Philippe Claudel dał się polskim odbiorcom poznać – za sprawą wydawnictwa Czytelnik – jako autor dwóch powieści: „Szare dusze” (2005) i „Wnuczka Pana Linha” (2006). Teraz ukazuje się książka „Raport Brodecka” – wstrząsająca historia, utrzymana w lekko absurdalnym i mocno onirycznym klimacie grozy. Jak w dwóch poprzednich tytułach silnie zaakcentowana jest tu pamięć wojny – lecz Claudel każdorazowo zmienia sposób opowiadania, tak, że jego czytelnicy nigdy nie mogą być do końca pewni przyjętej przez autora strategii.
Brodeck jest jednym z nielicznych w miasteczku wykształconych ludzi: wprawdzie nie zdobył dyplomu wyższej uczelni, ale – wysłany na studia dzięki pomocy miejscowej społeczności – uznawany jest za mądrego człowieka. Zajmuje się pisaniem krótkich raportów o przyrodzie dla Administracji. To właśnie Brodeck, chociaż ze strasznym wydarzeniem jako jedyny z mężczyzn w miasteczku nie miał nic wspólnego, został wybrany, by opisać to, co się stało. Musi się więc zagłębić w nie tak odległą przeszłość, przeszłość, która przed momentem była teraźniejszością, i przedstawić swój raport oprawcom. Pod pozorem zbierania materiałów i przygotowywania rzetelnego, obiektywnego opisu, tworzy księgę własnych doświadczeń: równie tragicznych i pogmatwanych. Tak zaczyna się podwójna, splątana opowieść, której kanwą staje się kryminał i historia. Jeden wątek relacji wiąże się z Andererem – obcym, który pewnego dnia przybył do miasteczka, a kończąc pobyt postanowił w nietypowy sposób odpłacić mieszkańcom za gościnę.
Drugi motyw dla Claudela charakterystyczny, choć tu po raz pierwszy tak rozbudowany, to przeszłość: wojna, która nie ominie i zapadłego, oddalonego miasteczka – i strasznie okaleczy ciała oraz dusze bohaterów. Brodeck trafił do obozu. Żeby przeżyć, musiał udawać psa. Ci wszyscy, którzy nie godzili się na upodlenie, nie przetrwali – udało się tylko Brodeckowi, na czas zniewolenia wyzutemu z godności. Natrętne obrazy tych czasów powracają – zwłaszcza że upokorzenia, jakich doznał bohater, a także cierpienia jego rodziny, mogą się wiązać z jedną pozornie błahą sytuacją z transportu. Brodeck musi stać się sumieniem miasteczka: spisać, zapamiętać, wytłumaczyć. Niespodziewanie zaczyna zajmować się bardziej własnymi doświadczeniami, a przypadek Anderera spycha na dalszy plan. Claudel buduje swoją relację z fragmentów, szczątków, które stopniowo da się ułożyć we w miarę spójną całość. Pokazuje fakty, zmieniające się pod wpływem interpretacji: to opalizowanie rzeczywistości jest jednym z bardziej charakterystycznych dla tego pisarza chwytów.
Chociaż nie ma w „Raporcie Brodecka” tak wstrząsającego zakończenia, jak we „Wnuczce Pana Linha”, pojawia się mnóstwo małych „puentek”, spostrzeżeń, które mogłyby stać się zalążkiem kolejnych powieści. Są tu sceny straszne, okrutne i przerażające – nie zawsze ze względu na bestialskie zachowania oprawców. W budowaniu atmosfery niesamowitości i horroru pomaga także oniryzm. Wiele tu niedopowiedzeń, wiele urwanych przed analizą sprawozdań. Suche fakty przemawiają do wyobraźni tym silniej, że wtrącane są w niemal nierzeczywisty kontekst. Senna egzystencja małego miasteczka przerywają największe dramaty – lecz nie zmienią one rytmu życia.
Tragedie jednostek nie sumują się, każdy jest tu sam w swoim cierpieniu. Nie można liczyć na sprzymierzeńców – bo nikt nie zrozumie człowieka okaleczonego przez wojnę i karanego bez przerwy za jeden postępek. W „Raporcie Brodecka” znów, jak w poprzednich książkach Claudela, powraca destrukcyjna a nie ocalająca rola pamięci. „Nie da się rządzić pamięcią. Można jedynie ją czasem uśpić” – tłumaczy autor. Oscyluje ciągle między prawdą i konfabulacją, pamięcią i wyobrażeniem. Buduje galerię postaci stereotypowych (oberżysta, ksiądz, który utracił wiarę, ale udaje – bo jest potrzebny ludziom, a modlitwa to w końcu jego praca), które – wtrącone w zamknięty świat małego miasteczka – wydają się właśnie jak najbardziej oryginalne i nieschematyczne. Podróże w głąb siebie mieszają się tu z powrotami w przeszłość, a cała fabuła utkana jest ze strzępków odczuć, wrażeń i wspomnień. To, plus poetyckie i nieco baśniowe metafory składa się na piękno prozy Claudela.
Ale nie można zapomnieć, że właśnie w „Raporcie Brodecka” najwięcej jest opisów bestialstwa i tortur, najsilniej akcentowana jest kwestia dramatów wojennych. Claudel nie wpada w koleiny własnego stylu. Owszem, odwołuje się do wypracowanych już pomysłów i recept na literaturę, ale przy tym wciąż udaje mu się zaskoczyć odbiorców – nawet w temacie tak wyeksploatowanym jak wpływ wojny na psychikę człowieka. Podążanie tropem tego pisarza, rekonstrukcja wydarzeń i rozumienie mechanizmów psychologicznych czy społecznych to przyjemności, jakie zapewnia lektura „Raportu Brodecka”.
Izabela Mikrut
Pewnego poranka na plażę jednej z wysp Archipelagu Psa morze wyrzuca trzy ciała czarnoskórych mężczyzn. Wszystko wskazuje na to, że topielcy to emigranci...
Podupadłe przemysłowe miasteczko zagubione gdzieś we francuskiej Lotaryngii, odcięte od świata powodzią. Po szesnastu latach nieobecności bohater powraca...