Droga królów nie jest prosta. Ponieważ wszystko nieuchronnie zmierza do końca, nie liczy się cel podróży, ale to jak ona przebiega. Moja ścieżka, prowadząca przez kolejne, bagatela ponad tysiąc stron opisu tej przygodu, też nie zawsze była usłana różami, ale z pewnością dostarczyła mi ciekawych wrażeń literackich.
Zaczęło się ciężko. Zachęcona opiniami zderzyłam się z prologiem przeładowanym szczegółowymi opisami walki. Chociaż lubię akcję, naprawdę dość szybko przestał interesować mnie kąt, pod jakim bohater ustawił włócznię. Rzecz to gustu, mi wstęp nie przypasował.
Na szczęście, kolejne rozdziały oferują coś dla czytelników różnego rodzaju. Myślę, że każdy fan fantastyki znajdzie w tym tekście coś dla siebie – świat przedstawiony przez pana Sandersona czaruje bowiem kreatywnym wyobrażeniem krain, w których rozgrywa się akcja. W miejscu przesiąkniętym burzową energią, zbieraną przez kule i kamienie szlachetne, splata się sieć intryg, dramatów ludzkich (i nie tylko), wybucha dawno skrywana namiętność, a nauka przenika się z religą i vice versa.
Brandon Sanderson stworzył dzieło opierającej się na przynajmniej trzech kondygnacjach akcji: mistyce i „życiu” swoistych bytów nazywanych sprenami, wojnie i globalnym konfliktom, będącym ścisle związanymi z wydarzeniami historycznymi oraz wątkami prywatnymi bohaterów. Ja osobiście najbardziej upodobałam sobie tę trzecią strefę, wszystkie bowiem lub nieomal wszystkie postacie pojawiające się w tej powieści mają swój wyraz i unikalny charakter. Nie dostrzegłam traktowania ich przez kalkę – widać, że autor naprawdę przemyślał koncepty poszczególnych osób, biorących udział w wydarzeniach fabularnych.
A teraz jeszcze to, co w książkach typu fantasy rzadko stoi na tak wysokim poziomie – ilustracje. Kiedy większość pozycji traktuje temat po macoszemu, wrzucając mapę lub dwie, „Droga królów” tym elementem jeszcze bardziej wciąga czytelnika w świat fikcji. Pomiędzy kolejnymi fragmentami powieści, odnajdujemy naszkicowane ręcznie rysunki roślin, istot czy ustępy zapisanych kursywą fragmentów tekstów fabularnych. Głębokie wyrazy szacunku płyną ode mnie w stronę ilustratorów.
Czy „Drogę królów” uważam za arcydzieło? Nie. Mówię to jednak zupełnie subiektywnie. Historia ta zwyczajnie nie porwała mojej duszy i serca. Mimo to przez dłuższą chwilę czułam się częścią świata burz, badaczem odkrywającym kolejne elementy tego przedziwnego, ale jakże spójnego uniwersum.
I co? I chcę więcej. Swoją recenzję podsumuję słowami: te nieco ponad tysiąc stron to jednak za mało.
Zwieńczenie monumentalnego cyklu fantasy, który pokochało ponad 40 milionów czytelników na świecie Na Polu Merrilora gromadzą się władcy narodów, żeby...
Książka autora "Drogi królów" i "Słów światłości" Przez tysiąc lat popiół zasypywał kraj, nie kwitły kwiaty. Przez tysiąc lat skaa wiedli niewolnicze...