Gotycka powieść pełna tajemnic i mrocznych rodzinnych sekretów.
Seraphine Mayes i jej brat Danny są znani jako Summerbournes - pierwsze bliźniaki urodzone latem w Summerbourne House, rozpadającym się dworze na wybrzeżu Norfolk.
Dwadzieścia pięć lat po tragicznym samobójstwie matki rodzeństwo wraca do rodzinnego miasteczka, aby po śmierci ojca zająć się jego rzeczami. Kiedy odkrywają rodzinne zdjęcie wykonane w dniu swoich narodzin, na którym rodzice pozują tylko z jednym dzieckiem, Seraphine zaczyna podejrzewać, że ona i Danny mogą wcale nie być rodzeństwem...
Kim jest to dziecko i co naprawdę wydarzyło się tamtego dnia?
Tylko jedna osoba zna prawdę. Czy Seraphine ją odnajdzie?
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2020-08-12
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 352
Tytuł oryginału: THE AU PAIR/ Summerbourne
Bardzo żałuję, że takie książki jak "Bliźnięta znad klifu" nie są znane szerszemu gronu czytelników. Może nie jest to kryminał w stu procentach idealny, ale to debiut! A opisana w nim historia z dreszczykiem, tajemnicami i zwrotami akcji może zachwycić i nie pozwoli oderwać się od lektury. Emma Rous zaprosiła nas do Wielkiej Brytanii, gdzie w nadmorskim Summerbourne doszło do wielu tragedii a niektórzy twierdzą, że nad posiadłością ciąży klątwa - czy to prawda czy jedynie teorie lokalnej społeczności, wymyślane z nudy?
W przeddzień dwudziestych piątych urodzin bliźniąt Seraphine i Daniela (Danny'ego) dochodzi do wypadku, w którym tracą ojca. Zamiast imprezy urodzinowej, muszą przygotować pogrzeb. Porządkując dokumenty i pamiątki rodzinne Seraphine odkrywa zdjęcie, na którym pozuje jej starszy brat Edwin, ojciec a szczęśliwa matka trzyma w objęciach noworodka! Jednego! A przecież urodziła bliźnięta... O co tutaj chodzi? Podobno nie istniały żadne zdjęcia z pierwszych miesięcy życia bliźniaków, co tłumaczono faktem, iż kilka godzin po urodzeniu dzieci Ruth popełniła samobójstwo. Miała szaleństwo w oczach i twierdziła, że ktoś chce jej odebrać dziecko...
Seph zaczyna wątpić w swoje pochodzenie, zwłaszcza że charyzmatyczna babka Vera nie chce jej zapisać posiadłości Summerbourne House, mimo że to właśnie Seraphine tam mieszka i kocha ten dom. Dlatego zadaje sobie pytanie kim jest i z każdą godziną coraz bardziej pragnie dotrzeć do prawdy sprzed lat, poruszając przy tym każde możliwe źródło informacji.
Niestety, nikt nie chce z nią na temat rozmawiać... Ani babka, ani Alex (przyjaciel jej rodziców), ani Laura (ówczesna opiekunka Edwina), ani Michael (ówczesny ogrodnik, próbuje, ale ma demencję), ani sam Edwin, gdyż miał tylko cztery latka i niewiele pamięta. I jeszcze kilka osób...
Jednak Seraphine zbiera wszystkie słowa - dotyczące ich narodzin oraz przezwisk jakimi wraz z Danny'm byli obrzucani w dzieciństwie - jak okruszki, te współczesne i sprzed lat, tworząc powoli obraz tego, co mogło się wydarzyć.
Jest jednak ktoś, komu jej poszukiwania zagrażają, zaczyna bowiem dostawać pogróżki. Ma przestać węszyć... Kto to jest i dlaczego próbuje jej przeszkodzić?
Ale Seraphine musi wiedzieć. Musi poznać prawdę. Poskładać rzeczywistość sprzed ćwierćwiecza układając skrawki w całość.
Jest tylko jedna osoba, która zna całą prawdę o tamtych wydarzeniach. Która dźwiga ten sekret w samotności. Czy Seph uda się do niej dotrzeć a przede wszystkim skłonić do jej wyjawienia?
Akcja powieści toczy się dwutorowo. Bohaterką współczesności (rok 2017) jest Seraphine, która z uporem, determinacją i pomimo przeszkód dąży do celu, jakim jest odpowiedź na pytanie "kim jestem?". Dziewczyna nawet sobie nie wyobraża, jak bardzo zmieni życie wielu osób, gdy osiągnie swój cel...
Wydarzenia z roku 1992 poznajemy dzięki narracji Laury, która po prywatnej tragedii zawala egzaminy i zostaje zmuszona do podjęcia pracy. Los chciał, że dostała ją w posiadłości przy klifie, gdzie jej nowy podopieczny - czteroletni Edwin skradł jej serce. Zajmowała się nim nawet poza uzgodnionymi godzinami, poznając jednocześnie dziwne relacje panujące między członkami rodziny Mayes oraz ich tajemnice.
Nie mogłam doczekać się zakończenia tej książki, by potwierdzić swoje domysły co do wydarzeń z lipca 1992 roku. Stworzyłam kilka wersji wydarzeń, które zmieniały się im więcej szczegółów poznawałam. Od momentu, gdy prawda zaczynała wychodzić na jaw, co kilka stron musiałam zrobić przerwę w czytaniu, by pozbierać myśli i przyswoić nowo poznane informacje. Finalnie okazało się, że w części miałam rację (na całość rozwiązania nie było szans, co działa na korzyść Emmy Rous), choć autorka dzielnie próbowała ukryć pewne fakty...
To naprawdę bardzo dobry debiut. Nie brakuje w nim zwrotów akcji, zaskoczeń, zauroczeń, zdrad, śmieci i narodzin. Bohaterowie dostarczają wielu emocji, pokazują jak życie potrafi poplątać plany, czym skutkuje działanie w pośpiechu oraz że w każdej plotce jest odrobina prawdy.
I choć niektóre zwroty czy zbiegi okoliczności są może zbyt naciągane, to byłam tak naładowana napięciem, które mogło ujść tylko po poznaniu prawdy, że nie uznałabym ich za mocno obniżające wartość tej opowieści.
Podsumowując - "Bliźnięta znad klifu" to dwutorowo opisana historia bliźniąt, z których jedno rozpoczyna poszukiwania siebie. Ma wątpliwości co do swojego pochodzenia i wyrusza w przeszłość, by móc spokojnie żyć. Jest to opowieść o angielskiej prowincji, gdzie wszyscy się znają, niełatwo ukryć pewne sekrety, ale ten najważniejszy w rodzinie Mayes przetrwał aż ćwierć wieku! Debiut Emmy Rous jest pełna wyrzutów sumienia, miłości, rozpaczy, żalu, tęsknoty oraz utraty poczucia bezpieczeństwa. Polecam Wam tę lekturę na jesienne wieczory (i nie tylko) :)
Ciekawa historia, trochę pokręcona, ale... Wszystko jest możliwe.
Powieść czyta się płynnie i szybko. Akcja wciąga czytelnika, choć początkowo skoki w czasie mogą nieco zmylić. Finał jak dla mnie trochę przekombinowany i mało realny.
Przeczytane:2023-02-28, Ocena: 5, Przeczytałam, #Z wątkiem kryminalnym, Debiut powieściowy, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2023 roku, 12 książek 2023, 26 książek 2023, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2023, 52 książki 2023,
KIM NAPRAWDĘ JESTEM?
Od dawna chciałam przeczytać "Bliźnięta znad klifu" Emmy Rous. Ta powieść od zawsze mnie intrygowała i bardzo chciałam ją zdobyć. Lektura nie zabrała mi dużo czasu i całkowicie spełniła moje oczekiwania. Aż trudno mi było uwierzyć, że jest to pierwsza powieść autorki.
Emma Rous zabiera czytelnika do posiadłości Summerbourne nieopodal Norfolk. To tutaj przyjeżdża Seraphine po śmierci swojego ojca Dominika Charlesa Mayesa. Intrygują ją rodzinne tajemnice i niedopowiedzenia, a odnalezione w pamiątkach stare zdjęcie z matką, ojcem i starszym bratem Edwinem sprawia, że w głowie dziewczyny budzi się coraz więcej wątpliwości. Fotografia zrobiona w dniu jej urodzin i jednocześnie na kilka godzin przed tragiczną śmiercią matki Ruth Angeli Mayes przedstawia rodzinę z jednym z bliźniąt i najwyraźniej brakuje na niej drugiego niemowlęcia - Seraphine, czy jej brata Daniela? Dlaczego w przeszłości byli nazywani przez okolicznych mieszkańców chochlikami, skrzatami lub odmieńcami z Summerbourne?
Odnalezione zdjęcie jest jedyną pamiątką po tamtym czasie. Babka Vera Ann Blackwood nie chce rozmawiać o tragicznych wydarzeniach z przeszłości, podobnie jak milczał na ten temat ojciec. Seraphine jest zdeterminowana aby poznać prawdę, tym bardziej, że stary wycinek z gazety z nekrologiem matki wskazuje na kolejne skrzętnie skrywane sekrety. Jedyną osobą, która może jej pomóc jest dawna niania Edwina - Laura Silveira. Pozostaje więc odnaleźć kobietę i wypytać o tamte zdarzenia. Okazuje się jednak, że nie wszystkim zależy aby wyszła prawda o przeszłości ujrzała światło dzienne. Pojawiają się anonimy z pogróżkami, atmosfera gęstnieje, a wątpliwości się mnożą. Czy w tej sytuacji Seraphine uda się rozwikłać rodzinne tajemnice, dowiedzieć się prawdy o swoich narodzinach oraz poznać kulisy śmierci matki przeczytacie w książce, która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony.
Uwielbiam historie z dreszczykiem, zagadkami i tajemnicami z przeszłości oraz intrygującą fabułą. Stare rodowe posiadłości zawsze idealnie komponują się z rodzinnymi grzeszkami, czyli przysłowiowymi trupami skrywanymi w szafach. I za każdym razem powstaje z tego intrygująca mikstura wybuchowa, która tylko czeka na zapalną iskrę. Tak właśnie dzieje się w powieści "Bliźnięta znad klifu", od lektury której trudno się oderwać. Historia przywodzi mi na myśl utrzymane w bardzo podobnym klimacie powieści Kate Morton, po które sięgam zawsze z największą przyjemnością.
Autorka poprowadziła narrację dwoma torami. Seraphine opowiada o teraźniejszych wydarzeniach już po śmierci ojca, a Laura wspomina przeszłość od września 1991 roku, kiedy zatrudniła się jako niania w Summerbourne. Obie te płaszczyzny wspaniale ze sobą współgrają i idealnie się uzupełniają. Opisowy, barwny styl i prosty język nacechowany emocjami sprawiają, że lektura tej książki to naprawdę sama radość. Umiejętne budowanie napięcia powoduje, że z niepokojem i niecierpliwością oczekujemy kolejnych posunięć i niemal do samego końca nie jesteśmy pewni, co tak naprawdę wydarzyło się 21 lipca 1992 w Summerbourne.
Dobrze nakreślone sylwetki bohaterów obdarzone ciekawymi osobowościami sprawiają, że bardzo dobrze czujemy się w towarzystwie powieściowych postaci i chętnie pomoglibyśmy Seraphine w rozwiązywaniu zagadek z przeszłości. Bohaterowie są autentyczni i chętnie spędzamy czas w ich towarzystwie.
Nie do końca podobała mi się opowieść Laury, gdy doszło do przedstawienia kulminacyjnych zdarzeń. W tej części relacja wydała mi się mało wiarygodna i niezbyt przekonująca. Brakowało mi też trochę napięcia w tych decydujących momentach. Są to kwestie, nad którymi można byłoby jeszcze popracować. Tym niemniej uważam, że "Bliźnięta znad klifu" to bardzo udany, ciekawie napisany i dobrze skonstruowany debiut. Życzyłabym sobie zdecydowanie więcej takich intrygujących opowieści. Chętnie sięgnę też po kolejne książki Emmy Rous, bo takie klimaty idealnie wpisują się w mój gust czytelniczy.