Gdy ujmie nas powieść danego autora, z niecierpliwością wypatrywać będziemy kolejnej jego książki bądź poszukiwać będziemy wcześniej wydanych publikacji. W twórczości ulubionych autorów cenimy styl, język, sposób budowania napięcia czy przedstawiania bohaterów. Wciąga nas jednak przede wszystkim różnorodność światów, jakie tworzy pisarz, jego pomysłowość i nieograniczona kreatywność. Jednak kluczowa jest tu różnorodność. Co jednak, jeśli sięgając po kolejną publikację autora, otrzymujemy powieść opartą na tych samych założeniach oraz wykorzystującą te same motywy i pomysły, co wcześniejsze książki? Czy lekturę takiej książki można jeszcze uznać za przyjemność?
Sprzedawca marzeń Richarda Paula Evansa już od pierwszych stron zdaje się wykorzystywać pomysły użyte w pięciotomowej serii Dzienniki pisane w drodze tegoż autora. Sprzedawca marzeń to bowiem, jak się przekonamy, kolejna powieść drogi. Chociaż po długim, bo zajmującym cały niemal pierwszy tom serii Opowieści sprzedawcy marzeń wstępie, wędrówka głównego bohatera dopiero się rozpoczyna.
Charles James po traumatycznych doświadczeniach z dzieciństwa, gdy musiał znosić krzywdy zadawane mu przez ojca, grzebanie w kontenerach na śmieci w poszukiwaniu jedzenia czy agresję ze strony rówieśników z powodu swojego meksykańskiego pochodzenia, wyrasta na twardego i pewnego siebie mężczyznę. Na skutek szczęśliwych zbiegów okoliczności znajduje pracę jako prezenter-sprzedawca podczas seminariów i prelekcji. Charles sprzedaje ludziom marzenia – pakiety, które mają pomóc im szybko się wzbogacić. Wzbogaca się z pewnością firma, w której pracuje Charles, oraz on sam. Z marginesu społecznego Charles błyskawicznie pnie się po drabinie sukcesu. Jednak, jak się przekonuje, pieniądze to nie wszystko, a odwzajemnioną i szczerą miłość, którą udało mu się zdobyć, w mgnieniu oka może stracić.
Richard Paul Evans po raz kolejny buduje powieść, w której próbuje grać na emocjach czytelnika. Opisuje trudne dzieciństwo głównego bohatera – wówczas przemoc była w życiu Jamesa codziennością, a bieda i głód nieustannie zaglądały mu w twarz. Brak akceptacji i niska samoocena nie zapowiadały świetlanej przyszłości chłopaka. Upór prowadzi Charlesa do sukcesu, którego cena jednak okazuje się zbyt duża. Autor mówi o tym wprost, stara się pokazać, że pieniądze szczęścia nie dają, że lepiej „być” niż „mieć”. Jednak przesłanie to i rady autora, nieco już wyświechtane i po wielokroć powtarzane, obecne są w wielu jego publikacjach. Czytelnik może poczuć się rozczarowany, czytając wciąż o tym samym.
Autor pragnie pokazać przemianę Charlesa. Ta w tomie pierwszym zdaje się dopiero kiełkować. Czytelnik poznaje bowiem dopiero przeszłość bohatera oraz wydarzenia, które zainicjowały zmianę. Czy jednak do radykalnej zmiany potrzebna jest wędrówka? Czy będziemy znowu, jak w Dziennikach pisanych w drodze, towarzyszyć bohaterowi w jego wewnętrznej krucjacie?
Sprzedawcę marzeń czyta się szybko, jednak przyjemność płynąca z lektury jest niewielka. Książka oparta została na podobnym do wcześniejszych powieści schemacie, zauważyć można zbliżone rozwiązania fabularne, a nawet bohaterów, którzy odgrywają lustrzane role. Jeśli Sprzedawca marzeń będzie pierwszą powieścią Evansa, po którą dany czytelnik sięgnie, raczej oceni on ją pozytywnie, chociaż pewnie bez przesadnych zachwytów. Jednak dla wszystkich, którzy choć pobieżnie znają twórczość tego autora, lektura okaże się mocno rozczarowująca.