu szansę na spełnienie tych snów i już wkrótce chłopak zostaje przyjęty do tajnej organizacji, która ma na celu ratowanie Thornis przed skutkami nieuchronnie nadciągającej wojny. Czy jednak poświęcenie okaże się warte tego, co czeka go na końcu tej trudnej i ryzykownej drogi? Czy będzie umiał odróżnić przyjaciół od wrogów, a dobro od zła? Dokąd zaprowadzi go pragnienie walki o ojczyznę?
Wiara, siła i honor to hasła, którym winni być oddani członkowie tej organizacji. Wiara zarówno w CzworoBoga, jak i w siebie, swą rodzinę oraz przyjaciół, wiara w swe możliwości i przekonania. Siła - po równo - fizyczna i psychiczna, bo bez jednej bardzo trudno o drugą. By w obliczu strachu zwyciężyła wiara i własna moralność - to trudne zadanie. Honor. Bynajmniej nie chodzi tu o już przeżyty kodeks rycerski. Każdy sam sobie powinien stawiać wyzwania, zwane właśnie honorem.
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2020-05-06
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 496
Język oryginału: polski
"Wniosek sam ciśnie się na język: marzenia są piękne, dopóki istnieją w sferze chmur. Ziemska rzeczywistość jest zbyt przytłaczająca dla ducha".
Głównym wyróżnikiem powieści z gatunku fantasy jest dla mnie bezkarna możliwość przeniesienia się do zupełnie innego świata, jaką wykreował w swojej głowie jej autor. Taką podróż proponuje Edgar Hryniewicki, którego książka zaprasza do uniwersum pełnego intryg, wojen i politycznych spisków. Jest jeszcze magia, baśniowe istoty i piwo "Mrok Góry", którego smak chętnie bym poznała.
Edgar Hryniewicki, rocznik 2000 to student Wydziału Mechanicznego na Politechnice Białostockiej. Miłośnik książek, gier komputerowych i sportu, w tym piłki nożnej i jazdy na rowerze. "Czarne Koty" to jego debiut literacki pisany od siedemnastego roku życia i zarazem pierwsza część planowanej trylogii.
Mins to nastoletni syn szkutnika mieszkający w handlowym mieście Thornis, któremu zagrażają wrogo nastawione Królestwa Południa. Chłopiec nie chce klepać biedy do końca swojego życia, dlatego postanawia wejść w szeregi tajnej organizacji mającej na celu obronę Thornis przed zdrajcami. Mins wraz ze swoimi przyjaciółmi wykonuje zlecone zadania, a przy okazji zarabia pieniądze. Wkrótce chłopcy zaczynają jednak poddawać w wątpliwość szlachetność celu, ku jakiemu podążają Czarne Koty.
Edgar Hryniewicki w swoim debiucie zaprasza czytelnika do bogato wykreowanego uniwersum, którego liczne detale świadczą o rozwiniętej wyobraźni tego młodego autora. Wraz z Minsem, odbiorca przechadza się bowiem uliczkami miasta Thornis, zaglądając w jego reprezentacyjne miejsca, jak i te, do których lepiej się nie zapuszczać. Czytelnik poznaje także przekrój całego społeczeństwa miasta – od plebsu po uprzywilejowane elity. Nie da się ukryć, że warstwa opisowa jest w tej powieści niezwykle rozbudowana, co dla miłośników klimatów fantasty, nie powinno stanowić problemu. Bogate opisy to bowiem nieodłączny element dobrze skrojonej powieści z tego gatunku, gdyż tylko dzięki temu czytelnik ma szansę tak namacalnie wejść w świat ukazany na łamach takiej historii.
Minsa oraz jego przyjaciół Joima i Menelaosa spotykają różne przygody – mniej i bardziej niebezpieczne. Począwszy od prób, jakim muszą podołać, aby dostać się do organizacji, a skończywszy na zadaniach, jakimi obarcza ich szefostwo Czarnych Kotów. Interesującym jest jednak sam wydźwięk ich poczynań, który z zadania na zadanie, staje się coraz bardziej wątpliwy etycznie. Muszę przyznać, że w toku rozwoju akcji, moją głowę coraz bardziej nawiedzały pytania o tym, czym naprawdę są Czarne Koty i dlaczego chłopcy zarabiają na swoich patriotycznych pobudkach? Do tego wszystkiego, trudno nie zauważyć, że granica pomiędzy tym co dobre, a co złe w poczynaniach Minsa i jego przyjaciół jest dość niejasna. Ten główny wątek książki intryguje i pozostaje w głowie czytelnika na dłużej.
"Czarne Koty" to z pewnością powieść przygodowa, gdyż jej fabuła nacechowana jest licznymi wydarzeniami, jakie stają się udziałem bohaterów. Akcja w wielu rozdziałach książki jest dynamiczna, ale zdarza się także, że zostaje przerwana poprzez bogate opisy, w których lubuje się autor. Warto także dodać, że swoją uwagę zwraca niecodzienny język bohaterów, nieco stylizowany na archaiczny poprzez wstawki pojedynczych słów typu "waszmość" czy "kamraci". Język ten jest nieco trudniejszy w odbiorze, jednak idealnie wpasowuje się w całe ramy ukazanego uniwersum.
Edgar Hryniewicki swoją debiutancką powieścią fantasy zapewnił mi godziwą, literacką rozrywkę. Autor zaprosił mnie do świata, który pomimo swobodnej kreacji, przypomina nieco ten, w którym żyjemy na co dzień. Ta odczuwalna aluzja do współczesności to z pewnością wartość dodana tej książki. Jestem ciekawa, jak potoczą się losy Minsa i jego kamratów, gdyż otwarte zakończenie rodzi wiele pytań o dalsze wydarzenia.
https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/
Droga powrotna do domu bywa najtrudniejszą podróżą w życiu. Wojna z Południem wkracza w decydującą fazę. Królestwa Krotosu i Protosu podporządkowują sobie...
Każdy wybór niesie za sobą nieodwracalne konsekwencje. Wyniszczająca wojna z Południem wciąż trwa, a Mins chciałby już zakończyć trwającą o wiele za długo...
Przeczytane:2020-06-07, Ocena: 4, Przeczytałem, Mam,
Wyznam szczerze, że sięgając po debiut Edgara Hryniewickiego, spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Jeśli chcecie wiedzieć, czy się zawiodłam, czy wręcz przeciwnie - bardzo mile zaskoczyłam, zapraszam do przeczytania całości.
"Czarne koty" są pierwszą częścią, choć niedokładnie wiem, czy dłuższej serii, trylogii, a może dylogii? Nie zostało określone, a przynajmniej ja podobnej informacji nie znalazłam. W książce wkraczamy w całkowicie nowy, w zupełności wykreowany przez autora świat. Zaznaczę we wstępie, że do powieści dołączone zostały mapy, w tym właśnie całego świata, jak i poszczególnych królestw czy miasta, w którym głównie toczy się opowieść. Według mnie mapy są świetne, bo pozwalają czytelnikowi lepiej poznać nowe miejsca, lepiej je sobie wyobrazić. I przede wszystkim ułatwiają zapamiętanie nieraz ciężkich do wypowiedzenia nazw.
Wracając do meritum. "Czarne koty" opowiadają historię Minsa, nastoletniego chłopaka z biednej rodziny szkutniczej, mieszkającego wraz z ojcem i ciotką, oraz próbującego odnaleźć własne przeznaczenie. Mins osiągnął już taki wiek, w jakim młodzi ludzie wybierają profesję, w której zamierzają się trudnić. Problem polega na tym, że Mins nie zamierza być taki, jak ojciec. Nie zamierza pracować za parę srebrnych ortugów i żyć od jednej dwunastogodzinnej zmiany do drugiej. Mins pędzony nastoletnimi marzeniami chce być jak szlachta: zarabiać w tysiącach, a przy okazji przysłużyć się dla swojego miasta, Thornis, oraz całego kraju, Księstwa Bergarnii. Czysty przypadek chce, że wraz z kamratem Joimem pakują się w dziwną robotę, odrobinę nielegalną, bo z nowopoznanym Blindem zamierzają okraść kupca, który zaprzedał się wrogom, Południowcom. Po zakończonej akcji, która nie do końca poszła po ich myśli, Mins i Joim otrzymują propozycję zasilenia tajnej, patriotycznej organizacji.
I wtedy też rozpoczyna się cała przygoda. Chłopcy zostają wciągnięci w szereg najróżniejszych wydarzeń, a ciągle nowym zadaniom o odmiennej skali trudności nie widać końca. Mins poznaje gorzki smak życia, przyjaźnie się zacieśniają, kiełkuje nastoletnia, pierwsza miłość - mogłoby się wydawać nierozerwalna i jedyna. A wszystko to otoczone tłem zbliżającej się wojny między Południowcami, między sojuszem Krotosu i Protosu a całą resztą wysp należących do Księstw Siergwazji lub Bergarnii.
Moją pierwszą myślą dotyczącą "Czarnych kotów" tuż po przeczytaniu było: dużo się działo. Choć to i tak mało powiedziane. Przez prawie pięćset stron otrzymałam wielowątkową historię pełną różnorodnych emocji. Nie wspomnę nawet o ilości nazw miejsc czy imion, które się przewinęły. Najbardziej z całości urzekły mnie opisy. Były niesamowicie rozbudowane, dokładne, a użyte słownictwo bogate, za co w przypadku debiutującego autora należą się ogromne brawa. Świat został wykreowany niezwykle zmyślnie, a każdy, choćby najmniejszy element, idealnie pasował do większej układanki, tworząc spójną całość.
Największym mankamentem książki są bohaterowie; relacje między nimi, dialogi, a już w szczególności ich sfera emocjonalna/duchowa. Przez około sto pięćdziesiąt stron nie mogłam się wczuć w opowieść. Rozmowy między Minsem a jego kamratami, zależności między nim a przełożonymi organizacji były najzwyczajniej sztuczne. Główny bohater mnie irytował, bo kto bez uprzedniego, dokładnego poznania nawet samej nazwy organizacji, do której zamierza wstąpić, ufa liderom bezgranicznie i robi wszystko, co mu każą? Rozumiem, że w Minsie obudziły się patriotyczne zapędy, ale po jego wcześniejszych przemyśleniach wywnioskowałam, że chłopak jakiś tam rozum posiada. No, właśnie. Przemyślenia. Nie wiem, jak inni, ale ja po prostu nie lubię, kiedy w trzecioosobowej narracji pojawiają się fragmenty dosłownych myśli bohaterów. To jest zabieg należący do narracji pierwszoosobowej.
Po jednej czwartej książki zaczęło się poprawiać, aż wreszcie fabuła wciągnęła mnie do tego stopnia, że nie baczyłam na resztę.
"Czarne koty" jak na powieść fantastyczną są typową średniawką; jak na debiut - świetna książka, a w autorze drzemie ogromny potencjał! Przyznam szczerze, że jestem ciekawa dalszych losów bohaterów, szczególnie że pierwsza część skończyła się dość zaskakująco.
Czy polecam? Tak. Fani rozbudowanej fantastyki znajdą w Czarnych kotach wiele, tak jak ja będą zafascynowani rozbudowanym światem pełnym smacznych detali. Laicy, którzy rzadko kiedy sięgają po gatunek, mogą się trochę męczyć podczas czytania, bo książka jest naprawdę, przeraźliwie wręcz, rozbudowana.