Recenzja książki: Zwycięzca jest sam

Recenzuje: Sławomir Krempa

Przyznać się muszę bez bicia: po zauroczeniu pierwszymi książkami Paulo Coelho w okresie, gdy byłem nastolatkiem i po zdobyciu nieco większego obycia literackiego pozostaję sceptykiem jeśli chodzi o jego twórczość. Niektórzy nawet mówią, że Coelho to „mój ulubiony chłopiec do bicia”. Ale cóż robić, gdy brazylijski pisarz serwuje nam kolejne dania równie niestrawne, co serialowa twórczość kraju, z którego pochodzi? W przypadku najnowszej powieści Coelho „Zwycięzca jest sam” zmienia się nieco – by pozostać przy kulinarnej metaforyce – sos. Istota dania pozostaje bez zmian.

Trwa festiwal filmowy w Cannes. Na ulicach miasta pojawiają się limuzyny rozwożące na kolejne bankiety bogaczy, aktorów, gwiazdy, gwiazdki i gwiazdeczki oraz tanie taksówki wiozące ubogie dziewczyny liczące na łut szczęścia. Poznajemy wziętego projektanta mody pochodzącego z jednego spośród krajów muzułmańskich – człowieka, który jest u szczytu sławy. Poznajemy dziewczynę, która właśnie otrzymała propozycję debiutu filmowego – i to u boku wielkiego gwiazdora. Poznajemy modelkę, dla której otwarła się droga do wielkiej kariery. I kolejnych bohaterów – dystrybutorów, stróżów prawa, aktorki i aktoreczki, debiutujące reżyserki i dziewczyny sprzedające na ulicy rękodzieła. Blichtr, sława (niekoniecznie poparta autentycznym sukcesem) i wielkie pieniądze. O tym marzą wszyscy. Niestety, festiwalową idyllę przerywa seria nieoczekiwanych morderstw dokonywanych przez Igora, rosyjskiego miliardera, który nie cofnie się przed niczym by odzyskać ukochaną, która opuściła go dla innego. Zaczyna się wyścig z czasem.

Zapowiada się jak rasowy thriller? To prawda – bo Coelho pragnął wykorzystać tę obcą mu dotychczas konwencję, aby odsłonić prawdę o współczesnym świecie. Prawdę prostą: to, co wydaje się najpiękniejsze i najważniejsze, okazać się może zaskakująco puste. Świat jest zły, przesiąknięty powszechnym pragnieniem posiadania. Opanowały go wartości pozorne, gdy to, co naprawdę ma znaczenie, pozostaje niezauważone. Głębokie jak wywiady z Mandaryną? Pewnie – i, niestety, równie wciągające.

Wydaje się, że w tej powieści wiele elementów jest na miejscu i powinny one złożyć się na całkiem niezły efekt. Jak w kinie akcji, każda kolejna scena, każde „ujęcie” rozpoczyna się od wskazania aktualnego czasu. Podobnie jak u Hitchcocka: powieść zaczyna się od mocnego akcentu – kilku morderstw, a potem atmosfera ma gęstnieć, a napięcie – rosnąć. Rzecz w tym, że choć zdajemy sobie sprawę z tego, do jakiego punktu zmierza ta historia, Coelho serwuje nam w międzyczasie tyle banałów, wątków pobocznych, tyle pseudofilozoficznej papki, że zapominamy o warstwie sensacyjnej i z niesmakiem czytamy kolejne jego wynurzenia. Po paru stronach napięcie na chwilę powraca, by kilka zdań później znowu utonąć w pełnym pretensjonalnych metafor i oczywistych opinii słowotoku. Dopiero na ostatnich kilkudziesięciu stronach całość robi się nieco bardziej interesująca, ale to nie wystarcza, by uznać książkę choćby za przyzwoitą.

Bohaterowie są tu – jak wszystko – banalni, może z wyjątkiem ogarniętego obsesją mordercy. Większość z nich to całkowicie papierowe postacie, doskonale znane z drugorzędnej literatury rozrywkowej. Ich motywacje są równie proste, jak wszystko w tej książce, a o wiarygodności nawet nie ma co marzyć.

Znacznie gorsze jest jednak to, że dotąd nie można było Coelho odmówić jednego: umiejętności opakowania banału w takie sformułowania, metafory i frazy, że brzmiał on naprawdę dobrze. Ciekawe, jak wiele spośród zdań i stwierdzeń brazylijskiego pisarza trafiło do kartek z życzeniami lub zostało wykorzystanych jako dedykacje? Prawdopodobnie – bardzo, bardzo wiele, więcej nawet, niż wyniósł całkowity nakład jego dotąd wydanych książek. Jego przypominające przypowieści historie zawsze były dość pretensjonalnie, lecz czasem genialna prostota niektórych sformułowań sprawiała, że książka najpierw rzeczywiście przykuwała uwagę, mogła zauroczyć, by po zakończeniu lektury pozostawić jedynie niesmak. Czytelnik wiedział, jak bardzo całość pozostaje tandetna, a jednak godził się z konwencją i potrafił w pewien sposób dać się uwieść na czas lektury i dopiero później dostrzec wszelkie absurdy książki. Z czasem strategia ta okazywała się coraz mniej skuteczna i wielu wcześniejszych miłośników prozy Coelho jego ostatnie książki kwitowała stwierdzeniem: „Co za bzdura!”. Prawdopodobnie obierając konwencję kryminału i łącząc ją z elementami thrillera brazylijski pisarz pragną nieco „odkurzyć” swą prozę, „odświeżyć” ją. Nie udało się.

Na szczęście. Coelho w powieści „Zwycięzca jest sam” odsłania bowiem w końcu swoje prawdziwe oblicze. Oblicze pretensjonalnego oszusta, który – choć nakłaniać ma niby do wyboru mniej uczęszczanej drogi – sam nie tylko pędzi zatłoczoną autostradą, ale jeszcze próbuje wmówić czytelnikom, że wielopasmówka jest… wąską ścieżką do szczęścia. By w to uwierzyć potrzeba jednak naprawdę dużej wady wzroku.

Kup książkę Zwycięzca jest sam

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Zwycięzca jest sam
Książka
Zwycięzca jest sam
Paulo Coelho
Inne książki autora
Hipis
Paulo Coelho0
Okładka ksiązki - Hipis

W swojej najbardziej autobiograficznej powieści Paulo Coelho pozwala nam przeżyć na nowo wielkie marzenie pokolenia hipisów o pacyfistycznej przemianie...

Demon i panna Prym
Paulo Coelho0
Okładka ksiązki - Demon i panna Prym

Czy człowiek jest z gruntu dobry czy zły? Pewnego dnia do Vicos, małego masteczka w Pirenejach przybywa tajemniczy nieznajomy. Jego niepokojąca obecność...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy