Czasem trzeba zrobić coś złego, żeby postąpić słusznie.
Rok 1946. Henry McAllen przenosi się z żoną Laurą z Memphis na farmę w delcie Missisipi. Gdy on prowadzi plantację, ona walczy z przytłaczającą codziennością wychowywania córek w domu bez prądu i wody, pod okiem kłótliwego i bezdusznego teścia, pośród wszechobecnego brudu i błota.
Kiedy McAllanowie borykają się z nawarstwiającymi się problemami, z europejskich frontów powracają Jamie, zawadiacki, ale emocjonalnie poobijany młodszy brat Henry’ego, i Ronsel, najstarszy syn Jacksonów, czarnoskórych dzierżawców farmy. Doświadczenie innego świata – bez podziału na czarnych i białych – pozwala im się zaprzyjaźnić. Ale rzeczywistość Południa brutalnie sprowadza ich na ziemię. Jamie i Ronsel zostają wystawieni na nieludzko ciężką próbę.
To, co się wydarzy, odciśnie piętno na obu rodzinach. Kto będzie bardziej winny: ci, którzy uczynili zło, czy ci, którzy do niego dopuścili?
Błoto to dramatyczna powieść o niemożliwej przyjaźni, sile uprzedzeń i ślepym gniewie.
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 2018-04-18
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 352
Nsamowita opowieść, dopracowana przez autorkę w najdrobniejszym szczególe. To nie tylko opowieść o rasizmie południowej Ameryki połowy lat XX wieku. To bardzo emocjonalny rollercoaster. Ta lektura powinna być lekturą obowiązkową! Długo będę tę książkę pamiętać.
P. S. W 2017 roku powstała ekranizacja.
"Początki to momenty trudne do uchwycenia. Czasami myślimy, że udało nam się do nich dotrzeć, ale wtedy wystarczy spojrzeć wstecz i widzi się jeszcze wcześniejszy początek." Hillary Jordan "Błoto" książka która intryguje czy zanudza?
Lata czterdzieste XX wieku, Missisipi, Laura kobieta która myślała że zostanie starą panną spotyka Henry`ego, nie jest to miłość od pierwszego wejrzenia ale chęć bycia z drugą osobą, po rozłące postanawiają wziąć ślub, miał to być cudowny początek nowej przygody. Laura przyzwyczajona do wygodnego życia z powodu pochopnych i nie przemyślanych decyzji męża, musi zamieszkać w starej drewnianej chatce bez bieżącej wody i toalety, chociaż jest tym ogromnie poirytowana pociesza się jak może. Sytuacji nie poprawia ojciec Henr`ego który traktuje ją bardzo źle a Henry jest rozdarty między byciu posłusznym ojcu a byciu solidarnym z żoną, często wygrywa to pierwsze i sytuacja bardzo się pogarsza. Światełkiem w tunelu bohaterki staje się Jamie, młodszy brat Henry`ego, jaką role odegra on? A może będzie bohaterem tylko na chwilę? To wszystko w książce.
Książka porusza trudne tematy podporządkowywania się mężowi, darzenia szacunkiem osoby starsze które nami pomiatają i mają nas za nic oraz braku szacunku do osób czarnoskórych. Niestety na prowincji często ludzie mają od pokoleń zakorzenione w głowach złe nawyki i ciężko im je zmienić, przez takie zachowania cierpią niewinni ludzie a świat nie posuwa się do przodu.
Narratorami w tej książce są Laura, Jamie, Henry, Ronsel, Hap i Florence dzięki temu widzimy to samo życie przedstawione przez różne osoby. Dobrze jest poznać te samą historię oczami każdego z bohaterów ponieważ możemy się lepiej wczuć w te sytuacje i być bardziej obiektywnym.
Szczerze ani tytuł ani okładka mnie nie zachęciły ale myślę spróbuje, przemęczę się i przeczytam a jej nie przeczytałam a pochłonęłam w dwa wieczory, piękna książka w której opisana jest tragiczna historia. Polecam ją każdemu, warto ją przeczytać.
„Błoto” Hillary Jordan od pierwszych stron mnie ujęło. Uwielbiam książki, w których czytelnik płynie wraz z opisywanymi wydarzeniami.
Mamy tu do czynienia z trudnym życiem na farmie i ciężką pracą na plantacji bawełny. Henry i Laura przenoszą się z Memphis na farmę, która ma być spełnieniem marzeń mężczyzny. Jednak od początku nic nie układa się po ich myśli. Kupno domu okazuje się być oszustwem więc muszą zamieszkać na starej i zniszczonej farmie. Z dala od cywilizacji, bez prądu, bieżącej wody i innych wygód, próbują cieszyć się codziennością. Trud i znój życia na farmie, uprawa bawełny, doświadczenia z wojny, skutecznie im to jednak utrudniają.
Rodzinie McAllanów na plantacji bawełny pomagają Jacksonowie. Czarnoskórzy dzierżawcy Florence, Hap i ich dzieci. Pokornie godzą się na rasistowskie traktowanie. Obie rodziny żyją ze sobą w dość dobrych i przyjaznych stosunkach, jak na tamte czasy. Gdy z frontu wracają Jamie – brat Henrego i Ronsel – syn Florence i Hapa, sytuacja zaczyna się komplikować.
Czarnoskóry Ronsel na wojnie poznał świat, w którym ludzie nie zwracają uwagi na kolor skóry. Za granicą zaznał więcej swobody i wolności niż w rodzinnych stronach. Wracając do domu przekonuje się, że jednak nadal jest tylko zwykłym „czarnuchem", a nie bohaterem wojennym. Niespodziewanie on i Jamie zaprzyjaźniają się. Obaj doświadczyli na wojnie okropnych rzeczy i nie potrafią uporać się z trudnymi wspomnieniami. Nie zwracają uwagi na kolor skóry i inne uprzedzenia. Duszą się w małej mieścinie, gdzie nikt ich nie rozumie. W końcu ich przyjaźń i wszędobylski rasizm, doprowadzają do tragedii, która dotyka obie rodziny. Czy można było jakoś temu zapobiec?
Opowieść opisywana jest oczami wszystkich bohaterów książki. Autorka wykazała się w tym przypadku nie lada umiejętnościami. Świetnie wcieliła się w zupełnie różne postaci, wyznające odmienne wartości i mające inne postrzeganie rzeczywistości.
Laura jest kobietą inteligentną, wrażliwą, marzącą o szczęśliwej rodzinie. Męczy się na farmie, jednak nie skarży się na trudne życie u boku farmera. Jest wdzięczna za dobrego męża, zdrowe córki i dach nad głową. Zadowala się wszystkim co przynosi jej los. Dławi w sobie poczucie beznadziei i walczy ze uciążliwym błotem.
Henry, jej mąż, marzył o posiadaniu ziemi i w końcu to marzenie spełnił. Jest pracowity, opanowany, spokojny, dba o rodzinę. Nie potrafi tylko dostrzec nawału niespokojnych uczuć kotłujących się w jego żonie. Wojenne doświadczenia nie pozostawiły w nim zbyt wielu demonów. Jedynie jego lekko kulawy chód przypomina o wojnie.
Jamie, młodszy brat Henrego, na wojnie był pilotem więc niejedno widział i niejedno przeżył. Wydarzenia z frontu zostawiły w nim trwałe i żywe wspomnienia. Uchodzi za wesołego i towarzyskiego mężczyznę, któremu nikt nie może się oprzeć. W głębi duszy samotnie przeżywa wojenną traumę, szukając pocieszenia w kobietach i butelce whisky.
Jest też Papa – ojciec Henrego i Jamiego, który mieszka na farmie. Zły, wredny, nienawidzi czarnoskórych. Jest zadrą tej rodziny. Jego obecność wywołuje niechęć i złość. W jego przypadku autorka jednak nie pokusiła się o jego punkt widzenia, co uspokoiło mnie, bo chyba nie chciałabym czytać o jego rasistowskich poglądach.
Są też Florence i Hap. Ona jest akuszerką i pomaga w prowadzeniu domu Laurze. Jest silną i mądrą kobietą. Nie raz pomogła w trudnych sytuacjach Laurze. Hap jest pastorem. Dzierżawi ziemię od Henrego i pracuje na jego plantacji bawełny. Oboje są zgodnym i dobrym małżeństwem. Wspierają się w ciężkich momentach.
„Błoto” jest poruszającą opowieścią o ludziach żyjących w mentalnym marazmie. Rasizm, który rządzi się swoimi prawami ma wpływ nie tylko na czarnoskórych, ale i białych. Opowieść przedstawiona jest z różnych perspektyw. Narracja prowadzona jest w formie pierwszoosobowej, a postaci są niesamowicie wyraziste. Przeczytamy tu o uczuciach zarówno białych, jak i „czarnych". Wszyscy żyją w tym samym miejscu, mierzą się z podobnymi problemami. Idą przez życie brodząc w mniejszym lub większym błocie. Każdy z bohaterów walczy z codziennością na swój sposób. Jest to walka o prawo do równości i własne godne człowieczeństwo. Obserwujemy różne postawy wobec rasizmu. Niestety segregacja rasowa zakorzenia w ludziach nawyki, które trudno wyplewić. Błoto ma tu charakter symboliczny. Oblepia każdego i trudno się go pozbyć, tak jak konsekwencji swoich czynów.
Lata 40. Amerykańska prowincja. Musimy się cofnąć tylko 80lat wstecz. Dla mnie to "tylko", chociaż znajdą się i tacy, którzy powiedzą "aż". A czemu o tym mówię? Bo Błoto to smutna opowieść o ludziach, którzy nie potrafili być ludzcy. I jakim wielkim problemem był rasizm i głupota, te kilkadziesiąt lat wstecz.
"Mówili, że widzimy w ciemnościach lepiej niż biali żołnierze, bo bardziej jesteśmy podobni do dzikich zwierząt."
Laura jest żoną plantatora, dla którego najważniejsza jest ziemia. Po ślubie przenoszą się na farmę, gdzie nie ma prądu i wody. Laura walczy z przytłaczającym brudem i błotem, które oblepia wszystko. Wychowuje córki i znosi kłótliwego i despotycznego teścia. Jednymi z ich wyrobników są Afroamerykanie, którzy w społeczności uważani są za coś gorszego. Przyniesie to wiele złych wydarzeń, które odbiją się na mieszkańcach.
Błoto to historia opowiedziana z kilku perspektyw. Nie mamy wyszczególnionego głównego bohatera, przez co opowieść jest niezwykle barwna. Tytułowe błoto wsiąka w postacie, które stają się realne. Historia jest opowiedziana w spokojny i wyważony sposób, dzięki temu jest niezwykle prawdziwa i przygnębiająca.
"Mówi się, że uczciwa praca nie hańbi, ale pot, który wyciska z ludzi, wcale nie pachnie różami."
Autorka wykreowała znakomicie postać starego teścia, który podczas czytania budził skrajne emocje. Z jego osoby wydzierało autentyczne zło, starcza złośliwość i niechęć do ludzi.
Najbardziej kibicowałam Laurze, która zmuszona została do życia w prymitywnych warunkach, przeprowadzki z miasta i do opieki nad teściem. Mimo tych trudności, chyba jako jedyna zachowuje jako taki rozsądek.
"Czasami wyrządzanie zła jest konieczne. Czasami jest to jedyny sposób, żeby przywrócić dobro."
Jest to książka o rasizmie, o tej skrajnej jej formie. Jeśli czytaliście Służące, to i Błoto przypadnie wam do gustu. Ja jestem pod wielkim wrażeniem przygnębiajacego klimatu powieści, realizmu i tego uczucia niemocy, towarzyszacego mi podczas czytania, wobec krzywdy wyrządzanej ze względu na kolor skóry.
Za możliwość przeczytania dziękuję portalowi czytampierwszy.pl
Kilka miesięcy temu popularna platforma na literkę „N” mocno reklamowała film „Mudbound”. Akcja filmu przenosi nas na południe Stanów Zjednoczonych, tuż po zakończeniu II Wojny Światowej. Rodzina McAllanów przenosi się ze spokojnego Memphis na południe Stanów. Na miejscu musi zestawić chęć rolniczego sukcesu z bezwzględną hierarchią społeczną, ciężkimi warunkami klimatycznymi i surowym krajobrazem. Jak się okazało film ten jest ekranizacją powieści „Błoto” Hillary Jordan.
Tytułowe „Błoto” pojawia się już na samym początku i książki, i filmu. Jest wszechobecne. Oblewa uprawy i pola, uniemożliwia kontakt z cywilizacją, oblepia umysły i serca bohaterów. Rodzina McAllanów pokłada duże nadzieje w nowej, choć trudnej, rzeczywistości. Hap i Florence Jackson, czarnoskórzy sąsiedzi McAllanów borykając się z rasistowską codziennością, muszą stawić czoła trudnej przyszłości. To jasny podział, fragmentacja rzeczywistości. Błoto, którego nie sposób się pozbyć, które nawet jak zaschnie to ciągle jest obecne. To błoto, które wysysa z ziemi życiodajne soki, a z ludzi chęć do życia i działania.
Umiejscowienie powieści, w tej a nie innej lokalizacji nie pozostaje bez znaczenia. Obszar Delty Memphis od zawsze uważany jest za najbardziej rasistowski obszar Stanów Zjednoczonych. Pewnie dlatego za najbliższych sąsiadów dla nowoprzybyłych Laury i Henry’ego McAllanów postawiono czarnoskórych Jacksonów. To ten czas w historii kiedy czarnoskórzy muszą wchodzić innymi drzwiami do sklepu, nie mogą zajmować miejsca w szoferce pickupa, a znajomość z nimi jest niedopuszczalna. Mają służyć. Światłem w tunelu są Jamie (brat Henry’ego) i Ronsel (syn Jacksonów), którzy na wojnie poznali świat bez podziału na białych i czarnych, gdzie wszyscy są sobie równi i ramię w ramię stają przeciwko wrogowi.
Trudno mi ocenić jednoznacznie tę książkę. Przed oczami mam ciągle obraz filmu, który nie do końca mnie do siebie przekonał. Podczas lektury przewijały się co chwilę klatki z filmu. W powieści dużo jest symboliki. Ojciec Henry’ego to człowiek starej daty, jasno stawiający granice między czarnymi a białymi, wyznający sztywne tradycje i lubujący się w teoriach i obrzędach Ku Klux Klanu. Henry to przywiązany do ziemi, działający według schematów, choć młody to stary duchem człowiek. Jego żona Laura, choć twardo stoi za mężem, ma swoje zdanie i pragnienia, które nieśmiało próbuje przemycić do codziennego życia. Florence Jackson przeświadczona, że jej rolą życia jest służenie białym, mocno oddana rodzinie. I wreszcie Jamie i Ronsel, młodzi bohaterowie wojenni próbujący zmienić dotychczasowy biegi wydarzeń.
„Chociaż kolorowi pod wieloma względami różnią się od nas, są też naszymi braćmi. Co prawda młodszymi, niezdyscyplinowanymi i ulegającymi żądzom i popędom, ale cechuje ich również życzliwość, pokora wobec Boga i pewien tragizm.”
Trzeba przyznać, że „Błoto” dotyka ważnej tematyki segregacji rasowej. To bolesna opowieść o sile przetrwania i konfrontacji z trudną rzeczywistością. To ludzie uwikłani w stereotypy, tu nie ma nadziei i odkupienia. To powieść szczegółowo dopracowana i przemyślana, gdzie mocno wyczuwalna jest ewolucja bohaterów. Ciekawa jak na debiut. Lekko trudna w odbiorze. Inna. Zaskakująca. Warto.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję czytampierwszy.pl
Do sięgnięcia po „Błoto” Hillary Jordan skłonił mnie nie tyle sam opis, co opinie innych czytelników, którzy wspominali o: przemyślanej historii, walce o przetrwanie, brutalności, rasizmie czy dramacie. Zapowiadała się ciężka lektura, ale warta uwagi. Chciałam zrozumieć, skąd tak wysokie oceny. Skąd ta wyjątkowość, o której tak wielu pisało. I jakie przesłanie niesie minimalistyczna okładka książki, która nie wydaje się być przypadkowa.
Akcja toczy się w 1946 roku, kiedy to Henry McAllen wraz z żoną Laurą, córkami i ojcem przenosi się z Memphis na farmę w Delcie Missisipi. Henry prowadzi plantację, natomiast Laura zajmuje się dziewczynkami, teściem i czynnościami związanymi z domem. Brzmi dobrze, ale wcale tak nie jest. Od początku los rzuca im pod nogi wiele kłód. W tej historii jest jeszcze brat Henry’ego – Jamie, oraz syn czarnoskórych dzierżawców – Ronsel. Obydwaj na froncie, ale tylko do czasu. Czy biali i czarni mogą żyć obok siebie? A jeśli znajdzie się ktoś, komu się to nie spodoba?
„Kiedy padało – a padało często – podwórko przemieniało się w kociołek z gęstą zupą gumbo, dom zaś unosił się na jego środku jak rozmoczony krakers. Gdy nadchodziły ulewy, rzeka wylewała i zatapiała mostek, jedyną drogę dojazdową. Po drugiej stronie mostu leżał świat, w którym znano żarówki, brukowane drogi i białe niepoplamione koszule. Gdy rzeka wylewała, ten świat był dla nas stracony, a my byliśmy straceni dla niego”
„Błoto” to opowieść naładowana emocjami, niesprawiedliwością, ale i odrobiną nadziei. Już od pierwszych stron wciąga, co jednocześnie jest dobrym jak i złym zabiegiem. Dlaczego? Gdyby nie mocny wstęp, zapewne nie byłabym tak ciekawa całej reszty, ale z drugiej strony zdradzał naprawdę wiele. Tak czy siak, Hillary Jordan zadebiutowała książką godną uwagi, do której postaram się Was przekonać.
Najważniejszą kwestią, którą zdecydowała się podjąć autorka jest segregacja rasowa. Niestety jest ona obecna również dzisiaj, niemniej w XX wieku, na farmie w Delcie Missisipi sprawa miała się zgoła odmiennie. Czarnoskórzy musieli uważać na to, co robią, co mówią… na wszystko. Ich życie usłane było ogromem trudności. Biali nie potrafili zrozumieć, iż kolor skóry to tylko kolor, nic więcej. Na szczęście byli też tacy, którzy nie mieli oporów, by z nimi rozmawiać, a nawet zwracać się z szacunkiem. Ale czy to naprawdę mogło obyć się bez echa?
Historia przedstawiona jest z perspektywy 7-miu bohaterów, co pozwala wniknąć w ich głowy, poznać ich system wartości, myśli, a także uczucia i obawy. Są to postacie zbudowane bardzo solidnie, dzięki czemu stały się mi bliskie. Nie wszystkie, ale część tak. Ich historie często wzbudzały we mnie skrajne emocje, ale to dobrze… przeżywałam książkę i wyciągałam własne wnioski. Nie wyobrażam sobie żyć w tamtych czasach i na tej konkretnej farmie. Życie, które tam się toczyło, było piekłem… nie tylko dla czarnoskórych.
Poza samą historią, warto też zwrócić uwagę na świat, który został wykreowany. Opis farmy, zwyczajów, codzienności… nie było tego zbyt wiele, ale naprawdę czułam, jakbym tam była! Nie wiem, jak autorka tego dokonała, ponieważ rzadko jestem w stanie tak mocno poczuć klimat lektury, ale moja wyobraźnia pracowała na wysokich obrotach. I choć farma nie zawierała w sobie zbyt wielu elementów, dla mnie była miejscem szalenie żywym, ale i niebezpiecznym. Mam wrażenie, że jeszcze długo będę o niej pamiętać i wracać do niej myślami.
„Błoto” to według mnie ambitna pozycja, która prawi o segregacji rasowej, ale i życiu w ciężkich warunkach – bez bieżącej wody, światła czy stałego dostępu do cywilizacji. Powinien przeczytać ją każdy i powinien to zrobić w skupieniu. Książka niesie również bezcenne przesłanie, który każdy powinien poznać we własnym zakresie. Poznać, zrozumieć, ale przede wszystkim zapamiętać.
Czy jest ktoś kto jeszcze nie słyszał o debiucie literackim Hillary Jordan? Proponuję to zmienić. Ja jestem zachwycona. A dlaczego?
Ameryka, Missisipi, tuż po II Wojnie Światowej. Na polach rośnie bawełna, biali panowie bacznie obserwują kolorowych dzierżawców, podziały społeczne są ciągle żywe, segregacja rasowa wciąż ma miejsce. Hillary Jordan przybliżyła atmosferę południowych stanów Ameryki połowy XX wieku, ale też stworzyła bohaterów idealnie wpisujących się w ówczesne realia.
Henry, mąż Laury, jest człowiekiem ogarniętym pragnieniem posiadania własnej farmy. Po kilku przeciwnościach losu staje się właścicielem farmy w Delcie Missisipi. Farmy, która jest zdala od miasta, bez bieżącej wody i prądu. Wyobrażenie Laury o życiu na wsi pryska więc jak bańka mydlana. Laura pokornie znosi trudy życia na farmie, jednak to wszystko sprawia, że jej stosunek do męża zmienia się diametralnie. Do tego wszystkiego Laura musi znosić apodyktycznego teścia, którego wprost nienawidzi. Jednym z dzierżawców pola na farmie Henry'ego jest czarnoskóry Hap Jackson. Razem z żoną Florence ciężko pracują, aby ich zbiory przyniosły założone korzyści. Pewnego dnia do Ameryki powraca Jamie, młodszy brat Henry'ego, pilot podczas II wojny światowej. W tym samym czasie w mieście pojawia się Ronsel, syn Jacksonów który również służył w wojsku, jako Czarna Pantera.
"Błoto" to opowieść snuta przez każdego z tych bohaterów. Te same wydarzenia, te same problemy, lecz różne perspektywy. Hillary Jordan genialnie wchodzi w buty każdej postaci, wciela się w nią, mówi jej językiem, przeżywa jej emocje.
Jamie i Ronsel wracają ze świata pełnego okrucieństwa i nieludzkich zachowań, ale wracają też ze świata bez podziału na białych i czarnych. Segregacja rasowa popierana przez mieszkańców Missisipi wystawia na ciężką próbę przyjaźń tych dwóch młodych ludzi. Ludzi, którzy mają takie same, traumatyczne doświadczenia, a przez to łakną swojego towarzystwa. Jak potoczą się ich losy i jak lokalna społeczność zareaguje, o tym musicie przekonać się sami.
"Błoto" to bardzo mądra, a przez to bardzo ważna historia. Jeśli lubicie klimat Ameryki połowy poprzedniego stulecia, to książka Hillary Jordan bardzo Wam się spodoba.
Oby więcej takich debiutów!
Do książki dołączony jest wywiad z Hillary Jordan, w którym dowiadujemy się, co zainspirowało autorkę do napisania powieści.
Www.hagola.wordpress.com
Pieśń o zbrukanych sumieniach
Rzadko zdarzają się książki, które są tak dobre, że nie wiem, co o nich napisać. "Błoto" jest dobre. "Błoto" jest mocne. "Błoto" uwiera czytelnika przez całą lekturę. Temat rasizmu, wałkowany w literaturze setki razy, został potraktowany w najlepszy możliwy sposób: prawdziwie, wstrząsająco, bez patosu i wzniosłych przemów.
Uwielbiam sposób, w jaki autorka potraktowała swoich bohaterów, do bólu prawdziwych, pełnych uprzedzeń i słabości. Każdemu dała głos. Każdemu pozwoliła opowiedzieć swoją część. Dzięki temu zabiegowi otrzymujemy pełny obraz historii, którą autorka chciała nam przekazać – ludzkich zależności, powiązań, konsekwencji pozornie nieistotnych wyborów. Jestem zachwycona tym, jak umiejętnie Hillary Jordan zbrukała sumienie każdego z bohaterów: pychą, pijaństwem, rasizmem, cudzołóstwem, zaniedbaniem. W "Błocie" żaden z bohaterów nie pozostaje czysty, ale dzięki temu każdy z nich staje się ludzki i wiarygodny.
"Błoto" jest opowieścią o amerykańskiej prowincji, która przeraża swym okrucieństwem i bezdusznością, a wszystko to w pozornej normalności. Cały czas nie mogę wyjść z podziwu, w jak misterny sposób autorka splotła losy dwóch rodzin – zależność dzierżawcy od właściciela ziemi, ciche porozumienie matek, trudna przyjaźń weteranów wojennych. A w tym wszystkim ogromny rozłam między tym, co czują bohaterowie a tym, jak zmuszeni są postępować.
Historia, którą opowiedziała Hillary Jordan mogła być historią o spełnianiu marzeń, przełamywaniu barier i stereotypów, o sile przyjaźni i miłości. Mogła. Jednak "Błoto" jest przede wszystkim przestrogą przed okrucieństwem i niesprawiedliwością oraz nauką, że w pojedynkę nie da się przezwyciężyć zła, a samotna walka może okazać się zgubna. Naprawdę polecam.
Wyrwana z wygodnego świata, w którym ciepła woda nie jest żadnym luksusem, a centralne ogrzewanie w zimie jest tak naturalne jak to, że po dniu przychodzi noc. Zamieszkała pośrodku niczego, w otoczeniu wszechobecnego błota i brudu. Skazana na towarzystwo zmierzłego, wręcz obleśnego teścia. Czy chciałabym tak żyć?
Wydawnictwo Otwarte zrobiło mi jeden z najwspanialszych prezentów – wydało „Błoto” Hillary Jordan. Książkę, która uwiodła mnie od pierwszych stron, w której zatopiłam się na dwa dni, która pozwoliła odpłynąć i przeżywać historię McAllanów oraz Jacksonów. Trudno mi opisać jednym słowem, jak cudownie było słuchać bohaterów, wchodzić w ich skórę, przenieść się na bezdroża Missisipi i zapadać w pięknej narracji.
O amerykańskim rasizmie napisane zostało już tyle, że trudno sobie wyobrazić, iż można coś w tej kwestii jeszcze odkryć. Tymczasem książki takie jak „Błoto” udowadniają, że może być lepiej i piękniej, choć traktują o brutalności ludzi, o próbie przetrwania w świecie, który za nic ma normy prawne.
Delta Missisipi. To tutaj przeprowadza się rodzina McAllanów, zajmując kompletnie zrujnowaną farmę i biorąc się za uprawę bawełny. Pomocy w tym zakresie mogą oczekiwać od rodziny Jacksonów – czarnoskórych dzierżawców. To drastyczny przeskok – dom się rozlatuje, nie ma okien, bieżącej wody i prądu. W tych niezwykle trudnych warunkach przychodzi żyć Laurze, wychowanej w komfortowym domu, w którym nigdy niczego nie brakowało. Nic zatem dziwnego, że kobieta zupełnie nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Jej mąż, Henry, całą uwagę poświęca ziemi, która staje się jego idée fixe. Do i tak trudnej sytuacji dokłada się jeszcze niezwykle zimny i problematyczny ojciec Henry’ego, który we wszystkich poza synem wzbudza same negatywne uczucia. Mamy lata 40- ste, z frontu powracają Jamie i Ronsel – pierwszy jest bratem Hanry’ego, a drugi synem Jacksonów. Ci dwaj znajdują wspólny język, a ich relacja – oparta na wzajemnym zrozumieniu i podobnych przeżyciach – staje się zarzewiem konfliktu między uosobieniem rasizmu w postaci Papy a czarnoskórymi dzierżawcami.
Tym, co szczególnie wyróżnia „Błoto” na tle innych książek to sposób prowadzenia narracji. Jordan skonstruowała swoją książkę tak, by dać prawo wypowiedzieć się każdemu z bohaterów, co wywiera niesamowite wrażenie na czytelniku. Pozwala poznać każdy punkt widzenia, zrozumieć myślenie i znaleźć wytłumaczenie na takie, a nie inne postępowanie. Nie pozwala dojść do głosu tylko jednemu – temu którego nie da się zrozumieć, który wzbudza największą złość i niechęć. Jordan pozbawia tego człowieka prawa głosu, ubierając go w biały strój ze szpiczastym kapturem… strój Ku Klux Klanu. To Papa – ucieleśnienie południowej mentalności i zacofania. Ten stary i niezwykle okrutny człowiek próbuje przerzucić swoje poglądy na starszego syna, jednak ten, pamiętając o tym, że potrzebne mu są ręce do pracy i pomoc Hapa Jacksona, usiłuje zachować jakąkolwiek równowagę w całym tym szaleństwie. Nie bez znaczenia jest fakt, że żona dzierżawcy, Florence, wyleczyła jego córki i zgodziła się pomagać Laurze w domu.
Te dwie kobiety to niemal osobny temat. Ich niesamowita siła, hart ducha oraz odwaga sprawiły, że stały mi się szczególnie bliskie. Choć tak różne od siebie, obydwie są symbolem poświęcenia, uporu, matczynej miłości i małżeńskiego obowiązku.
Niezwykłe losy tych dwóch rodzin przedstawione zostały w bardzo wyjątkowy sposób – dość statycznie, spokojnie, z opanowaniem. Podczas lektury po głowie błąkały mi się jazzowe kawałki, w nosie kręciło od wszechobecnego kurzu, zapadałam się po kostki w bagnie, czekając wraz z Laurą na sobotę – jedyny dzień, w którym mogła wziąć kąpiel. Czułam ból nastawianej kości Hapa, przez szpary w przybudówce podglądałam namiętność Jamiego, z nadzieją i wzruszeniem oglądałam zdjęcie pewnej Niemki wraz z ślicznym chłopcem o ciemniejszym kolorze skóry. To wszystko było możliwe, ponieważ pisarka zrobiła wszystko, by ułatwić nam smakowanie lektury.
Tę książkę trzeba przeczytać, poczuć, odurzyć się. Pozwoli to w pełni zrozumieć problem segregacji rasowej, niby tak odległy, a przecież wciąż aktualny. Może nawet skłoni do przemyśleń. Czy ten świat naprawdę zmienił się na lepsze od tamtej pory? Czy rzeczywiście jesteśmy tacy krystalicznie czyści jeśli chodzi o kwestię równości? „Błoto” stawia wiele pytań i daje wiele odpowiedzi. To lektura obowiązkowa. Polecam.
Bez względu na to, ile osób postawimy twarzą w twarz z sytuacją wymagającą wydania opinii, zareagowania, podjęcia decyzji, każdy będzie miał swoją prawdę. Wynikła gdzieś z głębi naszego wychowania, wpajanych latami wierzeń, nabytych doświadczeń i przekonań, będzie decydowała o momentach, które mogą nasze czyny uczynić szlachetnymi bądź wstrząsająco okrutnymi. Dla kogo będą dobre a dla kogo złe? Nie wiadomo, wszak każdy ma swoją prawdę, swoja rację.
Wszyscy bohaterowie, których stworzyła Hillary Jordan niosą ze sobą dany typ zachowania, upór w zmierzaniu ku temu, co ich zadowoli, będzie napawało dumą. Dobrze urodzone ale silna, stawiająca czoło każdej przeszkodzie Laura, przebiegnie od pogodzenia się ze staropanieństwem, przez wdzięczność zamiast miłości, przez poczucie beznadziei i brudu, przez braku akceptacji i zniesmaczenie aż do zawierzenia, pokochania w doli i niedoli, docenienie.
"To cud, że pragnął mnie Henry. Nie potrafię powiedzieć, czy byłam w nim wtedy autentycznie zakochana, byłam mu tak bardzo wdzięczna, że to uczucie przyćmiewało każde inne. Uratował mnie od życia na marginesie, od litości, pogardy, i oficjalnej życzliwości, które zwykle są udziałem starych panien." (str.38)
Jej mąż, Henry, miłujący ziemię ponad wszystko, stoickim spokojem zażegna niejedną awanturę, uspokoi niejedno spanikowane serce i niejedno ciało pełne agresji. Ale i sprawi, że niedoceniona żona, opuszczona w swojej wrażliwości, będzie szukała uwagi poza jego ramionami.
"Czasami żałowałam, że nie żyję w jego czarno-białym świecie, gdzie nie ma miejsca na wątpliwości i zawsze wiadomo, co dobra i co złe." (str.197)
Wspaniały, kolorowy Jamie z życia rozbawionego bawidamka wpadnie w koszmar wojny, w świadomość mordowania, w traumę, którą będzie leczył kolejnym, pozornie beztroskim okresem, w swej woli przeżycia i uporania się z demonami zapominając chwilami o tym, że gdy on walczy i przywdziewa zbroję rycerza, na placu boju pozostają ciała jego najbliższych.
"Do szału doprowadzało mnie jego samolubstwo. jamie robił, co mu się żywnie podobało, i ani przez chwilę nie pomyślał, jaki to może mieć wpływ na innych." (Henry, str.249)
I jest w tej rodzinie miejsce dla Papy, ojca tych dwóch mężczyzn, postaci, której polubić nie sposób, która budzi agresję, złość, którą niejednokrotnie w myślach zabijamy, wyrzucamy poza nawias rodziny i społeczeństwa i której się nie wybacza, bo i po cóż?
Za polem bawełny, za błotem, mieszka rodzina Jacksonów, kolorowych najemców. Dumna i niezwykle mądra życiowo Florence, jej zatroskamy mąż i małe, ale już ciężko pracujące w polu dzieci. Jest i Ronsel, ukochany syn, który wraca z wojny odmieniony. Niesie ze sobą brzemię tego, co wojenne, tego co straszne, ale i wspomnienie zakazanej miłości a wreszcie dumę z bycia amerykańskim żołnierzem, docenionym, traktowanym na równi ze wszystkimi innymi podoficerami. Wraca przesiąknięty przekonaniem, że już wie, jak powinno wyglądać życie, nieskory do ponownego zginania karku. Tyle, że Ronsel wraca do Delty, do tego zakątka Ameryki, który jest najbardziej rasistowski, najbardziej "południowy". Gdzie nadal święci się segregację rasową, gdzie Ko Klux Klan jest oczywistością czuwającą nad czystością rasy, gdzie nieposłuszeństwo Murzynów kara się tak samo, jak w czasach poprzedzających wojnę secesyjną. A mamy lata 40te XX wieku.
"Czarnuch, smoluch, murzaj, bambus. Pojechałem walczyć za swój kraj i wróciłem, żeby się dowiedzieć, że nic się nie zmieniło. Czarni ludzie dalej jeżdżą na końcu autobusu, wchodzą tylnymi drzwiami, zbierają bawełnę białych i proszą ich o wybaczenie. Nieważne, ze odpowiedzieliśmy na ich wezwanie i walczyliśmy na ich wojnie, dla nich zawsze będziemy czarnuchami." (str.159)
Powieść "Błoto" ma tyle warstw, ilu bohaterów. Autorka prowadzi nas przez zazębiające się opowieści w niewiarygodny sposób nadając im tożsamość potwierdzającą ich pochodzenie, sposób życia, stosunek do pracy, wiary i miłości. Arystokratyczne maniery Laury przewijają się pomiędzy rozbawionym ale i nadwrażliwym językiem i zachowaniem Jamiego. Wreszcie, czarni południowcy są właśnie tacy, jakich znamy lub sobie wyobrażamy, ze specyficznym językiem, odpowiednią leksyką i stylistyką, wreszcie, z przekonaniami, które po prostu są ICH - wiemy to i czujemy. Jak wspomina sama autorka w zamieszczonym przy końcu powieści wywiadzie: (...) czarni bohaterowie powinni móc wypowiedzieć się o brzydocie tamtego miejsca i czasu osobiście, swoimi słowami. (str.357)
Warstwy sklejają się ostatecznie w jedną mocną, grubą, niewzruszoną skałę. W opowieść o rasizmie. O różnych postawach względem niego. O zakorzenionych nawykach, których nie sposób wyplenić, o chęci walki z nim dla siebie samego, swych bliskich i przyszłych pokoleń, o niemożności pokonania go mocnymi lecz niestety skazanymi w swej indywidualności ideałami, o neutralności, którą pojmować można jako tchórzostwo, ale tez jako lęk przed zemstą, w której rasistowska ręka dopadnie najbliższych. I o tym, że nawet bohater wojenny, nawet młody ojciec pozostanie czarnuchem, przedstawicielem gorszej rasy.
I jeszcze drobna uwaga. Autorka nie osądza, ona jedynie opisuje. Ze szczegółami. Z batonikiem czekoladowym, językiem i poszewkami. A jeśli chcemy przekonać samych siebie, że ów problem ukazany przez Hillary Jordan na tle lat powojennych, całkowicie już we współczesnym świecie zanikł, warto zanurzyć się w socjologiczne opracowania dotyczące południa USA, owego pięknego, płaskiego Missisipi, owych pól, które zalewało i bywa, że nadal rok po roku zalewa błoto. To rzeczne, niosące smród, zniszczenie i niechęć, i to moralne, które owszem, zaschło. Cieniutką wierzchnią warstwą.
Południe Stanów Zjednoczonych i rok 1946. Tuż po II wojnie światowej Henry MckAllen zakupuje farmę w Delcie Missisipi, gdzie też przenosi się wraz z swoją rodziną. Henry prowadzi plantację, w której widzi swoją przyszłość, natomiast jego żona Laura zajmuje się domem, który jest w opłakanym stanie. Nie ma tam prądu, ani wody. Panuje tam brud i jest pełno błota. W dodatku sytuacja rodzinna jest dość napięta. Jednym słowem, nie mają tam zbyt łatwo.
Autorka książki, Hillary Jordan to naprawdę świetna pisarka, która w niebywale umiejętny sposób zawarła wiele istotnych informacji, opisała przeżycia bohaterów z kilku punktów widzenia. Każdy rodział przypisany jest do osoby, która się w nim wypowiada. Tę książkę czyta się błyskawicznie, mimo tego, że porusza trudne tematy i nie ma prędkiej akcji, za co jeszcze bardziej cenię sobie autorkę.
Podzielona rasowo Amertyka, dwa różne światy, niewawiść, zakazana przyjaźń, sprzeczki, wątki miłosne oraz stereotypowe myślenie. To jedne z nielicznych tematów, które są tutaj poruszane.
Cała gama uczuć, absurd i bezsilność - to wszystko znajdziecie w zaledwie 350 stronach.
Szczerze Wam polecam, tak mądrze napisaną książkę.
Przeczytane:2022-01-27, Przeczytałam, Literatura ,
"Błoto" Hilary Jordan
Laura jest nauczycielką i starą panną, która poznaje Henrego McAllena, ta znajomość budzi jej uśpione marzenia na posiadanie rodziny. Przyzwyczajona do wygód Laura (do bieżącej wody, łazienki, prądu) wyjeżdża z mężem na farmę do Delty Missisipi by uprawiać bawełnę, po dotarciu na miejsce okazuje się że to istny koszmar. Musi zamieszkać w zrujnowanym domu( który nie powinien nosić takiej nazwy) bez wody, prądu, jakichkolwiek wygód, pośrodku niczego, gdzie króluje pył i błoto. Kiedy pada deszcz woda zalewa most i odcina rodzinę od jakiejkolwiek cywilizacji. Laura musi się z tym wszystkim zmierzyć no i do tego jeszcze z teściem obleśnym, złośliwym dziadem, który uprzykrza życie na każdym kroku. Laura od pierwszych godzin w nowym domu jest nieporadna, z pomocą przychodzi Florence Jordan żona dzierżawcy, gdyby się nie zgodziła pomóc ,mogli by stracić córki.
,, Błoto,,to książka o amerykańskim rasizmie, o segregacji rasowej, o Ku Klux Klanie który nadal się pojawia. Do domu wracają po wojnie Jamie młodszy brat Henrego, który był pilotem bombowca i Ronsel syn dzierżawców Florence i Hapa Jacksonów, który był kierowcą czołgu z elitarnej jednostki czarnoskórych chłopców. Jamie i Ronsel się rozumieją, razem brali udział na wojnie,widzieli niejedno, choć dzieli ich kolor skóry, łączy ich tak jakby przyjaźń, znajomość która pozwala na rozmawianie, picie w tajemnicy przed swoimi rodzinami. Bo rozłam czarny-biały jest nadal bardzo wyraźny. Tak wyraźny że dochodzi do tragedii gdzie obie rodziny coś tracą.
Książka ma rewelacyjnego narratora,a mianowicie są to sami bohaterowie, dzięki temu poznajemy ich osobiste spojrzenie na świat i wydarzenia które się rozgrywają wokół nich. Dowiadujemy się o marzeniach Laury i jej uczuciach o jej bezradności; dowiadujemy się o bezgranicznej miłości Henrego do farmy o tym że rodzina jest na drugim miejscu; Papy który jest leniwym, wstrętnym dziadem; Jamie który jest zagubiony, przerażony i złamany przez wojnę; Florence która jest przede wszystkim oddaną żoną, troskliwą matką i jedyną akuszerką w okolicy; Hapa który pokłada za dużą ufność w Bogu; Ronsel który posmakował innego życia gdzie nikt go nie skreślił z powodu koloru skóry, który poznał białą kobietę i się z nią związał. Każdy z bohaterów opowiada nam o sobie sam.
Samo zakończenie książki podczas burzy i ulewy kiedy to bohaterowie zaznają bolesnych strat i podejmują decyzje które zmieniają ich życie. Mają też świadomość, że po deszczu zaświeci słońce i osuszy błoto, które nie jest tylko wszędobylskim brudem ale i brudem życia , duszy.
Tą książkę trzeba przeczytać obowiązkowo, poczuć ją, pomyśleć o tym wszystkim. Odpowiedzieć sobie na pytanie czy ten nasz świat naprawdę zmienił się na lepsze od tamtej pory.
Polecam