Ryiah przetrwała próbny rok w Akademii Magii, ale dopiero teraz zaczyna się dla niej prawdziwa nauka.
Dziewczyna dostała się do wymarzonej frakcji bojowej, ale musi stawić czoła nauczycielowi, którego nie znosi, i wrogo nastawionej Priscilli. Sytuacji nie ułatwia też relacja z Darrenem, oscylująca między wrogością a sympatią, może nawet fascynacją...
Kiedy jeden z uczniów zostaje zabity w nieprzyjacielskim ataku, nauka schodzi jednak na dalszy plan. W powietrzu wisi wojna, być może Ryiah będzie musiała wykorzystać swoje umiejętności szybciej, niż sądziła.
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 2019-01-30
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 416
Tytuł oryginału: Apprentice
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Emilia Skowrońska
Ryiah przetrwała próbny rok, ale dopiero teraz zaczyna się dla niej prawdziwa nauka. Sytuacji nie ułatwia również że jeden z nauczycieli jej nie cierpi, Priscilla nienawidzi a sytuacja z Darrenem nie należy do łatwych.
W tej części powieści Rachel E.Carter skupiła się głównie na wątku miłosnym.
"Adeptka" jest drugim tomem z rewelacyjnej serii "Czarny Mag" w której się zakochałam. Nie mogę doczekać się dalszych losów Ry.
Powieść należy do fantastyki.
A zakończenie mnie zaskoczyło i mogę nawet powiedzieć że lekko wzruszyło.
Książka trzyma w napięciu, jest niekiedy nieprzewidywalna.
A jesli chodzi o Darrena to jest on równie nieprzewidywalny jak niekiedy pogoda. Kiedy ma się wrażenie że się go poznało i zrozumiało on robi coś czego raczej nikt się nie spodziewał. Przez co mój mózg pracował na najwyższych obrotach rozstrząsając sprawę z każdej strony. Jednak ciężko jest coś wydedukować tylko z perspektywy jednego bohatera. Nie znamy myśli Darrena tylko Ry.
Książka opowiada o miłości, przyjaźni, wojnie, nienawiści,ambitności. Oraz porusza wiele innych tematów.
W każdym razie jestem ogromnie szczęśliwa że zaczęłam tą serię i liczę na to że w następnych tomach moja miłość do tych książek się nie zmieni. Z niecierpliwością czekam aż będę mogła zacząć 3 część.
Nie tak dawno w ofercie wydawniczej Uroborosa pojawiła się książka, która od razu przykuła moją uwagę - Czarny Mag. Pierwszy rok Rachel E. Carter. Ponieważ uwielbiam takie klimaty, to książkę po prostu pochłonęłam i chciałam więcej. Na szczęście na kontynuację nie musiałam długo czekać. Tak oto Czarny Mag. Adeptka doczekał się opinii także na moim blogu.
Pierwsza część Czarnego Maga została zapowiedziana jako połączenie dwóch serii, które pokochały tłumy (nie przesadzam): Harry'ego Pottera i Igrzysk śmierci. Pozwoliłam sobie wyrazić własne zdanie, w którym nie zgadzam się z podobieństwem do tych cykli. Według mnie najbardziej podobna jest do Trylogii Czarnego Maga Trudi Canavan (i nadal tak uważam). Jednak to czego się obawiałam, to drugi tom. Niestety dla dużej części cykli, drugie tomy są z reguły gorsze (nie mam pojęcia dlaczego) – stąd moje obawy. Cieszę się, że mój niepokój został szybko rozwiany, a drugi tom serii okazał się lepszy.
Ryiah, główna bohaterka i narratorka, spełniła swoje marzenia i jako jedna z sześciu osób, po dziesięciu miesiącach morderczych treningów, pracy ponad siły i wytężonej nauki, dostąpiła zaszczytu nauki w elitarnej Akademii w Jerarze. Ale jeśli ktoś myśli, że teraz jej życie w Akademii ulegnie zmianie to się myli. Szkolenie, które naszykowano dla adeptów nie jest niczym przyjemnym i na pewno nie łatwym. Nadal trwają mordercze treningi, które muszą przyszykować przyszłych magów do rzucania zaklęć w potężnym stresie. A stres będzie nieodłączną składową, bo nad krajem zawisło widmo wojny. Dodatkowo Ryiah stresuje się postępowaniem swoich przyjaciół, a Priscilla, która dawała się jej we znaki już wcześniej, teraz stała się jeszcze bardziej uszczypliwa. Muszę jeszcze wspomnieć o Ianie i Darrenie, choć sprawy sercowe w tej książce schodzą na dalszy plan.
Rachel E. Carter zaserwowała nam opowieść, w której bez ustanku coś się dzieje. A dzieje się naprawdę bardzo dużo i intensywnie. Jestem pewna, że każdy kto weźmie się za tę książkę, nie będzie znudzony. Prawdę mówiąc/pisząc z chwilą przeczytania pierwszej kartki przepadłam. Gdyby ktoś zabiegał w tym czasie o moją uwagę, musiałby się naprawdę mocno wysilić.
Spodobało mi się to (a tego się obawiałam), że autorka nie weszła na znaną drogę znanego z cyklu o młodym czarodzieju i nie podzieliła części serii na poszczególne lata nauki. Adeptka to cztery kolejne lata w Akademii. Czeka nas niebezpieczeństwo, intrygi, walki i „wisząca nad głowami” wojna. Wkraczamy wraz z bohaterami w obszar bitew, w których nie obywa się bez ofiar. Akcja jest bardzo dynamiczna i dzięki temu ma się wrażenie, że lektura książki trwa zaledwie chwilkę.
Duży plus dla autorki za wykreowanie postaci. Bardzo się cieszę, że bohaterowie nie stanęli w miejscu. Dojrzewają i rozwijają się z rozdziału na rozdział. Widać, jak nabywane doświadczenia ich kształtują. Nie wiem czy Ry jest jedną z moich ulubionych postaci, ale trzeba przyznać, że zadziorna, uparta i bardzo wojownicza jest ta młoda, rudowłosa adeptka. I przyznam wam się, że polubiłam ją już w pierwszym tomie i cały czas trzymam za nią kciuki. Carter się postarała i przybliżyła nam trochę lepiej inne postacie, dzięki czemu bardziej można zrozumieć niektóre ich posunięcia i decyzje. Wyniosły i ironiczny książę Darren nadal zdaje się mocno niezdecydowany, choć czytając niemal przez kartki czuje się, jak między nim a Ry iskrzy.
Adeptka to bardzo dobra kontynuacja i interesująca powieść fantasy nie tylko dla młodzieży. Napisana lekko i nieskomplikowanie pozwala na przyjemną lekturą. A uwierzcie mi, czas spędzony z tą książka to naprawdę czysta przyjemność. Bawiłam się wyśmienicie i chcę tę przygodę powtórzyć. Adeptkę polecam wielbicielom szeroko pojętej fantastyki z naciskiem na magię i walkę. Polecam.
Pierwszy tom serii Czarny Mag mnie nie zachwycił, zdołał jednak wzbudzić moją ciekawość na tyle, by sięgnąć również po kolejną część. Liczyłam na więcej akcji i na to, że będę mogła lepiej poznać także bohaterów drugoplanowych. Jak potoczyły się dalsze losy Ryiah i jej przyjaciół? Czy zdoła ukończyć praktyki i zyskać upragniony status maga? Jak rozwinie się jej relacja z aroganckim, zarozumiałym nienastępcą?
Ryiah, Alex i ich przyjaciele rozpoczynają drugi rok nauki w Akademii. Początki były dla nich naprawdę trudne, ale - poza lepszymi komnatami i smaczniejszym jedzeniem - nie mogą liczyć na łagodniejsze traktowanie. Wreszcie nadchodzi czas praktyk, które odbywają się w różnych częściach Jeraru. We frakcji naszej bohaterki nadzoruje je Byron. Nie dość, że znany z wyjątkowej niechęci do kobiet, to właśnie Ry staje się obiektem szczególnej nienawiści z jego strony. Jednak nie tylko on dręczy dziewczynę przy każdej możliwej okazji. Wredny książę i złośliwa Priscilla również zdają się czerpać olbrzymią przyjemność z uprzykrzania jej życia.
Akcja "Pierwszego roku" obejmowała jeden rok nauki i tutaj spodziewałam się tego samego. Dlatego początkowo nie mogłam się odnaleźć w sytuacji, gdy autorka podeszła do sprawy zupełnie inaczej. Czułam się, jakbym czytała nie kolejną książkę serii, lecz tylko jakieś wybrane jej fragmenty. A wszystko przez to, że w jednym tomie upchnięto wydarzenia z czterech lat (tak, czterech!). A ostatniemu, najważniejszemu z nich poświęcono zaledwie 18% tekstu (w egzemplarzu recenzenckim 80 stron). Ten zabieg zdecydowanie nie przypadł mi do gustu. Odniosłam wrażenie, jakby autorce zabrakło pomysłów, by wypełnić te wszystkie lata jakimiś ciekawymi wydarzeniami. Tymczasem skupiła się na pozorowanej bitwie i balu przesilenia, które powtarzały się każdego roku, a także na wątku miłosnym. Z jednej strony cieszę się, że tym razem obeszło się bez przynudzania opisywaniem wszystkich zajęć, z drugiej jednak zastanawia mnie, po co tak to wszystko rozciągać w czasie, skoro zamiast tych pięciu lat, równie dobrze można było zrobić dwa, a fabuła wcale by na tym nie ucierpiała.
Ryiah, choć tak odważna i gotowa na największe poświęcenie dla osób bliskich jej sercu, z czasem zaczęła mnie irytować. Czytanie o tym, jak chciałaby być we wszystkim najlepsza, działało mi na nerwy. Rozumiem ambicję, ale w nadmiarze raczej odpycha niż budzi podziw. Nie podobało mi się także to, jak rozwijała się jej relacja z księciem. Na zmianę albo była na niego wściekła, albo zachowywała się jak chora z miłości masochistka. On z kolei sprawiał wrażenie chorego na schizofrenię - raz niby mu na niej zależy, przyjaźnią się, a za chwilę traktuje ją jak śmiecia. No i jak długo można ciągnąć coś takiego? Rok, dwa? Zdaniem autorki, niestety, jeszcze dłużej.
Pomimo wspomnianych wyżej zastrzeżeń ta część serii bardzo mocno mnie wciągnęła. Nawet nie zauważyłam, kiedy przestałam zwracać uwagę na to, o którym roku nauki mowa. Akurat te zdarzenia, na jakich autorka skupiła uwagę, zostały przez nią przedstawione niezwykle ciekawie (poza tą nieszczęsną operą mydlaną, ciągnącą się bez końca). Sceny walki i pozorowane bitwy zrobiły na mnie niezaprzeczalnie najlepsze wrażenie. Śledziłam je z zapartym tchem, chcąc dowiedzieć się, jak się potoczą i kto odniesie ostateczne zwycięstwo. Te fragmenty zostały dopracowane w najmniejszych szczegółach, a napięcie rosło z każdą chwilą. Czytałam je z prawdziwą przyjemnością. Ta część powieści spełniła moje oczekiwania w stu procentach. Zakończenie zupełnie zbiło mnie z tropu, a to też niemała zaleta. Bardzo lubię, gdy fabuła mnie zaskakuje i akurat pod tym względem się nie zawiodłam.
Ucieszyło mnie również powtórne spotkanie z Ellą i Aleksem, a także poznanie najmłodszego brata Ry, Derricka. Wciąż żałuję, że autorka poświęciła im tak niewiele uwagi. Nawet wątek Iana wydał mi się mocno okrojony. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że ta postać jeszcze kiedyś powróci i tym razem odegra nieco większą rolę w tej historii. Poza tym liczę na dużo więcej Mariusa w następnych tomach, gdyż zapowiada się na naprawdę ciekawego bohatera. Z każdym kolejnym spotkaniem intryguje mnie coraz bardziej i trzymam kciuki za to, by Rachel E. Carter udało się wykorzystać w pełni jego potencjał.
Chociaż pomysł streszczenia całych czterech lat akcji i upchnięcia ich w jednym tomie początkowo mnie zbulwersował, z czasem skupiłam się na opisywanych przez autorkę wydarzeniach tak bardzo, że niemal przestałam zwracać na to uwagę. Nadal mam nadzieję, że w kolejnych tomach przeczytam więcej o pozostałych bohaterach, nie tylko o Ry i Darrenie. Liczę ponadto na wiele spektakularnych walk, bo to akurat ogromnie mi się w "Adeptce" podobało. Ta historia wciągała mnie coraz bardziej i bardziej. Broniłam się dzielnie, szczególnie na początku, ale tej emocjonującej akcji chyba po prostu nie sposób się oprzeć. Mimo pewnych zastrzeżeń, i tak polecam, zwłaszcza jeśli lubicie magiczne pojedynki.
ogrodksiazek.blogspot.com
Ryiah spełniła swoje marzenia. Po roku ciężkiej pracy dostała się do Akademii Magii. Dziewczyna wraz z bratem Alexem musi zmierzyć się z wymagającymi nauczycielami i uprzedzeniami względem nisko urodzonych. W całym ferworze walki i ciężkiej rywalizacji pojawia się zagrożenie, które może zaważyć na losach całego królestwa. Czy bohaterowie odnajdą się w nowej rzeczywistości? Wojna! Miłość! I Zdrada! Wiele emocji i wrażeń, które zaskoczą Was wielokrotnie.
Dużo sprzecznych opinii można znaleźć o tej serii, ale ja przeczytałam pierwszy tom i choć nie powalił mnie na kolana, to był bardzo lekką i przyjemną lekturą. A to właśnie jest dla mnie najważniejsze. „Pierwszy rok” to wprowadzenie do nowego świata, w którym magie mają tylko nieliczni, a i ci szczęśliwcy muszą ostro trenować, by ową magie rozwinąć. Ryiah nie zapowiadała się obiecująco, a jednak dostała promocję do Akademii i to dzięki determinacji oraz ambicji. Bez znajomości pierwszego tomu, trudno będzie się odnaleźć w tym. Początek serii może być nieco irytujący, bo piętnastoletni bohaterowie postępują lekkomyślnie, a główna bohaterka jest naiwna. Ten tom jest znacznie lepiej napisany i bardzo różni się od pierwszej części.
Ryiah opowiada o swoich czteroletnich praktykach. Akcja jest zawrotna! Bardzo dużo pozorowanych walk, podczas których adepci starają się wykazać. Częsta zmiana miejsca wydarzeń i bardzo duże przeskoki czasowe, lecz wszystko jest spójne i dzięki temu możemy śledzić najlepsze momenty. Pojawia się też polityka, która bardzo dużo podniosła wartość tej serii, ponieważ zaczęło się robić niebezpieczni i napięcie wzrasta.
Bohaterowie również przeszli niemałą zmianę, bo w końcu czas mija i nie są już nieśmiałymi piętnastolatkami, a młodymi ludźmi, przed którymi świat stoi otworem! Zmężnieli, dojrzeli i stali się świadomi swoich możliwości. Ryiah nadal jest wyszczekana i ja to lubię, jednak ma też swoje gorsze momenty, a wszystko to ma związek z wątkiem miłosnym, bo ten temat jest dla mnie bardzo zagmatwany i czasami denerwujący. Darrena nigdy nie zrozumiem i chyba nie obdarzę go sympatią, bo jest okrutny i postępuję dziwnie. Może w kolejnym tomie mnie zaskoczy, ale musiałby się mocno postarać, bym chociaż zaczęła go tolerować. Ian natomiast jest bohaterem o wielkim potencjale, dla którego straciłam głowę i szkoda, że w całym tym szaleństwie i walkach gdzieś przepadł, bo jego poczucie humoru i optymizm mnie urzekły. Wątek Alexa jest miłym dodatkiem!
„Adeptka” to nie tylko świetna kontynuacja, ale i dobrze napisana powieść! Jest ciekawie i zaskakująco. Akcja jest dynamiczna i nieprzewidywalna. Walki, nawet te pozorowane, są niebezpieczne i bardzo magiczne. Nowi bohaterowie dają się lubić, a niebezpieczeństwo wiszące nad całym królestwem idealnie dopełnia tę historię. Książka znacznie lepsza od pierwszej części i aż zacieram ręce na myśl o kolejnym tomie, choć mam nadzieję, że wątek miłosny zejdzie na dalszy plan. Polecam! 7/10
"Adeptka" Rachel E. Carter (tłum. Emilia Skowrońska) to druga część historii Ryiah i jej przyjaciół oraz wrogów. Po bardzo ciężkim roku próbnym Ry cieszy się swoim szczęściem, że jako jedyna od bardzo dawna została dodatkowym adeptem we frakcji magów bojowych. Kolejne lata są wypełnione ćwiczeniami, nauką i rozwijaniem relacji z innymi. Nic dla Ryiah nie jest tak trudne, jak jej relacja z dumnym i nieprzystępnym księciem.
Świetnie stworzona historia, która potrafi sprawić, że czytelnik się uśmiechnie. Porusza jednak nieco trudniejsze tematy niż pierwsza część, co jest logicznym następstwem rozwoju postaci i miejsca, w jakim się znajdują.
Po „Pierwszym roku”, który mnie oczarował, przyszła pora na Adeptkę, zwłaszcza że już we wrześniu ukażę się trzecia część serii. Pełna nadziei i obaw zasiadłam do lektury tej części i …
… trochę się zawiodłam, ale o tym za chwilę.
Ryiah spełniła swoje marzenie – ukończyła pierwszy rok i stała się jedną z niewielu wybranych. Rozpoczyna treningi z frakcją bojową i dopiero teraz poznaje prawdziwą ciężką pracę. Dziewczyna wcale się tego nie boi, ma ambicje i potencjał, z czego doskonale zdaje sobie sprawę. Niestety, nie ułatwia jej tego mistrz Byron, a jej stosunki z księciem Darrenem oscylują od nienawiści i chłodu, do przyjaźni i fascynacji.
Uf, bardzo trudno mi było opisać tę fabułę. Dlaczego? Akcja „Adeptki” trochę się rozciąga. O ile w pierwszym tomie śledziłam losy Ryiah podczas nauki w akademii, czyli podczas tego próbnego, pierwszego roku, to w tym przypadku akcja obejmuje aż cztery lata treningów. Tak, 365 dni razy cztery. W jednej, o przeciętnej objętości książce. I właśnie dlatego ta część nie spodobała mi się tak jak poprzednia. Na pewno słyszeliście o klątwie drugiego tomu – kiedy autor ciekawie opisuje początek i zakończenie historii, ale już środek, czyli przejście od jednych wydarzeń do drugich, jest tak kiepskie, że aż szkoda czytać. Jakby twórca nie miał dobrego pomysłu, ale pisać musiał. W przypadku „Adeptki”, Rachel E. Carter chciała opisać najważniejsze wydarzenia, akcje i przypadki, które miały miejsce w przeciągu tych czterech lat, a o reszcie wspomnieć tylko w krótkim zdaniu lub wcale. Jednak momenty pozorowanych bitew, walki były opisane bardzo realistycznie i Carter poświęciła im wystarczająco dużo miejsca. Gdy dochodziłam do tych fragmentów, akcja przyśpieszała i wciągała mnie w sam środek walk.
Takie skrócone opisanie czterech lat nauki nie pasowało mi, bo nie mogłam zżyć się z bohaterami. Niektórzy pojawiali się tylko na chwilę i zaraz znikali. Alex, Ella, Ian, Eve byli tłem, niemal nic nie znaczącym. Ich postacie nie miały najmniejszej szansy na wyraźniejsze zaznaczenie. Czytając „Adeptkę” miałam wrażenie, że mam przed sobą szkic autorki, którzy trzeba bardzo dopracować. Wiem, że pisanie o każdym roku nauki byłoby nudne , jeżeli działoby się tylko tyle, co zaprezentowała nam autorka (chociaż wtedy może wymyśliłaby coś jeszcze), ale takie przeskoki wcale nie są fajne. Nie i nie.
Ryiah. O ile w pierwszej części mi zaimponowała, to w drugiej… Myślałam że to, iż dostała się do frakcji boju spowodowało, że wydoroślała. Jak wspomniałam, urzekła mnie jej ambicja. Poświęciła wiele, aby ukończyć pierwszy rok. W trakcie lektury „Adeptki” miałam wrażenie, że zamieniła się z kimś na rozumy. Stała się lekkomyślną, zakochaną nastolatką, która chyba zapomniała, jakie wartości powinna sobą reprezentować. Ryiah wcale nie była zimna, niezniszczalna, odporna na docinki i przeciwności. Stała się lekkomyślną pannicą, która myśli, że swoim nieprzemyślanym zachowaniem coś zmieni. Nie kupił mnie też wątek miłosny. Darren miał być zimnym księciem, a relacja bohaterów to typowe hate-love, ale przez to, że akcja rozgrywa się w przeciągu czterech lat, nie poczułam tych wszystkich emocji. Za mało tego było. Nie kibicowałam bohaterom, bo nie miałam czemu. Raz się nienawidzili, następnym razem ze sobą rozmawiali. Sama Ryiah miotała się jak kuna w agreście i zachowywała się jak bohaterka nastoletniego romansu, która piszczy, krzyczy, nienawidzi, kocha na raz.
„Adeptka” jest głównie o wielkiej miłości i treningu. Oprócz dwóch kilkunastostronicowych akcji i paru zdań miałam wrażenie, że ta książka nie ma drugiego dna. Zazwyczaj bohaterowie o coś walczą; coś grozi ich ojczyźnie, rodzinie, przyjaciołom. Autorka chciała ten wątek wprowadzić, ale jej to nie wyszło, bo za bardzo skupiła się na życiu uczuciowym Ryiah. Rozumiem, że musiała wybrać co będzie najważniejsze, ale jestem ciekawa, jak potoczy się dalej ten wątek. Chciałabym, aby za tym wszystkim stało coś jeszcze, co nadałoby całej historii dreszczyku i emocji.
Niestety, „Adeptka” nie jest dobrą kontynuacją. Tą część dotknęła wspomniana wyżej klątwa. Chociaż dobrze napisana i przetłumaczona, to wiele mi w niej zabrakło. Mam nadzieję, że „Kandydatka” będzie taką książką, która mną zawładnie od pierwszej strony i nie będę jej miała nic do zarzucenia.
Ry spełniła swoje marzenie. Ukończyła próbny rok w Akademii Magii i dostała się do upragnionej frakcji bojowej. Jeśli jednak myślicie, że teraz nauka pójdzie jej już lekko i nie ominą jej problemy, to jesteście w błędzie. Dziewczyna musi stawić czoła nauczycielowi, którego nie znosi (z wzajemnością) oraz wciąć wrogo nastawionej Priscilli. Relacja z Darrenem też jest wciąż skomplikowana, dziewczyna go kocha, ale czy książę odwzajemnia jej uczucia? Ich relacja będzie oscylowała między wrogością a sympatią, czy jednak do czegoś między nimi dojdzie? Ryiah będzie także musiała wykorzystać swoje magiczne umiejętności szybciej, niż sądziła. W nieprzyjacielskim ataku zginie jeden z uczniów, a w powietrzu wisi wojna.
W „Adeptce” wyraźnie już widać, jakie postępy poczyniła Ry. Podziwiałam jej pracowitość i dążenie do celu i to się nie zmieniło. Dziewczyna nadal będzie miała wzloty i upadki, lecz to tylko wzmocni jej determinację do nauki. Udało się jej przecież zrealizować największe marzenie! W pierwszej części największą zagadką był dla mnie książę Darren i to się nie zmieniło w „Adeptce”. Kilkanaście razy zastanawiałam się, o co tak naprawdę mu chodzi i w jaką pogrywa grę. Relacja między Ry i Darrenem, ku mojej ogromnej radości, jest już tutaj pogłębiona, a nawet pojawi się miłosny trójkąt. Nie podobało mi się bardzo postępowanie księcia i byłam zła na Ry, za to, że tego nie dostrzega. W jednej scenie dosłownie pękło mi serce. Jak tak można!
„Adeptka” ma już dużo bardziej dynamiczną akcję. Jakie było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że książka nie opowiada już tylko o całym roku nauki, ale opisano w niej aż cztery lata praktyk. Każdy rok rozgrywał się już w innym miejscu – w bastionie Ishir na Czerwonej Pustyni, w bogatym Porcie Langli, w Devonie – stolicy Jeraru oraz w Ferren’s Keep. Adepci będą musieli dostosować metody walki do każdego miejsca. Lekko nie będzie! Pozorowane walki będą bardzo niebezpieczne i będą kulminacją każdego roku. Zwroty akcji będą liczne, a na dodatek pojawi się widmo wojny!
Obawiałam się bardzo, że drugi tom serii Czarny Mag okaże się gorszy. Na szczęście tak nie było! Moja ciekawość odnośnie do wątku Ry i Darrena została zaspokojona, zakończenie jest satysfakcjonujące. Nie mam pojęcia, co może się dziać w trzeciej części, ale na pewno nie będzie nudno!
Bardzo fajna książka dla młodzieży. Nie odczułam, że to drugi tom więc ma u mnie ogromnego plusa. Jest o Ryiah, dziewczynie z niższych sfer, przezywanej pogardliwie plebejuszką, która jest adeptką w szkole magii. Codziennie walczy z wrednym szykanującym ją Mistrzem Byronem. Rozdarta między dwoma chłopakami, Darrenem a Ianem. Książka napisana lekko, czyta się bardzo szybko. Chętnie przeczytam pierwszą część i kolejne :)
Książka, którą czyta się szybko, łatwo i powiedzmy że bez większych oporów, a jednak jest potężnie rozczarowująca. Na przeszło czterystu stronach nie ma prawie żadnej treści. Cztery lata nauki w akademii magii zamykają się w schemacie: walka - bal, walka - bal. Wątek miłosny jest śmieszny. Więcej zawartości nie stwierdzono.
Obłędnie fascynująca seria o ambitnym rodzeństwie, próbującym szczęścia w szkole magii. Dwudziestoletnia Ryiah jest czarną maginią frakcji bojowej...
Rudowłosa piętnastolatka Ryiah (zwana Ry) i jej brat bliźniak Alexander mają jedno marzenie: zostać magami. Realizacja tego celu się przybliża, gdy zostają...
Przeczytane:2020-06-14,
Po rewelacyjnym Pierwszym roku nie mogłam doczekać się, aż po raz kolejny zagłębie się w świecie wykreowanym przez Rachel E. Carter. Czy Adeptka sprostała moim oczekiwaniom dotyczącym podwyższonego poziomu?
Ryiah jest już po skończonym roku próby. Teraz zaczęła praktyki, które mimo wcześniejszych oczekiwań nie są zbyt lekkie. Na adeptów czeka mnóstwo pracy, wysiłku i ponownej nauki. Dla dziewczyny jest to dodatkowy czas na walkę z wrogo nastawioną Priscillą, a także uczuciami, jakie wybuchają w bohaterce za każdym razem, gdy Darren jest w pobliżu. Oczywiście, nie mogłoby obejść się bez tragedii... Jeden z uczniów zostaje zabity podczas nieprzyjacielskiego ataku. W powietrzu czuć zbliżającą się wojnę. Ryiah będzie musiała więc wykorzystać swoje zdolności szybciej, niż się spodziewała.
Główna bohaterka, którą tak polubiłam w przedniej części, tutaj również wzbudziła moją sympatię. Przy tym mam wrażenie jednak, że stała się ona bardziej dojrzała emocjonalnie i nie daje się już porwać swojemu temperamentowi, który jest równie ognisty co jej włosy. Oczywiście moim zdaniem jest to zmiana jak najbardziej na plus.
Jeśli chodzi o Darrena, to jemu mogę zarzucić sporo. W poprzednim tomie wydawał się mimo wszystko sympatyczny, natomiast tutaj jego zabawy uczuciami Ryiah były dla mnie niedojrzałe, głupie i po prostu niefajne. Nie podobało mi się również to, jak bardzo chciał przypodobać się ojcu, że aż stał się dla mnie istnym lizusem. Autorka jednak celowo tak pokierowała tym bohaterem, ale nie mogę napisać Wam nic więcej – odbiorę Wam wtedy najlepszą zabawę.
Nie wiem czemu, ale od początku byłam przekonana, że każda książka w tej serii odpowiada każdemu roku nauki w akademii. Autorka tym samym ponownie mnie zaskoczyła. W drugim tomie bowiem znalazł się przebieg każdego roku nauki w akademii: od 2 do 5. Z jednej strony sprawiało to wrażenie, że to za dużo jak na jedną książkę. Z drugiej jednak, dzięki temu mam jakąś tam świadomość, że w kolejnych tomach będę mogła skupić się na ciekawszych akcjach, niż te które działy się w akademii.
Jeśli chodzi o warsztat autorki, to nie mam żadnych zastrzeżeń. Książka napisana jest bardzo dobrze, z humorem, a sama historia dzięki temu jest bardzo wciągająca i zaskakująca. Oj tam, zaskoczenia, jakie przeżyłam pod koniec książki, nie da się zapomnieć.
W Adeptce zdecydowanie więcej jest walk, które nadają całej historii niezbędnego dynamizmu. Oczywiście, jest to kolejna bardzo duża zaleta tej powieści. Mam jednocześnie nadzieję, że w kolejnych tomach autorka nie spocznie na laurach i wprowadzi do książek jeszcze więcej bitew. Nie to, żebym potrzebowała więcej rozlewu krwi. Chociaż może...?
Jeśli lubicie fantastykę i wciągająca akcje, to koniecznie sięgajcie po serię Czarnego Maga i dajcie oczarować się piórze Rachel E. Carter.