Nie będę oryginalny jeśli powiem, że po lekturze „Zimnej krwi” Theresy Monsour poczułem pewne rozczarowanie. Bo czymże jest kryminał bez napięcia napisany z wartką akcją i poprawną narracją jeśli nie tylko zwyczajnym, kolejnym odcinkiem wciąż tego samego serialu. Dlaczego serialu? Otóż już wyjaśniam. Ostatnimi czasy bardzo popularne wśród autorów tego gatunku stało się dopisywanie kolejnych części ze starymi bohaterami w roli głównej (przykład choćby Karin Slaughter z jej serią „Grant County”). Może łatwiej jest produkować serie niż stworzyć dobrą książkę, nie wiem.
Nie dziwi więc fakt, że główną postacią jest dobrze nam znana z „Czystego Cięcia” Paris Murphy detektyw z St. Paul, którą można by było scharakteryzować, jako bardzo seksowną o arabsko-irlandzkiej urodzie z oliwkową cerą kobietę. Jednak pomyliłby się ten, kto oczekiwałby w niej typ superbohaterki bez skazy, gdyż jak każda mężatka ma problemy z mężem Jackiem Ramierem i jak zwyczajna kobieta przeżywa życiowe rozterki i popełnia błędy. Jeśli zaś chodzi o fabułę, to jak na kryminał przystało i tym razem mamy do czynienia z groźnym szaleńcem, który w niezbyt wyrafinowany sposób zabija kolejne ofiary, a wszystko zaczyna się od morderstwa wracającej z przyjęcia weselnego druhny, Bunny Pederson. Ciekawostka: Monsour podobnie jak w poprzedniej książce zastosowała chwyt innowacyjny, wywracając do góry nogami typowy schemat tego gatunku, i o dziwo już na samym początku zdradza czytelnikowi postać mordercy – Justice Tripa. Dlatego nie pozostaje nam nic innego, jak w dalszej lekturze delektować się poczynaniami dwojga przeciwników, nad którymi czuwa wszechwiedzący narrator. Nudne? Bynajmniej. Jeśli dodamy, że w poczynaniach Tripa nie ma żadnej motywacji ani metody, a swoje ofiary zabija pod wpływem narkotycznego odurzenia, to zrobi się ciekawie. Zdecydowanie, bo jeśli zanika gdzieś po drodze powód działania oprawcy, jego zbrodnie stają się zwyczajnością, zostają pozbawione pierwiastka tajemniczości. Istnieje już tylko jedna niewiadoma, gdzie wróg uderzy ponownie. Dlatego policja wybiera błędne tropy, myli się, śledztwo biegnie w złym kierunku a morderca staje się gwiazdą mediów. Oczywiście dzięki kobiecemu instynktowi Paris Murphy w ostateczności sprawa zabójstw zostaje rozwiązana.
Tak oto najnowsze dzieło Theresy Monsour nie porywa pod żadnym względem, ani fabularnym, ani konstrukcyjnym, ani narracyjnym. Brakuje mi w nim tego pierwiastka mrocznej tajemnicy, tak potrzebnego w dobrym kryminale bądź thrillerze, który sprawia, że czytelnik z wypiekami na twarzy nie może oderwać się od lektury. Powiedzmy sobie szczerze „Zimna krew” nie zmusza odbiorcy do wytężonej pracy wyobraźni, tutaj nie potrzebujemy konkretyzować szczegółów ukazywanych wydarzeń, nie pozwala snuć spekulacji, dywagacji, kto?, dlaczego?, po co? Niestety taka jest specyfika dzisiejszych seriali, które bazując na obrazie (im drastyczniejszy, tym lepszy) pomijają zupełnie sens samego przesłania. Z czystym sumieniem polecam tę książkę dla wszystkich podróżujących pociągami lub autobusami, jeśli znudzi was widok za oknem, możecie śmiało po nią sięgnąć.
Paris Murphy, sierżant z wydziału zabójstw St. Paul, łączy w sobie libańską egzotykę i irlandzki urok. Jest odważna, zabawna i obdarzona intuicją. Musi...
Profesor Serena Ransom i barman Enda „Catch” Clancy są świadkami napadu na bar w Iron Range, w Północnej Minnesocie. Udaje im się zastrzelić...