Świetna książka dla tych, którzy lubią rozwikływać interesujące kryminalne zagadki. Mogą to czynić razem z Bartoszem Czarnoleskim - muzykiem, a dokładniej, altowiolistą. Ów młody człowiek przypadkiem staje się świadkiem napadu na maestro Damiana Rucacellego. Eston, sprytny pies Bartosza ( porzucony niegdyś przez łotewskich albo estońskich gangsterów) wyławia z jeziorka batutę ciśniętą do wody przez dyrygenta. Tak oto Bartosz staje się właścicielem przedmiotu, który jest niezbędny do rozsupłania zaskakującej historii, której korzenie sięgają 1939 roku i dalej.
Jerzy Maksymiuk:
Ostrzegam: naprawdę trudno się od książki oderwać! Czytałem ją z tym większą przyjemnością, że akcja rozgrywa się w środowisku muzycznym. W wielu postaciach można dopatrywać się ich rzeczywistych pierwowzorów. Może i w moje cechy został ktoś wyposażony ? Jedno jest pewne – niewątpliwie, jak maestro Rucacelli, zauważyłbym piękną wiolonczelistkę. Jan Homa oplótł intrygę wieloma ciekawymi informacjami na temat orkiestry, muzyków, prób itp. Udało mu się przy tym nie zanudzać, nie przytłaczać szczegółami i tak interesująco pisać, żeby z przyjemnością czytali książkę zarówno ci, którzy nie odróżniają trąbki od puzonu (poszerzą swa wiedzę), jak i muzycy (to i owo przemyślą). I jeszcze jedno: polubiłem Bartosza i kudłatego Estona!
Wydawnictwo: SOL
Data wydania: 2009 (data przybliżona)
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 368
Język oryginału: polski
Ilustracje:Andrzej Brzezicki/Wiktor Wołkow
Mój brat pracuje w filharmonii szczecińskiej, więc świat muzyki nie jest mi zupełnie obcy. Dlatego chętnie sięgnęłam po tę książkę, chcąc przybliżyć sobie świat muzyczny i nieźle się przy tym bawić.
Autor sam jest wirtuozem i tworząc tę powieść umiejętnie wplótł w fabułę, wiele informacji z muzycznej branży. Od razu po kilku stronicach książki wyczuwa się, jak wielką miłością darzy pan Homa instrumenty i z oddaniem oddaje się pasji grania. Przyznam się, że dla mnie niektóre terminy były niezbyt zrozumiałe i trochę odciągały mnie od głównego wątku.
Jednak cała opowieść jest niezwykle ciekawa, akcja trochę się ciągnie, stopniowo budując delikatne napięcie, by pod koniec, tak przyśpieszyć, że czytelnik docierając do finału jest totalnie zaskoczony. Pisarz ma lekki, kwiecisty styl, bardzo interesująco pisze i nie raz wprawił mnie w zdumienie używając słów, o których nie miałam pojęcia, że istnieją.
Opowieść ta sensacyjno - muzyczna, przedstawiona jest z pewną dozą humoru a nawet sarkazmu. Narracja pierwszoosobowa przypadła mi do gustu, a umiejętne mylenie tropów i podrzucanie fałszywych tropów przez pisarza było dla mnie wręcz genialne.
Głównym bohaterem jest Bartosz Czarnoleski, muzyk przed trzydziestką, który kocha swój zawód i uwielbia zagadki kryminalne. Spacerując z psem po parku, przypadkowo staje się świadkiem napadu na Damiana Rucacellego, który jest dyrygentem w filharmonii. Maestro przed atakiem bandytów wrzuca do wody pewne pudełko, które bardzo podążają napastnicy. Eston, czworonóg Bartka wyławia batutę, która jest kluczem do rozwiązania zawiłej zagadki. W śledztwie nieocenionym znawcą okaże się właściciel wynajmowanego przez muzyka poddasza.
Czy zabawa w detektywa nie okaże się zbyt niebezpieczna? Dlaczego ta stara batutą jest taka ważna? Co ma ona wspólnego z przedwojennymi wydarzeniami i czy altowiolista odkryje prawdę?
Ta wyjątkowa lektura, całkowicie różni się od tych dotąd mi znanych. Zachęcam was do sięgnięcia po tą pozycję, jeśli chcecie odpocząć i odmienić sobie znane nam i ostatnio czytane romanse i kryminały. Świetna rozrywka jest gwarantowana a czyta się naprawdę szybko i z zainteresowaniem. Polecam!
Kto w powieści kryminalnej zazwyczaj rozwiązuje zagadkę? Policjant, detektyw ewentualnie prawnik lub osoba bezpośrednio związana ze sprawą. W książce „Altowiolista” taką rolę otrzymuje pozornie nienadająca się do niej postać, bo muzyk. Żeby było mu łatwiej dostanie wsparcie antykwariusza. Jak taki duet sprawdzi się w roli detektywów?
Fabuła powieści również jest związana z muzyką. Bartosz Czarnoleski jest świadkiem napadu na znanego dyrygenta. Zna on ofiarę ponieważ miał okazję grać pod jego batutą. Młody altowiolista składa zeznania na policji, ale równocześnie sam próbuje dociec prawdy. Czy posiadana wiedza i znajomość relacji w muzycznym świecie pozwoli mu wyprzedzić profesjonalistów?
„Altowiolistę” można określić jako muzyczny kryminał. Jan Antoni Homa, autor książki, jest absolwentem Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie i gra na skrzypcach W biogramie na okładce mamy wymienioną listę miejsc, z jakimi był związany i funkcji jakie w nich pełnił. Nie będę się nad nimi rozwodzić, bo jest tego trochę. Wynika z niego natomiast, że jest to osoba, która aktywnie działa, więc pisze o świecie, który zna z autopsji.
Nutki i literki zostały połączone w całkiem zgrabną opowieść. Zastanawiam się, czy zamysłem autora było napisanie kryminału, czy opisanie swojej pasji w ciekawy sposób – wiecie, opis dnia z życia altowiolisty nie jest tak poczytny, jak historia z morderstwem i tajemnicą. Moim zdaniem Jan Antoni Homa mógłby nieco okroić opisy rutyny muzyków. Pewnie jest to subiektywna opinia i trochę zależna od tego co kogo interesuje, jednak powieść jest sprzedawana jako kryminał, więc ja, jako czytelnik, głównie tych wątków oczekuję. Po drugie ciągłe przypominanie, że muzyk musi ćwiczyć jest nużące i spowalnia akcję.
Przydałby się dodać nieco pewności siebie głównemu bohaterowi. Facet bawi się w detektywa i na każdym kroku przyznaje, że nie ma żadnego doświadczenia w tej dziedzinie. Czasami sam nie wie po co mu to. Równocześnie zataja informacje przed policją i na własną rękę prowadzi śledztwo. Myślę sobie: „No idiota!”. Samo wykorzystanie detektywa amatora nie jest ani czymś nowym, ani czymś złym. Faktycznie takie postacie mogą wykazać się niekonwencjonalnym sposobem myślenia – tak było w tym przypadku, ponieważ młody muzyk wykorzystał swoją wiedzę – i pozwolić pisarzowi w oryginalny sposób przedstawić wydarzenia. Wolę jednak te pewnie siebie persony, które pomimo jawnych ograniczeń wiedzą co robią, a nawet wykazują się brawurą. Postawa Bartka sprawia, że się o niego martwię i obawiam się, czy nie popsuje śledczym pracy.
„Altowiolista” to pierwsza część muzycznej trylogii Jana Antoniego Homy. Wydaje się pozycją świeżą na polskim rynku kryminałów. Podczas, gdy kolejny pisarze stawiają na brutalność, ten wybiera muzykę, która – podobno – łagodzi obyczaje. W mojej opinii wytknęłam kilka szczegółów, które mnie raziły, jednak uważam, że to dobra książka To historia, która ma ręce i nogi. Może spodobać się miłośnikom powieści kryminalno-przygodowych oraz... bywalcom filharmonii.
Jeśli mnie znacie lub śledzicie mój blog, to wiecie, co najbardziej lubię czytać. Zauważycie też, że od dłuższego już czasu zaczynam dawać fory moim rodakom! Jak wcześniej broniłam się przed nimi rękami i nogami, tak teraz bardzo chętnie sięgam po kolejne, najczęściej nowe nazwiska. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że praktycznie nie zdarza mi się żałować tego, że zmieniłam zamiłowania z obcokrajowców do rodzimych krajan. Przede wszystkim próbuję nie mieć specyficznych, a już na pewno wygórowanych oczekiwań co może się kryć w kartach danej powieści. Co zyskałam, a może co straciłam za sprawą Jana Antoniego Homa? Zobaczmy...
Krakowice. To właśnie tam trwa aktualnie festiwal muzyki Beethovena. Wśród biorących w nim udział muzyków jest młody altowiolista Bartosz Czarnoleski. Mężczyzna, będąc z psem na spacerze, staje się świadkiem makabrycznego zdarzenia. Widzi, jak ktoś zostaje zamordowany. Jego przerażenie jest jeszcze większe, kiedy orientuje się, kto jest ofiarą! Zabitym okazuje się maestro Damian Rucacelli. Sam Bartosz, który ma instynkt łowcy zagadek kryminalnych, to postanawia rozwiązać sprawę na własną rękę.
Czy mu się uda?
Co ciekawe do przeczytania tej książki skusił mnie nie tyle wątek kryminalny ile... muzyczny! Już kilka lat temu miałam okazję czytać książkę z muzyką poważną jako kanwą całości. Tyle że był to romans zakrawający o erotykę, a z kryminałem w takim wydaniu do czynienia jeszcze nie miałam. Jako miłośniczka muzyki oraz zagadek kryminalnych czułam, że książka mnie nie zawiedzie na całego. Któryś z tych dwóch wątków musiał mnie zadowolić, bo aż tak wybredna nie jestem, by po przeczytaniu powiedzieć, że całość jest nic niewarta.
Kryminały zazwyczaj kojarzymy jako powieści, których akcja toczy się w towarzystwie policjantów, detektywów, a czasami dziennikarzy. To najczęściej ktoś z nich odkrywa krok po kroku kto, jak i dlaczego zabił. Jan Antoni Homa postawił na zupełnie inną strategię. W jego powieści sprawę "poprowadził" młody muzyk, któremu pomaga... antykwariusz. Jak się ten duet sprawdził? Nie zdradzę Wam nic poza faktem, że planuję czytać kolejne tomy, a sam autor trafia na listę polskich nazwisk do zapamiętania. Osobiście trafiłam na coś zupełnie innego, niż na co dzień otrzymuję pod hasłem kryminał i to mi się ogromnie podoba! Zachęcam do przeczytania i podzielenia się opinią czy też poczuliście jakąś miętę do powieści Homy. A ja uciekam czytać kolejny tom przygód Bartosza Czarnoleskiego!
Ksiązka czytała mi się lekko i przyjemnie. Akcja toczyła sie wartko, nie gubiłam sie w zawiłościach ale też nie wciągnęla mnie bez reszty.
Bez żalu odłożyłam ja po przeczytaniu na półkę.
Świetna książka dla tych, którzy lubią rozwikływać interesujące kryminalne zagadki
Bardzo długo zastanawiałam się co napisać o tej książce. Nie jest to klasyczny kryminał, w którym krew leje się strumieniami, a trup ściele się gęsto.
Pomysł na fabułę świetny, ale akcja nie toczy się w zawrotnym tempie. Tak naprawdę rozkręca się dopiero pod koniec, który swoją drogą bardzo zaskakuje.
Bardzo sympatyczni bohaterowie, szczególnie przypadł mi do gustu pan Sebastian- antykwariusz, który pomaga rozwikłać Bartkowi zagadkę. Brakowało mi jednak troszkę stanowczości policji. Niby gdzieś tam toczyło się śledztwo, ale odnoszę wrażenie że gdyby nie główny bohater, to nie zostałoby ono ukończone takim sukcesem. Jacyś tacy mdli i nijacy byli ci policjanci.
Uknuta intryga znakomita. Autor doskonale miesza wątki, gdy byłam już pewna, kto stoi za napadem na dyrygenta, okazywało się, że to ślepy zaułek.
Większość wątków, nawet tych drastycznych jest napisana z humorem, żeby nie napisać, że z ironią czy sarkazmem. Ale to dodaje powieści lekkości.
Olbrzymim plusem tej powieści jest nietuzinkowy język, którym posługuje się autor. Autentycznie jestem nim oczarowana, rzadko się spotyka tak barwny, a zarazem elegancki styl.
Jedynym co mi przeszkadzało, to zbyt duża ilość opisów dotyczących pracy filharmonii, koncertowania i samej pracy muzyków. Momentami było to dość nużące. Przyznaję, kilka przydługich opisów z premedytacją ominęłam i odnoszę wrażenie, że nic ciekawego z fabuły nie straciłam, ale z ciekawością sięgnę po kolejny tom.
Czy polecam?
Polecam. To powieść dla każdego, ale fani muzyki klasycznej będą jeszcze bardziej zachwyceni.
POLECAM...
Przyszłość. Linia Wisły stanowi granicę między Europejską Republiką Federalną a Królestwem Trojga Narodów. Gitarzysta Przemek Wars dorabia przygranicznym...
W trakcie wakacyjnej wędrówki po górach młody nauczyciel Marcin staje się świadkiem irracjonalnych ludzkich zachowań. Nie przypuszcza, że stoi na początku...