Arabska córka

Ocena: 4.4 (25 głosów)

Kontynuacja bestsellerowej powieści ,,Arabska żona".

Tanya Valko ponownie wprowadza czytelnika w świat wschodnich tradycji, przyjaźni i miłości. Główna bohaterka, pół Polka, pół Libijka, po przymusowej rozłące z matką, mając zaledwie kilka lat, rozpoczyna tułaczkę po odległych zakątkach świata. Najpierw udaje się z libijską rodziną do Ghany, następnie powraca z babcią do Trypolisu, by po paru latach, uciekając przed despotycznym ojcem, wylądować w Jemenie. Tam, już jako nastolatka, znajduje szczęście, przyjaźń i miłość... Niestety, styka się również z terrorem i zwolennikami ortodoksyjnego islamu. Jej mąż za wszelką cenę chce oczyścić imię swojej rodziny z piętna terroryzmu. Życie głównej bohaterki i jej rodziny jest zagrożone. Czy młoda kobieta zazna w końcu spokoju i szczęścia? Czy uda jej się odnaleźć matkę?

Informacje dodatkowe o Arabska córka:

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2011-04-07
Kategoria: Literatura piękna
ISBN: 978-83-7648-678-9
Liczba stron: 382

więcej

POLECANA RECENZJA

Kup książkę Arabska córka

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Arabska córka - opinie o książce

Arabska córka 8/10
Kontynuacja bestsellerowej powieści „Arabska żona”.
Tanya Valko ponownie wprowadza czytelnika w świat wschodnich tradycji, przyjaźni i miłości. Główna bohaterka, pół Polka, pół Libijka, po przymusowej rozłące z matką, mając zaledwie kilka lat, rozpoczyna tułaczkę po odległych zakątkach świata. Najpierw udaje się z libijską rodziną do Ghany, następnie powraca z babcią do Trypolisu, by po paru latach, uciekając przed despotycznym ojcem, wylądować w Jemenie. Tam, już jako nastolatka, znajduje szczęście, przyjaźń i miłość... Niestety, styka się również z terrorem i zwolennikami ortodoksyjnego islamu. Jej mąż za wszelką cenę chce oczyścić imię swojej rodziny z piętna terroryzmu. Życie głównej bohaterki i jej rodziny jest zagrożone. Czy młoda kobieta zazna w końcu spokoju i szczęścia? Czy uda jej się odnaleźć matkę?
Książkę bardzo polecam dla każdej osoby lubiącą obyczajówki lub kulturę arabską. Mimo że książka jest kontynuacją Arabskiej żony to można ją czytać niezależnie od pierwszej książki. Historia Doroty jest cały czas rozwijana ale w tej pozycji zdecydowanie bardziej poznajemy historię Marysi/Miriam, jej córki. Historia dziewczyny nadal nie jest usłane różami i pokazuje jak ciężko jest żyć młodej polarabce w takim kraju. Tym bardziej że dziewczyna ma piękne blond włosy, które są mega nietypowe w tym rejonie co bardzo przyciąga wzrok innych osób. Bardzo polecam tę pozycję każdemu. Obecnie jest jej kontynuacją w kilkunastu tomach.

Link do opinii

„Arabska córka”jest drugą częścią cyklu „Arabska żona” Tanyi Valko o perypetiach polsko-libijskiej rodziny. Tym razem miałam możliwość śledzić losy córki Doroty – Marysi.

 Tanya Valko ponownie wprowadza czytelnika w świat wschodnich tradycji, przyjaźni i miłości. Główna bohaterka, pół Polka, pół Libijka, po przymusowej rozłące z matką, mając zaledwie kilka lat, rozpoczyna tułaczkę po odległych zakątkach świata. Najpierw udaje się z libijską rodziną do Ghany, następnie powraca z babcią do Trypolisu, by po paru latach, uciekając przed despotycznym ojcem, wylądować w Jemenie. Tam, już jako nastolatka, znajduje szczęście, przyjaźń i miłość... Niestety, styka się również z terrorem i zwolennikami ortodoksyjnego islamu. Jej mąż za wszelką cenę chce oczyścić imię swojej rodziny z piętna terroryzmu. Życie głównej bohaterki i jej rodziny jest zagrożone. Czy młoda kobieta zazna w końcu spokoju i szczęścia? Czy uda jej się odnaleźć matkę?

 Jaka jest Marysia? Pogubioną dziewczyną, która nie wie, gdzie jest jej miejsce. Nie wie co się stało z jej rodzicami, cały czas oplątywana jest kłamstwami. Przechodzi gehennę w najczystszej postaci. Jednak w przeciwieństwie do Doroty ma wokół siebie ludzi, którym na niej zależy.

 Na pierwszy plan wysuwa się babcia Marysi, matka Ahmeda. Po skończeniu pierwszej części żywiłam do niej mieszane uczucia. Cały czas była gdzieś na uboczu, w cieniu wydarzeń. Nie pomogła Dorocie ale również nie wspierała Ahmeda. W tej części jawi się mi jako zupełnie inna osoba. Z całych sił stara się zachować Marysię przy zdrowych zmysłach. Dba o to, by nie zapomniała o swoim pochodzeniu, o swojej matce. Dba o nią jak o największy skarb. Jest przy niej w dobrych i złych chwilach. Nie zasłużyła na to, co ją spotkało.

 Ta część podoba się mi dużo bardziej niż pierwsza. Jest dużo bardziej spójna. Chociaż w pierwszej chwili zdrowo mnie zaskoczyła. Po przeczytaniu paru stron byłam całkiem zdezorientowana - przecież to już było.... Pisarka wprowadziła ciekawy zabieg. Miejscami wprowadziła fragmenty z pierwszej części, dzięki czemu miałam świadomość, że wydarzenia z obu części toczą się równolegle. Mamy tu też narratora w trzeciej osobie, który jest wszechwiedzący i wie, co kto czuje. Dzięki temu zabiegowi, wiedziałam na bieżąco co dzieje się z każdym bohaterem.

 Książka jest świetna, daje sporo do myślenia. W inteligentny sposób przybliża mentalność ludzi Wschodu oraz ich obyczaje. Polecam wszystkim.

Link do opinii

Świat muzułmański zawsze przeraża ale też i fascynuje. Czytelnik ponownie zostaje wprowadzony w kulturę, zwyczaje i tradycje świata arabskiego, które różnią się w zależności od państwa. O ile w pierwszej części autorka opisywała kulturę libijską, tak w drugiej części mogliśmy poznać kulturę Ghany, Jemenu oraz Arabii Saudyjskiej, na tle których poznajemy losy Marysi- Miriam, córki Doroty z pierwszej części "Arabskiej żony". Muszę jednak przyznać, że ta część nie porwała mnie tak, jak część pierwsza. Może dlatego, że tutaj fabuła stała przewidywalna.Odniosłam też niejakie wrażenie, że pewne fragmenty są powtórzeniem fragmentów z I części. To stawia mnie przed dylematem, czy brać się za czytanie kolejnego tomu, czy lepiej poczytać coś innego.

Link do opinii
Avatar użytkownika - byska1
byska1
Przeczytane:2014-11-14, Ocena: 6, Przeczytałam, Przeczytałam,
Ahmed nie patrząc na Dorotę wyrywa jej krzyczące dzieci, bierze je jak koty pod pachę i nie oglądając się za siebie, wychodzi. Do pokoju, z otwartą butelką whisky w dłoni, wchodzi główny oprawca i Dorota jest już pewna, na czym polega dogadanie się Ahmeda z tym typem. Jej kochany mąż bez namysłu i skrupułów sprzedał ją za swoją skórę. Dorota próbuje się bronić, ale mężczyzna jest zbyt silny i zaczyna ją gwałcić aż do utraty przez nią przytomności. Ahmed zaprowadził dziewczynki do domu swojej matki. Marysia widząc babcię rzuca jej się w objęcia i wybucha niepohamowanym płaczem. Opowiada babci, że ich dom napadły zbiry, które biły mamę i tatę, a tata nie pomógł mamusi tylko zabrał dzieci i uciekł. Kobieta nie wie, jak ma uspokoić roztrzęsione dzieci. Obiecuje Marysi, że jak rano wstanie, to mama już będzie w domu. Siedmiolatka przytula się do kwiecistej spódnicy i obejmuje z drżeniem jedyną życzliwą jej osobę. Teraz już czuje się bezpieczna. Wczesnym rankiem Ahmed po cichu skrada się do domu. Gdy orientuje się że intruzi opuścili dom, wbiega na piętro i wchodzi do sypialni. Widok jest straszny. Dorota leży z rozrzuconymi nogami, spomiędzy których wypływa krwawa maź. Nie daje znaku życia, jej twarz jest zapuchnięta i sina od razów. Nie będąc pewien czy ona oddycha, z obrzydzeniem dotyka żyły na jej szyi, w której wyczuwa słaby puls. Wychodzi do sąsiedniego pokoju i zaczyna dzwonić w różne miejsca. Po kolejnej rozmowie z oddechem ulgi wraca do ledwo żywej żony, zawija jej pohańbione ciało w pled i znosi do garażu. Dorota budzi się w bagażniku, ale nie ma siły wołać o pomoc. Znów traci przytomność. Ktoś brutalnie wyciąga ją z ciemnej, śmierdzącej nory. Stary Arab usiłuje postawić ją na nogi, które jednak się uginają i Dorota ląduje na ziemi. Spod na wpół przymkniętych powiek widzi męża, gwałtownie dyskutującego z nieznanym mężczyzną. Z całych sił wytęża wzrok i zauważa, że w rękach nieznajomego ląduje gruby plik banknotów. Dziadek szarpie i pogania kopniakami ledwo żywą kobietę, chcąc zaprowadzić ją do szałasu znajdującego się w rogu wielkiego podwórza. Dorota woła męża słabym głosem, nie słyszy jednak odpowiedzi, zamiast tego dostaje od dziadka potężnego kuksańca w głowę, po którym pada na piach. Odwraca się w kierunku miejsca, gdzie mężczyźni dobijali targu. Nikogo już tam nie ma. Z drugiej strony wysokiego muru z piaskowca słychać oddalający się ryk silnika. Marysia rano budzi babkę, która jej obiecała, że rano mama będzie, tym czasem mamy nie ma i taty tez nie. Kobieta nie wie co robić i próbuje wytłumaczyć dziecku, że muszą czekać na tatę. Marysia tego nie słucha i krzyczy, że chce do mamy. Wstaje od stołu, zrzuca na podłogę kubek pełen herbaty i biegnie do pokoi na najwyższym piętrze, gdzie kiedyś mieszkała z rodzicami. Wtedy gdy była jeszcze taka szczęśliwa. Ahmed poprosił Malikę, aby załatwiła zwłoki kobiety, najlepiej po wypadku. Malika najbliższym samolotem przylatuje do Trypolisu, a Marysia rzuca się jej w objęcia prosząc, by ta znalazła jej matkę. Malika obiecuje dziecku, że pomoże odnaleźć jej matkę. Później kieruje się do gabinetu Ahmeda. Malika mówi Ahmedowi, ze życzyłaby mu więzienia, albo nawet czegoś gorszego, ale jej obowiązkiem jako siostry jest mu pomóc. I oznajmia mu że ufa, że to będzie ostatnia przysługa, której od niej żąda i ostatnie ich spotkanie. Ma nadzieję nigdy więcej nie widzieć go na oczy. Ahmed pogardliwie wygina wargi, lecz widać, że to wyznanie go poruszyło, bo na pobladłym policzku zaczęła pulsować mu żyła, a szczęki się zacisnęły. Ahmed oznajmia, że po wszystkim dziewczynki pojadą z Maliką i daje jej ich paszporty. I lekceważy problem tego co powie Marysi, uważając, że to tylko dziecko. Stwierdził, że dziecku powie to co wszystkim, że się pokłócili, Dorota wsiadła do auta i rozpierniczyła się na śmierć. Pogrzeb szybki, bez żadnej stypy i bez żałoby. - Czas załatwić tę gównianą sprawę - Malika gwałtownie odwraca się w kierunku drzwi, nie dając się ponieść uczuciom nostalgii i żalu. Malika zabiera Ahmeda do prosektorium, do swojego znajomego i tam wybierają ciało jakiejś kobiety o jasnej karnacji z całkowicie zmasakrowaną twarzą, po wypadku, wpadła pod ciężarówkę. Wszystkim chcą wmówić że jest to Dorota. Później załatwili wszystkie formalności z policją, dając im łapówkę. Ahmed mówi Malice, żeby załatwiła jeszcze jedną rzecz, a mianowicie o to by załatwiła, że stypendium Samiry przejdzie na niego i jego nową kobietę. Babcia mówi Marysi, że jej mama nie żyje. Dziewczynka co noc ma koszmary, lunatykuje, parokrotnie już zmoczyła się do łóżka, całymi dniami siedzi w jednym miejscu i patrzy w przestrzeń niewidzącymi oczami. Babcia z wnuczkami idzie po ich rzeczy do willi w której mieszkały z rodzicami. Jest tak zajęta pakowaniem, że nie zauważa nieobecności Marysi. Zagląda do łazienki i gabinetu na piętrze. Na koniec z lękiem przekracza próg małżeńskiej sypialni, w której drzwi do tej pory wiszą na jednym zawiasie. Szczupła, mała dziewczynka tkwi na łożu z podkulonymi rączkami. Zaplecione palce aż jej sinieją od zaciskania. Buzia dziewczynki jest przerażająco biała, oczy zamknięte, a ślicznie wydęte małe usteczka wygięte w grymasie żalu i rozpaczy. Babcia delikatnie dotyka ramienia wnuczki, która powoli otwiera swoje bursztynowo-miodowe oczy. Siedząc jeszcze przez moment na wielkim małżeńskim łożu rodziców, Marysia z pietyzmem dotyka małej plamki krwi, która widnieje na pięknej ozdobnej poduszce. Po wielu godzinnym locie Malika z matką i dwiema bratanicami lądują na zakurzonym lotnisku w Akrze. Na parkingu wsiadają do poobijanego ambasadzkiego busa i ruszają w kierunku miasta. Bus jedzie powoli, mija bogate domy i kieruje się w stronę coraz mniej imponującej zabudowy. Po chwili zatrzymuje się przed brudnym, niegdyś białym murem, z obłupaną z zielonej fbrby metalową furtką. Marysia wpada na podwórko pokryte czerwoną ziemią, z której sterczą gdzieniegdzie wyschnięte badyle jakiegoś zielska, a na samym środku stoi mała, niedziałająca fontanna. Marysia skacze w kółko, wzburzając tumany szkarłatnego pyłu. Po raz pierwszy od dłuższego czasu dziewczynka jest szczęśliwa. Malika trafiła do Ghany, przez swojego brata Ahmeda, który okrył rodzinę hańbą. A tam trafiła jej się najgorsza i najcięższa praca administracyjna. Malika ma się zajmować rozwiązywaniem problemów libijsko-ghańskich. Przez następne trzy tygodnie Maliki nie sposób uświadczyć w domu. Wychodzi do ambasady skoro świt, a wraca późną nocą. Bierze ze sobą dżinsy i podkoszulek do sprzątania, dodatkową elegancką bluzkę na godziny przyjęć petentów czy jakieś oficjalne spotkania, a czasami nawet długą sukienkę na oficjalne przyjęcia. Kobieta podpiera się już nosem, ale dopięła swego. Jej biuro, teraz tak to można nazwać, jest jasne, czyste i przestronne. Miriam zapisała Marysię do szkoły. Dziewczynka czując pismo nosem, trzyma się blisko babcinej spódnicy. Nie lubi szkoły, bo pamięta tę z Libii, gdzie dzieci ciągnęły ją za włosy i nazywały cudzoziemką. Tamtejsi nauczyciele nie byli też wiele lepsi od uczniów, cały czas krzyczeli i bili linijkami po rękach, książkami po głowach albo zwyczajnie pięściami po plecach. Podoba jej się ta szkoła. Jest całkiem inna od tamtej z Trypolisu. Uczniowie są różnokolorowi. Zebrały się tutaj chyba wszystkie nacje świata. Każdy jest uśmiechnięty i szczęśliwy. Noszą kolorowe ubrania, a nie brudne, zapocone mundurki. Nikt nie biega jak szalony, lecz wszyscy chodzą w parach, podążając za bardzo miłą, radosną i łagodną panią. Śliczna, szczupła dziewczynka o czarnej, okrągłej jak księżyc w pełni buzi uśmiecha się do Marysi i wyciąga rączkę i mówi że ma na imię Georgette. Marysia szepcze że ona jest Miriam i trzyma się kurczowo swojej nowej i pierwszej w życiu przyjaciółki, nie oglądając się za siebie, podąża za gromadką rówieśników. Szkoła Marysi jest bardzo droga i Malika zwierza się matce i Chadidży, swojej siostrze, że nie wie czy będzie ją na to stać. Wiec kobiety mimo protestów Maliki, wyjmują wszystkie zaskórniaki i dokładają się do edukacji dziewczynki. Pomimo gorącej kąpieli i masażu rozgrzewającymi balsamami po szaleństwach Marysi w ulewnym deszczu tydzień później dziewczynka zaczyna chorować. Georgette, nieodłączna przyjaciółka ze szkoły, która bez Marysi nie może się obyć i asystuje jej nawet w chorobie, mówi Malice żeby wezwała lekarza. Wściekała Malika nie pozwala sobie rozkazywać niespełna dziesięcioletniej gówniarze i każe jej iść do domu, by ta nie złapała grypy. A dziewczynka śmieje się i mówi ze to żadna grypa, to zwykła malaria. Kobiety w pokoju Marysi sztywnieją i wytrzeszczają ze zgrozą oczy na Georgette, która uświadamia im straszną rzecz. Okazuje się ze Georgette miała rację. Z gorączką opanowują dziewczynkę straszliwe dreszcze, tak iż wydaje się, że Marysi za chwilę wypadną wszystkie zęby od szczękania. Potem dochodzą bóle głowy, a następnie nudności i wymioty. Chorą Marysią zajmuje się jej przyjaciółka. W sprawie malarii jest genialnym doradcą i konsultantem. Gorączka spada, Marysia przez dwa dni łapie oddech, żeby przetrzymać następny atak, kiedy febra uderza ze zdwojoną siłą. Wydaje się, że choroba nigdy się nie skończy. Najgorsze są straszliwe migreny oraz mdłości, które nękają osłabioną dziewczynkę. Po końskich dawkach leków zaczyna w końcu świtać promyczek nadziei. Piątego dnia Marysia zaczyna już czuć głód. Jest tak osłabła, że Malika musi ją zanieść do łazienki. Po chorobie dziewczynka musi zostać poddana długoterminowej rekonwalescencji i nie ma możliwości pójścia już w tym roku do szkoły. Całe szczęście Malika dzwoniła do dyrektora i okazało się że z jej ocenami nie straci roku. Tak jak mówił lekarz, powrót do zdrowia zajmuje sporo czasu. Dziewczynka ma anemię i nawracające migreny. Ciotki, babcia i afrykańska przyjaciółka dbają o nią dwadzieścia cztery godziny na dobę. Teraz najbardziej muszą uważać na ponowne zakażenie, którego rekonwalescentka mogłaby nie przeżyć. Georgette pojechała na wieś do babci, która jest znachorką i poddaje dziewczynki obrzezaniu. Dziewczynka bardzo się boi i prosi o pomoc Marysie i Malike. Po kilku dniach nie odzywania sie dziewczynki i nie odbierania telefonu, Malika postanawia pojechać do wioski babci dziewczynki, by ją stamtąd zabrać. Jak dojeżdżają na miejsce to Marysia zostaje w misji chrześcijańskiej, a Mailka prosi trzech misjonarzy oraz młodego polskiego lekarza z lokalnego szpitala, żeby udali się z nią do buszu. Mają przy sobie broń i maczety. Wyglądają, jakby wybierali się na wojnę. Po czterech godzinach poszukiwań, kiedy już zaczyna zapadać zmrok, a wszyscy są bliscy rezygnacji, znajdują małą chatkę z gliny, z dachem z palmowych liści. Ze środka dochodzi okrutny fetor zgnilizny i słaby pojedynczy jęk. Zapalają latarki, odbezpieczają broń i ostrożnie uchylają brudny dziurawy koc, który zasłania wejście. Ich oczom ukazuje się straszny widok. Na klepisku leży osiem szczupłych dziewczęcych ciałek. Mają od siedmiu do dwunastu lat, każda ze związanymi nóżkami i krwawymi plamami w okolicach krocza. Malika wybiega na zewnątrz i gwałtownie wymiotuje. Trzy z uczestniczek ceremonii obrzezania nie żyją, reszta jest w stanie ciężkim, albo bardzo ciężkim. Georgette ma wysoką temperaturę, jest nieprzytomna, a w okaleczone miejsce wdało się już zakażenie. Po dezynfekcji świeżej, zaognionej rany, rozpruciu i wyciągnięciu ludowych specyfików oraz pseudo leczniczych liści dziewczyna zostaje ponownie zaszyta. Nie ma już dla niej innego wyjścia. Malika asystuje przy zabiegu i widzi, jak strasznie okaleczono kobiecość tej przyszłej matki i kochanki. Dla tej dziewczyny wszystko, co będzie związane z seksem, stanie się bólem i gehenną. Malika dodzwania się do ojca dziewczynki i wyzywa go od zwyrodnialców i informuje, że jego córka leży umierająca w szpitalu. Ojciec i matka poszkodowanej przylatują rządowym helikopterem, który ląduje na środku wioski, wzbudzając tym sensację. Rodzice zabierają dziewczynkę do miasta. Mijają dwa miesiące od strasznych wydarzeń. Marysia codziennie ma nadzieję spotkać w szkole ukochaną przyjaciółkę. W końcu ta dzwoni i mówi lodowatym tonem do Marysi, że ona i Malika zrujnowały jej szczęśliwe życie i karierę jej rodziców. Nazywa Marysię parszywą Arabką. Mówi, że jej rodzice się rozwiedli. Rodzice stracili pracę, a ona wylatuje do szkoły w Anglii i ma nadzieję, że nigdy więcej Marysi nie zobaczy. Cały czas Marysi huczą w głowie słowa Georgette. Nie do pomyślenia, że tak mądra i nad wiek dojrzała dziewczynka znienawidziła tych, którzy ją uratowali, a nie oprawców. Co gorsza, czuje się dumna ze swojego obecnego stanu. Od tamtej rozmowy Marysia chodzi jak we śnie. Niby funkcjonuje, ale jak maszyna. Zalicza lekcje w szkole, sprawdziany, bierze udział w akademiach i wyjazdach, lecz robi to tylko ciałem, duchem jest gdzie indziej. Czuje się tak, jakby patrzyła na świat przez niewidoczną szybę. W domu przebywa głównie w swoim pokoju, czym doprowadza wszystkich do szału. Jej buzia, zawsze różowa i zaokrąglona, niezdrowo się wydłużyła i zabarwiła na ziemisty kolor, a pod oczami malują się fioletowe sińce. Marysia i Daria pojechały z babcią i ciociami do Trypolisu na Święto Ofiarowania. Dorota, matka dziewczynek siedzi zamknięta w jakimś maleńkim pomieszczeniu w ambasadzie. Słyszy głosy dobiegające z sali obok w której jak co roku odbywa się mikołajkowa uroczystość. Spośród wzmagającej się wrzawy Dorota nie może wyłowić ani słowa, już nawet nie słychać donośnego głosu jej przyjaciółki Baśki. - A teraz kolej na Darię, zapraszamy do Mikołaja! - krzyczy zachrypnięta Basia - Darusia się boi i podejdzie z ciocią Samirą. - Jest sygnał, więc ukryta kobieta zrywa się na równe nogi. Wychudzona, zdenerwowana blondynka słyszy ruch na zapleczu, ktoś szybko otwiera drzwi i po ponad dwóch latach Dorota widzi swoją malutką córeczkę. Ona oczywiście jej nie poznaje, ale po krótkiej chwili delikatnie dotyka włosów matki i zachowuje się, jakby wcale się nie bała. Dziewczynka pyta czy to jej mama, a kiedy Samira przytakuje, w tym momencie córeczka rzuca się w ramiona odzyskanej matki i ściska za szyję, tak jakby chciała ją udusić. Dorota rozglądając się dookoła pyta gdzie jest Marysia. Samira przeprasza i mówi, że Malika wzięła ją ze sobą na wesele. I nie była w stanie jej przekonać, że Mikołaj i prezenty są lepsze. Dorota bez drugiej córki nie chce wyjeżdżać. Samira perswaduje jej tą decyzję mówiąc, że jedno dziecko jest lepsze niż żadne. Bierze szwagierkę w ramiona i obie zaczynają szlochać. Samira mówi jej jeszcze, że odzyska Miriam i ona jej to obiecuje. Samira miała wypadek, jej stan jest bardzo ciężki. Ma poważne uszkodzenia czaszki, kręgów w odcinku szyjnym, połamane w paru miejscach ręce i nogi. Malika w poszukiwaniu Darii dzwoni do Polskiej ambasady, ale niczego tam się nie dowiaduje. Więc wykręca numer Baśki i Polka jej mówi, że Daria jest tam, gdzie być powinna, czyli z matką. A Malika obiecuje, że jeśli Dorota zechce odzyskać drugą córkę, to ona jej pomoże, to może w ten sposób przynajmniej częściowo zmyje z siebie grzechy, które ma na sumieniu. Chadidża postanawia zostać w Trypolisie, nie wracać do Ghany, bo wychodzi za mąż i będzie odwiedzać Samirę w szpitalu. Samira jest w śpiączce. Powrót do Akry w o połowę mniejszym składzie wpływa na kobiety depresyjnie. Najlepiej znosi to zaprawiona w bojach babcia. Zamknęła się w sobie jak żółw w skorupie i nie okazuje żadnych uczuć. Wykonuje swoje codzienne obowiązki i stara się pomóc córce i wnuczce, które są całkowicie załamane. Nie jest to jednak prosta sprawa. Starsza pani nie zna dokładnej przyczyny ich smutku i apatii. Marysia jest obrażona na cały świat i stała się jeszcze bardziej krnąbrna. Na pewno tęskni za siostrą, której na co dzień dokuczała do woli. Jenak wielokrotnie w najlepszej przyjaźni rozsiadały się na dywanie w salonie i grały w gry, bawiły się lalkami czy malowały. Marysia ze ślicznego kaczątka przemieniła się w olśniewającą urodą nastolatkę. Pofalowane niesforne włosy, które zapuściła prawie do pasa, nie straciły koloru. Ich złota barwa jeszcze się pogłębiła. Przez ostatnie trzy lata urosła na potęgę, bo chyba o dwadzieścia centymetrów i przegoniła już dawno Malikę. O linię nie musi dbać tak jak ciotka. Po pierwsze młodość spala wszystkie kalorie, a po drugie odziedziczyła figurę po matce i ojcu. Marysia też nie lubi leni i bierze aktywny udział we wszystkich sportowych imprezach w szkole i poza nią. Oprócz tego chodzi na kursy językowe z francuskiego i arabskiego, bo nie chce zapomnieć ojczystego języka, jest w paru kółkach naukowych i podchodzi do wielu konkursów i olimpiad. Po odrzuceniu przez pierwszą i jedyną przyjaciółkę Georgette dziewczyna całą sobą zaangażowała się w naukę. I widać znakomite efekty. Jest najlepsza w szkole i błyszczy również poza nią. Dyrektor wraz z amerykańskim kierownictwem przyznał jej nagrodę naukową, tak że Malika nie musi już martwić się o czesne. W przyszłości studia w Stanach ma w kieszeni. Marysia wyjechała na wycieczkę z licealistami a tam część grupy pojechała po bimber i narkotyki a Marysię zostawili samą z pijanymi naćpanymi tubylcami. Marysia próbuje zastraszyć towarzystwo swoją rodziną, lecz do pijanych i naćpanych facetów nic nie dociera. Dostali pyszny, młodziutki kąsek na tacy i mają zamiar go skonsumować. Odważniejszy z nich zaczyna ciągnąć ją za ręce w kierunku jednej z glinianych chat. Marysia ile sił zapiera się nogami, następnie pada na ziemię, wyjąc z przerażenia. Mężczyzna chwyta ją w pół i wrzuca do lepianki na środek klepiska. Inni podążają za nimi. Mężczyźni utworzyli w ciemnej i dusznej małej chacie krąg. Popychają Marysię, rzucając ją sobie z rąk do rąk. Dotykają jej gołego brzucha, przejeżdżają rękami po nagich, długich nogach, które prowokująco wychodzą z krótkich dżinsowych szortów. W końcu prowodyr szarpie za podkoszulek na ramiączkach, który się rwie, ukazując młodzieńcze piersi dziewczyny. Mężczyźni zaczynają sprośnie wyć i już dłużej nie panują nad zwierzęcym instynktem. Przywódca odgania pozostałych, na siłę ściąga z oszołomionej i zrozpaczonej dziewczyny szorty, rozrywa majtki i obraca ją plecami do siebie. Nastolatka czuje przeszywający, straszny ból w kroczu, a później szum w uszach. Kiedy pierwszy Murzyn kończy, puszcza jej talię i Marysia pada całym swoim ciężarem na brudne klepisko. Po nim używają sobie następni, a młoda Libijka nic już nie czuje. W momentach kiedy odzyskuje przytomność, jedynie płacze, jęczy i wyje. Z ust spływa jej ślina, z nosa kapie katar, a po nogach cieknie paskudna biała sperma pomieszana z krwią. Nagle słychać głos jakiejś kobiety i mężczyźni uciekają w panice z chaty, zostawiając swoją ofiarę na udeptanej ziemi. Stara Afrykanka zagląda do chaty i staje jak wryta w wejściu. Wybiega, chwyta najbliższy kij w rękę i rzuca się na przerażonych chłopców. Marysia, słysząc przebiegającą na zewnątrz awanturę, ma nadzieję na ratunek. Z jękiem podnosi się i staje na niepewnych nogach. Kobieta podbiega do niej, zbiera porozrzucaną garderobę i prowadzi za rękę do pobliskiego źródła. Kiedy Marysia doprowadza się już odrobinę do porządku i obolała siedzi na drewnianym stołku, pijąc herbatę, na podwórze zajeżdża znany jej pickup. Za kierownicą siedzi Mohamed, chłopak który ją tu przywiózł. Chłopak macha na nią ręką, żeby podeszła. Zbrukana dziewczyna tkwi nieruchomo na siedzeniu obok kierowcy. Patrzy tępo w ciemny gąszcz. Zrobił jej to z zemsty za swoją matkę, bo Malika, zaczęła spotykać się z jego ojcem. Nikt nie zauważył, co zrobiono Marysi, tak w Elminie, jak i w domu. Jedynie babcia zapytała ją, czy dobrze się bawiła, bo jakaś jest nieswoja. Dziewczyna zamyka się u siebie w pokoju i wychodzi jedynie do szkoły. Zrezygnowała ze wszystkich dodatkowych, tak ulubionych zajęć. Nie chce nikogo widzieć, a szczególnie Mohameda. Kiedy ciotka Malika proponuje wspólny wyjazd z Abdullahem, ojcem Mohameda i nim samym, nastolatce robi się słabo. Po trzech miesiącach kiedy Marysia fizycznie czuje się lepiej, zaczyna ją martwić brak miesięcznego krwawienia. Od gwałtu okres nie pojawił się ani razu. Odczekuje jeszcze parę dni i jest już pewna, co to może oznaczać, zwłaszcza że w brzuchu zaczynają przelewać jej się bąbelki, a rano czuje mdłości. Dziewczyna myśli, że albo Malika ją z tego wyciągnie, albo popełni samobójstwo. Tylko nie wie jak o tym powiedzieć. Przecież nie może powiedzieć prawdy, kiedy ciotka w końcu znalazła szczęście i pragnie na stałe związać się z Abdullahem. Dziewczyna mówi ciotce, że jest w ciąży, ale nie spała z nikim z własnej woli. Nic więcej nie chce powiedzieć, a Malika nie dopytuje. Parę dni później ciotka z bratanicą w tajemnicy przed wszystkimi przyjeżdżają do afrykańskiej wioski, do lekarza który pomógł im kiedyś uratować Georgette i który zna dobrą panią Ginekolog. Po wstępnym badaniu młoda lekarka zgadza się na usunięcie ciąży. W zamian za przysługę przyjmuje z rąk Maliki pokaźny plik pieniędzy. Abdullah oświadczył się Malice, a ona te oświadczyny przyjęła. Urządził dla niej wielkie zaręczynowe przyjęcie. Gdy założył na jej palec pierścionek zaręczynowy z wielkim brylantem nagle pojawił się jego syn. Abdullach z otwartymi ramionami obraca się w stronę młodzieńca, lecz w tym momencie zamiera w pół kroku, widząc mały rewolwer w jego opuszczonej ręce. Nikt poza nim tego nie zauważa. Abdullah jednak decyduje się na krok w kierunku swojego jedynaka. W tym momencie rozlega się głuchy strzał i teraz już wszyscy widzą mały rewolwer ukryty przez chłopka pod rękawem koszuli. Słychać pojedyncze piski kobiet, podniesione głosy mężczyzn i całe towarzystwo się cofa. Zszokowany narzeczony chwyta się za ramię i ze zdziwieniem patrzy na młodego człowieka. Malika odsuwa palce ukochanego i widzi, jak czerwona krew powolutku wypływa z rany. Kobieta zupełnie bez zastanowienia rzuca się w kierunku Mohameda. Pada drugi strzał. Tym razem już celniejszy. Malika zgina się, trzymając za lewą pierś. Całe towarzystwo wpada w panikę i biegnie do wyjścia, przewracając przy tym stoliki i lady z jedzeniem, tłukąc porcelanę i tratując się nawzajem. Nad basen z odbezpieczonymi kałasznikowami wpada ochrona i staje skonsternowana, widząc, co się zdarzyło. Marysia pochyla się nad konającą i błaga, by nie zostawiała jej samej. Babcia stoi jak posąg i nie jest w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Malika próbuje powiedzieć Marysi o tym że jej matka żyje i że Daria jest z matką, ale nie zdąża, bierze ostatni oddech i opada martwa w ramiona Miriam. W chwili kiedy Malika wydaje ostatnie tchnienie, do rezydencji wpadają funkcjonariusze policji, słychać zawodzący sygnał karetki pogotowia, a po chwili na posesję wchodzą czterej smutni panowie w czarnych garniturach. Odepchnięta od martwej ciotki Marysia mruży oczy oślepione błyskiem policyjnych fleszy. Stara Arabka nadal stoi na swoim miejscu. Abdallah z obłędem w oczach rozgląda się dookoła. Ciało Maliki zostało przewiezione do Trypolisu i Marysia z babcią również tam wróciły. Na pogrzeb przyjechał również Ahmed, przyszła Chadiża ze swoim nowym mężem Abbasem. Ahmed po śmierci Maliki postanowił sprzedać wszystko co do niej należało, czyli dom, farmę, rezydencję i klinikę Matka powiedziała mu, żeby nie zapominał, że coś też się należy synowi Maliki, Muaidowi. A jej i Marysi ma dać na mały dom w podłej dzielnicy i na ukończenie szkoły Marysi. Ahmed się na to zgodził, pod warunkiem, że jak Marysia skończy szkoły to ma przyjechać do niego i jego nowej żony, z którą ma już dwójkę dzieci i trzecie w drodze, by zaczęła być u nich służącą. Babcia i Marysia ciężko pracują, usiłując mały, dwupokojowy domeczek dostosować do swoich potrzeb. Marysia nie czuje rąk, bo nie jest przyzwyczajona do tak ciężkiej fizycznej pracy. Jednak widząc na koniec efekty swoich wysiłków, omalże nie pęka z dumy. Mijają trzy lata zwykłego życia i codziennego szczęścia. Bez burz, kataklizmów i wielkich zmian. Marysia, ze względu na tradycyjne muzułmańskie sąsiedztwo, musiała zmienić swój image. Wykluczyła z garderoby ukochane szorty i minispódniczki oraz topy na ramiączkach, w których biegała na co dzień w Ghanie. W szkole Marysia jest najlepszą uczennicą i daje tym babci powód do dumy. Uczy się dobrze ze wszystkich przedmiotów, ale najbardziej upodobała sobie biologię, chemię oraz literaturę angielską. Wygrywa konkurs za konkursem, a za pierwsze miejsce w jednej z międzynarodowych rywalizacji dostała nowoczesnego laptopa. Nauczyciele wróżą jej świetlaną przyszłość i obiecują pomoc w uzyskaniu rządowego stypendium na jeden z europejskich uniwersytetów. Twierdzą, że Marysia wyjazd ma już w kieszeni. Przypomina to sytuację z Ghany, gdzie również przepowiadano nastolatce wielką karierę, a cudowne, beztroskie życie skończyło się od jednego strzału. Dorota po siedmiu latach wróciła by odzyskać Marysię. Zgrabna kobieta ubrana w eleganckie, proste spodnie safari i bluzkę z długim rękawem, z sercem na ramieniu wysiada z auta i kieruje się do parterowego domku. Strach ściska ją za gardło. A jak Marysia jej nie pozna? W tej samej chwili, jakby na zawołanie, z domu wybiega szczupła nastolatka w kolorowej chuście na głowie. Minęło tyle lat, a matka i tak wie, że to jej córka. - Miriam, córeczko, nie poznajesz mnie? - Dorota pyta drżącym głosem. Dziewczynę jakby zamurowało, patrzy na nią szeroko otwartymi oczami i z niedowierzaniem kręci głową. - To nie możliwe, ty nie żyjesz! - wykrzykuje ze złością po arabsku. - Tak mówił tata i ciocia Malika, i taka jest prawda! - Ale stoję przed tobą i raczej nie jestem duchem. - Mama robi krok do przodu i wyciąga ręce, chcąc ją objąć. Dziewczyna wycofuje się przerażona w kierunku domu. - Nie ma cię całymi latami, zostawiasz mnie, porzucasz, a teraz sobie przychodzisz stęskniona?! - Najpierw nie mogłam się z tobą skontaktować, a potem nie byłam w stanie cię odnaleźć. - Kobieta tłumaczy się z sercem ściśniętym z bólu. - Nie wierzę w to. Póki człowiek żyje, wszystko może. - Marysia mówi jak dziecko. Z otwartego okna słychać zaniepokojony głos. Śliczna trzydziestoparoletnia blondynka podnosi oczy i widzi siwą głowę swojej byłej teściowej. Długo patrzą na siebie. Matka Ahmeda pierwsza opuszcza wzrok i kryje się za okiennicą. - Ummi, wybacz, tak bardzo cię kochałam i tak bardzo potrzebowałam... Ciebie nie było, za długi cię nie było... - szepcze rozgoryczona Marysia. - Teraz jest już za późno. Tutaj jest moja rodzina, moi bliscy, mój dom i moja religia. Nie mogę tego wszystkiego zostawić, nie mogę ich opuścić. Ahmed odnalazł Marysię i zastraszył ją, że będzie musiała odpracować u niego wszystkie pieniądze, które w nią zainwestował. Zapowiedział, że będzie po nią przed zakończeniem roku szkolnego i poasystuje jej przy ostatnich egzaminach. A zaraz po nich wyjeżdża i nie radzi jej kombinować, bo i tak ją odnajdzie, choćby na końcu świata. Miriam z babcią uciekają przed Ahmedem. Najpierw do Tunezji, stamtąd lecą do Frankfurtu, gdzie na ogromnym lotnisku po godzinie znajdują bramkę odprawiającą pasażerów do Sany. Prawie przez całą drogę babcia z Marysią rozmawiają. Dziewczyna słucha lub zadaje pytania, a starsza, posiwiała Arabka odpowiada. Na lotnisku w Sanie, po przejściu przez wszystkie odprawy i kontrole, z bagażami na dwóch wózkach, babcia z wnuczką zaszokowane brudem, smrodem i tłokiem rozglądają się bezradnie dookoła. Otacza je morze niechlujnie ubranych mężczyzn z dżambiją za pasem. Spośród nich wyłania się przygięty do ziemi staruszek z pomiętą tekturą, na której ktoś napisał: "Libijja Nadia + Miriam". Z nic niezdradzającym wyrazem twarzy zbliża się do kobiet, pokazuje na informację powykręcanym reumatyzmem palcem, a one przytakują głowami i ruszają za dziadkiem, który wbrew pozorom idzie bardzo szybko. Starszy mężczyzna wrzuca ciężkie walizy na pakę poobijanego zardzewiałego pikapa i palcem pokazuje, aby weszły do środka. Albo jest niemową, albo uważa, że w Libii mówi się całkiem innym językiem niż w Jemenie. Po pewnym czasie wjeżdżają do dzielnicy, w której życie już się obudziło. Co rusz się zatrzymują, bo aut jest więcej niż może pomieścić wąska, stara droga. Na środku handlowej, wąskiej uliczki pikap gwałtownie hamuje, kierowca wyskakuje i wrzuca bagaże do pobliskiego sklepu z nożami. Na koniec siłą wyciąga babcię i wnuczkę z szoferki, a kiedy stoją już one przytulone do ściany domu, rusza z piskiem opon, bo w ciągu dwóch minut zrobił się korek i wszyscy oczekujący kierowcy trąbią jak obłąkani. Kobiety bezradnie oglądają się wokół siebie. Przez zakratowany otwór okienny na pierwszym piętrze wychyla się chorobliwie szczupła twarz staruszki, która woła Marysię i jej babcię, by wchodziły na górę, a na poparcie swoich słów macha do nich ręką. Malika, siostra babci pomimo swoich sześćdziesięciu lat wygląda na stuletnią, zasuszoną starowinkę. Nie zostało nic z jej olśniewającej urody i wdzięku. Kobiety przybyłe z Libii dostały do użytku dobudówkę na dachu, zapewne tą samą, którą Malika zamieszkiwała na początku swojego pobytu w Sanie. Jest to jedno pomieszczenie o powierzchni może dwunastu metrów kwadratowych, z małą poobijaną umywalką w kącie oraz wiadrem na odchody. Betonowa podłoga nakryta jest poprzecieraną i dziurawą wiklinową matą. Cienki materac oraz to, co się na nim znajduje, prawdopodobnie ma służyć im za posłanie. Jedna sypialnia w wielkim domu okazała się pusta i przybyłe Libijki dostają ją do dyspozycji. Z tej sypialni korzysta babcia, a Marysia śpi z Leilą, córką Maliki, siostry babci. Dziewczyny bardzo się zaprzyjaźniły. Marysia zaczyna naukę w międzynarodowej szkole na peryferiach Sany. Marysia poznała Hamida Bin Ladena no i się zaczęło. Marysia do tej pory nie znała ani takiego uczucia, ani stanu ducha. Nie wie, co ma ze sobą począć. Całymi dniami krąży nieprzytomna jak duch, nie śpi, nie je, nie może się skoncentrować. Myśli tylko o jednym - czy Hamid przyjdzie i czy Hamid ją choć trochę lubi. Spotykają się potajemnie, bez wiedzy i bez zgody kogokolwiek z opiekunów. Na razie we wszystkie tajemnice wtajemniczona jest tylko Leila, ich obstawa i popleczniczka. Taka sytuacja w tradycyjnym arabskim kraju jest nie do pomyślenia. Sama Marysia źle się z tym czuje - odnosi wrażenie, że jest winna z powodu tak naturalnych i niewinnych kontaktów z obcym mężczyzną. Marysia przyznała się babci, że spotyka się z Hamidem. Po paru tygodniach przemyśleń babcia oznajmia, żeby Marysia zaprosiła Hamida, bo nie mogą się tak kryć w ciemnościach w jakichś rozsadach z przyprawami. Hamid oświadczył się Marysi, a ona te oświadczyny przyjęła. Ślub i wesele odbywają się po skończeniu przez Marysię szkoły. Wszystko jest w standardowym arabskim stylu. Marysia z babcią zaraz po zakończeniu uroczystości weselnych przenoszą się do ogromnej willi Hamida w ekskluzywnej dzielnicy Sany. Babcia i Marysia dawno już nie były w tak wytwornym miejscu. Myślały, że ten okres jest już zamknięty i należy do odległej przeszłości. Hamid przygotował kilka niespodzianek, dla Marysi i jej rodziny. Leila dostała od niego nowiuteńki salon kosmetyczno-fryzjerski z jeszcze nowymi zafoliowanymi sprzętami. Ze szczęścia, aż się popłakała. A babci Marysi urządził piękny pokój i sypialnie w kolonialnym portugalskim stylu. Cały pierwszy tydzień po przenosinach babcia i Marysia kręcą się po wielkim domu, a za nimi jak cień snuje się zachwycona Leila. Marysia z Hamidem wyruszają w podróż poślubną po Jemenie. Jak dojeżdżają na pustynię zostają napadnięci, związani i wrzuceni do bagażnika ich własnego samochodu. Za kierownicą siada lider porywaczy. Zaczyna się podróż w nieznane w zapadającym coraz szybciej mroku. Uprowadzeni nawet nie próbują podnieść głów, dookoła słyszą tylko nawoływania Beduinów, lecz żadnego silnika innego auta. Samochód po dobrej półgodzinie zatrzymuje się. Posiniaczona para widzi światła błyskające wśród czerni pustynnej nocy. Na zewnątrz auta wzmaga się ruch i wrzawa. Porwani zastanawiają się, z duszą na ramieniu, co ich teraz czeka. Samosąd, straszliwa śmierć na torturach, gwałt, ukamienowanie, posiekanie czy tylko humanitarne obcięcie głowy przed kamerą? W miarę delikatnie zostają wyciągnięci z bagażnika i postawieni na miałkim piasku. Z przerażeniem rozglądają się dookoła. W mroku widzą kontury wysokich palm, dalej zarysy namiotów, glinianych domów, starą kamienną studnię, czują odór zwierząt i stajni, słyszą pobekiwanie owiec, kóz i buczenie wielbłądów. Ktoś schyla się i rozwiązuje im pęta u nóg i rąk, następnie są popychani w kierunku centrum osady. Stoi tam spory ceglasty budynek, z którego drzwi i okien wypływa w ciemność nocy ciepły żółty blask. W budynku do którego zostali zaprowadzeni, czeka na nich starzec, który kazał przynieść dobre jedzenie i miło z nimi rozmawia. Starzec mówi, że potrzebne są im zbiorniki na wodę, by wioska miała co pić i dało się uprawiać ziemię. Hamid z Marysią dostają najpiękniejszą, wybieloną i czyściutką chatę, z żelaznym łóżkiem ze sprężynami, zdezelowaną starą komodą z lustrem, blaszaną miską na stelażu i wiadrem wody. Kiedy się kładą, słyszą otaczającą ich pustynię, śpiewy cykad, chrobotanie jakiegoś robactwa i wycie dzikich zwierząt. Przy tej błogiej dziewiczej muzyce zapadają w głęboki sen. Rano Marysia znajduje pod drzwiami ich walizki i wodę mineralną, oraz wodę do mycia. Po skomplikowanej toalecie, nadal niepewni, wychodzą przed dom. Tam już czeka na nich tłumek mężczyzn i kobiet. Hamid dostaje telefon satelitarny i udaje się na negocjacje. Marysia zostaje zaciągnięta na mały placyk, gdzie bawią się dzieci i dookoła którego rozsiadły się kobiety. Po południu, po kolejnym sutym posiłku uprowadzona młoda para odjeżdża własnym samochodem z gościnnej, czule ich żegnającej osady. Przed nimi rozlatującym się terenowym wozem jedzie przewodnik, który ma ich wyprowadzić na główny trakt. Po dwóch tygodniach tułaczki od hotelu do motelu, od namiotu do prymitywnego, śmierdzącego moczem i wielbłądzim łajnem hostelu, po mieszkaniu w pałacu bogatego wuja, gdzie wszyscy nadskakiwali im jak książętom, Marysia i Hamid pakują manatki do swojego samochodu i z westchnieniem ulgi ruszają w powrotną, choć nieco okrężną drogę. Hamid zabrał Marysię do swojej babki i tam okazało się, że on w pełni popiera swojego wuja Osamę Bin Ladena i też jest przeciwko Ameryce. Marysia nie poznaje własnego męża. Kiedy siada do samochodu, boi się nawet głośniej odetchnąć, jakby to miało spowodować ruszenie lawiny. Przez całą drogę powrotną nie zamienia z Hamidem ani słowa, nie zatrzymują się ani razu, nie zmieniają ubrań. W milczeniu wysiadają na podjeździe swojego domu w Sanie. Wbijając wzrok w ziemię, każde udaje się w swoim kierunku. Przez następne dwa dni Marysia śpi z babcią, bojąc się zbliżyć do swojego męża. Stara Libijka zapytała tylko raz, co się stało, lecz nie doczekała się odpowiedzi, wobec tego również milczy i obserwuje wszystko bacznym okiem. Dziewczyna nie może znaleźć sobie miejsca, ma pustkę głowie. Cały czas powraca do niej obraz osady Al-Dżabaj z nawiedzonymi mężczyznami oraz widok szalonej babki Hamida. Hamid wyznaje Marysi prawdę. Mówi, że zaangażował się w tę całą konspirację, zanim się z Marysią poznali. Po jedenastym września kiedy Osama napadł na Amerykę, a nazwisko Bin Laden pojawiało się na pierwszych stronach gazet. Wtedy to po raz pierwszy Hamid spotkał się z pytaniami czy Osama to jego krewniak.Niby tak, ale w życiu go nie widział, jego rodzina nigdy nie utrzymywała z nim kontaktów i nigdy się o nim nawet nie wspominało w rozmowie. W szkole Hamid dostawał w dupę na każdym kroku, wyzwiska, opluwanie, szkalowanie, a niektórzy błagali aby ich wciągnąć do organizacji. Jako, że Hamid był krnąbrnym nastolatkiem, bił się z kolegami do upadłego, a w domu wyżywał się na rodzicach i siostrze. Kiedy pobił do nieprzytomności ich filipińską służącą, w końcu ojciec nie wytrzymał i wymierzył mu zasłużoną karę, a po tym wszystkim Hamid uciekł z domu na pustynię. Przesiedział tam trzy dni, paląc haszysz, pijąc whisky i targając sobie włosy z głowy. Wrócił i stwierdził, że da radę. Matka całowała go po rękach z radości, że żyje, a ojciec przestał się do niego odzywać. Najlepiej miała jego młodsza siostra, bo nic nie rozumiała. Po incydencie w szkole, kiedy jakiś dowcipniś zadzwonił i poinformował o podłożeniu bomby, oczywiście to Hamid wylądował na posterunku policji i ekspresowo w areszcie. Wtedy zmienił liceum. Ale w nowej szkole dalej było tak samo. Potem wyjechał na studia do Stanów, przez cały okres ich trwania miał swojego anioła stróża. Przyzwyczaił się do tej sytuacji i czasem nawet cieszył z ochrony, bo nie raz chciano go bił, a nawet zabić, ale nie dla tego, że jest Bin Ladenem, ale że jest Arabem. W międzyczasie zmarł ojciec Hamida. A kiedy wrócił po studiach do Saudi, przeżył wielką tragedię, bo odeszły z tego świata jego matka i siostra. Czuł, że musi wyjechać, uciec od wspomnień i kochanych miejsc. Zamiast do Ameryki, rodzina namówiła go na przyjazd do Jemenu. To było nie tak dawno, może rok temu. Miał prowadzić filię ich firmy, nastawioną nie na zyski, lecz na pomoc biednemu sąsiadowi. Podoba mu się taka charytatywna działalność. Jego ochroniarz z Ameryki został oddelegowany, alby pomóc zaprzyjaźnionemu rządowi łapać terrorystów. No i wciągnął w to Hamida, twierdząc, że ma idealne nazwisko, aby zostać wtyką i ich wystawiać. Nie mylił się do możliwości Hamida. Zaraz po przyjeździe zapukali do niego ci z Al-Kaidy i ci z Al-Houti. Wspierają się teraz w nienawiści przede wszystkim do Ameryki, ale również do wielkiego bogatego sąsiada, Arabii Saudyjskiej. Wszystko wydawało się proste, rebelianci i terroryści wierzyli w każde słowo Hamida. Jednak poza pierwszym kontaktem i dwoma spotkaniami na początku nic się nie działo przez cały długi rok. Kiedy poznał Miriam to zrozumiał, że chce z nią przeżyć resztę swoich dni i odetchnął z ulgą, że nie bardzo zaangażował się w tę niebezpieczną grę. Później zapomniał o całej sprawie. Podczas ich podróży poślubnej odebrał pierwszy telefon od tamtego czasu. Powiedział, że musi skończyć tą jedną akcje i kończy z tym. Poprosił Marysię, żeby wyjechała, ale ona postanawia przy nim wiernie trwać. Hamida całymi dniami i nocami nie ma w domu, a kiedy jest, to tak jakby się ukrywał. Niesamowicie wychudł, policzki mu się zapadły, przez co twarz się wydłużyła i stała się podobna do tej ze starych rycin przedstawiających Beduinów. Zapuścił do tego postrzępioną brodę na modłę saudyjską. Kobiety boją się nawet na niego spojrzeć. Hamid utonął w fundamentalistycznym bagnie po uszy i nie daje sobie rady z brzemieniem, które wziął na swoje barki. Sytuacja go przerasta. Od spotkania w osadzie Al-Dżabaj wydarzenia pognały na złamanie karku i nie sposób już było ich zatrzymać, ani się z tego wyplątać. Marysia z mężem i Leilą wyjeżdżają do Mandiji do obozu uchodźców, by tam pomagać ludziom, którzy stracili wszystko podczas tej bezsensownej wojny domowej. Leila bawi się z dziećmi i gra z nimi w piłkę. Pobiegła za daleko wykopaną piłką i nagle rozległ się wielki huk. Nikt się jeszcze nie zorientował, co tak naprawdę zaszło. Marysia stoi na brzegu pola z rękami rozłożonymi na boki i otwartymi z przerażenia ustami. Zamarła w pół kroku. Czas zatrzymał się w miejscu, a zszokowana Marysia jak przez mgłę słyszy krzyki i bieganinę za sobą. Ciało jej najlepszej przyjaciółki pada na ziemię, wzburzając tumany kurzu. Ktoś chwyta dziewczynę za ramiona i usiłuje odciągnąć od miejsca tragedii. W tym momencie coś spada prosto pod nogi Marysi. Dziewczyna opuszcza ręce wzdłuż zesztywniałego ciała i pochyla się nad zakrwawioną głową Leili. Jej piękne, lecz już zamglone, czarne jak węgiel oczy nie wyrażają strachu, lecz ciągłe rozbawienie. Jedynie usta zdradzają szok i lęk, a poparzona skóra wygina je w obrzydliwy, nienaturalny sposób. Marysia pada bez tchu obok szczątków kuzynki. W pięknym domu w Sanie Marysia i Hamid w skupieniu jedzą śniadanie, przygotowane wcześnie rano przez babcię., która teraz na pewno pobiegła na pobliski targ. Babcia już prawie dotyka klamki wielkich frontowych drzwi, kiedy przypomina sobie, że zapomniała o kolorowym babskim magazynie dla wnuczki. Obraca się i prawie truchtem podbiega do małego sklepiku naprzeciwko, gdzie na zewnątrz na stelażach leżą różnorakie gazety. Nagle domem wstrząsa straszliwy huk. Wszystkie szyby w oknach wylatują, a Marysia i Hamid, którzy jedzą w jadalni od frontu, padają na ziemię. Mężczyzna chroni ciało żony swoim własnym i roztrzęsionymi rękami dotyka jej głowy. Hamid podczołguje się do okna, po drugiej stronie uliczki, tam gdzie stał sklepik i kiosk, jest dziura w ziemi. Marysia widzi na ulicy kolorowy koszyk z czerwoną tasiemką na rączce i rzuca się pędem po schodach i przez ogród. Wybiega na ulicę i przepycha się łokciami wśród zbierającego się tłumu. Nie wiadomo skąd pojawia się policjant i odpycha Marysię, która stoi jak zamurowana, wbijając oczy pełne łez w zakrwawiony koszyk. - To moje - szepcze dziewczyna, pochyla się, bierze koszyk i z namaszczeniem niesie go w kierunku domu. Samolot zbliża się do lądowania, a ziemi wciąż nie widać. Dookoła tylko piach i pył. Marysia odwraca twarz w stronę iluminatora, przymyka oczy i wspomina koszmar ostatnich dwudziestu czterech godzin. Po wybuchu bomby w małym sklepiku przy wąskiej uliczce prowadzącej do ich domu sprawy potoczyły się kaskadowo. W ciągu paru minut pojawiły się specjalne służby. Funkcjonariusze przebiegli dom wzdłuż i wrzesz. Psy węszyły, aparatura pikała. Po chwili dowiedzieli się, że lokal jest czysty. Jednak już dłużej nikt w nim nie powinien mieszkać, a tym bardziej Hamid, którego, rzecz jasna i od dawna spodziewana, namierzyli terroryści. Zabicie babci było ostrzeżeniem, sygnałem, oraz początkiem zabawy w kotka i myszkę. Marysia siedziała z koszykiem na kolanach, tuląc go do siebie jak dziecko. Nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Wbijała wzrok w przestrzeń i nerwowo zaciskała drobne dłonie na czerwonej tasiemce, którą sama zawiązała babci na szczęście. Młody funkcjonariusz wyrwał Marysi koszyk z rąk i reszta rzeczy która jeszcze w nim była rozsypała się po podłodze. Był tam portfel babci, w którym były fotografie rodziny. Zaraz potem Marysia poszła się pakować. Wrzucała rzeczy do wielkich kufrów na chybił trafił, a obcy mężczyźni przychodzili, zamykali je i zabierali do samochodów. Po niespełna piętnastu minutach Hamid wpadł do pokoju, porwał szkatułkę z biżuterią, o której całkiem zapomniała, chwycił ją za rękę i wyciągnął z domu. Nie zdążyli dobrze usiąść, kiedy wielkie czarne samochody ruszyły z piskiem kół. Po chwili znaleźli się na lotnisku, a wszystkim zajęli się funkcjonariusze bezpieki, wcześniej współpracujący z Hamidem. Młodzi małżonkowie przelecieli przez pół Europy, żeby zmylić trop, ale Marysia uważała i nadal uważa, że i tak już są martwi. Samolot tak długo był w stanie turbulencji, że nie zauważyła, kiedy w końcu wylądowali w Arabii Saudyjskiej. Marysia przez pierwsze dwa tygodnie nie opuszcza domu. Stara się rozpakować i zaadoptować do nowych warunków. Chce poznać wszelkie zakamarki rezydencji, ale dotarcie do kuchni i spiżarki zajmuje jej dwa dni. Nikt jej nie chce tam wpuścić, z jedzeniem ma do czynienie tylko wtedy, kiedy spożywa posiłki, podane na srebrnych tacach i porcelanowej zastawie. Marysia ma służącą. Nona chodzi za swoją panią jak pies, co chwilę pytając, czy czegoś nie potrzebuje. Miriam cały czas kręci się po domu, rozkoszując się zbytkiem, pięknem i zapachem bogactwa. Wydaje jej się, że śni, bo takie miejsca nie się dla takich jak ona zwykłych ludzi. W końcu pani domu zostaje zaprowadzona do kuchni i nie dziwi się, że wcześniej ją tak od niej odpędzano. Tam już nie jest tak idealnie, choć wyposażenie wciąż z najwyższej półki. Jednak sprzęt używany przez prymitywną służbę jest w dużej mierze zepsuty i tak brudny, że Marysi robi się niedobrze na wspomnienie potraw, które były tutaj przygotowywane. Wszystkie ruchome rzeczy każe wyrzucić na śmietnik - w tym lodówkę, zmywarkę, oraz jedzenie z szafek - a następnie resztę wyszorować wodą z chlorem. Jej podbój Rijadu zaczyna się od wyprawy do Elektro, największej sieci sklepów ze sprzętem AGD. Marysia kupuje wszystkie niezbędne rzeczy i jej samochód zapełnia się po dach, a większy sprzęt przywożą po chwili ciężarówką. Zapomina o wszystkim co nie tak dawno przeszła w Jemenie, i o całym swoim pokiereszowanym życiu. Czuje, że w końcu jej się udało i los pozwala jej się cieszyć i być szczęśliwą. W życie młodych małżonków nie wiadomo kiedy wkraczają nuda i rutyna. Marysia popada w marazm i miewa nastroje depresyjne. Czas płynie nieubłaganie, dzień za dniem, tydzień za tygodniem, a nic specjalnego się nie dzieje. Teraz już Marysia rozumie, czemu arabskie kobiety mają tyle dzieci. Sama zaczęła myśleć o posiadaniu przynajmniej jednego - końcu miałaby co robić, z kim przebywać, do kogo się odezwać. Marysia ostatecznie odstawia pigułki antykoncepcyjne, uprawia seks z Hamidem każdego dnia, a pomimo to po miesiącu dostaje okres. Marysia czuje się bardzo samotna i zagubiona. Pomimo całego bogactwa i otaczającego ją złotego kokonu nie może się w tym kraju odnaleźć. Jest tak bardzo inny, tak niesamowicie konserwatywny i rygorystyczny, że czuje, jak na jej szyi zaciska się niewidzialna pętla. Nie może sama poszwendać się po sklepach, a potem wskoczyć do cukierni na kawę, czy do restauracji na pizzę, bo zaraz powstaje ryzyko interwencji mutawwy, funkcjonariusza policji religijnej i jego pytań, gdzie zgubiła opiekuna. Gdyby miała jako towarzyszkę drugą kobietę i stadko dzieci, to byłoby dopuszczalne, ale w pojedynkę - odpada. Marysia nie ma prawdziwej przyjaciółki, wsparcia, życzliwej rodziny. Całkowita pustynia. Czuje, że traci grunt pod nogami, tonie, dłużej tego nie wytrzyma. Coraz częściej Rozmowy Marysi i Hamida wyglądają w taki sposób. Nie kłócą się, nie podnoszą głosu, lecz na zimno obrzucają się pretensjami. Hamid ma żal, że Marysia nadal nie zachodzi w ciążę i twierdzi, że coś z nią jest nie tak albo nadal bierze tabletki antykoncepcyjne, ukrywając ten fakt przed nim. Ona zaś dusi się w złotej klatce, a wylecieć z niej nie ma dokąd, ani po co. Hamid prosi Marysię by załatwiła sobie Polski paszport tak dla bezpieczeństwa, żeby w razie ataku terrorystów mogła uciec. Marysia idzie do ambasady, a tam ku jej wielkiemu zdziwieniu widzi Kingę, którą poznała z Hamidem dwa tygodnie wcześniej. Kobieta od razu postanawia jej pomóc odnaleźć matkę i siostrę. Do drzwi dzwoni dzwonek. Dorota prosi męża, żeby otworzył, ale on jest zajęty i sama idzie zobaczyć, kto tak się dobija. Nadal szczupła, choć już prawie czterdziestoletnia Dorota wychodzi na podwórze, gdzie jak watą okleja ją upał Rijadu. Ze złością na taką nachalność nieproszonego gościa gwałtownie otwiera metalową bramę i staje jak wryta. Na chodniku przed domem stoi młoda dziewczyna o arabskich rysach i zadziwiająco jasnej karnacji, kttych złotych włosach, w długiej do ziemi abai. - Dzień dobry, mamo... W końcu cię odnalazłam. - Moja Marysia, moja córeczka kochana!
Link do opinii
Avatar użytkownika - rama83
rama83
Przeczytane:2014-08-26, Ocena: 4, Przeczytałam, 26 książek 2014,
Kontynuacja losów Marysi, córki głównej bohaterki Doroty z pierwszej powieści. Poznajemy młodą nastolatkę i w końcu kobietę. Ma żal do matki, że ją zostawiła i wyjechała zabierając młodszą córkę. Nie zna jednak wszystkich szczegółów z przeszłości. W końcu wychodzi za człowieka, który nazywa się jak najbardziej poszukiwany terrorysta świata. Postanawia też odnaleźć matkę.
Link do opinii
Avatar użytkownika - bachacz
bachacz
Przeczytane:2014-04-22, Ocena: 5, Przeczytałam, czytam regularnie w 2014 roku,
Kontynuacja arabskiej serii napisana przez Polkę. Odmienna kultura widziana oczyma naszej rodaczki, i łagodne przekazanie swoich spostrzeżeń w formie kolejnej części. Tym razem rozszerzony obraz tamtejszej rzeczywistości oraz dalsze perypetie, których główną bohaterką jest córka poznanej wcześniej Doroty. Pomimo, że nie czytałam książek zgodnie z ich chronologią, i na część spraw miałam już pogląd, w tym ostatnim na tę chwilę tomie coś mamy okazję zobaczyć z innej perspektywy. Niewygoda życia w krajach arabskich do której jednak milionom kobiet udaje się przywyknąć, bo to ich rzeczywistość, choć dla nas niezrozumiała dla nich stanowi normę. Tradycje, zakorzenione zwyczaje, stosunki między płciami i sposoby omijania tego co najbardziej niewygodne. Mentalność odmienna od naszej, wszelkie związane z innością kulturową problemy to główne atuty książek autorki, które przedstawia z otoczką polskości zbłąkanej w tych nieprzyjaznych stronach. Inny świat, który dzięki lekturze postrzegam jako obcy dla siebie i budzący pewien poziom obawy. Każdy ma prawo do swoich wniosków , ja po przeczytaniu całej serii czuję lekki przesyt i pewien rodzaj niechęci do tamtych rejonów świata.
Link do opinii
Po dosyć udanym spotkaniu z "Arabską żoną" zaraz zabrałam się za czytanie "Arabskiej córki". Niestety, trochę się zawiodłam. W "Arabskiej córce" poznajemy losy Marysi (Miriam) - córki Doroty (którą poznajemy w części pierwszej). W wieku sześciu lat wraz ze swoją siostrą zostaje oddzielona od matki. Właściwie to myśli, że jej rodzicielka nie żyje, bo tak mówiła jej rodzina. Wkrótce Miriam wyprowadza się z krewnymi do Ghany. Książka nie podobała mi się z kilku względów. Po pierwsze, była bardzo nudna. Czytałam i nie mogłam się doczekać, kiedy dojdę do ostatniej strony. Było kilka bardzo interesujących momentów, które niestety zostały maksymalnie streszczone i nierozwinięte. Natomiast nudne sceny ciągnęły się w nieskończoność. Po drugie, opis z tyłu okładki trochę nie zgadza się z tym, co znajdziemy w książce. Nie będę pisała o co chodzi, bo musiałabym spoilerować. Jednak po przeczytaniu tego opisu byłam nastawiona na coś innego. No i kolejna sprawa to niewiarygodność tej historii. W książkach poruszających taką tematykę oczekuję historii albo prawdziwych, albo wiarygodnych. Tuta, raz, że jest to fikcja literacka to dwa, że jeszcze bardzo nieprawdopodobna. Zawiodłam się strasznie i po kolejną część raczej nie sięgnę, a na pewno nie w najbliższym czasie.
Link do opinii
Avatar użytkownika - wiola120892
wiola120892
Przeczytane:2013-01-31, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2013,
Będąc w bibliotece natknęłam się zarówno na "Arabską żonę" jak i tę kontynuację. Bardzo szybko przeczytałam obie pozycje, choć nieco bardziej podobała mi się pierwsza część. Co do tej również jest ciekawa, poruszająca i momentami przerażająca. Ukazuje okropny świat który nie oszczędza młodej kobiety, która swoim postępowaniem nie uczyniła nikomu krzywdy ale ją samą spotyka wiele zła. Polecam do przeczytania na zimowe wieczory.
Link do opinii

Kontynuacja książki "Arabska żona". Dalsze losy Doroty i jej córki Marysi. Książkę czyta się bardzo szybko, wciąga. Opisany w niej arabski świat jest brutalny i przerażający.

Link do opinii
Avatar użytkownika - Anawinkar
Anawinkar
Przeczytane:2018-10-21, Ocena: 5, Przeczytałam, Valko Tanya,

Lubię czytać tego typu książki, żeby docenić co ma się na codzień. 

Link do opinii
Avatar użytkownika - Anjanka
Anjanka
Przeczytane:2017-06-22, Przeczytałam, 2017,

Świat muzułmański zawsze przeraża ale też i fascynuje. Czytelnik ponownie zostaje wprowadzony w kulturę, zwyczaje i tradycje świata arabskiego, które różnią się w zależności od państwa. O ile w pierwszej części autorka opisywała kulturę libijską, tak w drugiej części mogliśmy poznać kulturę Ghany, Jemenu oraz Arabii Saudyjskiej, na tle których poznajemy losy Marysi- Miriam, córki Doroty z pierwszej części "Arabskiej żony". Muszę jednak przyznać, że ta część nie porwała mnie tak, jak część pierwsza. Może dlatego, że tutaj fabuła stała przewidywalna.Odniosłam też niejakie wrażenie, że pewne fragmenty są powtórzeniem fragmentów z I części. To stawia mnie przed dylematem, czy brać się za czytanie kolejnego tomu, czy lepiej poczytać coś innego.

Link do opinii
Avatar użytkownika - Aggatta
Aggatta
Przeczytane:2024-04-03, Ocena: 6, Przeczytałam, 12 książek 2024,
Inne książki autora
Saga arabska tom 14. Znowu razem
Tanya Valko0
Okładka ksiązki - Saga arabska tom 14. Znowu razem

Hamid odnajduje Marysię w wiosce powstańców i ratuje ją przed śmiercią z rąk najemników Kaddafiego. Spędzają razem noc i jadą do szpitala...

Arabskie łzy
Tanya Valko0
Okładka ksiązki - Arabskie łzy

W siedemnastej części Orientalnej sagi powraca zażywna i apodyktyczna protoplastka rodu Dorota oraz kobiety Salimich i Goldmanów, ich dzieci i partnerzy...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy