– Widzieliście ten piękny, śnieżny puszek?! Trzeba się zbierać na sanki, kooo-, kooniecznie. Śniadanie zjedzone? Zęby i buzie wymyte? Ciepłe majtki ubrane? No to w drogę!Kurka wybiegła z chatki w podskokach i z wiaty przycupniętej tuż obok domku wyciągnęła piękne, drewniane sanki.– Kooo-, kooochani musimy jeszcze pójść po Myszatego. On na pewno już na nas czeka.A że z domku Bajdurki było blisko do Myszatego i wystarczyło tylko wsiąść na sanki i zjechać z pagórka, kurka, zanim porządnie się rozsiadła, była już pod progiem swojego serdecznego przyjaciela.Donośnie zapukała - puk, puk!Cisza.– Może zapukamy razem?
Facet był naprawdę uroczy w ten swój zadziorny sposób, czy naprawdę nie zauważyła tego wcześniej? Podobał jej się tembr jego głosu, szybkość, z jaką mówił oraz to, co mówił. Jego zapach, fakt, że bez wahania stanął w jej obronie i nazwał ją swoją dziewczyną.
Koncentrujesz się tylko na sobie. Niby z kimś, ale cały czas solo, niby jesteś mężem i ojcem, ale żyjesz jak kawaler.
Po co komplikować życie, skoro jest ono i tak trudne, skoro i tak każdy dostaje swoją porcję utrapień?
– Każdy zysk niesie ze sobą stratę, a każda strata strata przynosi zysk. Musi być jakaś równowaga w przyrodzie – odpowiedział nieco bardziej optymistycznie Wedel.
Nie wolno żyć przeszłością, ale nie da się jej ot tak wyrzucić na śmietnik.
Emil Wedel wzorem ojca przyjął zasadę, iż nikt nie wyjdzie od nich niezadowolony. Klient ma rację, nawet gdy nie ma racji, powtarzał.
Mężczyźni generalnie są dziwni, to zdecydowanie inny gatunek ludzi, wiec nie należy się z nimi wdawać w spory.
Istnieje piękne polskie powiedzenie: pilnuj szewcze, kopyta! Szkoda, że mało kto stosuje się do mądrych rad – powiedziała Karolina Wedlowa o wiele głośniej, niż zamierzała.
My, Polacy, nigdy się nie kłanialiśmy wrogowi i kłaniać się nie będziemy, tak nam dopomóż Bóg!
– Od piwa brzuch rośnie, natomiast czekolada leczy duszę, tak słyszałem.
Niemniej fakt pozostawał faktem: płeć piękna nie nadawała się do pracy za ladą lub nawet do porządkowania towaru.
– Widzieliście ten piękny, śnieżny puszek?! Trzeba się zbierać na sanki, kooo-, kooniecznie. Śniadanie zjedzone? Zęby i buzie wymyte? Ciepłe majtki ubrane? No to w drogę!
Kurka wybiegła z chatki w podskokach i z wiaty przycupniętej tuż obok domku wyciągnęła piękne, drewniane sanki.
– Kooo-, kooochani musimy jeszcze pójść po Myszatego. On na pewno już na nas czeka.
A że z domku Bajdurki było blisko do Myszatego i wystarczyło tylko wsiąść na sanki i zjechać z pagórka, kurka, zanim porządnie się rozsiadła, była już pod progiem swojego serdecznego przyjaciela.
Donośnie zapukała - puk, puk!
Cisza.
– Może zapukamy razem?
Książka: Kurka Bajdurka - Śnieg, sanki i... dinozaury