W książce opublikowane zostały obszerne fragmenty dzienników Zdzisława Beksińskiego z lat 1993 - 2005, w których artysta bardzo szczerze, z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru i ironią opisuje otaczającą go rzeczywistość – ludzi, którzy przy nim byli i sprawy, które go zajmowały. Nie ucieka także od spraw trudnych i bolesnych - pisze o śmierci, przemijaniu, samotności, chorobie. Niejako uzupełnieniem dzienników jest rozmowa z wieloletnim przyjacielem artysty, Wiesławem Banachem, który ze swojej perspektywy, ale z ogromną dozą zrozumienia i empatii, opowiada o życiu, twórczości, rodzinie, rozterkach, światopoglądzie malarza. To właśnie jemu Zdzisław Beksiński powierzył cały dorobek swojego życia – zarówno artystycznego jak i prywatnego. Dorobek, dzięki któremu chciał trwać jak najdłużej, długo po swojej śmierci. Wiesław Banach był dla niego gwarantem, że świat o nim nie zapomni...
Wydawnictwo: Mawit Druk
Data wydania: 2016-03-16
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 448
Książka podzielona jest na dwie części. Pierwsza część „Rozmowy”, to wywiad z Wiesławem Banachem – Dyrektorem Sanockiego Muzeum Historycznego, ale też osobą, która miała częsty kontakt ze Zdzisławem Beksińskim, a także wykonawca ostatniej woli Artysty. Z owych rozmów czytelnik może dużo dowiedzieć się o osobie Beksińskiego. O tym, jak wyglądała jego pracownia, jakim był on człowiekiem, jak postrzegał siebie, swój talent oraz jaki miał stosunek do swojego malarstwa. Także to, jak postrzegał kwestie wiary, Kościoła oraz życia i śmierci. Zdzisław Beksiński w rozmowie autora książki z Banachem, jawi się czytelnikowi jako człowiek ciepły, życzliwy, o ogromnym poczuciu dobra, skory do pomocy innym w potrzebie, bardzo spokojny, a przede wszystkim bardzo skromny, często wstydliwy. Nie szukał poklasku. Miał duży dystans tak do siebie samego, jak i do swojej sztuki. Nie chciał, by inni postrzegali jego malarstwo jako sztukę, która symbolizowała by coś, ani nie lubił, gdy inni próbowali opisywać jego obrazy poprzez wyszukane słowa. Bo malował tak, jak widział, a słowną interpretację obrazu postrzegał tak, jak określanie słowem pisanym dźwięku. Pierwsza część książki, poprzez rozmowy, ukazuje czytelnikowi nie tylko osobę Beksińskiego i dywagacje na temat malarstwa - rozmowy te, to także interesujące refleksje o życiu i śmierci.
„Rozmowy” to część bardzo ciekawa, którą przeczytałam z dużym zainteresowaniem. Bogata o najciekawsze wypowiedzi z dzienników Beksińskiego. Niestety pierwsza część to tylko nieco ponad sto stron bardzo ciekawej lektury spośród niemal czterystu pięćdziesięciu stron całości książki. Zdecydowana większość należy do części drugiej „Dzienniki”. W tej części czytelnik może zobaczyć codzienność Artysty „dzień po dniu”. Dzienniki obejmują lata 1994-2005. I niestety dla mnie nie były one pasjonującą lekturą. W opisie książki możemy przeczytać, iż jest to lektura pełna ironii Beksińskiego. Według mnie w wybranych tu dziennikach tej ironii jest jak na lekarstwo. Konflikt malarza z jego wspólnikiem Dmochowskim ciągnął się latami, co w dziennikach objawia się ciągłym narzekaniem na niego. Efekt? Tak samo jak Artysta męczył się ze współpracą z Dmochowskim, tak i czytelnik jest zmęczony ich wzajemnym konfliktem. Fakt, iż w Leclerc zabrakło coca-coli (o czym Beksiński kilka razy wspomina), nie jest zbyt pasjonujący. Wprawił mnie w irytację gdy przeczytałam to po serii wcześniejszych nudnych, równie zbędnych informacji . Dziś mogę go interpretować jako lekką ironię. Jednakże wszystkie: „muszę zadzwonić do (…)”, „zjadłem na kolację (…)” męczyły mnie tak samo, jak informacje o tym po ile kupił płyty oraz nad jakim modelem aparatu się zastanawia (o czym rozpisuje się bardzo szczegółowo). Natomiast częste zapisy meteorologiczne nie raz sprawiały, że czułam się jakbym czytała dziennik pokładowy jakiegoś bosmana, tudzież pamiętnik nastolatki, zwłaszcza gdy danego dnia zjawiska pogodowe były jedyną rzeczą, która miała miejsce.
Są to fragmenty „Dzienników” Beksińskiego, a wpisy wyselekcjonował Wiesław Banach. Wiadomo, codzienność człowieka niekiedy bywa monotonna. Jednakże opis książki sugeruje niezwykle pasjonującą lekturę, bogatą w życiowe przemyślenia na temat owej codzienności. Owszem zdarzają się refleksje Artysty na temat życia, śmierci (zwłaszcza po śmierci żony i syna). Pada wiele mądrych stwierdzeń, także ironicznych, niekiedy też zabawnych (znalazłam tutaj sporo interesujących cytatów), aczkolwiek całość wypada dość marnie, jeśli brać pod uwagę zainteresowanie czytelnika, które podczas lektury „Dzienników” niekiedy maleje z każdą stroną bardziej. O ile „Rozmowy”, które są przecież tylko uzupełnieniem do „Dzienników”, były dla mnie niezwykle ciekawe (również bogate w przemyślenia Beksińskiego – tu przytoczone przez Wiesława Banacha - będąc niejako wyrwanymi z kontekstu), o tyle same „Dzienniki” niepomiernie mnie znudziły i sprawiły, że tylko wyczekiwałam aż zobaczę ostatnią stronę. Ponieważ są to wybrane fragmenty z Jego „Dzienników”, zastanawia mnie jaka jest reszta, która nie została wybrana do tego zbioru? Może ciekawsza? Może zawiera więcej refleksji…? Nie rozumiem dlaczego do tego zbioru wybrano wpisy, które zawierają zapis temperatury i nic poza tym. W to miejsce równie dobrze można było wybrać właśnie jakiś bardziej wartościowy wpis/przemyślenie, bądź nie umieszczać nic.
Po bardzo interesujących zapowiedziach tej książki, mając ją za sobą, czuję niestety spory niedosyt. Nie można powiedzieć, że jest to książka słaba, dlatego wystawiam jej zasłużone cztery gwiazdki. Z uwagi na bardzo dobrą pierwszą część z „Rozmowami”, także wiele istotnych, mądrych przemyśleń malarza (także Wiesława Banacha), ale przede wszystkim z szacunku do samego Zdzisława Beksińskiego. Mojego ulubionego Artysty, którego sztuka intryguje mnie od zawsze, wciąż z niesłabnącą mocą. I już chyba na zawsze pozostanie najbardziej ulubioną.
Przeczytane:2018-10-27, Ocena: 4, Przeczytałam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2018 roku,
Nie wiem jak można ocenić czyjeś życie - bo nie jest to biografia sensu stricte. To dziennik - zapis tego, co Beksiński uznał za istotne konkretnego dnia, łącznie z temperaturą powietrza, opisem zakupów i dolegliwościami zdrowotnymi. Emocji jako takich nie ma w tym dzienniku zbyt wiele, choć czasami się "przebijają". Niewątpliwe był to człowiek wielu zainteresowań, pasji i talentów. A jednocześnie wiódł dość proste życie, jak każdy z nas - miał swoje natręctwa, przyzwyczajenia. To, co warte uwagi (z mojej perspektywy) to dążność do perfekcji. Ale też pustka w duszy, która niewątpliwie zagościła po śmierci Żony i Syna.
Lekturze towarzyszyło jednak poczucie dogłębnego smutku - jeśli ktoś jest gotowy na taką dawkę, to mogę tylko zachęcić do przeczytania tejj pozycji