Wydawnictwo: Promic
Data wydania: 2010-03-01
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 256
''SZKARŁATNY KWIAT WATYKANU". ALTRUIZM SILNIEJSZY NIŻ STRACH.
O kim mowa? Oczywiście, że o niezłomnym bohaterze znakomitej powieści historycznej Purpura i Czerń z domieszką thrillera. Wszystkie wydarzenia i postaci występujące w utworze są autentyczne. Na kanwie bogatego życiorysu prałata powstał równie doskonały film pod tym samym tytułem.
Co wiemy na temat księdza, za którego pośrednictwem ocalono 4 tys. żołnierzy alianckich, Żydów (zbiegów). Hugh O' Flaherty przyszedł na świat 28 lutego 1898 roku w Lisrobin, zmarł 20 października 1963 roku w Cahersiveen. Absolwent filozofii i teologii; studiował również w Rzymie. Nasz bohater pracował jako watykański dyplomata w wielu krajach, m.in. w Egipcie, na Haiti, w Santo Domingo czy Czechosłowacji. W 1934 roku został prałatem.
Monsinior był postacią dużego formatu, jego aktywność jest dowodem na to, że w słuszną sprawę można się zaangażować w każdych okolicznościach. Ten kapłan dobro ogółu stawiał ponad własne bezpieczeństwo, jego dokonania imponują. W biografii tego niezwykłego człowieka znajdziemy wiele faktów zaświadczających o wierności ideałom. Prałat bywał też, niestety zbyt ufny i naiwny; generalnie jednak jego cechy osobowości predestynowały go do wielkich działań, choć sam tak tego nie postrzegał. A poza tym znakomity dyplomata i negocjator; sport to jego pasja, wciąż uprawiał boks i grał w golfa.
Już na początku II wojny światowej O'Flaherty zaangażował się w działalność humanitarną, wizytował obozy jenieckie na terenie Włoch, interesował się losami więźniów. W miarę możliwości nawiązywał kontakty z ich rodzinami. Jednym z sukcesów heroicznego Irlandczyka było spowodowanie usunięcia bestialskich komendantów obozów w Piacenie i Modenie.
Duchowny opowiadał się również za niepodległością Irlandii, czemu dał wyraz w znanym eseju: Najlepsze sposoby propagowania kultury irlandzkiej. Wkrótce został uhonorowany przez rząd Haiti za pomoc powodzianom; odznaczony został również przez prezydenta Dominikany za mediację w sporze między oboma państwami.
Niewątpliwie postępowanie purpurata watykańskiego jednym imponowało, drugich irytowało, czy wywoływało jawną wrogość.
W 1940 roku Włochy wypowiedziały wojnę Francji, trzy lata później państwo przechodzi na stronę aliantów, wielu brytyjskich jeńców opuściło obozy. Wśród nich znajdowali się pamiętający posługę prałata, szukano więc z nim kontaktu. W pomoc włączyła się żona ambasadora Delia Murphy, szybko nawiązała kontakt z O' Flahertym.
Tymczasem dostojnik kościelny coraz bardziej przeszkadzał Niemcom, próby uprowadzenia skończyły się fiaskiem. Jego zagorzały przeciwnik, obersturmführer Herbert Kappler rozkazał wyznaczyć linię na granicy pomiędzy Watykanem a Włochami, Gdyby Hugh ją przekroczył, należało go wówczas zastrzelić. Później O' Flaherty odwiedzał swojego prześladowcę w więzieniu, udzielając mu sakramentu chrztu.
Po zakończeniu II wojny światowej odmówił przyjęcia przyznanej mu przez rząd włoski dożywotniej renty.
Ile osób zaryzykowałoby w podobnej sytuacji? Jak wiemy z przekazów historycznych, takich jednostek było sporo. Mamy wspaniałą lekcję człowieczeństwa.
Ostatnia książka jaką przeczytałam w tym roku to „Purpura i czerń” J. P. Gallaghera. Jest to niezwykła opowieść o losach katolickiego duchownego piastującego wysoką funkcję w Watykanie podczas II wojny światowej. Jej bohaterem jest monsinior Hugh O’Flaherty. Jest to postać autentyczna, ale książka ta nie jest typową biografią. Mało w niej przypisów, nie ma bibliografii. Jej styl również nie przypomina rozprawy naukowej, nie jest to nawet zbeletryzowana biografia. Ta krótka książka przypomina raczej opowieść, a jej narracja prowadzona jest w taki sposób, jakby przekazujący nam tę historię autor poznał ja od osób trzecich. Wiele w niej niewiadomych, domysłów i białych plam, bo autor wprost przyznaje się do braku wiedzy odnośnie niektórych zaistniałych faktów. A jednak czyta się ją z zapartym tchem, niczym najlepszą powieść sensacyjną. Dzieje się to za sprawą głównego bohatera. Przyjrzyjmy się zatem tej osobie.
W pamięci świadków monsinior Hugh O’Flaherty zapisał się jako człowiek sympatyczny, skory do pomocy i ze sporym poczuciem humoru, nie stronił od towarzyskich spotkań z elita ówczesnego Rzymu. Kiedyś trenował boks, nie przepadał za brydżem, za to był zapalonym golfistą. Pochodził z niezamożnej rodziny i chociaż życie zaprowadziło go do zajęcia wysokiego stanowiska w Watykanie, pozostał człowiekiem niezwykle skromnym. Jako Irlandczyk nie darzył sympatią Anglików, bo też i Irlandia miała w pamięci świeże zatargi z Brytyjczykami, którzy krwawo tłumili jej niepodległościowe zapędy. Ale los bywa złośliwy…
Na początku II wojny światowej Hugh O’Flaherty odwiedzał jenieckie obozy. Następnie, o ile to możliwe przekazywał rodzinom informacje o losach ich bliskich. Kiedy Włochy opowiedziały się po stronie aliantów, z obozów wypuszczono osadzonych ( w przeważającej części Anglików), którzy pamiętając odwiedzającego ich purpurata, szukali u niego pomocy. W krótkim czasie monsinior O’Flaherty ( przy współpracy włoskiego hrabiego, kamerdynera ambasadora Wielkiej Brytanii oraz angielskiego oficera) zorganizował świetnie funkcjonującą sieć mieszkań, domów i lokali, gdzie alianccy żołnierze mogli bezpiecznie się ukryć. Ubrany w charakterystyczny strój prałata O’Flaherty wyczekiwał na stopniach bazyliki św. Piotra tych, którzy nie mieli się dokąd udać. Często podstępem i lawirowaniem wprowadzał ich na bezpieczny teren państwa kościelnego, bo oficjalnie nikt z watykańskich hierarchów nie zatwierdził jego działań. Żaden z funkcjonujących przy Watykanie ambasadorów nie mógł poprzeć planów prałata – nawet ambasador brytyjski.
Łatwo i przyjemnie pisać i czytać o takich czasach, kiedy to ruch oporu wodzi za nos swoich wrogów. Gorzej żyć w takich czasach. Coś, co może brzmi banalnie na kartach powieści w rzeczywistości groziło śmiercią. Naziści okupujący Włochy wcale nie byli naiwni, również mieli szpiegów, a i swoimi metodami przesłuchań potrafili wyciągnąć informacje od złapanych więźniów. Największy wróg monsiniora O’Flaherty szef gestapo w Rzymie Herbert Kappler doskonale wiedział, jaki charakter ma działalność watykańskiego purpurata. Monsinior O’Flaherty musiał się zmierzyć więc z ludzką podłością ( chociaż nigdy nie stracił wiary w dobro ludzi), ale i odpowiedzialnością za życie setek ludzi, którzy udzielali schronienia alianckim jeńcom. Był to czas, kiedy obdarzenie zaufaniem niewłaściwej osoby, mogło mieć tragiczne konsekwencje. A jednak wszystko to funkcjonowało nadzwyczaj sprawnie, oparte na ludzkiej życzliwości i chęci pomocy, mierzące się z bestialstwem hitlerowców, zdradą co niektórych wtajemniczonych i niesubordynacją alianckich jeńców, którzy nieraz zwodzeni pozornym spokojem rzymskich uliczek zaszywali się w kawiarniach i lokalach, gdzie tak łatwo było o nieszczęście.
Monsinior O’Flaherty i jego ludzie( alianccy jeńcy oraz wielu Żydów) dotrwali szczęśliwego zakończenia II wojny. Winni zostali ukarani, największy wróg prałata pułkownik Kappler został skazany i osadzony w rzymskim więzieniu. Co ciekawe Kapplera odwiedzał tylko jeden człowiek – monsinior O’Flaherty.
W książce zostają wspomniane dalsze losy monsiniora O’Flaherty, już po zakończeniu wojny aż do jego śmierci. Nigdy nie uważał, że podczas wojny robił coś nadzwyczajnego. Żył skromnie, zmagając się z nieżyczliwością( czyżby zazdrość?) niektórych watykańskich oficjeli uważających go za „łowcę przygód i hochsztaplera oraz- jak to ujął pewien amerykański hierarcha kościelny- napuszonego irlandzkiego wieśniaka”! Żaden z tych ludzi nie wierzył w jego szlachetną motywację (…)”.
Monsinior O’Flaherty przez całe życie starał się dostrzegać w każdym człowieku swojego brata. Jego życie – zwłaszcza okres II wojny światowej – to realizacja czołowej zasady chrześcijaństwa: „(…) Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”. ( Mt 22,39). Bałam się, że „Purpura i czerń” będzie laurką dla tego człowieka, przedstawiającego go jako kamienny pomnik bez wahań i zwątpień. Osoba Hugh O’Flaherty, która wyłania się z książki to człowiek z krwi i kości, zmagający się z problemami, słabościami, który zaufał po prostu Bogu. „Purpura i czerń” jest opowieścią o człowieku, który wiedział, że jeśli dobry człowiek nic nie czyni, zło może bardzo łatwo zatryumfować.
Książka „Purpura i czerń” należy do takich dzieł, że lepiej ją oglądać niż czytać. Historia monsiniora O’Flaherty została zresztą sfilmowana w 1983r. gdzie główną rolę zagrał Gregory Peck a jego przeciwnika ubranego w czarny mundur SS znakomity Christopher Plummer. Czasem po prostu obraz więcej przekaże niż opis. W powieści przykładowo pułkownik Kappler występuje sporadycznie, jego decyzje odbijają się po prostu w działaniach monsiniora O’Flaherty. Film oczywiście przedstawił to inaczej, dając widzowi właściwie obraz pojedynku dwóch ludzi, których wartości i nadrzędne cele wzajemnie się wykluczały. Mimo wszystko warto zapoznać się z tą książką, chociaż po jej przeczytaniu czuję lekki niedosyt. Osoba monsiniora O’Flaherty zasługuje bowiem na o wiele rzetelniejsze opracowanie. Jednak- polecam.