- Ciekawi mnie to ogrodzenie - odparł głośno Brudno, uznawszy, że od tego właśnie trzeba zacząć. - Chcę wiedzieć, po co tu stoi. [...] - To ty nie wiesz? - spytała. - Nie. I nie rozumiem, czemu nam nie wolno przechodzić na drugą stronę. Dlaczego zabraniają nam się tam bawić? Ze wzrokiem utkwionym w bracie, Gretel nagle wybuchnęła śmiechem i zamilkła, gdy do niej dotarło, że pyta ją absolutnie poważnie. - Bruno - powiedziała dziecinnym tonem, tak jakby to było oczywiste. - Ogrodzenie nie jest po to, żebyśmy my tam nie chodzili. To im ma uniemożliwić przechodzenie tutaj. Brunonowi jednak nic to nie wyjaśniło. - No, ale dlaczego? - zapytał. - Bo ich się musi trzymać razem - wyjaśniła siostra. - Znaczy: z rodzinami? - Tak, z rodzinami. Ale też chodzi o gatunek. - A jaki to gatunek? Powiedz! Wzdychając, Gretel pokręciła głową. - Żydzi, Bruno. Nie wiesz? Dlatego ich należy trzymać osobno. Żeby się z nami nie kontaktowali.
Sprawia wrażenie atrakcyjniesamowystarczalnej, zdolnej do trzymania innych na odległośćramienia, by móc ich przeanalizować.
Wszystko inne udało ci się upchnąćw najdalszy zakamarek, jakby nigdy się nie wydarzyło. Ale niejego.
Udałyśmy się do restauracji. Gdy wracałyśmy na plażę, ja i podopieczna dostałyśmy po lodzie na pocieszenie. Przypuszczam, że Monika miała dobre chęci. Nie szanując grafiku matki, rozwaliła cały nasz świat. Do tego była choleryczką. Nie pozwolę, by psychicznie zdrowa osoba podnosiła na mnie głos. Spodziewałam się przeprosin. Zamiast tego wieczorem ujrzałam kartkę z moim numerem telefonu w koszu w salonie.
"Nasz dom stał na obrzeżach Al-Ujunu, gdzie mieszkało niewielu Europejczyków. Jose i ja lubiliśmy poznawać tubylców, dlatego większość naszych znajomych stanowili Sahrawi. Zazwyczaj nie miałam żadnych obowiązków. Otworzyłam w domu bezpłatną szkołę dla kobiet."