Bartosz Michalak zrobił słuszną rzecz - przypomniał nam o roli operatorów filmowych. Niby wszyscy wiemy, że istnieją, że to właśnie oni odpowiadają za piękne zdjęcia, ale w praktyce kiedy mówimy o filmie, jego autorstwo przypisujemy reżyserowi i scenarzyście, w recenzjach wspominamy także aktorów. A gdzie operatorzy, którzy odpowiadają za obraz, jego kolory, wyrazistość, kadry i ruch kamerą? Przyznaję, że sama zwracam na nich uwagę tylko wtedy, kiedy ruch kamery za bardzo mnie drażni.
Czy zatem jesteśmy w stanie wymienić nazwiska polskich operatorów? Ja miałam z tym problem, a jednak kiedy zobaczyłam nazwiska w książce Michalaka: Lipman, Edelman, Sobociński, Laskowski… Cóż - brzmiały znajomo. Autor Zatrzymanych w kadrze poświęcił rozdziały także Jerzemu Wójcikowi, Mieczysławowi Jahodzie, Edwardowi Kłosińskiemu i Jackowi Petryckiemu. To był subiektywny wybór i taka miała być cała książka, o czym zapewnia Michalak we wstępie. Niestety, chyba zupełnie inaczej rozumiemy pojęcie subiektywności.
Każdy rozdział poświęcony wybranemu operatorowi filmowemu składa się z „encyklopedycznych” informacji oraz masy cytatów wziętych z różnych publikacji z wypowiedziami twórców filmowych, w tym samych operatorów i ich współpracowników: reżyserów, producentów i aktorów. Własnej, subiektywnej perspektywy autorskiej tutaj nie ma. Ponadto Bartosz Michalak podał tylko część źródeł przytoczonych wypowiedzi. Nawet zaglądając do bibliografii, nie przeczytawszy wcześniej książki, można zauważyć, że jest zbyt skromna i niepełna, ponieważ wynika z niej, że przy pisaniu rozdziału o Jacku Petryckim i Witoldzie Sobocińskim autor nie korzystał z żadnych źródeł, a wszystkie rozmowy ze wspomnianym osobami przeprowadził sam. Oczywiście nie jest to niemożliwe, ponieważ są to osoby wciąż żyjące i pewnie bym przyjęłabym takie założenie, gdybym podczas lektury nie miała wrażenia deja vu. A to dlatego, że w kilku rozdziałach natknęłam się na informacje i anegdotki o filmach niemal tak samo sformułowane, jak w Manewrach miłosnych Wiesława Kota - książce, którą przeczytałam dwa tygodnie przed Zatrzymanymi w kadrze. Nie oznacza to, że Bartosz Michalak splagiatował książkę Wiesława Kota - taką możliwości wyklucza fakt, że obie książki miały premierę w tym samym dniu. To jednak świadczy o tym, że obaj autorzy korzystali z tego samego źródła i rzetelność wymaga jego podania - nawet, jeśli parafrazujemy czyjąś wypowiedź.
Kolejnym problemem z książką Bartosza Michalaka jest to, że tekst jest podobnie skonstruowany jak biografia Ireny Kwiatkowskiej napisana przez Romana Dziewońskiego. Choć obie książki zawierają sporo interesujących historii i anegdot nie tylko na temat postaci, której są poświęcone, ale też mówią wiele o życiu artystycznym w XX wieku, są trudne w odbiorze. Trudno zorientować się, kiedy rolę narratora obejmuje cytowany artysta, a kiedy po kilku wypowiedziach znowu narrację przejmuje autor książki. To jest zła praktyka biografów - przez nią czytelnicy więcej czasu lektury poświęcają sprawdzaniu, kto jest autorem danej wypowiedzi, niż przyswajaniu treści książki.
Pomysł Bartosza Michalaka na temat książki był bardzo dobry, ale jego realizacja, niestety, pozostawia wiele do życzenia. Co jest tym większą stratą dla czytelników, że publikacji o operatorach filmowych mamy na rynku tak mało.
opiół i diament, Wszystko na sprzedaż, Wesele, Ziemia obiecana, Człowiek z marmuru, Człowiek z żelaza – to filmy, które na trwałe zapisały...