Teksty inspirowane przeszłością można pisać na wiele sposobów. Jednym z nim jest przedstawianie wyłącznie ważnych i przełomowych wydarzeń, opiewanie ich, wyolbrzymianie, odzieranie ze zbyt mało patetycznych szczegółów, nawet kosztem pominięcia kilku faktów i zafałszowania rzeczywistości. Bo przecież Historia powinna robić wrażenie. A jej ludzka, bardziej prawdziwa twarz, rzadko kiedy okazuje się przyjemna i wystarczająco interesująca.
Na szczęście Kate Alcott, podejmując temat najsłynniejszej chyba morskiej katastrofy w dziejach, nie podąża przedstawioną powyżej drogą. Jej Ocalone z Titanica jako powieść, a więc tekst z definicji zawierający sporo elementów fikcji, nie pretendują oczywiście do miana dokumentu. Autorka nie podejmuje się nawet próby szczegółowego zaprezentowania przyczyn, przebiegu i skutków katastrofy, jednak i tak dokonuje czegoś wartego odnotowania – ukazuje złożoność problemu. W tym ujęciu zatonięcie olbrzymiego statku nosi posmak niezwykłości i zaprezentowane jest z pewną dozą patosu, ale równocześnie odarte jest z nadmiernego sentymentalizmu i idealizmu. W zamarzaniu w lodowatej wodzie, w przeszywających krzykach czy rozpaczliwej walce o miejsca w szalupach ratunkowych nie było bowiem niczego romantycznego. Skąd o tym wiemy? Bowiem Kate Alcott, amerykańska dziennikarka polityczna, zadała sobie trud zapoznania się ze stenogramami z późniejszych przesłuchań załogi i pasażerów, a opowiada o wspomnianym wydarzeniu, opisując losy Tess Collins, młodej krawcowej.
Tess znalazła się na pokładzie Titanica dosłownie w ostatniej chwili, tuż przed jego wypłynięciem. Udało się jej to dzięki ambicji i determinacji, które ośmieliły ją do podjęcia próby zmiany dotychczasowego życia. Początkowo wydawało się, że jedyną ceną, jaką młoda Brytyjka będzie musiała zapłacić za odmianę swego losu, stanie się porzucenie wszystkiego, co bliskie i znane. Jednak na wielkim parowcu nasza bohaterka szybko przekona się, że jej pracowity żywot zastąpi wkroczenie w świat ciągłych dylematów i wątpliwości. Za sprawą swojej protektorki i szefowej, słynnej projektantki mody, Lucile Duff-Gordon oraz dwóch spotkanych na statku mężczyzn Tess szybko przekona się, że wolność nie należy do najtańszych przywilejów, a rzucenie wyzwania losowi, który chciałby nas widzieć w takiej, a nie innej roli, pociąga za sobą spore konsekwencje. Nasza bohaterka zostanie zmuszona do podjęcia decyzji, które zaważą nie tylko na jej własnej przyszłości. A przecież niełatwo dokonać wyboru, gdy na jednej szali kładzie się sławę, prestiż, poczucie zawodowego spełnienia i możliwość realizacji wszystkich snów, na drugiej zaś - wierność dotychczasowym wartościom i przekonaniom. Także pojawiający się w książce wątek miłosny, choć nie zachwycający oryginalnością, wiąże się z koniecznością podejmowania (bynajmniej nie oczywistych!) decyzji.
Kim zatem są tytułowe ocalone z Titanica? Czy są tylko świadkami jednej z najsłynniejszych w historii katastrof? Kate Alcott zdecydowanie nie zgadza się na takie postawienie sprawy, pokazując, że choć wraz z zatonięciem statku coś nieodwracalnie przeminęło (także dla poszczególnych bohaterek), to jednak życie tych, którzy przetrwali (dzięki łutowi szczęścia bądź własnej bezwzględności) trwało dalej, choć nabrało zupełnie innych niż dotychczas kształtów.
Co ciekawe, swoista przemiana zaszła chyba również w samej pisarce, gdyż jej początkowo papierowe i czysto literackie postaci stopniowo ożywają, stają się bardziej wyraziste i barwniejsze, a sam tekst zaciekawia i wciąga, przekonując przy tym, że warto niekiedy dostrzec tę bardziej jednostkową twarz Historii.