Czy anioły noszą kapelusze? Owszem, zdarza się. To te same anioły, które nie cierpią sztywnych mundurków. Są z natury bardzo pracowite, często zdarza im się ratować ludzi, których własny anioł stróż wybrał się właśnie na długie wakacje, a oni, pozostawieni sami sobie, popadają w depresje, zdarza im się próbować samobójstwa, uciekać z domu, tracić wolę życia.
Spotkamy w tej książce grono własnie takich osób, którym "rzeczywistość zwaliła się na głowę". Starszawa pani profesor, niezbyt młody biznesmen, studentka, dziecko... Niektórych bohaterów znamy z poprzednich powieści Moniki Szwai.
Czy ktoś z nich chadza w kapeluszu? Dowiemy się, czytając tę opowieść.
Wydawnictwo: SOL
Data wydania: 2013-11-06
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 336
Język oryginału: polski
Ilustracje:brak
Jonasz to dwunastolatek nadmiernie obarczony przez obowiązki.Oprócz szkoły,w której musi byc najlepszy,ma dodatkowe zajęcia.Jazda konna,szermierka,tańce,język rosyjski i francuski,do spółki z angielskim i hiszpańskim(tych dwóch ostatnich uczy sie w szkole).Rodzice,a zwłaszcza matka mu nie popuszczają,Jonasz nie ma czasu dla siebie,nie wolno mu się spotykać z przyjaciółmi,pisać do nich listów czy kontaktować sie w jakikolwiek sposób z osobami,które nie zyskały aprobaty jego matki.Chłopiec ucieka z domu.W czasie swojej ucieczki trafia na dobrych ludzi,którzy pomagaja mu uporać sie z ciężka nerwica i na nowo zainteresować życiem.A jego nowi przyjciele to niebagatelne postacie-niedawno owdowiała pani psycholog Jaśmina Taranek i niejaki Miron-tajemniczy nadrzeczny kloszard .Oprócz nich czytelnik spotka starych znajomych ze Szczecina Lilę,Różę,Noela,Saszę czy Mirandę.Ksiażkę czyta się ze sporym zainteresowaniem,głównie z powodu niewymyślnej fabuły,ciepła bijącego z postaci i samych bohaterów.
Przeziębienie, choroba od czasu do czasu są fajne. Oczwyiście nie będą fajne jutro, pojutrze i w niedzielę kiedy z chorym gardłem i charczącycmi płucami będę pracowała, ale dziś było cudownie. Ciepło w domu, gorąca herbata w kubku, a ja wreszcie dostałam wygraną książkę. „Anioła w kapeluszu” przyniósł mój ulubiony listonosz, a ja rzuciłam się na książkę zachłannie, ciekawa co Monika Szwaja wymyśliła nowego. Tym bardziej, że moje przygody z autorką to taka trochę sinusoida, ostatnio byliśmy na górze, więc czy czas na jazdę w dół? Z dotychczas wydanych powieści Autorki nie znam jednej: „Powtórki z morderstwa”, czytałam wszystkie powieści i to w takiej kolejności w jakiej zostały wydane. Pozwalam sobie zauważyć, że Monika Szwaja odchodzi od książek romansowych, w stronę obyczajówek poruszających różne problemy społeczne do których wplata wątek romansowy. Najnowsza powieść „Anioł w kapeluszu” to książka, która zaczyna się od przedstawienia nam bohaterów, którzy są na rozdrożu. Profesor Jaśmina Taranek, właśnie straciła męża. Co z tego, że jest profesorem psychologii, jak wiadomo szewc bez butów chodzi i Jaśmina nie umie poradzić sobie z nową rzeczywistością Jej życie pustoszeje, dzieci wyfruwają z gniazda, egzystencja staje się jałowa. Wraca wiec do rodzinnego Szczecina, przechodzi na emeryturę i chce po prostu trwać. Jonasz, jest ofiarą wyścigu szczurów, jego rodzice – dorobkiewicze – zapełniają mu każdą sekudnę życia. Mamusia pieczołowicie dba o każdy szczegół jego życia, przyjaźnić chłopiec się może również tylko z tymi których mamusia zaaprobuje, a Rodzicielka ma wysokie wymagania. Chłopiec ma dwanaście lat a jest wyprany jak pracoholik po kilku latach w korporacji. Miranda Wiesiołek, znana nam z przedostatniej książki Autorki, studentka polonistyki chcąca nieść kaganek oświaty, ale życie ją też kopnęło, depresja, utrata mężczyzny, który miał być miłością jej życia. Depresja, marazm. Nawet studia, kiedyś będące spełnieniem marzeń już jej nie cieszą. A mężczyzna, który ją kocha, dla niej nie jest nawet rozpatrywany jako ewentualny kandydat. Mam gigantyczny problem z oceną tej książki. Bo Monika Szwaja wykorzystała chyba całe zapasy bajkowatości i wlała ją w tę powieść. Książka jest słodka, schematyczna, bohaterowie jednowymiarowi albo wspaniali – ziemskie anioły – albo źli do szpiku kości, najlepiej o wydumanych imionach. Wszystkie chwyty, które Szwaja stosowała w poprzednich książkach znajdziecie i tu. A z drugiej strony książka jest poruszająca, kilka razy oczy miałam mokre, nie wykluczam, że to dlatego, iż podczas choroby wzruszam się jeszcze łatwej. „Anioł w kapeluszu” dotyka problemów ważnych współcześnie. Przepracowanych dzieci, które nie mają oparcia w domu. Rodziców, którzy po odchowaniu dziecka, schodzą na boczny tor i stają się nikomu niepotrzebni. Młodych ludzi szukających miejsca w świecie, szukających sensu i miłości. Człowiek bez drugiego człowieka nie istnieje, potrzebne nam jest ciepło, czyjejś obecności, świadomość, że mamy na kogo czekać, za kim tęsknić, o kogo się martwić. To o czym pisze Autorka jest, bezdyskusyjnie problemem, na który przymykamy oczy, lekceważymy go. Odbieramy dzieciom dzieciństwo, starszym godność i uważamy ze wszystko jest ok, bo jesteśmy młodzi, jesteśmy królami świata. Boże mój, czytając o Jaśminie myślałam o moich P.T. Rodzicach, jak wiele mi dali i jak wiele wciąż mi dają, dali mi wspaniałe dzieciństwo, a teraz dają mi swoją mądrość, wsparcie i nieustannie miłość. Nie wiem jakim trzeba być człowiekiem, żeby z tego zrezygnować. Nie rezygnuje się z miłości! „Anioł w kapeluszu” to nie jest książka pozbawiona wad, jest przesłodzona, naiwna, może pensjonarska, czy zabawna – kwestia gustu, ale jest jak kubek gorącej herbaty z sokiem z malin, po tym jak zmarzliśmy i przemokło nam do butów, rozgrzewa i koi, przenosi nas do dobrego świata, gdzie pachnie kurczakiem i gdy nadciągają czarne chmury można się przytulić do cudownego psa. To enklawa dobra, z życzliwymi ludźmi, naiwna, nierealna ale – nie powiem – przyjemna.
Sięgam po książki Moniki Szwai jak po dobrze znaną i sprawdzoną firmę. Wprawdzie nie przeczytałam jeszcze wszystkich, ale do tej pory się nie zawiodłam i myślę, że już tak pozostanie. Kiedy zabieram się za nową książkę autorki, odczuwam spokój wewnętrzny o jakość darowanego mi tekstu, a jednocześnie ekscytuję się faktem, że znowu czeka mnie kilkaset stron przemiłych doznać literackich. Lubię wiedzieć, że w niektórych autorów mogę inwestować w ciemno, a Monika Szwaja zdecydowanie do takich należy. Jej książki zaczęłam czytać chyba będąc jeszcze uczennicą liceum, a może trochę później? Dokładnie nie pamiętam. Wiem, że zaczęło się od Jestem nudziarą, a potem to już czytałam wszystko, co miała na stanie moja biblioteka.
Z wielkim sentymentem zasiadłam po dosyć długiej przerwie do lektury Anioła w kapeluszu i co tu dużo mówić, wsiąkłam bez reszty. Nie można się bowiem nudzić, przy całej plejadzie charakternych bohaterów, którzy za sprawą kilku zbiegów okoliczności znajdują się w jednym miejscu, na peryferiach Szczecina i wyprawiają tam cuda wianki…
Jaśmina, emerytowana profesorka, która wraca do swojego rodzinnego domu, aby ukoić nerwy po stracie kochanego męża. Próbuje tam oswoić samotność, która zawładnęła jej życiem. Na swojej drodze spotyka Mirona, kloszarda o nienagannych manierach i tajemniczej przeszłości, który to dla odmiany uciekł w samotność, odgradzając się od dotychczasowego życia i traumatycznych przeżyć. Tych dwoje ciągnie do siebie jakaś niewidzialna nić, a może to anioł, który błąka się gdzieś nad wodą? Jest jeszcze dwunastoletni chłopiec o wdzięcznym imieniu Jonasz, który zupełnie przypadkiem ląduje w domu Jaśminy. Jego rodzice to zapracowani biznesowcy, którzy zupełnie nie dostrzegają swojego dziecka, traktując go jak materiał na swojego następcę. Nie baczni na ostrzeżenia lekarzy zapełniają synowi dobę zajęciami szkolnymi i dodatkowymi, aż jego wyczerpany organizm nie jest w stanie nawet przyjąć posiłku. To oni wybierają mu znajomych, miejsca gdzie pojedzie na wakacje, ubrania, w których będzie chodził itd. Kompletnie nie zauważają, że chłopca nie interesuje taniec, szermierka czy język hiszpański. Nie bawią go drogie gadżety i przyszłość w biznesie. Jest zdolnym, wrażliwym chłopcem, który kocha przyrodę i chce mieć normalnych przyjaciół, niekoniecznie takich, których rodzice mają zasobne portfele.
Kiedy wyczerpany chłopiec trafia pod skrzydła Jaśminy, ta wraz z pomocą gromady zwariowanych przyjaciół będzie leczyć jego rany, przy okazji opatrując i swoje i wszystkich ludzi dookoła...
Opowieść to niezwykle prawdziwa, mądra i wzruszająca. Pełna humoru i optymistycznej myśli. Ani ckliwa, ani babska, bo choć uczuć w niej nie brakuje, to odnoszę wrażenie, że autorka raczej mocno trzyma swoich bohaterów w ryzach, stawia ich do pionu i nie pozwala się rozmemłać emocjonalnie. Nawet starszym już osobom dodaje optymizmu, wigoru i apetytu na życie i pokazuje, że każdy czas jest dobry, aby sie zbuntować, powiedzieć dość i zmienić swoje dotychczasowe życie, choćby miało to oznaczać tylko zamianę sztywnej garsonki na spódnicę na gumce w czerwone maki. A jeśli przypadkiem ma się tyle charyzmy co Jaśmina i Miron, można nawet pokusić się o popełnienie przestępstwa…
Po raz kolejny bawiłam się świetnie w towarzystwie bohaterów Moniki Szwai ( a tak przy okazji, wielu z nich można spotkać w poprzednich książkach autorki), czas się zatrzymał i nic nie było ważne. Co tam okna, co tam prasowanieJ
Książkę czyta się świetnie. Jest lekka, z charakterystycznym zacięciem, zadziornością, które dostrzegam w każdej powieści M. Szwai. Mówi o zjawiskach trudnych, choć w dzisiejszym świecie nagminnych. Nie moralizuje, nie banalizuje lecz zaznacza, zwraca uwagę, nie pozostaje obojętna…
Polecam ogromnie!
Kolejna opowieść Moniki Szwai, w której spotykamy znanych nam już bohaterów.
Ciepła, urocza i pełna humoru opowieść, którą trzeba przeczytać.
Moje pierwsze spotkanie z panią Szwają, relatywnie udane. Potrzebowałam jednak sporo czasu, by zainteresować się choć śladowo losami bohaterów. Ostatecznie z przyjemnością śledziłam złączone losy Jonasza, Jaśminy i Mirona. Wątek Mirandy wydaje mi się doklejony na siłę, ot tak, żeby "było coś jeszcze". No i zastanawiam się skąd to upodobanie autorki do, hm, niezbyt popularnych imion. W każdym razie jest to przyjemne, ciepłe czytadło. Nie mniej i nie więcej.
Bardzo mi się podobała. Tak bardzo, że zarwałam noc, by przeczytać końcówkę. Klasyczny wciągacz, ale ja uwielbiam wciągacze. Książki powinny być tak napisane, że nie pozwalają się oderwać, a po zakończeniu czytelnik nie ma poczucia, że autor go owszem "przytrzymał za guzik" ale nabił w butelkę i niczego nie dał. Ta jest porządnym wciągaczem, bo autor czytelnika nie puszcza i czytelnik kończy lekturę usatysfakcjonowany.
Polecam szczególnie ambitnym rodzicom inteligentnych nastolatków.
Owszem historia nieco lukrowana i zdecydowanie "ku pokrzepieniu serc" ale ja mam słabość do takich historii.
Nastoletni Jonasz teoretycznie miał wszystko, bogaci rodzice zapracowują się, aby zapewnić mu najlepsze zajęcia pozalekcyjne. Ale jest traktowany jako inwestycja. W końcu chłopiec ma tego dosyć i ucieka z domu.
Troszkę autorka pusciła wodze wyobraźni, ale czyta się szybko i z dużą dawką smiechu.
Książki autorstwa Moniki Szwai mimo tego, iż pisarki od kilku lat nie ma już pośród nas wciąż cieszą się niesłabnącą popularnością.
„Anioł w kapeluszu” to druga część cyklu o tytule „Zupa z ryby fugu”, fakt ten nie wyklucza jednak czytania tych tytułów całkowicie rozdzielnie, gdyż tak właśnie było w moim przypadku. Chociaż nie znam powieści „Zupa z ryby fugu” bez najmniejszych problemów odnalazłam się w fabule „Anioła w kapeluszu.
W swojej powieści autorka ukazała nam losy kilkorga bohaterów, są to między innymi:
Jaśmina, emerytowana wykładowczyni, cierpiąca po nagłej śmierci męża. Kobietę w pewnym sensie dodatkowo przytłacza fakt, iż jej synowie również opuszczają rodzinne gniazdo, przez co poczucie pustki i osamotnienia staje się jeszcze bardziej dotkliwe.
Jonasz, 12-letni chłopiec borykający się na równi z nadmiarem nałożonych na niego obowiązków wszelkiej maści, co „brakiem” rodziców, którzy skupiają się wyłącznie na pracy… Chcąc zapewnić chłopcu jak najlepszy byt paradoksalnie go okradają skąpiąc mu swojego czasu i obecności… Chłopiec nie widząc wyjścia z otaczającego impasu, ani sposobu, by zwrócić uwagę dorosłych na jego rzeczywiste potrzeby i pragnienia decyduje się na desperacki krok – ucieczkę z domu.
Miranda, jest młodą kobietą, studiuje, lecz pomimo młodego wieku ma za sobą na tyle dramatyczne i trudne przeżycia, iż zawiodły ją one na skraj depresji.
Drogi tych trojga (i nie tylko) skrzyżowała autorka w Szczecinie, gdzie toczy się akcja opowieści.
Monika Szwaja w sposób bardzo barwny i lekki, a przy tym nie unikając trudnych i ważnych tematów przybliżyła nam życie wykreowanych przez siebie bohaterów. Opisała blaski i cienie codzienności, w której bez większego trudu każdy z nas może odnaleźć cząstkę siebie, własnych zwyczajnych/niezwyczajnych dni, radości i trosk. Jest to opowieść o przyjaźni, otwieraniu się na drugiego człowieka, miłości przychodzącej bez względu na wiek i dotychczasowe doświadczenia oraz marzeniach, które każdy z nas ma i nadziei, która przecież nigdy nie gaśnie…
Zgłębiając historie bohaterów dochodzimy do wniosku, że właściwie zawsze i w każdej sytuacji, – jeśli tylko sami w to uwierzymy – znajdzie się pomocna dłoń, która pomoże nam wyjść z naszych kłopotów, stagnacji i smutku.
Jeśli udało mi się, choć odrobinę zaszczepić w Was ciekawość tego, co ma dla Was w zanadrzu „Anioł w kapeluszu” to cieszę się niezmiernie i zapraszam do lektury tej pozycji.
* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *
http://ksiazkowoczyta.blogspot.com/2018/05/jesli-we-mnie-nadzieja-to-znaczy-ze.html
Czy można zaprzyjaźnić się na polecenie? No właśnie! Polecenie takie, nieomal rozkaz, otrzymuje nasza stara znajoma, Wiktoria, której w "Zapiskach...
W typowych romansach zawsze jest tak: Ona spotyka Jego (lub On Ją), potem się zakochują, coś im przeszkadza, ale w końcu odbywa się wesele i "żyją...
"Przyjaciele to największe bogactwo na świecie".
Więcej