Wydawnictwo: MG
Data wydania: 2010-02-01
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 208
Ordynat Michorowski to kontynuacja cyklu powieści o Stefanii Rudeckiej, tytułowej trędowatej. Trzecia część, i w moim odczuciu najsłabsza, taka napisana trochę na siłę, aby po śmierci Stefanii zaspokoić naszą ciekawość, jak radził sobie ordynat Michorowski.
Wydarzenia mają miejsce kilka lat po śmierci trędowatej. Ordynat nadal koi swój ból i nie może się pogodzić z odejściem ukochanej. Usunął się w cień i stroni od wszelkich spotkań i imprez. Całkowicie poświęcił się pracy. Pilnuje interesów i zmaga się z niepokornością pracowników. Po bardzo ciężkiej chorobie zostaje – dzięki uporowi Luci Elzonowskiej zostaje wysłany za granicę, aby podreperować swój stan zdrowia. Tam poznaje dalekiego kuzyna, Bohdana Michorowskiego, który jest uzależniony od hazardu, i który skutecznie roztrwonił swój majątek. Waldemar postanowił pomóc młodemu i zabrał młodego do siebie, do Głębowicz. Tam dostaje zajęcie i pod bokiem ordynata mężnieje i uczy się odpowiedzialności. Waldemar pokłada w nim wielkie nadzieje, i trochę widzi siebie samego w młodości. Po kilkuletnich podróżach z zagranicy powróciła Lucia Elzonowska, która żywi do Waldemara głębokie uczucia. Ale czy z wzajemnością? Nic na to nie wskazuje. Zawiedziona dziewczyna przyjmuje oświadczyny Jerzego Brochwicza. Czy wyjdzie za niego za mąż czy jednak się opamięta? Przecież nie kocha Jerzego, tylko rządzi nią chęć zemsty. Kto stanie się tym szczęśliwym, który będzie miał u boku Lucię?
W tej kontynuacji zabrakło mi świeżej i nieskazitelnej miłości, porywu serca i namiętności. Owszem, autorka nadal bardzo subtelnie i delikatnie przedstawia uczucia, zauroczenie czy pragnienie kochania. Ale trudno o większe emocje, ogromne przeżycia czy wypieki na twarzy. Nie porwała mnie ta lektura, nie zabrała do krainy marzeń i wzruszeń. Nie powiem, byłam ciekawa, jak się potoczą losy bohaterów, jednak miałam inne przewidywania. Ale cóż, życie często pisze nieoczekiwane scenariusze. Nie zawsze po naszej myśli. Ciekawość sprawiła, że pochłonęłam tę historię za jednym głębszym oddechem.
Helena Mniszkówna posługuje się plastycznym i pełnym wyrażeń właściwych dla okresu, w którym się dzieje opowiadana historia, językiem. Mnóstwo opisów natury, otoczenia, stanu ducha, pragnień i oczekiwań bohaterów. Dzisiaj trudno już o takie wrażenia estetyczne, mamy szczęście, że możemy sięgać po wznowienia powieści, które królowały wiele lat temu.
Zachęcam, godna spędzenia jednego majowego wieczoru w jej towarzystwie, mając w bliskości wspaniałych mężczyzn, którzy jak kochają, to już na całe życie.
Powieść jest kontynuacją „Trędowatej” a wydarzenia dzieją się kilka lat później. Bohaterami głównymi tym razem są Waldemar, Lucia i Bohdan oraz inny starający się o rękę Lucii kandydat. A uczucia wyglądają następująco: Lucia skrycie kocha się w Waldemarze, ten nie może zapomnieć o Stefci, również hrabia Brochwicz stara się o względy Luci Elzonowskiej. Protagonizm Waldemara wygląda jednak zgoła inaczej, niż to miało miejsce w „Trędowatej” Tutaj to posunięty ciut w latach wuj, który staje się oparciem dla młodego birbanta robiącego wszystko, aby stracić majątek. Również postać Luci jest odmienna -wydoroślała i zakochała się bez pamięci w swym wuju.
Polska i Europa znajduje się w okresie niepokojów rewolucyjnych. Wspomnienia o utraconej miłości nie dają o sobie zapomnieć i nie przynoszą upragnionej ulgi, której tak pragnie po śmierci narzeczonej.
Polska arystokracja straciła jakby status, szacunek i nie jest już tą sferą, która w pierwszej części powieści była na szczycie hierarchicznym i cieszyła się większym uznaniem ludzi z niższych warstw społecznych. Tutaj ci drudzy manifestują wrecz swoje żądania, a bunt jest tego rezultatem. Interwencja ordynata w sprawie rebelii chłopów kończy się dla niego marnie i podupada na zdrowiu, w związku z czym później w ramach odreagowania i przyjścia do lepszego zdrowia wyjeżdża z kraju. W Szwajcarii napotyka swego kuzyna. Człowiek ten prowadzi hulaszczy tryb życia, a wyprowadzenie go z niego staje się celem ordynata. Wkrótce niepohamowany w swym popędliwych działaniach młody utracjusz przechodzi pod czujną pieczą Waldemara niezwykła metamorfozę i w rezultacie staje się porządnym człowiekiem i pracownikiem.
Ta część przygód Waldemara, między innymi, to opowieść z akcją na pełnych obrotach. Trędowata była bardziej melancholijna (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), powolna, dokładna, bardziej liryczna. Ordynat z kolei to „krótka piłka” - szybka akcja, konkretnie naszkicowane problemy, surowe konsekwencje nieodpowiednich poczynań, mniej poetyczności, malowniczych opisów, mniej romantyczności. Może to i dobrze, bo pierwsza miała tych zabiegów aż nadto-nie żeby mi to nie odpowiadało, przeciwnie, tym się zachwyciłam, ale tutaj mamy bardziej wyważoną emocjonalnie sytuację, gdzie jednak nadal miłosnych perypetii nie zabraknie.
Polecam przeczytać, bo choć fabuła tak stricte ściśle z wydarzeniami części poprzedniej powiązana nie jest, to jest ten jeden wątek łączący te dwa tytuły -śmierć Stefani. Dzięki tej lekturze utwierdzimy się w przekonaniu (choć mało prawdopodobne, że ktoś nie został utwierdzony), że Rudecka była największą, jedyną miłością mężczyzny. Kilka nostalgicznym wątków da temu wyraz.
„Trędowata”, powieść realizująca odwieczny temat „księcia i kopciuszka”, wydana w 1909 roku przez słynną oficynę Gebethnera i Wolffa...