Znakomity kryminał o tym, jak American dream zamienia się w koszmar.
Jest lato 1959 roku, kalifornijskie słońce wypala wypielęgnowane trawniki przed domami w Sunnylakes. Pewnego bardzo długiego popołudnia w tej sielskiej atmosferze przedmieścia znika Joyce Haney.
Tego samego dnia Ruby Wright udaje się do pracy, spodziewając się, że czeka tam na nią to, co zawsze: obowiązki domowe, których nie cierpi, obolałe stawy, pogarda ze strony białych pracodawców... a także światełko w mroku codzienności: życzliwość Joyce.
Zamiast tego znajduje dwójkę przerażonych dzieci i plamę krwi na podłodze w kuchni. Po Joyce nie ma śladu.
Do sprawy zostaje przydzielony detektyw Mick Blanke, który niedawno trafił do Sunnylakes z Nowego Jorku i szybko odkrywa, że klucz do zagadki znajduje się w rękach Ruby, nikt bowiem tak dobrze jak ona nie zna tajemnic kryjących się za wykrochmalonymi, idealnie gładkimi zasłonami.
Tyle że czarnoskórych pomocy domowych na amerykańskim Południu nie prosi się o pomoc w śledztwie. Ich o nic się nie prosi...
Wydawnictwo: Burda Książki
Data wydania: 2021-06-02
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 400
Tytuł oryginału: Long, long afternoon
American dream. Spokojne przedmieście. Piękne domy. Dobre samochody. Wspaniałe żony czekające na powrót swoich ukochanych mężów. Cudowne dzieci. Dobrobyt. Szczęście. Sielanka.
Niekoniecznie…
Bo w tych pięknych domach często rozgrywają się dramaty, które żadnego piękna w sobie nie mają. Pozory… Najważniejsze, to zachować pozory. I grać swoją rolę. Do samego końca.
Życie jednak pisze zaskakujące scenariusze, a największy cios może przyjść z najmniej spodziewanej strony. A co się stanie, jeśli ten cios okaże się śmiertelny?
1959 rok. Lato. Kalifornia. Joyce Haney i Ruby Wright. Pani domu i pomoc domowa.
Joyce. Wydawać by się mogło, że jej życie to sielanka. Piękny dom. Wspaniałe dzieci. Kochający i dobrze sytuowany mąż, który potrafi zadbać o swoją rodzinę. Wiele kobiet marzy o takim właśnie życiu. A Joyce? Z jakiegoś powodu dusi się w tym swoim pięknym domu. Z jakiegoś powodu pragnie uciec z tego pięknego domu. Czyżby przeszłość coraz bardziej o sobie przypominała? Co stało się z tą utalentowaną artystką po uszy zakochaną w nim…
Ruby. Młoda czarnoskóra dziewczyna. Tak, wysługuje się białym, ale przynajmniej dostaje za to wynagrodzenie. Marne, ale jednak jest. Nie wszyscy w jej dzielnicy mają tyle szczęścia. A ona potrzebuje pracy, potrzebuje pieniędzy, bo…. Ma swoje marzenie. College! To jej cel. Gdyby tylko nie był taki drogi… Jeśli kiedykolwiek ma przestąpić próg uczelni musi sama zadbać o fundusze.
Niebawem nadarzy się okazja na zgarnięcie niemałej nagrody. Ruby byłaby przeszczęśliwa, gdyby nagroda trafiła właśnie do niej. Z jednej strony ma dylemat moralny, z drugiej zaś – przecież i tak już nie pomoże Joyce. Chociaż nie… trzeba odkryć prawdę. Właśnie dla niej, dla Joyce. A prawda okazała się szokująca!
Jest jeszcze on - Mick Blanke. Detektyw zesłany na tę niemalże prowincję za karę. Zniknięcie Joyce to było niebywałe urozmaicenie jego spokojnej kariery. W końcu może wykorzystać swoje nowojorskie doświadczenie. Tak, Mick gra na nerwach swojemu przełożonemu jak nikt. Irytuje go jego arogancja i buta. Irytuje go, że niemalże od razu zwolnił podejrzaną. Irytuje go, że naprawdę jej słucha. Ale to przecież ona, Ruby, może najwięcej im powiedzieć. A to, że jest czarnoskórą pomocą domową nie czyni jej z klucza przestępcą. Tylko że to jest zdanie wyłącznie Mick’a. Nie zważając na konwenanse i zwyczaje czyni z Ruby swojego informatora. Musi wiedzieć, co dzieje się na tym snobistycznym przedmieściu. A zdobycie zaufania dziewczyny wcale nie było łatwe.
„Bardzo długie popołudnie” to przedni kryminał retro. Podobało mi się wszystko. Zarówno sam pomysł na fabułę, jak i jej poprowadzenie. Ale nie tylko... Autorka doskonale przemyciła do całej historii kilka ciekawych wątków, definiujących ówczesną Amerykę. Bohater wojenny? Tylko której wojny? Czarnoskóra dziewczyna studiująca w college? Czegóż ona tam szuka? A te cudowne przedmieścia wcale nie są takie cudowne. Choroba psychiczna? Niektórzy bardzo dobrze się maskują! Wątków jest wiele, a wszystkie ciekawe. Nie mówiąc już o tym, że cały czas po mojej głowie kołatało się pytanie: co do cholery stało się z Joyce?
Bardzo sobie cenię książki, które łączą w sobie kilka gatunków literackich. W dobrze skomponowanych pozycjach brak miejsca na nudę, a czytelnik znajdzie element, który stanie się dla niego najistotniejszy. Historia osadzona w latach '50 na gorącym przedmieściu w południowej części Stanów Zjednoczonych wydaje się intrygująca. Tylko czy autorka, urodzona w Niemczech i żyjąca współcześnie, potrafi oddać klimat tamtych czasów. Lektura tej pozycji była dużą niewiadomą.
Urocze przedmieście jednego z kalifornijskich miast przedstawia obraz idealnego miejsca do zamieszkania. Tymczasem któregoś dnia w upalne popołudnie znika Joyce Haney, jedna z przykładowych pań domu. Kiedy do opuszczonego domu dociera Ruby Wright, czarnoskóra pomoc domowa, zastaje dwie małe córeczki swojej chlebodawczyni i plamę krwi w kuchni. Sprawę przejmuje Mick Blanke, detektyw, który niedawno został zesłany w te okolice z Nowego Jorku. Gdzie podziała się Joyce i kto jest zamieszany w tę sprawę? Czy Ruby będzie mogła pomóc i czy ktoś będzie chciał jej wysłuchać?
Autorka stworzyła książkę, gdzie wątek kryminalny jest ważny, ale równie istotny jest świat w którym przyszło żyć bohaterom. Kwestie społeczne pojawiają się już od pierwszych stron. Ruby, kobieta czarnoskóra, żyje w świecie, gdzie segregacja rasowa jest niezwykle silna. To w jaki sposób jest traktowana przez swoich pracodawców i przez policję, jest niezwykle ważnym elementem tej historii. Ale wraz z rozwojem akcji autorka zwraca uwagę na rolę kobiet w tamtych czasach w każdej grupie społecznej. Ruby jest dyskryminowana przez białych, ale czuje się również niezrozumiana przez czarnoskórych mężczyzn, którzy również starają się jej narzucić pewną rolę w społeczeństwie. Postać Joyce daje obraz kobiety dobrze usytuowanej i szanowanej, pani domu, żony i matki. Ale to wspaniałe życie szybko okazuje się fałszem. A za maską pojawiają się prawdziwe problemy, które doprowadzają do tragedii.
Książka pokazuje silne kobiece postacie, które zmagają się ze światem same. Ruby chce dalej się uczyć, ale jako czarnoskóra kobieta ma bardzo utrudnione zadanie. Brak funduszy, słabe wsparcie ze strony najbliższych i społeczeństwo, w którym przyszło jej żyć. A mimo to nie poddaje się, stara się zrobić wszystko, żeby spełnić swoje plany. To, pomimo przeciwności losu, silna młoda kobieta, która we właściwych momentach wie, w jaki sposób się zachować. Joyce z kolei jest doskonałym przykładem na to, że pod płaszczem idealnego życia, jest głęboka warstwa zgnilizny. Autorka odkrywa wraz z rozwojem akcji coraz więcej sekretów bohaterki, które pokazują różne kwestie w jej życiu, a które niszczą idealny obraz perfekcyjnej pani domu.
Przez całą lekturę czuć duszny obraz końca lat '50. Praca policji w małej miejscowości, podejście społeczności białej i czarnej, próby zorganizowania kobiet, a w tle autorka porusza inne kwestie, niektóre tylko sugeruje, jak wojna w Korei, wojna na Pacyfiku, pedofilia, przemoc domowa, problemy psychiczne. A mimo to ta książka przez cały czas każe wierzyć, że wydarzenia, które się rozgrywają dają możliwość na szczęśliwe zakończenie i wyjście obronną ręką przez bohaterów.
Narracja w książce prowadzona jest przez trójkę głównych bohaterów, którzy w poszczególnych rozdziałach przedstawiają wydarzenia ze swojego punktu widzenia. Trójka, wydawało by się, zupełnie różnych postaci, tworzy świetnie skonstruowaną akcję, w której powoli odkrywane są kolejne karty.
Sam wątek kryminalny jest ciekawy, a próba odkrycia, co tak naprawdę się wydarzyło i co stało się z główną bohaterką, pokazuje trudy pracy w ówczesnych czasach. Finał poszukiwań może zaskoczyć, a akcja pod koniec wydarzeń dodaje dreszczyku emocji.
"Bardzo długie popołudnie" to lektura, która sprawiła mi dużo przyjemności. Autorka odsłania w niej problemy które pojawiały się w ówczesnym świecie. Warstwa społeczna i psychologiczna jest niezwykle istotna, na równi z samym wątkiem kryminalnym. Wyraziści bohaterowie oraz świetny język dopełnia ten tytuł. To pozycja, o której na pewno szybko nie zapomnę, myślę że jest jedną z lepszych lektur, które miałam okazję czytać w bieżącym roku.
"Bardzo długie popołudnie" to kryminalny debiut Ingi Vesper - dziennikarki, która pokochała deszczową Anglię. Jej powieść to obnażenie prawdy o amerykańskim śnie, do którego wszyscy dążyli.
Pewnego letniego popołudnia w Sunylakes swoje obowiązki pomocy domowej wykonuje czarnoskóra Ruby Wright. Jednak ten początkowo nudny i rutynowy dzień zmienia się w koszmar, gdy Ruby udając się do domu Joyce Haney znajduje jej jedną córkę na trawniku przed domem, drugą płaczącą w swoim pokoju, a w kuchni kałużę krwi. Po Joyce jednak nie ma śladu. Ruby zostaje aresztowana tylko dla tego, że jest czarna, a śledztwo przejmuje detektyw Mick Blanke.
Akcja powieści rozgrywa się w ciągu kilkunastu dni. Narratorami są Ruby oraz Mick. Od nich dowiadujemy się o bieżących wydarzeniach, postępach w śledztwie. W powieści jest jeszcze trzeci narrator. Jest nim Joyce, z nią powracamy do przeszłości i to jej relacja zdradza nam co takiego wydarzyło się tego feralnego popołudnia. Taka narracja jest bardzo ciekawa i sprawia, że nie tylko śledzimy przebieg dochodzenia, ale również lepiej poznajemy bohaterów, ich odczucia i emocje, które nimi kierują.
W powieści mamy trzech głównych bohaterów: Ruby, Mikea i Joyce (choć Pani Haney bardziej obecna jest duchem niż ciałem). Ruby to młodziutka, czarnoskóra dziewczyna, która pracuje jako pomoc domowa. Pisarka stworzyła z niej bardzo ciekawą i wyrazistą postać, która wzbudza dużo pozytywnych emocji, tak, że czytając mocno jej kibicujemy. Mike jest policjantem, który prowadzi sprawę zaginięcia Joyce. Jego postać jest całkowicie różna od większości policjantów, ponieważ jest tolerancyjny i traktuje wszystkich z szacunkiem. Joyce natomiast jest młodą kobietą, żoną i matką. Ma ładnie wyglądać, zajmować się córkami i domem oraz zawsze podzielać zdanie męża. Pomimo tego, że ta postać miała utożsamiać cechy wielu ówczesnych kobiet, Joyce jest postacią wyrazistą i złożoną z całym wachlarzem emocji i przeżyć. Oprócz głównych bohaterów ciekawie przedstawione są postacie drugoplanowe. Moją największą ciekawość wzbudziła Pani Crane i po przeczytaniu powieści czuję niedosyt, że autorka ujawniła nam o niej tak mało informacji.
"Bardzo długie popołudnie" jest kryminałem retro. Pisarka ciekawie i obrazowo przedstawiła świat lat '50. Czytając mamy wrażenie jakbyśmy byli na miejscu akcji. Bardzo mocno został rozbudowany wątek nierówności rasowych, przez co powieść bardziej zbliża się do obyczajowej, a wątek kryminalny został trochę zepchnięty na dalszy plan. Książkę czyta się szybko i przyjemnie. Rozdziały są krótkie, a akcja biegnie w dobrym tempie. Chociaż autorka próbowała nas zmylić i podsuwała różnych podejrzanych, zakończenie jest przewidywalne.
Książka porusza ważny i kontrowersyjny temat - równości. Autorka skupiła się na równości płci i ras. Inga Vesper przedstawiła patrialchalny model rodziny, gdzie to mężczyzna o wszystkim decyduje, a kobieta ma być mu posłuszna i nie ma prawa realizować swoich zainteresowań i pasji. Powieść pokazuje jakie skutki może mieć ignorowanie potrzeb kobiet. Dominującym tematem w powieści jest rasizm. Przez segregację rasową wielu ludziom odebrano szansę na rozwój i lepsze życie. Cieszę się, że pisarka poruszyła te tematy. Chociaż wiele się zmieniło to jeszcze wiele pracy przed nami by równość i tolerancja były wszechobecne. Dzięki rozwinięciu tych tematów książka jest ciekawsza, jednak bardziej zbliża się do gatunku powieści obyczajowych.
Powieść "Bardzo długie popołudnie" jest opowieścią o amerykańskim śnie. Jednorodzinne domki z basenem, równo przeciętne trawniki, białe ogrodzenia, a w domu uśmiechnięta żona, roześmiane dzieci i zmęczony pracą mąż to tylko pozory. Pod tą słodką warstwą skrywają się mroczne sekrety, przemoc i duża ilość leków. Ta książka przypadnie do gustu fanom książek retro, ponieważ mamy tu ciekawie i obrazowo przedstawiony świat lat '50. To odpowiednia lektura dla miłośników powieści obyczajowych oraz lekkich kryminałów. Nie znajdziemy w niej krwawych opisów czy drastycznych scen. Moim zdaniem książka jest dobra i warta uwagi, jednak wielkiego wrażenia na mnie nie zrobiła.
"Wczoraj pocałowałam męża po raz ostatni. On oczywiście jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, sama zresztą też nie do końca mogę w to uwierzyć, ale kiedy obudziłam się dziś rano, wiedziałam że to prawda..."
Powyższy cytat pochodzi z debiutu kryminalnego Ingi Vesper pt. "Bardzo długie popołudnie".
Kiedy zaczęłam czytać myślałam sobie, że będzie to świetny kryminał i odskocznia od książek obyczajowych...
Nie lubię pisać takich opinii, ale nie było mi z tą książką po drodze:(
Wiadomo nie wszystko jest dla wszystkich. Niby coś innego, ale przez cały czas nie potrafiłam się wczuć w tę historię tak jakbym chciała:( Troszkę się z nią męczyłam.
Akcja rozgrywa się latem 1959 roku w Kalifornii. Miasteczko jest piękne... zadbane... panuje w nim przyjazna atmosfera aż do momentu kiedy znika Joyce Haney. Ślady krwi w jej mieszkaniu znajduje Ruby-opiekunka dzieci... dla niej miał to być normalny dzień w pracy...Niestety zamienił się w koszmar. Ruby została także podejrzana o udział w...? No właśnie w czym? Zaginięciu? Porwaniu? Zabójstwie?
Do śledztwa w sprawie zostaje powołany detektyw Blanke, który do pomocy wybiera sobie Ruby. Wg niego jest to bardzo bystra kobieta która za wszelką cenę chce się dowiedzieć co stało się w tym domu...
Jeżeli chcecie się dowiedzieć jak zakończyło się śledztwo tej dwójki to zapraszam do lektury! Chętnie poznam Wasze opinie na temat tej książki:)
Schyłek lat 50. XX wieku. Ruby, czarnoskóra młoda kobieta, pracuje jako sprzątaczka w domu Haney'ów. Idąc do pracy nie spodziewa się, co zastanie na miejscu. Ślady krwi, dzieci same w domu i... Żadnego śladu po Joyce, która dla Ruby jest jak przyjaciółka. Mick Blanke zostaje przydzielony do sprawy zaginięcia pani Haney. W śledztwie pomaga mu Ruby, która dzięki możliwości sprzątania w domu zaginionej, może poznać prawdziwe oblicze ich sielankowego życia. Sytuacji nie pomaga fakt, iż Ruby ma ciemniejszy kolor skóry, który w tamtych czasach nie ma zbyt wielu praw.
Klimat lat 50. jest świetnie przedstawiony przez autorkę. Ubiór bohaterów, sposób bycia, stosunki "białych do czarnoskórych" wydają się być autentyczne. Kalifornijskie słońce palące skórę. Kobiety, które należą do komitetów, by się wspierać. Sąsiedztwo, które wyciąga w potrzebie "pomocną dłoń". Zaginięcie Joyce Haney burzy spokój mieszkańców.
Postać Ruby Wright przedstawia siłę kobiet tamtejszych czasów. Kobiet, które chcą mieć równe prawa, pracować w zawodzie, w którym chcą się spełniać, znaczyć coś więcej niż tylko kobieta, która musi wspierać męża, gotować obiadki i poświęcać się w pełni rodzinie, bez możliwości samorozwoju, nie będąc przy tym do końca szczęśliwą. Mówić głośno o krzywdach cielesnych, które mężczyźni nadużywają i czują się bezkarni, a także udzielać się w polityce, walcząc właśnie o swoje prawa. Przykrym faktem, który miał miejsce w przeszłości, to wyrzucanie ludzi czarnoskórych poza margines społeczeństwa. Autorka mocno naciska na aspekt taniej siły roboczej, bez równych praw, niebezpieczeństwo, które czai się z dzielnic zamieszkanych przez społeczności czarnoskórych.
Książka nie do końca jest twardym kryminałem. Są tu jego elementy, ale bardziej klasyfikowałabym "Bardzo długie popołudnie" do literatury sensacyjnej. Fabuła skupiona jest na przyczynach, które doprowadziły do zaginięcia Joyce, ale także sytuacji mieszkańców Ameryki, podziały i prawa kobiet.
Postać detektywa Micka miejscami mnie irytowała. Plusem jest, iż chciał współpracować z Ruby, potrzebował jej pomocy i autentycznie nie traktował jej jako osoby gorszego sortu. Natomiast jego podejście do kobiet, po tym jak musiał się przenieść własnie do Kalifornii, bo nabroił w poprzednim miejscu pracy cóż, pozostawia wiele do życzenia.
Jeśli szukacie książki usytuowanej w XX wieku, gdzie każdy walczy o swoje prawa, jak ważna jest ta zmiana, a przy tym wszystkim mamy domieszkę kryminału, którego akcja rozgrywa się w domu państwa Haney'ów to serdecznie polecam tę książkę. Jak na debiut uważam, że jest to naprawdę ciekawa pozycja. W sam raz na długie popołudnie.
,,Bardzo długie popołudnie" Ingi Vesper to książka, która roztrzaskała moje serce, swym realizmem, swoją autentycznością lat 50-tych XX wieku.
Ruby to ciemnoskóra kobieta, która jak każdy ma marzenia, lecz by je zrealizować, doskonale wie, że musi na nie ciężko zapracować. Pracuje jako pomoc domowa u Joyce Haney. Przyjaźń, jaka się narodziła między kobietami, nie trwała zbyt długo. W niewyjaśnionych okolicznościach zaginęła Joyce, zostawiając jedynie plamę krwi w kuchni i płaczące dzieci. Jako że Ruby posiada ciemny kolor skóry, zostaje podejrzana.
Czy śledztwo doprowadzi do rozwiązania zagadki? Czy Ruby pozbiera się po traumatycznym bardzo długim popołudniu? Tego wszystkiego dowiecie się z książki.
Jestem zszokowana realizmem książki. Rasizm w latach 50-tych w Ameryce był bardzo mocno widoczny, ,,Biała" rasa miała wszystko natomiast ,,Czarny" był gorszego sortu i tu autorka oddała w 💯 problem braku tolerancji. Emocje czytając w moim przypadku ,były bardzo duże, ponieważ ja nie jestem w stanie, pojąć jak można, robić podział na ludzi lepszych i gorszych to jest coś, czego ja nigdy nie zaakceptuję.
Wątek kryminalny tu mnie autorka miło zaskoczyła, ponieważ wydawało mi się, że rozwiązałam zagadkę, ale z każdą kolejną stroną zmieniałam zdanie.
Książka lekka w czytaniu, wzbudzająca dużo emocji. Wielowątkowość fabuły sprawiała, że nie można się oderwać, póki zagadka nie zostanie rozwiązana.
Tolerancja tym słowem podsumowałabym książkę, a to za sprawą dużego nacisku autorki na problem rasizmu, który nadal jest, choć nie tak widoczny. Polecam.
Lata pięćdziesiąte w słonecznej Kalifornii, pośród zamożnych ludzi, żyjących w idealnie ułudnym świecie. Cisza, spokój i marazm. Jakim prawem ktokolwiek próbował zakłócić tę cudowną idyllę? W takie piękne popołudnie znika Joyce Haney. Jedyny ślad stanowiący o tym, że mogło wydarzyć się coś złego stanowią plamy krwi w kuchni. Czarnoskóra Ruby Wright, jak co dzień, udaje się do pracy. Czekają na nią porządki domowe u Państwa Haney oraz okolicznych sąsiadów. W domu zastaje bałagan, przestraszone dzieci i ślady krwi. Głównie z racji koloru skóry staje się główną podejrzaną i zostaje aresztowana. Dochodzeniem zajmuje się nowo przybyły w te strony, detektyw Mick Blanke. Jednak wina Ruby nie przemawia do niego. Ma przekonanie, że rozwiązanie zagadki zniknięcia Joyce znajduje się w jej rękach. Służąca wiele widziała i słyszała będąc codziennie u Państwa Haney, więc będzie stanowiła cenne źródło informacji. Czy rzeczywiście Ruby wie tak dużo, jak spodziewa się policjant? Czy Joyce miała tak cudowne i stonowane życie, jak uważają najbliżsi i sąsiedzi? Czy to tylko fasada dla oka innych, aby móc własne rozterki rozstrzygać w zaciszu domowym? Nie dajcie się do końca zwieść temu pięknemu obrazkowi. Zajrzyjcie głębiej, tak gdzie wzrok nie sięga, usłyszcie więcej, niż się mówi wkoło. Rozpocznijcie własne prywatne dochodzenie, a przekonacie się, jaki będzie finał. Intrygujący ...
Bardzo długie popołudnie to senny kryminał, co nie jest w żadnym przypadku jego wadą. Przeciwnie, tą historią się żyje powoli, przeżywa się ją wraz z bohaterami, można się z nią oswoić i poszukiwać w odpowiednim tempie wszelkich możliwych śladów ewentualnej zbrodni. Brak pośpiechu pozwala przyjrzeć się bliżej sennej okolicy, podążyć śladami małżonka Joyce, poobserwować sąsiadów i spróbować obalić mit o cudownym i sielskim życiu zaginionej. Autorka stworzyła znakomity i niecodzienny klimat, przenikliwą atmosferę i podawała nam celowo mylne tropy. Zwodziła nas do ostatniej chwili, manewrowała nami i pozwalała żyć w przekonaniu, że rozwiązanie zagadki jest takie oczywiste.
Ta powieść to nie tylko ciekawy kryminał, ale też znakomite tło społeczno-obyczajowe lat pięćdziesiątych w Ameryce. Wszechobecny rasizm, prześladowania czarnych, bezrobocie i problemy ze znalezieniem pracy, upokarzanie ich na każdym kroku i pokazywanie, że nic nie znaczą, są marginesem społeczeństwa. Ale widzimy też przemoc wobec kobiet, przebiegłość białych, fałsz i obłudę. Ludzie żyją w kłamstwie i nie widzą w tym nic złego. Warto bliżej się przyjrzeć otoczce całej sprawy i na dłużej zagłębić się w problemy, które autorka chciała nam pokazać, może nie bezpośrednio, ale poprzez określone zachowania i sytuacje.
Polecam, ciekawa i intrygująca. Jej lektura sprawia czytelnikowi przyjemność, ja się nią delektowałam powoli i spokojnie. Sprawiła mi ogromną radość!
Bardzo dobry kryminał. W sennym, słonecznym Sunnylakes, mieszka Joyce Haney z mężem i dziećmi. Pewnego popołudnia znika. Poszukiwania prowadzi detektyw Micke Blanke. Od początku jest przekonany, że aresztowana przez policję Ruby, czarnoskóra pomoc domowa, jest niewinna. Jednak w Ameryce, w czasach segregacji rasowej, czarnoskórzy nie są dobrze traktowani...
"Bardzo długie popołudnie"
@wydawnictwo_slowne
Książka w klimacie lat 50. słoneczna Ameryka, osiedle bogatych mieszkańców Sunnylakes i tajemnicze zaginięcie jednej z mieszkanek. Ułożonej żony i matki. Wszystko w co wypielęgnowane i wyidealizowane, zaczyna runąć jak mur w ogrodzie Haney'ow. Bo prawda o mieszkańcach nie jest tak idealna jak wydaje. A szczelnie pilnie strzeżone sekrety wychodź na światło dzienne. Każdy miał tutaj sekrety, a niektóre z nich były bardzo mroczne.
W książce ukaże został również czas w którym rasizm i podział na klasy był bardzo widoczny. Bogaci i biedni. Brak klasy średniej. Czarni i biali. Lepsi i gorsi. Tak prezentował się tamten czas w Ameryce, co autorka idealnie opisała w tej historii. Miało to ważny wkład w te książkę, bo aby rozwiązać tę zagadkę, trzeba mieć jakiś punkt zaczepiania, a jedyną osobą która wie wszystko, jest pomoc domowa, która dla większości bogatych jest niewidzialna. Jednak nie zdają sobie sprawy, że taka osoba widzi i wie najwiecej, jednocześnie będąc niezauważalna. Jednak czy pomoże ona w śledztwie w sprawie zaginięcie Joyce? Takie osoby nie współpracują z policją, więc jak dotrzeć do sprawcy?
Podobno podobała mi się ta książka, mimo że nie kryminału było nie za wiele. Jednak wzbudzała ona ciekawość i chęć dowiedzenia się prawdy. A zakończenie było dość zaskakujące. Mnóstwo tajemnic, które z każdą kolejną strona układały się w całość. Wielowątkowa akcja, była plusem dzięki któremu poznajemy myśli innych bohaterów i ich sekrety. Idealnie odwzorowany american dream który zmienia się w koszmar. Dobrze poprowadzona fabuła sprawiła, że książkę czyta się lekko i z wielką dozą ciekawości.
Polecam.
"Bardzo długie popołudnie" Ingi Vesper jest naprawdę dobrym kryminałem, który wzbudza zainteresowanie czytelnika już od pierwszych stron. Nie da się ukryć, że czułam się, czytając tę powieść, jakbym widziała wszystko przez mgłę. Często tak mam jak sprawy są mocno tajemnicze i zbyt dużo elementów jest niewiadomych i niepasujących do siebie. Swoich wizji na temat zniknięcia głównej bohaterki miałam kilka, ale one wciąż się zmieniały. Z każdą kolejną pojawiającą się osobą, lub z każdym kolejnym słowem, wydarzeniem, wszystkie nabierało innego wyrazu i moje spojrzenie na sprawę nabierało nowych barw i nowych podejrzeń. Nie wiem, czy któryś z bohaterów tej lektury zyskał całkowitą moją sympatię. Chwilową tak, ale nagłe zmiany, nie takie wypowiedzi i niejasne kroki, zmuszały mnie do podejrzliwości i sympatia gasła. Dopiero na sam koniec mogłam stwierdzić, która postać literacka zasługiwała na to, abym mogła ją całkowicie pozytywnie określić. Bardzo lubię takie książki, które są niejasne, tajemnicze i które przede wszystkim wzbudzają we mnie różne emocje oraz o których mogłabym dyskutować, gdyż pod wieloma kątami można by ją było analizować. I "Bardzo długie popołudnie" zaliczam do takich. Muszę jeszcze dodać, że wszystkie niepasujące elementy na sam koniec wskoczyły na swoje właściwe miejsce i wszystko stało się dla mnie jasne.
biblioteczkamoni.blogspot.com
„BARDZO DŁUGIE POPOŁUDNIE”
Inga Vesper Wydawnictwo Słowne
Moje pierwsze spotkanie z autorką Ingą Vesper uważam za bardzo udane. Jej powieść „Bardzo długie popołudnie” przypadło mi do gustu.
Czas i miejsce akcji powieści to rok 1959 Kalifornia. Wiadomo w tych latach ciemnoskórzy nie mieli nic do gadania. Dla białych byli tylko tanią siłą roboczą. Ich zdania się nie liczyły.
Pewnego popołudnia znika biała kobieta Joyce Haney. Nikt nie wie, gdzie ona się podziewa. Służąca Ruby Wright jak co dzień przychodzi do pracy. Nie wie co ją czeka. Tylko ona ma informację co mogło się wydarzyć, ale nikt nie chce jej słuchać bo jest ciemnoskóra.
Ona zabawi się detektywa. Przyjdzie jej niestety za to zapłacić. Do poszukiwań wkracza detektyw Mick Blanke. Tylko on przesłuchuje Ruby. Do jakich wniosków dojdą? Ta para będzie próbowała rozwiązać tą sprawę.
Ruby nie jest głupia. Jest młodą dziewczyną z marzeniami. Pragnie iść na studia. Czy uda jej się spełnić swoje marzenia pomimo koloru skóry? Nie wszyscy biali to rasiści. Detektyw Blanke nim nie jest.
Co się stało z Joyce? Prawda była dla mnie bardzo tragiczna i bolesna. Byłam bardzo przerażona. Co się w tamtych czasach wyprawiało. Czy kolor skóry ma znaczenie? Niestety w tamtych czasach miał ogromne. Przykro mi jak biali traktowali ciemnoskórych. Sami zachowywali się gorzej od nich.
Idealna na pozór rodzina skrywa przed światem mroczne sekrety, które przez przypadek wychodzą na jaw. Niszczycielska machina została ruszona i się tak szybko nie zatrzyma. Zrani nie jedną rodzinę.
Jeżeli oglądaliście film”Służące” to nie możecie przegapić tego tytułu. Będziecie zachwyceni. Czytając tą powieść przeniosłam się w czasie. Czułam emocje Ruby. Dziewczyna pełna marzeń , zmuszona do ciężkiej pracy. Znakomita bohaterka, dobra akcja i jeszcze lepsza fabuła sprawia, że nie można przejść obojętnie wobec tej historii.
Amerykański sen zmienił się w amerykański koszmar. Kobieta, która ma być perfekcyjną żoną, matką i panią domu też ma marzenia. Czasami te marzenia powodują koszmary. Najgorsze jest to, jak taka kobieta zacznie swoje marzenie realizować. Aż strach się bać. Prawda jest tak brutalna, że aż włosy stają na głowie.
Poczytajcie jak idealna rodzina zamienia się w koszmarną rodzinę.
Polecam i zapraszam do przeczytania „Bardzo długie popołudnie”.
Powieść „Bardzo długie popołudnie” pomimo tego, że sklasyfikowana jako kryminał jest to dość lekką historią, dla mnie to wręcz obyczajówka z lekką nutą kryminału. Początkowo fabuła mnie dość wciągnęła jednak mniej więcej w połowie jakoś wszystko trochę siadło wydaje mi się, że to właśnie przez dominację wątków obyczajowych. Sam wątek kryminalny był ciekawy jednak przewidywalny. Narracja z perspektywy kilku osób wypadła dość korzystnie i dodała całej tej historii jakiegoś kolorytu. Duży plus za zbudowanie oryginalnego klimatu wokół całej historii, faktycznie podczas czytania było czuć aurę lat pięćdziesiątych i sielankowy klimat osiedla na przedmieściach. Co mnie mocno irytowało to postać detektywa Micka już pomijając jego nieporadność w śledztwie, to poznając jego problemy z przeszłości widzimy, że znowu chce się w coś podobnego wkomponować, a przecież nawet kot jak raz włoży pysk do wentylatora to już raczej zapamięta, że nie jest to rozsądne. Debiut autorki oceniam pozytywnie (pomimo, że wolę nieco bardziej krwawe historie) jest to taka luźna historyjka na słoneczne popołudnie, zwłaszcza jeśli ktoś lubuje się w rozbudowanej obyczajówce to zapewne wczuje się w tę historię. Warto też tej powieści dać szansę za całą otoczkę i wytworzony przez autorkę klimat.
Przeczytane:2021-06-05, Ocena: 6, Przeczytałam, Mam,
Rok 1959. Stany Zjednoczone w fazie rozkwitu i dążenia do doskonałości. Stan Kalifornia. Sierpień. Żar lejący się z nieba i roztapiający asfalt. Piękne, wymuskane domy w schludnej „białej” dzielnicy. Idealnie przystrzyżone trawniki, idealny błękit wody w basenie, perfekcyjne panie domu czekające z chłodnym drinkiem na powrót swojego pana… ups... męża miało być. Sielanka? Tylko na pierwszy rzut oka. Gdy człowiek przyjrzy się wszystkiemu bliżej, odczuje fałsz i sztuczność stylu szczęśliwej amerykańskiej rodziny. Aż można się udusić, ale nie od sierpniowej spiekoty tylko od zaduchu sekretów i kłamstw, które rozgrywają się w na pozór idealnych czterech ścianach.
Historię poznajemy z perspektywy 3 osób. Detektywa policji Micka, pomocy domowej Ruby i zaginionej Joyce. Krok po kroku z potem ściekającym po plecach z dreszczem obrzydzenia na hipokryzję i z powodów bzdurnej segregacji rasowej dowiadujemy się, co się stało z jedną z pań domu zamieszkujących bajkowe osiedle Sunnylakes. Ucieczka, porwanie, morderstwo? W pierwszych momentach śledztwa jeden z policjantów leżał sobie nad basenem na leżaczku, popijając zimny napój gazowany a żeby nie było, że nic nie robił na wszelki wypadek, prewencyjnie kazał aresztować pomoc domową. Dlaczego? Dla Ameryki lat 50. odpowiedź jest prosta jak drut – bo była czarna. Była więc pierwszą podejrzaną i jednocześnie nie istniała. Nikt by się nie upomniał o jej prawa i nie obronił. Czy w takich warunkach kiedykolwiek będzie wiadomo, co spotkało Joyce?
Polecam ten debiut. Szczególnie że jest idealnie wpasowany w okres letni. Na własnej skórze można odczuć palące promienie słońca i zanurzyć się w fabułę, która przez skwar będzie nam bliższa, niż się komukolwiek wydaje. Sytuacje są tak plastycznie przedstawione, że gdy opisywana jest czarnoskóra Ruby, poczujemy się jak psia kupa na wypielęgnowanym, wymuskanym trawniku i będziemy mieć wrażenie, że pełne pogardy spojrzenia wręcz wypalają dziurę w plecach. Gdy rozdział dotyczy Joyce, doświadczymy siły samotności, niezrozumienia, odrzucenia i bólu niespełnionych marzeń. Gdy jest mowa o Micku, odczujemy ogromną presję by jak najszybciej i jak najsprawniej rozwiązać sprawę. Zdobyć uznanie w oczach przełożonego i kolegów z posterunku po haniebnym przeniesieniu z Nowego Jorku. Skuteczność w działaniu to dla policjanta priorytet. Niby jest w miarę wolny od uprzedzeń, jednak ma opory, by poprosić czarnoskórą dziewczynę o pomoc w śledztwie.
Historia jest ciekawa i wciągająca jak ruchome piaski. Napisana ze swadą i oprócz intrygującego wątku kryminalnego tło obyczajowe gra główne skrzypce. Poruszone są problemy feminizmu, kobiecości, zależności ekonomicznej kobiet od mężczyzn i nietolerancji. Czytajcie i przekonajcie się, czy słynny American Dream by Wam się spodobał… Mnie ten lukier zemdlił…
Za możliwość zapoznania się z treścią książki dziękuję Wydawnictwu Słowne