To nie jest kraj dobrych ludzi
Cormac McCarthy to amerykański, bardzo hojnie nagradzany autor (Pulitzer, National Book Award, National Critics Circle Award), jak czytamy na skrzydełkach okładki, gdzie zwykle znajdują się peany, jeśli nie na cześć Autora, to przynajmniej na cześć treści. Jest to oczywiście forma reklamy, służąca zwiększeniu sprzedaży produktu, jakim niestety jest książka. W tym przypadku dochodzi jeszcze wydanie powieści w miesiącu premiery filmu powstałego na jej podstawie. Z kampanią reklamową produkcji braci Coen pewnie każdy już się zdążył zetknąć. Więc dlaczego po wyjściu z kina nie kupić jeszcze książki i zabrać bohaterów do domu, by wieczorem doczytać jeszcze kilka scen, zrozumieć emocje, którymi się kierowali, przeżyć całą historię jeszcze raz. Próżne nadzieje. Książka jest bowiem gotowym scenariuszem filmowym. Po prostu czyta się ja jak listę dialogową. Autor po prostu pokazuje kolejne sceny, które wystarczy odpowiednio zaaranżować na planie filmowym i włączyć kamerę.
To po prostu sensacyjna opowieść oparta na niezbyt prawdopodobnym zdarzeniu, mającym miejsce na pustyni w pobliżu granicy amerykańsko-meksykańskiej. Z kina amerykańskiego wiemy, że jest to specyficzne miejsce. Scena walk gangów narkotykowych, przemytników, uciekinierów z Meksyku i do Meksyku. Fabuła, jeśli ktoś jeszcze nie wie wygląda mniej więcej tak: podczas polowania, niejaki Moss znajduje na pustyni kilka rozbitych samochodów, ślady strzelaniny, trupy, narkotyki oraz torbę z dwoma milionami dolarów. Jak to zwykle na filmach bywa zabiera sobie forsę, nie troszcząc się więcej o nic. Nie zawiadamia policji, pogotowia, choć jeden z gangsterów żyje i prosi o pomoc. Do przewidzenia też jest, że uczestnicy transakcji nie oddadzą tak łatwo swoich pieniędzy. Rozpoczyna się zatem pościg, który trwa i trwa. Po drodze poznajemy kilka innych postaci: psychopatycznego handlarza narkotyków, którego sposobem usuwania przeszkód jest zabijanie czy szeryfa, który zwierza się kursywą ze swoich frustracji. A największą z nich jest Starość. Starzy ludzie przedstawieni są niczym wariaci, którzy dopiero co obudzili się ze snu i nie poznają świata, w którym przyszło im żyć. "Niezbyt wiele dobrego da się powiedzieć o starości".
Jest jednak jedna dobra rzecz: "Zaletą jest to, że nie trwa długo". Każdy się jej boi, choć każdy na nią czeka, by wreszcie móc odpocząć po ciężkim życiu. Ale czy starość rzeczywiście przynosi ulgę. W tej książce cały czas coś się dzieje, akcja napędza akcję, jak w amerykańskim kinie. Dialogi są krótkie, nie opatrzone żadnym dodatkowym komentarzem. I jakoś nie znalazłam tu, zapowiadanych na okładce „głębokich rozważań o sprawach życia i śmierci”. Mam wątpliwości, czy bohaterowie w ogóle cokolwiek myślą. A już porównywanie Autora do Dostojewskiego czy Faulknera, jest ciężką przesadą. Na obronę dodam tylko, że jest to męska proza. Mnie jakoś nie poruszają opisy sposobów działania poszczególnych modeli broni i sposobów odbierania życia.
Prowadziła go zła gwiazda… Stał na rozstaju dróg, poza społeczeństwem, ponad prawem, ponad moralnością. Niekochany, niechciany. Mordował...
Opowieść o skazanej na tragiczny koniec wędrówce, podana zaskakująco pięknym językiem, w najbardziej ponurych momentach osiągającym lotność poezji...