Autorka spędziła w Kanadzie dwa lata, sprawdzając, co ukryto pod tamtejszą kulturową mozaiką. Kreśli obraz Kanady, która burzy nasze wyobrażenia o tym kraju. To reporterska opowieść o winie i pojednaniu, zbrodni bez kary i ludziach, którzy wymykają się przeznaczeniu.
Wydawnictwo: Dowody
Data wydania: 2019-05-22
Kategoria: Publicystyka
ISBN:
Liczba stron: 343
Język oryginału: Polska
Jeszcze nie tak dawno temu, gdyby ktoś zapytał mnie o skojarzenia z Kanadą, powiedziałabym: piękna przyroda, spokój, uprzejmi ludzie, srogie zimy i policja konna. Dziś pierwszym skojarzeniem jest los rdzennych mieszkańców, a zwłaszcza: dzieci, którym zgotowano prawdziwy koszmar. Ta książka zweryfikowała moją opinię o tym kraju i wstrząsnęła mną do głębi, choć wydawało mi się, że wiedziałam już wszystkie strony ludzkiej podłości...
Czytając tę książkę, przez cały czas widziałam analogię do obozów koncentracyjnych: numery, głód, odbieranie tożsamości, golenie głów, bicie, maltretowanie, choroby, śmierć – właściwie można by ją było zakwalifikować do kategorii literatury obozowej, gdyby nie to, że oprawcami nie byli naziści, lecz… katolickie zakonnice i księża (w większości), a więźniami – dzieci. Odebrane rodzicom, wyrwane z rodzinnych domów, z własnych środowisk – i wrzucone w sam środek piekła. Łamane, pozbawiane tożsamości, upokarzane, maltretowane. Długo nie mogłam się zdecydować na tę lekturę, bo wiedziałam, że będzie ciężka i że pozostawi w mojej pamięci obrazy, nad którymi nie będzie można przejść do porządku dziennego. Tak właśnie się stało, więc ostrzegam: to nie jest książka, o której zapomnisz zaraz po zamknięciu – te obrazy i wiadomości zostają na długo. Może nawet na zawsze.
Książka jest podzielona na części, z których każda opowiada historię innej osoby lub odnosi się do innego problemu – ale na bieżąco poznajemy też rozwój sprawy, od momentu, gdy straszna prawda o warunkach panujących w szkołach z internatem została ujawniona opinii publicznej. Widzimy reakcje społeczeństwa, polityków i (niestety) kościoła, widzimy próby zadośćuczynienia, śledztwa dziennikarskie, rosnący rozgłos wokół „ocaleńców”, chęć naprawienia zła.
Bardzo ciekawe są rozważania nad zmianami, jakie zachodziły w języku – po to, aby nie stawał się on częścią systemu opresji. Chwilami miałam wrażenie, że dochodzi wręcz do przesady, a „poprawność polityczna” działa tylko w jedną stronę – ale tak naprawdę, w obliczu tego, co wycierpieli rdzenni mieszkańcy od przybyszów z „cywilizacji”, chyba teraz przyszedł czas, aby ich uczucia nareszcie były szanowane i aby to ich zdanie liczyło się bardziej w debacie publicznej. Autorka podkreśla tutaj, że w tej sytuacji wielu białych mieszkańców Kanady poczuło się dyskryminowanych – myślę, że w dużej mierze jest to wynikiem przyzwyczajenia, że dotąd to oni byli na szczycie, to ich kultura była wiodąca, ich obyczaje – jedynie słuszne. Trudno teraz ustąpić miejsca i przyznać, że wyrządziliśmy komuś krzywdę.
Mimo że to reportaż i teoretycznie autorka powinna być obiektywna i stać z boku, widać jednak jej wielkie zaangażowanie w temat i emocjonalne podejście – myślę, że nie dało się tego uniknąć, bo pisała o sprawach traumatycznych i rozmowy, które prowadziła, aż buzowały od emocji i gwałtownych uczuć. Na pewno nie jest to słabością tej książki, bo głos Autorki jest dobitny i wyraźny, a jej oceny – słuszne. Nie ma tutaj miejsca na półcienie – nie da się ocenić krzywdzenia dzieci inaczej niż jako potworność. Zło pozostanie złem – tym bardziej gdy ukrywa się pod płaszczem religii. Ten właśnie aspekt uderza najmocniej – bo choć autorka wyraźnie wskazuje winnych, to nie ma mowy o karze, która byłaby adekwatna do dokonanych zbrodni. Zresztą, jak można zadośćuczynić za zmarnowane dzieciństwo? Za odebranie dzieci rodzicom? Za skazanie ich na cierpienie, głód, bicie, maltretowanie? Za śmierć? Nie ma takiej rzeczy, która mogłaby wynagrodzić to wszystko – ale na pewno nie zaszkodziłaby skrucha i prośba o przebaczenie. Tego zabrakło – i to ze strony instytucji, która właśnie o przebaczeniu naucza. O przebaczeniu i… miłosierdziu. Hipokryzja kościoła katolickiego, bezkarność sadystów w habitach uderza tutaj z potworną siłą.
To książka, którą naprawdę trudno zapomnieć – i chyba tak powinno być. Nie czyta się jej dla rozrywki, tylko po to, żeby poznać tragiczne oblicze historii. Przyznam, że bardzo mnie przygnębiło to, że działo się to tak niedawno – świadectwa ludzi, którzy przez to przeszli, są wstrząsające. Zapewne pojawi się ich więcej, skoro ktoś już odważył się jako pierwszy opowiedzieć o swoich traumach. Mam nadzieję, że pojawi się także adekwatna kara dla tych, którzy ten system stworzyli i skwapliwie się zaangażowali w „cywilizowanie” dzieci.
Jedyne zastrzeżenia mam do okładki, która wygląda, jak z opowieści dla dzieci, ale może właśnie o to chodzi? O kontrast pomiędzy okładką a zawartością? Tak samo, jak kontrastują ze sobą nauki kościoła i czyny służących w nim ludzi?
Dla kogo jest ta książka? Dla osób, które cenią mocne reportaże i nie boją się trudnych tematów. I dla każdego, kto chce lepiej poznać współczesną historię i zobaczyć, że człowiek wciąż jest zdolny do popełniania najokrutniejszych czynów w imię religii. Na pewno nikt nie pozostanie obojętny wobec tej lektury.
Podsumowując: wstrząsający reportaż o potwornym losie, jaki zgotowali rdzennym mieszkańcom Kanady ci, którzy chcieli ich nauczyć zachodnich wartości. Opowieść o zderzeniu kultur, o okrucieństwie i bezwzględności.
Po raz pierwszy miałam okazję zapoznać się z twórczością Joanny Gierak - Onoszko ( Wydawnictwo Dowody na Istnienie ), z serią reportażu, stworzoną na potrzeby literatury faktu. Zawsze w takich sytuacjach , wiem że mam do czynienia z gołą prawdą, ukazaniem jej zazwyczaj jest pokazanie problemu którego maskuje się za pomocą pięknych słów, obrazów, nasza świadomość istnienia ; czegoś ; przekształca się diametralnie w chwili kiedy odkrywamy drugie dno.
27 śmierci Toby'ego Obeda, to nic innego jak opowieść która przenosi nas do Kanady. Co my wiemy o tym kraju, ogólnie? że jest częścią kontynentu północnoamerykańskiego. Gdzie tam znajduje się 6 różnych stref czasowych, ponieważ jest to duży kraj. Znakiem rozpoznawczym Kanady jest wiele obszarów dzikiej natury i niezamieszkanych, które zajmują prawie 70% powierzchni. Niektóre z najbardziej malowniczych miejsc to Park Narodowy Banff w Górach Skalistych i wodospad Niagara na granicy Kanady i USA. Autorka zapoznaje nas pokrótce z historią naszego bohatera który wywodzi się z rdzennej społeczności Inuitów oraz Innu. Zanim pojawili się mieszkańcy Starego Kontynentu, pochodzący z Moraw, niemieccy menonici, misjonarze z protestancką etyką, chrześcijanie, Ci żyli sobie spokojnie w zgodzie z naturą, i z tym co dało morze oraz ląd. Cały spokój został zburzony w chwili, kiedy wjechali z marchwią, burakami, ziemniakami, cukrem - Europejczycy. Inuici żywiący się surowym mięsem wielorybów, bez świadomości czym jest cukier poczęli chorować na miażdżycę, cukrzycę i nowotwory. Pojawiający się zewsząd misjonarze postarali się w chrześcijański sposób nawrócić rdzenny szczep żyjący według własnej tradycji, zasad, dając tym samym nacisk na religię i wiarę w Boga. Kiedy Toby miał cztery latka brutalnie został w raz z rodzeństwem odebrany rodzicom, przez Królewską Policję Konną, by w North West River znajdującej się dopiero co otwartej szkole z internatem rozdzielić Toby'ego z pozostałymi braćmi na długie piętnaście lat. Tam oprócz kaligrafii, Toby doznał przemocy nie tylko fizycznej, ale przede wszystkim psychicznej. Czym był głód, strach, poniżenie, stały się chlebem powszechnym placówki prowadzonej przez księży, siostry zakonne które wielokrotnie dopuszczały się inicjacji seksualnej na nieletnich. Tępienie w imię Boga miało za zadanie bycie posłusznym, staniem się marionetką, kukiełką poruszaną za nitki tych co powinni chronić. Wyrwany ze swojej kultury, obdarty z tożsamości, zawsze mający niską samoocenę, odchodzi ze szkoły w wieku piętnastu lat, by szybko stoczyć się na samo dno ludzkiej egzystencji. Bez celu, dążenia do lepszego życia staje się degeneratem własnej psychiki i fizycznej niemocy. Alkoholizm jest głównym problemem szczepów rdzennych, gdzie Europejczycy nie tylko przywieźli tandetę w postaci gotowego surowca, co nałogi nie tylko od alkoholu, narkotyków, seksu. Kiedy dochodzi do tragedii w postaci wypadku, Toby otrzymuje pomoc w postaci pozwu przeciw Kanadzie, krzywd które doznał przez lata pobytu w szkole. Jak się okazuje tych ocaleńców było bardzo dużo. Czy usłyszeli słowo PRZEPRASZAM od rządu państwa? Machina procesowa rozpoczęła się 2015r.
Historia ta przytoczona jednym głównym bohaterem dała obraz wielu innych, którzy opowiedzieli co działo się w innych szkołach na przykład Świętej Anny. Jak traktowano Indian? To samo można powiedzieć o Holokaustie – gdzie śmiało można określić mianem ludobójstwa, gdzie zginęło około 6 milionów europejskich Żydów dokonane w czasie II wojny światowej przez III Rzeszę Niemiecką i wspierane w różnym stopniu przez uzależnione od niej państwa sojusznicze. Zagłada Żydów w większości przeprowadzona została na okupowanych przez III Rzeszę ziemiach polskich. Stanowiła, łącznie z Zagładą Romów, bezprecedensową próbę wymordowania całych narodów przy użyciu metod przemysłowych, która nigdy wcześniej i później nie była przeprowadzona w takiej skali. Stanowiła systematyczny i realizowany przez aparat państwowy proces likwidacji całego narodu. Odpowiedzialnych za prowadzenie eksterminacji oskarżono po wojnie w ramach procesów norymberskich, zaś zbrodnie te uznano za zbrodnie przeciwko ludzkości, niepodlegające przedawnieniu. Kategoria zbrodni przeciwko ludzkości była odtąd stosowana wobec innych ludobójstw. Uznano odpowiedzialność sprawców, ale także osób, instytucji i państw, które wspomagały całą machinę zagłady (rząd Vichy, szmalcownicy, przedsiębiorstwa kolejowe itp.), lecz także odpowiedzialność osób szerzących od wieków niechęć bądź nienawiść względem Żydów.
Bardzo trudna, wzruszająca książka reporterska opisująca świat i problemy, nietolerancję, dyskryminację, ukryte i zamiecione pod dywan. Czy tylko Kanada zobaczyła Kanadę z innej perspektywy? zrozumiała coś i wyciągnęła konsekwencję z tej lekcji? Czy nigdy nie popełni drugi raz tego samego błędu? Po raz kolejny przekonałam się jaką instytucją jest Chrześcijaństwo, jaka mamona, jaka Sodoma i Gomora wypływa pod piękną nazwą Miłosierny Bóg. Polecam.
Kojarzycie smak słodkiego syropu klonowego? To kanadyjski rarytas. Kojarzycie piękne kolory drzew jesienią nad Rzeką Św. Wawrzyńca? To kanadyjski pejzaż jak z bajki. A kojarzycie, że w Kanadzie w imię Boga i prawa wydzierano dzieci rodzicom i umieszczano w tzw. „szkołach” z internatem, gdzie były głodzone, bite, wykorzystywane i molestowane, czyli nabierały cywilizacyjnej ogłady?
„27 śmierci Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko pokazuje drugą twarz Kraju Klonowego Liścia, surową i bez retuszu. Tytułowy Toby to jeden z ocaleńców, jak siebie określają osoby, które przeżyły pobyt w „szkole” z internatem. Zabrano go rodzicom, gdy miał zaledwie 4 latka, wówczas umarł po raz pierwszy. Toby urodził się jako Inuk, ale „dzikusa Północy” próbowano ukształtować na wzór i podobieństwo ułożonych cywilizowanych katolików, w efekcie po latach „szkolnego” formatowania nauczył się tylko jednej, ale niezwykle przydatnej umiejętności, że aby żyć, trzeba zacięcie walczyć, więc na razie żadna z kolejnych śmierci, która odważyła się po niego sięgnąć, nie pokonała go na tym świecie.
Historia Toby’ego jest zaledwie kroplą w morzu przetrąconych losów dzieci rdzennych mieszkańców Kanady. Nie pamiętają rodziców, nie wiedzą, co to znaczy czułość, nie mają wspomnień z dzieciństwa, kiedy przytulali się do mamy czy trzymali szorstką dłoń taty. Mają za to problemy z osobowością, przystosowaniem społecznym, mają traumatyczne sny, w których powracają koszmary z internatu, gdzie ich bito, głodzono, dręczono, gwałcono. Nie wiedzą, kim są, bo odarto ich z własnego ja, różańcem wybito tożsamość, siłą wyrugowano ze społeczności. Robiono to dekadami, systemowo, zgodnie z prawem. Dlaczego? Ponoć takie były czasy…
Gierak-Onoszko przedstawiła historie kilkunastu ocaleńców, pokazała drogę każdego z nich, opowiedziała indywidualny los. Ale te historie nie są zawieszone w próżni, bowiem autorka nakreśliła również tło historyczne, zebrała przemiany, jakim podlegał kraj, jak kształtował się system, który tak bezlitośnie kaleczył dziecięce serca. Dała też czytelnikowi obraz Kanady tu i teraz, która stara się naprawiać wyrządzone krzywdy. Ostatnia placówka z internatem zamknęła swe podwoje zaledwie w 1996 r., a przez tryby systemu przeszło ok. 150 tys. dzieci. Obraz jest więc szeroki, choć by był kompletny, brakuje tylko przyszłości. Jednak tej nie zna obecnie nikt, bo nikt nie wie, jak kiedy i czy w ogóle uda się zrekompensować stracone dzieciństwo i utraconą godność. Droga do pojednania jest żmudna, ale najważniejsze, że Kanadyjczycy wiedzą, co się działo z dziećmi rdzennych mieszkańców i starają się przepracować niechlubne fakty, by w przyszłości nie popełnić podobnych błędów.
Kanadyjczycy oswajali się z wiedzą o internatach powoli. Pierwsze informacje pojawiły się po wojnie. Wkrótce jednak temat zanikł, topniał jak śnieg w Jukonie, by po latach uderzyć w słowach znanego polityka Phila Fontaine’a, który dokonał swoistego coming outu, wyznając publicznie, że on także jako dziecko internatu był tam molestowany seksualnie, a później „wykorzystywany (…) sam wykorzystuje, a maltretowany maltretuje”*). Tak oto ofiara staje się katem. Jego szept był najdonośniejszym głosem w sprawie szkół z internatem. Po nim ruszyła lawina nie mniej poruszających wyznań. Kanadyjczycy co rusz łykali gorzki wstyd i pochylali głowy w pokorze, a Raport Komisji Prawdy i Pojednania, który kompleksowo obnażył masowość i intensywność zjawiska, powalił ich narodową dumę na kolana. Świeckim urzędnikom w przeciwieństwie do kościelnych hierarchów łatwiej przyszło uporać się z fałszywym przekonaniem, że aby zachować twarz, lepiej milczeć. Justin Trudeau, premier Kanady, prosił o wybaczenie, ale do tej pory nie padło słowo „przepraszam” wypowiedziane przez papieża. A przeważająca większość internatów prowadzona była przez Kościół. Stwierdzenie, że sumienie się miewa, nabiera w tym kontekście aktualności, mimo że ta kategoria moralna nie odnosi się do organizacji. Choć zaistniała sytuacja udowadnia, że do ludzi też nie zawsze.
Gierak-Onoszko zebrała w swojej książce fakty, przeprowadziła czytelnika przez indywidualne cierpienie, przez tłumioną latami gorycz, poranione nadzieje i podejmowane próby porozumienia. Ciężar tych informacji jest przytłaczający. Autorka wprawdzie zwykle krótką wzmianką zapowiada nadchodzącą tragedię, więc co do zasady odbiorca nie powinien czuć się zaskoczony tym, czego za chwilę stanie się świadkiem, tymczasem każdy kolejny rozdział spada na niego jak głaz i gruchocze mu świadomość. Bo na ten rozmiar tragedii nie można się przygotować. Nie można się z nią oswoić. Nie można się przyzwyczaić.
Czytającego tu i ocaleńca tam, choć rozdzielonych latami czasu, przestrzenią oceanu i w różnych domach, zaczyna podczas lektury łączyć most zbudowany z piekących cierni. Przeżycie, gdy czytelnik z drgającymi ramionami i dławiącymi łzami pochyla się nad dziecięcą krzywdą, sam zapadając się do dna bezradności, daje poczucie jednoczenia się w rozpaczy i współdzielenia ogromu niesprawiedliwości. Gdy czyta, jak już dorosły ocaleniec nadal sam umniejsza swoje nieszczęście i usprawiedliwia oprawcę, mówiąc, że bicie trwało przecież krótko, nie bardzo bolało albo zdarzało się tylko czasami, wciąż nie potrafi zrozumieć rozmiaru wyrządzonego zła, które do tej pory przynosi zatrute owoce. „Bili nas z dużą troską.”*) – powie jeden z ocalonych, przywołując wspomnienia dotyczące zadziwiająco skutecznego narzędzia w postaci zwykłej linijki uderzającej krawędzią: „(…) na dziecięcych dłoniach skóra szybko pękała. Zakrwawiona linijka świszczała, a po chwili przecinała powłoki kolejnego dziecka (…)”*) To jeden z łagodniejszych opisów.
Gierak-Onoszko przedstawiła wykorzystanie fizyczne, seksualne, kulturowe, duchowe, emocjonalne i… zostawiła je bez komentarza. Ten brak dygresji, dopełnienia w postaci oceny jest charakterystyczny dla autorki, która precyzyjnie oszczędna w stylu skupia się aż do rdzenia słowa na sile przekazu. Podobnie dzieje się, gdy przedstawia obecne działania Kanady i to, w jaki sposób jej mieszkańcy odrabiają zaległą lekcję wrażliwości, próbując zniwelować podziały. W pierwszej kolejności zaczynają od słów, czyli unikają języka, który rani i stygmatyzuje. Wypełniają braki, zasypują luki w relacjach, choć nie oznacza to, iż nie zdarzają się potknięcia, bo przecież nie każdy chce żyć własną, a co dopiero cudzą traumą dzieciństwa. Najważniejsze, że nie odwracają wzroku, że nie unikają faktów, że chcą zmierzyć się z niewygodną dla nich, ale jednak prawdą.
W „27 śmierciach Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko czytelnik pozostawiony jest twarzą w twarz z nagimi faktami. Stoi przed nimi jak niewinne dziecko wznosząc ufnie oczy na opiekuna w internacie. Pierwsze, co czuje, to niedowierzanie, że to działo się naprawdę. Zaraz przychodzą do głowy skojarzenia z Holokaustem. Jak to? – pyta. – Ta zagłada niczego nas nie nauczyła? Kanada – kraj mlekiem i syropem klonowym płynący, tolerancyjny, otwarty, z jednym z najwyższych indeksów komfortu życia stworzył mechanizmy pozwalające krzywdzić dzieci, umożliwiające destrukcję całych rodzin, wymazywanie kultur? Ile wytrzyma serce czytelnika przy tej lekturze? Mimo bólu powinno dać od siebie jak najwięcej, by zapamiętać, że są granice, których przekraczać nie wolno, zwłaszcza tym, którzy powinni opiekować się bezbronnymi, o nich dbać i ich chronić. Mimo bólu powinno dać od siebie jak najwięcej, by zapamiętać, kim są ci, którzy odważyli się pokonać strach i przekroczyli niebezpieczną linię wypartych wspomnień. Mimo bólu powinno dać od siebie jak najwięcej, by mieć świadomość, że Inuk znaczy człowiek i to brzmi dumnie.
Ciężko ocenić reportaż poruszający tak trudną tematykę, dotykający mrocznej przeszłości powszechnie bieżącego pozytywne skojarzenia kraju. Bez zbędnego rozpisywania się: warto, a nawet należy przeczytać. Ku przestrodze.
"Nie da się nie wiedzieć, więc przez te wszystkie lata Kanadyjczycy wiedzieli.Nie wiedziała tylko Kanada."
"Cudowne zaklęcie,trzy słowa, które dobrze brzmią w każdej epoce i pod każdą szerokością geograficzną.
Ta-kie by-ły cza-sy."
"Takie przypadki były czymś okropnym,ale na przeszłość należy patrzeć ze zrozumieniem."
"Jestem ocaleńcem.Przeżyłem, utrzymałem się przy życiu."
Skończyłam czytać ten reportaż dokładnie 30 września. Potrzebowałam kilku dni, żeby zebrać myśli i przelać je tutaj w kilka sensownych zdań.
27 śmierci Toby'ego Odeda to świetny debiut Joanny Gierak-Onoszko. Wykaz wykorzystanych przy tworzeniu reportażu źródeł przemawia jeszcze bardziej za trudem włożonej pracy i rzetelnością tej bolesnej opowieści. Autorka przywiozła prosto z Kanady historie o krzywdzie nie tylko wychowanków szkół z internetem,ale też całych rodzin,które cały czas przykrywa całun doznanych urazów i krzywd.
Jaką traumę noszą w sobie ocaleńcy? Czy finansowe odszkodowania mogą w jakiś sposób zaleczyć rany? Jak wielką wagę ma słowo : PRZEPRASZAM?
Reportaż ten wywołuje dreszcze, zdziwienie na twarzy,ale też szerzej otwiera oczy. Jeśli chcecie dowiedzieć się troszkę więcej o ciemnej stronie pięknej na pozór Kanady bardzo polecam Wam ten tytuł.
Długo zabierałam się za ten reportaż. Niezwykle ważny i potrzebny. Czuję złość, bezsilność, ból. Szczególnie, że to temat wciąż aktualny i jeszcze niedokończony. Chociażby z tego względu, że kościół katolicki, nawet tak niby empatyczny papież Franciszek, jeszcze nie przeprosił za ten bezmiar okrucieństwa, którego dopuścili się jego urzędnicy i inni tzw. wierzący. Chyba katolicyzm ma swoim DNA jakąś nienawiść do dzieci, które już się urodziły. Od nich mogą uczyć się tortur najgorsi dyktatorzy świata. Powinni być sądzeni za całe zło, które uczynili na przestrzeni wieków za zbrodnie przeciw ludzkości. Już najwyższy czas, żeby ta zwtyrodniała moralnie instytucja zniknęła z mapy świata. A wcześniej powinna być sądzona w Trybunale Sprawiedliwości w Hadze za ludobójstwo - począwszy od inkwizycji, palenia kobiet, za popieranie faszyzmu aż po to, co działo się w Irlandii, prawie całej Ameryce Południowej, Kanadzie i oczywiście za pedofilię. A ile jest jeszcze takich nieodkrytych zbrodni.
Łatwo było powiedzieć: ta-kie by-ły cza-sy..
''27 Śmierci Toby'ego Obeda'' to jedna z tych książek, która zostaje Ci w głowie, która zostaje z Tobą na dłuższy czas. To książka, która otwiera oczy na problemy o których dopiero teraz poszczególne osoby są w stanie opowiedzieć. To reportaż o tym jak wielką krzywdę doznawały dzieci przez osoby, które powinny się nimi opiekować.
Czytając niektóre z tych historii, zamierałam. Byłam pogubiona i byłam zła. Jak można traktować w ten sposób dzieci? Jak można zachowywać się w tak okrutny sposób w stosunku co do niewinnych brzdąców?
Dość długo zajęło mi przeczytanie tej książki - i nie zrozumicie mnie źle ta książka była naprawdę mocna. Musiałam sobie robić przerwy bo przesyt informacji zawarty na tych kartkach papieru był dla mnie zbyt duży.
W szczególności jak czytam o dzieciach, o ich krzywdzie. Serce mi sie krajało bo jakbym mogła to bym ochroniła je wszystkie.
W tym samym czasie jak lektura mnie do siebie przyciągała to też i mnie odpychała. Coś mi nie współgrało i czegoś mi brakowało.
Ta książka była na swój sposób chaotyczna co w niektórych momentach mi bardzo mocno przeszkadzało, a i sam tytuł mnie zmylił.
Niemniej jednak uważam, że książka porządnie potrafi sponiewierać nie jednego czytelnika i wielki szacunek dla autorki za tak dogłębny research w temacie.