Amelia i Józef są parą od pięciu lat, oboje jednak czują, że nie jest już między nimi tak jak dawniej. Wydaje im się, że wciąż bardzo się kochają, mimo to coraz trudniej im odnaleźć wspólny język. Choć akcja powieści rozgrywa się w kilku ostatnich miesiącach ich związku, dzięki retrospekcjom możemy obserwować zmieniające się na przestrzeni lat stosunki między bohaterami.W ich napięte relacje wkraczają kolejne osoby dramatu – śliczna i młoda koleżanka z pracy Józefa oraz nowy sąsiad, z którym Amelia zaczyna spędzać czas chętniej niż z własnym mężem.
"Nie ma bardziej niszczycielskie siły, która jednocześnie pozostawiłaby ludzi bezbronnych, niż miłość."
Józef to maminsynek, który nie potrafi przeciwstawić się matce. Tak bynajmniej postrzega go żona, ale w rzeczywistości to oddany mężczyzna, który zrobiłby dla niej wszystko. Szkopuł w tym, że ona tego nie docenia. Z kolei Amelia to kobieta, która za miłością przeprowadziła się z Kalisza do Poznania. Nie posiada rodziny i przyjaciół przez co czuje się w nowym środowisku samotna i nieszczęśliwa. Mimo chwiejnych charakterów i wad, w jakiś sposób ta dwójka zyskała moją sympatię. Odwrotnie zaś było w przypadku teściowej Amelii. Po prostu irytowała mnie postawa i zachowanie tej kobiety. Oczekiwała wnuka, jednak wcale nie liczyła się ze zdaniem synowej. Zresztą tak, jak i w wielu innych kwestiach.
Zdarza się, że przestajemy się starać, nie pielęgnujemy naszej miłości, nie rozmawiamy ze sobą, jeśli już to robimy, to jest to jakieś takie miałkie, bez emocji. Nie mówimy głośno o naszych planach, potrzebach i marzeniach. Czasem miłość nie wystarcza, potrzeba czegoś więcej. Dlatego historia ta boleśnie uświadamia, że czasami można kogoś bardzo kochać, a mimo to nie potrafić z nim być. Że miłość to za mało, aby związek przetrwał długie lata.
"- Czasami bycie z kimś uszczęśliwia cię tak samo, jak unieszczęśliwia."
Autorka jest oszczędna w dialogach. Za to swoją uwagę skierowała na wewnętrzne odczucia i przemyślenia bohaterów na temat małżeństwa, oczekiwań i rodziny. Tylko dlaczego nie wypowiedzią tego wszystkiego wprost, głośno? Amelia i Józef pogubili się, nawarstwiły się między nimi konflikty, nieporozumienia i wzajemne animozje. Zaczynają dostrzegać swoje wady. Nie zdradzę czy będę w stanie na nowo się odnaleźć. To już musicie sami odkryć.
"Miłość się zmienia, ewoluuje pod wpływem czasu, wad naszych i partnera, egoizmu, potrzeb. Rodzą się pretensje, rozczarowania sobą nawzajem, ale to nie znaczy, że już się nie kochamy. Choć bywa i tak, że uświadamiamy sobie, że kochamy kogoś, ale jednocześnie nie potrafimy z nim być."
Ostatnimi czasy to kolejna lektura, jaką mam okazję czytać, w której główna bohaterka zajmuje się recenzowaniem książek. Dlatego w jakiś sposób jest mi bliska. Poza tym autorka sporo miejsca poświęciła znanym książkom i autorom, co okazało się interesującym dopełnieniem fabuły. Z kart powieści przybija się również jej zamiłowanie do muzyki klasycznej i teatru. Sporym atutem jest szczegółowo opisany Poznań, który zachęca do odwiedzenia tych wszystkich miejsc.
Dla mnie, wielbicielki zespołu IRA, pojawił się pewien smaczek w postaci jednej z ulubionych piosenek "Nie daj mi odejść", która w stu procentach oddaje to, o czym jest ta książka.
"Milion smutnych atomów" to skłaniająca do refleksji, bolesna, szczera diagnoza współczesnego małżeństwa o skomplikowanych relacjach, popełnianiu błędów, o złych wyborach, o niedoskonałości życia, rutynie, obojętności, rozczarowaniu, samotności, niedopowiedzeniach, oczekiwaniach. Jagodzie Wochlik udało się uniknąć powielania pewnych schematów i choćby dla tego akcentu warto poznać tę historię.
Przez kilka cudownych miesięcy Róża była naprawdę szczęśliwa. Och, może nie była najszczęśliwszą osobą na świecie, to prawda, ale niewiele jej do...
TO, CO NA POCZĄTKU MIAŁO BYĆ TYLKO NA NIBY, STAJE SIĘ Z CZASEM PRAWDZIWE. Maks odniósł w życiu sukces. Ma stabilną i dobrze płatną pracę oraz własne...