Imprezy, zabawa i alkohol - wspomnienia cinkciarza
Niebieski ptak Piotra Wojasza kupił mnie już pierwszymi stronami: po pierwsze dlatego, że książka opisuje ulice Katowic, tak dobrze mi znane i bliskie. I - paradoksalnie - tak bardzo nielubiane. Czytając pierwsze zdania powieści, można odnieść wrażenie, że książka opisuje nie tylko czasy PRL-u, ale i dzisiejsze, sprowadzając je w pewnym stopniu do hasła "Polska w budowie". Bo cóż innego pomyśleć można, czytając: W pierwszej połowie lat pięćdziesiątych Katowice, jak większość dużych miast w Polsce, były całkowicie rozkopane. Właściwie stanowiły jeden wielki plac budowy.
Początek książki jest świetny. Później - nie jest gorzej. Im dalej brnie się w lekturę, tym ciekawsza staje się publikacja. Jest też coraz bardziej zabawnie. Bo wspomnienia cinkciarza pisane są niezwykle barwnym i dowcipnym językiem, a autor nie oszczędza nikogo i niczego, często poruszając tematy uchodzące za tabu. Jest śmiesznie i gorzko, absurdalnie i całkiem serio. Piotr Wojasz w bardzo charakterystycznym stylu opisuje swoją przeszłość w PRL-u i zajęcia, którymi się parał, nie stroniąc od opisywania przygód zawodowych oraz towarzyskich: ostro zakrapianych alkoholem imprez, kończących się obowiązkowo seksem. Zwrócić trzeba uwagę, że Don Juan, Casanova czy nasz rodzimy Tulipan to przy Piotrze amatorzy. Mogliby u niego pobierać lekcje uwodzenia, choć z naszego narratora często wychodziła męska, szowinistyczna świnia!
Po lekturze Niebieskiego ptaka narrator jawi się jako osoba pozbawiona skrupułów i wszelkiej moralności. To mocno zdemoralizowany człowiek, który w życiu ma dwa cele: dobrze się zabawić i dobrze zarobić. To mężczyzna, śmiało można by powiedzieć: hołdujący dwóm maksymom starożytnym: carpe diem i Homo sum; humani nihil a me alienum putto - zwłaszcza na płaszczyźnie erotycznej. Opisując sferę erotyczną czy uczuciową, Wojasz nie ucieka się do romantycznych wzorców. Jego domeną nie są piękne opisy niewiast i platonicznych uczuć. Autor Niebieskiego ptaka gustuje raczej w wulgarnych opisach, sprowadzających się do kategorii wyłącznie czynności fizjologicznych. Jednak mimo tego, jest w tej narracji coś wyjątkowego i niesamowitego. Język, jakim posługuje się narrator niekoniecznie odpowiadać musi każdemu czytelnikowi, odmówić mu jednak nie można oryginalności. Jest fascynujący. Podobnie jak jego przygody z paniami. I jak jego kariera cinkciarza. Choć postawa życiowa może bulwersować (nie musi), nie można odmówić Piotrowi swoistego uroku, który sprawiał, że bez trudu kokietował on panie. Dziesiątki pań.
Momentami wydarzeni i zjawiska opisywane w książce wydawać się mogą nieprawdopodobne, oczy wychodzą z orbit, na chwilę zapiera dech w piersiach. Jest tu wszystko, dzięki czemu można byłoby stworzyć scenariusz do dobrej komedii erotyczno-sensacyjnej, z niezwykle barwnym głównym bohaterem! Nie tylko niebieskim ptakiem (określenie cinkciarza z „górnej półki”, o nieprzeciętnym talencie w oszukiwaniu i zarabianiu), ale wręcz - niezwykle barwnym stworzeniem! Bo jest to postać spod ciemnej gwiazdy, typ imający się każdego zajęcia, które przynieść może łatwy, szybki zarobek. Nawet w sposób niezgodny z prawem. I tak wśród rozlicznych zajęć Piotra, zgodnie z dewizą głoszącą, że żadna praca nie hańbi, wymienić można np. prowadzenie domu (a w zasadzie pokoju) rozkoszy, prostytucję (tak, tak – zawód męskiej prostytutki też nie był mu obcy), prowadzenie własnej firmy, kradzieże, rozboje.
Świetnie też opisane są absurdy PRL-u. Wojasz nie zajmuje się sytuacją polityczną – są mu obojętne system, prześladowania opozycjonistów, strajki, etc. Wspomina na ten temat zaledwie jedno, dwa zdania, jak choćby: Bito i mordowano ludzi, lecz niczego to nie mogło zmienić. Cały system działał wadliwie i to było jego wielkie źródło nieszczęść. Jego interesuje wyłącznie brak towaru w sklepach, obca waluta, wino, kobiety i śpiew. Dla niego interesujące są tylko te rzeczy, na których może zrobić interes. Opisuje system, w jakim działał, metody postępowania swojego środowiska, przy okazji ujawniając bolączki, jakie dotykały na co dzień szarego zjadacza chleba. Jest w tym wszystkim prześmiewczy, obrywa się każdemu: wojsku, milicji, cinkciarzom, nauczycielom, zwykłym ludziom. Czuć jednak nutkę żalu, spowodowaną obrazem nędzy i rozpaczy panoszącej się wokoło. Bo taki właśnie obraz wyłania się z odmętów PRL-u. Najważniejszym towarem na rynku, jednocześnie najbardziej popularną formą zapłaty, a w końcu najczęściej używanym słowem było „pół litra”. Wypłatę przeliczało się na wódkę, a potem i tak się ją przepijało, bo nie było nic, na co te marne grosze można by było wydać.” Oprócz tego autor demaskuje układy i układziki, które w tamtym czasie wyznaczały styl życia, opisuje wzajemne relacje milicji i cinkciarzy, korzystne dla obu stron. Wódka, pieniądze, dobre układy i seks. Wokół tego kręci się ów świat.
Kiedyś taki jeden kręcił się w moim rewirze więc zwróciłem mu uwagę, żeby poszedł gdzie indziej. Wtedy on pokazał mi legitkę milicyjną, mówiąc, że starczy miejsca dla nas obu. (…) Korupcja była potrzebna do przeżycia jak tlen, bez niej nie wyobrażam sobie dnia. Milicja przestałaby funkcjonować.
Wojasz w swoich wspomnieniach nie żałuje swojego postępowania, ma się wrażenie, że wręcz tęskni za czasami, gdy wykręcać mógł swoje "numery" naiwnym ludziom. Widać tu postawę zatwardziałego kryminalisty, który uważa, że jeśli oszukał ludzi, to im się to najzwyczajniej w świecie należało - za ich naiwność, głupotę, łatwowierność, w myśl zasady: słaby ginie. Ale - jak już wspominałam - tego bohatera, (czy może: antybohatera?) trudno nie lubić… Jest w tej postaci coś hipnotyzującego, coś, co sprawia, że przyciąga on ludzi niczym światło ćmę! Ale książka Wojasza niesie z sobą również jeszcze nutę rozgoryczenia, dojść można bowiem do konkluzji, że tak naprawdę w Polsce zmienił się tylko ustrój, nie zaś ludzie, metody postępowania czy ich mentalność.
Książkę z pewnością warto polecić przede wszystkim osobom, które w literaturze uwielbiają humor połączony z cynizmem, kpiną i szyderstwem. Tego na pewno nie zabraknie. Mamy tu wiele stwierdzeń w rodzaju: Wiadomo było jedno, że wróg jest wszędzie i czyha na zdobycze socjalizmu. Zwłaszcza kaszankę i salceson.
Ale Niebieski ptak to także lektura dla wszystkich, którzy w czasach PRL-u żyli, dla przypomnienia. Tym, którzy uczciwie klepali biedę i żyli w szarej rzeczywistości, by zobaczyli, jak czas spędzali oni: niebieskie ptaki. Brać cinkciarsko-złodziejsko-kurewska bawiła się. Zabawa, imprezy, alkohol nieodłącznie towarzyszyły tej ciężkiej pracy (…) mogę śmiało stwierdzić, że praca mnie interesowała, poświęcałem się jej bez reszty i brałem nawet nadgodziny. Stanowczo natomiast odradzić trzeba lekturę tej książki posiadaczom młodych i pięknych córek, bo przeżyć mogą oni w jej wyniku prawdziwą katorgę i nabrać obawy o swe potomstwo. Zabraniam czytać ją dzieciom, to zdecydowanie nie jest bajka.
Wspomnienia Wojasza mają dwa mankamenty. Pierwszy to niewiarygodnie duża ilość opisów przygód miłosnych. Nadmiar szkodzi, zwłaszcza w tym przypadku. Pod koniec książki zwyczajnie nudzi… Drugi, moim zdaniem, minus to zakończenie – urwane, bez podsumowania. Jakby autorowi zabrakło pomysłu na zwieńczenie opowieści. Nie przeszkadza to jednak w uznaniu Niebieskiego ptaka za książkę naprawdę wartą przeczytania. To po prostu znakomita lektura.