"Ale współczucie tu nie istniało. Nie było miejsca na empatię ani miłosierdzie. Panoszyły się obojętność i okrucieństwo."
Latem 1944 roku, na teren szpitala dla obłąkanych w Obrawalde przybywają liczne transporty pacjentów z innych zakładów psychiatrycznych. W jednym z nich znajduje się cierpiąca na depresję Erna, która po wycieńczającej podróży, marzy jedynie o odpoczynku i codziennej porcji leków. To miejsce jednak w niczym nie przypomina szpitala, w którym spędziła ostatnie miesiące. Z przerażeniem uświadamia sobie, że znalazła się w samym środku piekła, w którym może liczyć tylko na siebie. Przydzielona do pracy w administracji staje się świadkiem bezlitosnej machiny dla której losy jednostki nie mają najmniejszego znaczenia.
Ile jest w stanie znieść człowiek, by nie zwątpić w siebie i nie stracić nadziei? To pytanie wybrzmiewa od momentu, gdy wraz z Erną przekraczamy mury szpitala. Już od progu zderzamy się z bezdusznym pozbawionym empatii zachowaniem personelu. Atmosfera bezradności i cierpienia przenika kolejne strony, przedstawiając obraz ludzkiej niegodziwości i przemocy.
To powieść, w której fikcja literacka przeplata się z prawdziwą historią. Rozpoczęta w momencie, gdy druga wojna światowa zmierza ku końcowi ukazuje, co działo się w szpitalu dla obłąkanych w Obrawalde (dzisiejsze Obrzyce, wschodnia część Międzyrzecza w województwie lubuskim). Nie jest to często wykorzystywane tło historyczne, więc z tym większą ciekawością śledziłam kolejne wydarzenia. Autor oszczędza nam dramatycznych opisów, jednak i tak wyobraźnia podsuwała mi obrazy, które ściskały za serce. Nie jest to łatwa książka, a świadomość, że opiera się na faktach jeszcze bardziej porusza. Na pewno długo o niej nie zapomnę.
"(...) książka, którą trzymacie dziś Państwo w dłoniach, jest najlepszym przykładem spełniających się marzeń które, pielęgnowane i wypowiadane głośno,...
Książka opisuje miejsce urodzenia autora, w którym się wychował i gdzie "nabył" wszelkie potrzebne cechy charakteru, których nabywa się w dzieciństwie...