Tylko nie życz mi spełnienia marzeń
„Tylko nie życz mi spełnienia marzeń” Anny Strzelec już od samego początku daje się poznać jako biografia, swoisty rodzaj pamiętnika, zapisu wspomnień. Na łamach tej książki możemy przeczytać, że jest to „rozliczenie z przeszłością”, po którym „musi nastąpić rozgrzeszenie” i przyjść czas na miłość. Autorka, pytana, co spowodowało napisanie tej książki, odpowiada: „Przestroga!” Po czym dodaje z uśmiechem: „Nigdy więcej na emigrację bez znajomości języka docelowego kraju :) a jeśli już i na stałe, to tylko razem, z całą rodziną :)”. Anna Strzelec debiutowała w 2008 roku tomikiem wierszy „Miłość niejedno ma imię”. Mieszka obecnie na Pomorzu. Z wykształcenia jest plastyczką.
Przygodę swoją zaczyna opisywać od 1988 roku, kiedy to wyjeżdża z najmłodszą córką do Niemiec. „Ucieka” z Polski komunistycznej, by rozpocząć nowe życie na obczyźnie. By ściągnąć resztę swojej rodziny do „lepszego” świata. W swojej powieści, bo można tę publikację nazwać powieścią biograficzną, pokazuje, że realia nie są wcale takie piękne, jak na obrazku z wakacji. Że w którym kraju byśmy nie byli, własnych problemów nie rozwiążemy ucieczką. "Tylko nie życz mi spełnienia marzeń" to zwrot do osób decydujących się na emigrację. Dowód, że nieprzemyślany wyjazd, rozłąka z rodziną, pociągnie za sobą nieprzewidziane konsekwencje. Tak samo, jak każdy inny czyn.
Język jest w publikacji miejscami potoczny, momentami - chaotyczny. Sprawia wrażenie, jakbyśmy mieli do czynienia z językiem mówionym, nie - pisanym. Ale właśnie taka forma przyjęta przez autorkę pozwala nam bardziej wczuć się w akcję i entuzjastycznie odebrać każde wydarzenie opisane na łamach tej książki. Doświadczenia są ujęte w kontekście własnych rozważań. Jest to stawienie czoła faktom, którym niełatwo jest spojrzeć w oczy. Czy warto było? Jak potoczyłyby się koleje losu jej rodziny, gdyby została w Polsce? Za sporą zaletę można uznać podejście do tematu. Bez przesadnych wzruszeń, egzaltacji. Czyste fakty, spisane z perspektywy czasu. Fragmenty listów i dialogi ożywiają akcję.
Minusem, niestety, jest wydanie książki. Miękka oprawa, klejone kartki, czcionka, do której trzeba przywyknąć. Niemniej jednak, nie jest to książka, do której wraca się często. Raz przeczytana, zostaje w pamięci. I tak cel zostaje osiągnięty. Sprawozdanie z własnej decyzji, dające innym chwilę refleksji. Podejmowane problemy nigdy nie stracą na ważności. W życiu się przeprowadzamy, niekoniecznie do innego kraju. W poszukiwaniu lepszej pracy, godnych warunków życia. Ale czy to jest najważniejsze? Czy zaspokajanie potrzeb materialnych powinniśmy stawiać przed miłością, rodziną, przyjaciółmi? Ta „próba rozliczenia się z przeszłością” jest jednocześnie próbą odpowiedzi na bardzo ważne pytania. Pytania, które czytelnik już sobie postawił, bądź uczyni to w przyszłości. Odpowiedź jednak trzeba znaleźć samemu i indywidualnie podejść do kwestii.
Ostatnie słowa, jakie możemy przeczytać, zakończone wielokropkiem, wyraźnie wskazują na niedokończoną myśl. Mówią same za siebie. Jest jeszcze wiele do zrobienia i spisania. Polecam tę książkę osobą lubiącym czytać biografie, pamiętniki, wspomnienia. Gdyby Anna Strzelec była w kanonie klasyków literatury obok Mickiewicza, czy Zapolskiej – inaczej by się ją czytało. Tymczasem mamy kontakt z niezwykłym człowiekiem, czerpiącym radość z pielęgnowania ogrodu, posiadania dzieci i grona przyjaciół. Czytamy jej wspomnienia, jakby dotyczyły one nas. Bezpośrednio lub pośrednio.
Leni po raz kolejny układa sobie życie od nowa. Decyduje się nie wracać do Polski, ale zaprasza do siebie córkę, nad życiem której gromadzą się ciemne...
Są marzenia... które powinny w swojej sferze marzeń pozostać i nigdy nie przekroczyć progu fantazji, dzięki której zostały do życia powołane. Marząc, tworzymy...