No dobra, powiedzmy to otwarcie – Rebelia na Arenie Dłużników upadła i sobie głupi ryj rozbiła, a jej niedobitkowie rozpierzchli się po całym świecie, niczym koraliki po podłodze.
Natomiast Ezekiel Siódmy, eks-Komornik, eks-Stwórca Świata, w tej chwili ponownie wciągnięty na krzywy ryj w skład Korpusu Komorniczego, ma o wiele większe problemy niż ubolewanie nad tym, że zamiast dzięki swojej wiedzy z przyszłości coś zrobić lepiej, to zrobił tak samo, a w sumie to nawet gorzej.
Bo wygląda na to, że cała jego (wszech)wiedza się, delikatnie rzecz ujmując, zdezaktualizowała.
Świat, podobnie jak ciasto drożdżowe, nie lubi jak do niego zaglądać kiedy rośnie, tykać go palcami i pokazywać znajomym. I wszystko wskazuje na to, że w jedynej wciąż działającej linii czasowej zrobił się przez to wszystko paskudny zakalec.
Ale to wszystko nic w stosunku do tego, gdzie znajduje się teraz Zek.
A to, gdzie się znajduje, to pikuś w porównaniu do tego z kim tam jest uwięziony.
No cóż – mamy siódmy tom trylogii, której zakończenie miało być nieodwołalne i ostateczne, więc chyba nic w tej książce nie może pójść ani zgodnie z planem, ani jakimikolwiek oczekiwaniami.
Jeśli masz jakieś prognozy co do tego, co się tu wydarzy, to spisz je sobie na karteczce, a potem się śmiej, widząc, jak bardzo się mylisz.
Nadchodzi najdziwniejszy koniec wszystkiego, jaki kiedykolwiek widział świat!
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2023-04-14
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 632
Wypełniło się Proroctwo. Teraz pozostaje tylko jeden, ostatni akord. Oto nadchodzi dzień Pana, okrutny, pełen srogości i płonącego gniewu, aby obrócić...
Tak wiele dzieci Zony W morderczej próbie sił Znikają za kordonem On synem Zony był Obiecywał sobie, że już nigdy więcej. Że tamten raz był...
Przeczytane:2023-05-01, Ocena: 6, Przeczytałam,
Michałowi Gołkowskiemu można zazdrościć wiele - błyskawicznej kariery na polu pisarstwa, pomysłów na przedziwne i zarazem porywające powieści, odwagi w bezkompromisowości wyrażania własnych poglądów, czy też swoistego i zarazem jakże pięknego bycia kimś kompletnie innym i oderwanym od 99% tzw. „normalnego” społeczeństwa. Ja natomiast zazdroszczę mu tego, że wciąż - już od ponad dekady, jest on twórcą nieprzewidywalnym. Potwierdzeniem tego jest jego najnowsze dzieło - książka „Komornik. Arena dłużników #4”, która zamyka sobą cykl o losach Ezekiela „Zeka” Siódmego.
Rebelia się nie powiodła, idący na jej czele rozpierzchli się po całym dogorywającym świecie, zaś Zek trafił najgorzej, jak tylko mógł - w niewolę swojego koszmaru z najgorszych wspomnień... Jednakże nawet apokaliptyczna rzeczywistość nie znosi monotonii, wobec czego bardzo szybko los wciąż oficjalnego Boga i nowo mianowanego Komornika się odmieni, kierując jego kroki ku ciemnym, zimnym i zamieszkanym przez wszelkie potworności wypaczonego świata, ziemiom Rewersu... Tam zaś zrodzi się plan na to, by spróbować raz jeszcze naprawić to, co tak koncertowo Zek spartolił...
Dzieje się w tym tomie, oj dzieje. Oczywiście, działo się pięknie i barwnie również w poprzednich odsłonach tego cyklu, ale tym razem Michał Gołkowski postawił naprawdę na akcję, rozmach i iście epickie spojrzenia na boską apokalipsę oraz wplecione w nią, jakże skomplikowane losy Zeka. I tak też mamy tu walkę, podróże po tym dogorywającym świecie, magię i czarny humor - w potrójnej dawce, co może nas tylko i wyłącznie cieszyć. Przede wszystkim jest to jednak nostalgiczna, sentymentalna i nierzadko poruszając podróż do miejsc i postaci, które kiedyś już spotkaliśmy u boku Zeka...
Czymże zatem raczy nas tych 630 stron niniejszej powieści...? Otóż całą masą porywających wydarzeń z udziałem Zeka, z których to czasami wychodzi on obronną ręką, czasami zaś w nieco mniej triumfalny sposób - ot, znaczony chociażby jego śmiercią. I tak też przemierza on Rewers, dociera do Blasku, wkracza w szeregi Komorników, czasami gubi się w czasie, podejmuje niekoniecznie najlepsze decyzje i oczywiście walczy... To moc wątków, liczne zmiany lokacji, sytuacje bez wyjścia i przedziwne zbiegi okoliczności, które prowadzą nas i Zeka do końca, bardzo symbolicznego końca. Innymi słowy rzecz ujmując - jest cudnie!
Zek, Azrael, Teodor Stratilata, Jonasz i wielu, wielu innych bohaterów pojawia się na kartach tej historii, z których część jest dokładnie takimi samymi, jakimi poznaliśmy ich za sprawą lektury poprzednich tomów cyklu, zaś część mocno nas zaskakuje swoim „nowym Ja”. Oczywiście najważniejszy jest Zek, jego specyficzny sposób bycia, czarujące poczucie humoru i zmęczenie walką, planowaniem, naprawianiem swoich błędów. I chyba też można pokusić się o stwierdzenie, że jest to niezwykle przekonująca kreacja tej postaci - konkretnie na ten ostatni etap jego jakże długiej drogi...
Miasto Bohaterów, „Miasto”, Dziura, Klasztor, Cytadela i wiele, wiele innych miejsc przyjdzie odwiedzić nam podczas lektury tej powieści, podziwiając po drodze wypalone słońcem ruiny miast, topornie przeobrażone na koszerne osady i wsie, pozostałości ludzkich kości. Pięknym i zarazem jakże mrocznym jest ten apokaliptyczny świat, w którym ludzie starają się przetrwać choćby jeszcze jeden dzień, Anioły wyżywają się na śmiertelnikach, zaś boskie pomioty w postaci bezrozumnych potworów sieją terror i zniszczenie. I można się zachwycić logiką, złożonością i dbałością o każdy szczegół tej scenerii.
Przede wszystkim jednak powieść ta zachwyca tym, że wieńczy ona sobą ten cały cykl w sposób ciekawy, niebanalny, wcale nie oczywisty i spełniający oczekiwania odbiorcy - przynajmniej moje. Myślę, że właśnie tak powinna zakończyć się ta historia, pozostawiając kilka pytań, ale też i udzielając odpowiedzi na najbardziej nas nurtujące kwestie. I oczywiście gdzieś tam z tyłu głowy rodzi się pytanie, czy to aby na pewno koniec - już raz byliśmy o tym wszakże przekonani..., ale tym razem chyba jednak tak...
Książka „Komornik. Arena dłużników #4”, to rzecz imponująca, niezwykle efektowna w swej fabularnej postaci i niosąca tyleż znakomitą rozrywkę, co i wielkie emocje. Oczywiście znacznie częściej będziemy się uśmiechać przy tej lekturze, ale kilkukrotnie mocno także się i wzruszymy, co też czyni tę opowieść jeszcze bardziej intrygującą. To również klimatyczne ilustracje Pawła Zaręby, efektowne wydanie Fabryki Słów (ten kolor purpury na okładce!) oraz kwintesencja niepowtarzalnego, pisarskiego warsztatu Michała Gołkowskiego. Innymi słowy rzecz ujmując – bierzmy i czerpmy z tego wszyscy, bo to bardzo dobra fantastyka jest!