Dorothy Daniels jest ludzką wersją modliszki. Zabijała swoich kochanków. Patrzenie, jak umierają, traktowała jako rzecz równie intymną, co seks i jedzenie, na punkcie którego ma obsesję. Jest psychopatką i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Jak sama mówi, urodziła się z pustką w miejscu, gdzie powinna być dusza. Wydaje się być dumna z tego. Niestety dla siebie, wpadła i siedzi w więzieniu. Wspomina zarówno swoich kochanków, jak i wspólne oraz samotne uczty. Jak wspomniałam, ma bowiem obsesję na punkcie jedzenia (pracowała zresztą dla gazety jako krytyczka kulinarna). Jej opowieść jest fascynująca i przerażająca – włos na głowie nie zjeży się tylko wyjątkowo odpornym lub... całkowicie łysym. Seks i jedzenie łączą się nieraz w zaskakujący sposób. Dorothy wspomina bowiem smak i zapach skóry swoich kochanków. Czasem wrażenie jest przyjemne (pan o skórze pachnącej i smakującej jak czekolada), czasem – mniej (przypadkowy kochanek, którego moszna pachnie grzybami! – sam opis sprawia, że czuje się mdłości).
Ten głód, jak wspomniałam, jest jednocześnie przerażającą i fascynujacą lekturą. Trudno się oderwać. Stanowi też test odporności żołądka. Fragmenty smakowite przeplatają się bowiem z wyjątkowo niesmacznymi.
dr Kalina Beluch