Biograficzny maraton wydawniczy trwa. Niedługo ciężko będzie znaleźć nowo wydaną książkę opowiadającą o zdarzeniach zupełnie fikcyjnych. Można by pomyśleć, że jest to wynikiem braku fantazji niektórych (większości?) autorów. Czasem jednak mamy do czynienia z autobiograficznymi zapisami, które swoją treścią dowodzą paradoksalnie niesamowitej fantazji. Jak to możliwe? Cóż, trzeba posiadać bardzo rozwiniętą wyobraźnię, by zrealizować rzeczy o których pisze się po latach. I tak właśnie jest w przypadku "Włóczęgów Dharmy". W książce "Włóczędzy Dharmy" Jack Kerouac ukazuje sposób życia artystycznej bohemy San Francisco. Pod różnymi pseudonimami wprowadza on do powieści postacie Garyego Snydera, Allana Ginsberga, Michaela McClurego, Philipa Lamantia, Philipa Whalena i innych poetów i pisarzy amerykańskich, którzy współtworzyli beat generation. "Generacja" jest tutaj rzecz jasna nazwą umowną, tak naprawdę był to ruch literacko-kulturowy, zresztą nieformalny. Kerouac i jego przyjaciele przeżywają fascynację buddyzmem. Fascynację, która przybiera formę bardzo pasującą do ich stylu życia. Nie jest to bowiem wiedza poukładana. Ma ona charakter chaotyczny, opiera się nie na systematycznych studiach buddyjskich, ale na pochłanianiu wielkich ilości pism różnych szkół. Przez to wytwarzają jak gdyby własną syntezę buddyzmu. Nie jest to już ani tybetański Karma Kagyu, ani japoński Zen. Ta osobliwa mieszakna jest niemożliwa do podpięcia pod jakąkolwiek inną sektę - jest wytworem skrajnie nieortodoksyjnym, anarchistycznym i indywidualistycznym - jak cały ruch. Gnani atmosferą buddyzmu, inspirowani życiem mnichów tybetańskich, mieszkającym pośród górskich szczytów, pragną pohaterzy książki odnaleźć między skalnymi ścieżkami swoją własną ścieżkę prawdy - czyli Dharmę. Jednocześnie mieszają doń inne elementy, charakterystyczne dla beat generation: narkotyczne eksperymenty, seksualne orgie, wielodniowe libacje alkoholowe. Bardzo ciekawie zostaje to wytłumaczone. Wszystkie te ekscesy są usprawiedliwiane poprzez nauki buddyjskie. Tutaj przydatne jest manewrowanie pomiędzy wykładnią różnych sekt, dryfowanie od Zen do tantry - w miarę potrzeb. Dla czytelnika obeznanego ze wschodnimi systemami, poczynania, a przede wszystkim motywacje tych poczynań beatników zilustrują anarchistyczny relatywizm, jaki ogarniał tamtych artystów. Ich dowolność ujmowania konwencji nie tworzy nowej jakości, ale deprecjonuje stare. Wielkim paradoksem tego ruchu wydaje się to, że chcąc uwolnić się od Samsary (tu: w rozumieniu iluzorycznego świata postrzeganego), brną oni w kolejne do niej przywiązania: alkoholizm, narkomanię itp. To, co miało być furtką do Oświecenia, stało się okowami Przywiązania. Kerouac jednak tego nie ocenia. Podaje fakty, omawia je, rozwija, jednak daleki jest od jednoznacznego wartościowania. Być może na takie działania było jeszcze zbyt wcześnie, bo przecież książka powstała w 1958 i jest jeszcze względem ruchu bardzo aprobująca. "Włóczędzy Dharmy" Jacka Kerouaca przypominają trochę "Moich współczesnych" Przybyszewskiego. Obie książki opisują bohemę z punktu widzenia jednego z najznaczniejszych jej twórców. Obie też dobrze się czyta, a jednak odbiór taki warunkowany jest chyba przez nastawienie czytelnika. Bo jeśli ktoś postrzegał Młodą Polskę jako epokę ciekawą, oryginalną i bogatą, to potwierdzenie takiego stanowiska odnalazł w "Moich współczesnych". Tak samo gdy ktoś zainteresowany beat generation będzie nastawiony pozytywnie do ideologicznego podłoża ruchu i ekscesyjnej realizacji jego założeń, to odbierze "Włóczęgów Dharmy" jako deklarację wolności oraz implikowanej przez nią odpowiedzialnej wędrówki to Prawdy. Jeśli zaś doszuka się w ideologii beatników nadużyć, to książka ta stanie się rejestrem moralnych wypaczeń Amerykanów lat 50. Bez względu jednak na sposób oceniania poczynań Kerouaca, Snydera, Ginsberga i innych, przyznać trzeba, że język, fabuła i sposób ukazania tak postaci, jak i problemów których dotykają "Włóczędzy Dharmy" przykuwa do wielogodzinnej lektury.
As he roams the US, Mexico, Morocco, Paris and London, Jack Kerouac breathlessly records, in prose of pure poetry, the life of the road. Standing on the...
Leo Percepied, aspiring writer and self-styled free-wheeling bum, gravitates to the subterraneans, impoverished intellectuals who haunt the bars of San...