Erotyk w wersji hard czy kicz?
Erotyki zawsze rozbudzały wyobraźnię, przenosząc czytelników w wysublimowany sposób w krainę rozkoszy cielesnych, wzbudzając podniecający dreszczyk i przynosząc niezaspokojenie. W pewnym momencie jednak zaczęła zacierać się granica pomiędzy erotyką a pornografią, sprowadzającą się nie do dążenia dwóch ciał do zaspokojenia i ekstazy, ale do zwykłej kopulacji. Być może sprawiło to zniesienie cenzury, może ogólne przekonanie, że seks i akt miłosny nie powinny być tożsame. Tym samym wzmagające pożądanie i budzące przyczajone zmysły opowiadania odeszły już do lamusa. Wiek XXI to czas seksu analnego, swingersów i zbliżenia opartego na zasadach dominacji i poddaństwa. Otoczony atmosferą zmysłowości seks został wyparty przez „ostre rżnięcie”, zaś „świerszczyki” chowane wstydliwie pod materiałem – przez kamerki internetowe, porno on-line i małolaty oferujące swoje usługi na forach internetowych.
W tym pornobiznesie literatura odnalazła się doskonale, a jeszcze lepiej odnaleźli się autorzy, przelewając swoje seksualne napięcie na papier i podniecając rzesze tych, którzy chcą, ale nie mogą, bądź u których myśl o wkładaniu czegokolwiek w część ciała mającą zgoła inne zastosowanie budzi wstyd, odrazę, ale i niezdrową ciekawość. Ciekawość, która może być zaspokojona przez Julię Kruk…
Sięgając po Perwersjonistkę o niezwykle wymownym tytule i takiej samej okładce, spodziewałam się kolejnego klonu powieści Pięćdziesiąt twarzy Greya. Niestety, o ile obok książki E.L. James można przejść z życzliwym pobłażaniem (ale i podziwem, patrząc na statystyki sprzedaży), o tyle pozycję wydaną nakładem wydawnictwa Czarna Owca należy ominąć szerokim łukiem i – zamiast lekturze – oddać się łóżkowym figlom z aktualnym partnerem. Choć sam pomysł jest interesujący, a autorka stawia na silne kobiety, świadome swojej seksualności bądź też takie, które nieznane dotąd rejony dopiero eksplorują, to opisy fantazji seksualnych bądź też samych aktów budzą niesmak, a nawet obrzydzenie. Mimo że daleko mi do purytanki, mimo że film Emmanuelle dawno przestałam uważać za przekroczenie pewnej granicy, to sądzę, iż Julia Kruk posunęła się zbyt daleko z seksualnym zezwierzęceniem
Poczynając od opowiadania Ewa, Eryk, Tomasz, czyli w gruncie rzeczy bardzo pożyteczne ménage à trois, poprzez Gretę jeden, aż po Polish psycho czy Ja chciało jeść brniemy w perwersyjne teksty, przepełnione wydzielinami i wydalinami, przemocą i wynaturzeniem, zastanawiając się, dlaczego właściwie marnujemy swój czas. Odpowiedź jednak nie jest prosta, bowiem pomimo budzących odrazę potrzeb bohaterek teksty zawarte w zbiorze są zdumiewająco dobre, świadczą o dojrzałości autorki i pewnej świadomości swojego talentu. Być może inny charakter opowiadań obnażyłby boleśnie wszelkie niedociągnięcia autorki, jednak w obliczu seksualnych fantazji, znacznie przekraczających granicę dobrego smaku (penetracja butem? – u Kruk wszystko jest możliwe) kolejne zdania wylewające się wprost ze stronnic, umiejętnie stopniujące napięcie, balansujące na krawędzi jawy i snu wydają się doskonałe. Dlatego też tak trudno zaakceptować formę, jaką narzuciła sobie autorka - szczególnie, że nie potrafię nawet stworzyć profilu czytelnika zainteresowanego tego typu literaturą.
Teoretycznie w Perwersjonistce znajdziemy wszystkie dewiacje, wszelkie aspekty seksualności i życia seksualnego. Jest Ewa, usychająca u boku oschłego męża, która postanawia wykorzystać ostatnie lata swojej świetności i garściami czerpać radość z seksu. Jest wielbicielka młodszych partnerów i ich świeżych, jędrnych ciał oraz amatorka podniebnych podróży. Poznajemy również bohaterkę borykającą się ze swoją hiperaktywną wyobraźnią, której głowę zamieszkują wredni zboczeńcy, pokręcone wieloródki, ofiary przemocy fizycznej i psychicznej (…) i jej znajomą prostytutkę (choć ta woli nazywać się call girl) Gretę. Jest również amatorka świniopasa, czyli przystojnego izraelskiego pianisty oraz psychopatyczna agentka nieruchomości. Miejscami jest łagodnie, choć nigdy nie spokojnie, miejscami zaś otrzymujemy hard-porno w barowym stylu. Nie są to historie budzące pożądanie, nie są to opowiadania, po lekturze których pragniemy zaspokojenia, w zaciszu sypialni oddając się we władanie pożądania. Pozostaje zatem pytanie, czy warto było przekraczać tę cienką granicę i szokować? Moje zdanie już znacie…