To pierwsza książka, jaką kupiłem w wolnej od komunizmu Polsce. Wszedłem do księgarni i oniemiałem widząc na ladzie ciekawą okładkę i gatunek, jakiego jeszcze nie czytałem. Kupiłem "Manitou", jak i "Doktora No" Flamminga. Bond był poprawny, ale w horrorze się zakochałem. Miałem ledwie 15 lat i trochę inaczej niż dziś odbierałem świat. Teraz horror nie przeraża, ale nadal czyta się go przyjemnie. Zresztą to "Manitou" sprawił, że stałem się miłośnikiem literackiego horroru. Mastertona też staram się zebrać całego.
Wracając do książki - pomysł był dla mnie wówczas fenomenalny, a wykonanie genialne. Dziś wiem czego się spodziewać po autorze, a styl pisania dość prosty - nie jest prostacki, więc nadal sprawdza się jako lektura na wakacje - odprężająca.
Randolph Clare nie był typem człowieka, który dałby się zastraszyć. Kiedy podpalacze zniszczyli jedną z jego największych fabryk, a później...
Czy zmarli mogą dochodzić sprawiedliwości w świecie żywych? Gideon Lake, odnoszący sukcesy, sławny kompozytor zakochuje się w mieszkającej po sąsiedzku...