O tej książce widziałam same pochwały ale biorąc ją do ręki nie miałam pojęcia, że sama wpadnę w bezbrzeżny zachwyt! Chciałam się nią delektować, dawkować sobie opowiadania dzień po dniu ale książka mi na to nie pozwoliła, jak zaczęłam czytać to mnie wciągnęła swoimi niewidzialnymi mackami w ciemną otchłań... i tak przepadłam i czytałam do samego końca i... dalej czuję niedosyt!Jest niesamowicie pięknym językiem, prawie aż poetyckim napisana, bogate słownictwo robi wrażenie już od pierwszych akapitów. Wymaga skupienia ale warto zadać sobie ten trud.Nie da się w skrócie bez zdradzania fabuły opowiedzieć o czym one są i nawet nie potrafię w pełni tego oddać ale każde skłania do refleksji... Z pogranicza jawy i snu. Klimat opowiadań jest mroczny, gęsty aż ma się poczucie jego lepkości. Głęboko poruszają struny wrażliwości, trzymają w napięciu... Melancholijne... Miejsca są tajemnicze, intrygujące i momentami nierzeczywiste... Bohaterowie bezimienni i ich wędrówka życiowa nieraz naznaczona cierpieniem i dezorientacją... Przemijalność czasu... Wymarłe miasta... Kruchość nie tylko człowieka ale i tego co stworzył jest tu dobitnie ukazana... Eskalację strachu niesie często samo życie... Wojna, susza czy głód... Podejmowanie życiowych decyzji jest niczym błądzenie w ciemnym labiryncie.. Zgnilizna i degeneracja życia... Bezsilność i samotność... Mroczne zakamarki ludzkiego umysłu... Czarnowidztwo...Dla tych co pragną przesiąknąć mrokiem do szpiku kości polecam tę książkę.
Rodzimy się w nim i w nim zamykamy oczy, w jego długich, wąskich korytarzach i pustych pokojach rozgrywa się to, czego doświadczamy między jedną a drugą...
Opowiadania Wojciecha Guni czyta się, jakby były efektem tajnej współpracy Brunona Schulza, Franza...