Lady A.
Oglądając australijski dramat Piknik pod wiszącą skałą Petera Weira, oparty zresztą na powieści Joan Lindsay pod takim właśnie tytułem, nigdy nie sądziłam, że po latach do Australii powrócę - i to w doborowym towarzystwie. Australia nie jest bowiem miejscem, gdzie zazwyczaj spędzamy urlop. To raczej wyprawa dla tych, których to położone na półkuli południowej państwo schwytało w swoje sidła. Mówi się, że jest kawałkiem świata odrobinę metafizycznym od samego początku, a - leżąc na końcu świata - albo budzi zainteresowanie, albo zupełnie się je ignoruje. Do momentu, oczywiście, kiedy nie spotkamy się z sympatycznymi misiami koala, emu, dziobakami, kangurami, kiedy nie zafascynują nas rozległe pustynie czy półpustynie ze słonoroślami i kolczastymi krzewinkami, stepy twardolistnych traw czy zielone lasy podrównikowe.
Australia, podobnie jak kobieta, ma wiele twarzy i nigdy nie wiadomo, w jakim nastroju przywita nas następnego poranka. Przekonał się o tym Marek Tomalik – podróżnik, dziennikarz prasowy i radiowy, pasjonat i znawca Australii, który systematycznie od 1989 roku przemierza ten tajemniczy kraj. Owocem tych wędrówek jest wspaniała książka opublikowana nakładem wydawnictwa Bezdroża, której piękne wydanie podkreśla jeszcze wspaniałość zamieszczonych zdjęć oraz surową naturę Australii. Lady Australia zrodziła się z miłości, a wyczuć ją możemy w każdym słowie autora i w każdej legendzie zamieszczonej na kartach lektury.
W Lady Australii nie znajdziemy suchych faktów, brak tu encyklopedycznych wiadomości dotyczących tego kontynentu. To raczej – jeśli tak można powiedzieć o książce podróżniczej – erotyk, w którym każde kolejne zdanie świadczy o uwiedzeniu, podnieceniu i magnetyzmie kraju, nazwanego przez autora Lady Australią. Obezwładniająca, halucynogenna, odrealniona, często przerażająca. Potrafi otumanić jak prawdziwa femme fatale – takich słów używa Tomalik, by oddać niezwykły związek, który łączy go z krajem, by nakreślić niezwykłą nić porozumienia i wzajemnej fascynacji, która każe wracać mu wciąż do Australii.
Wraz z autorem wyruszamy w podróż przez parki narodowe, w tym Park Narodowy Kakadu, poznajemy rodowite mieszkanki kraju (Kobiety w tym kraju są jakieś inne. Muszą mocno walczyć – nie tylko z falą – by je zauważono) z niezwykłą barmanką na czele. Zapuszczamy się w wilgotne zakamarki kraju, na mokradła, podziwiamy kwiatowe dywany, pojawiające się na pustyni, poznajemy faunę i florę kraju, flirtujemy z rozległymi przestrzeniami i… wciąż czujemy niedosyt.
Tomalik raczy nas magicznymi legendami i wierzeniami Aborygenów, wyjaśniającymi, skąd się wzięła śmierć, jak powstał Księżyc czy Słońce. Moja ulubioną stała się opowieść o siedmiu gwiezdnych siostrach, z których dwie zostały podstępem uwięzione przez Wurrunnaha. Jako dziewice nieba, tworzące gwiazdozbiór Siedmiu Sióstr, wśród ziemskiej codzienności traciły swój blask. Udało im się uciec, ale ich blask nigdy nie był już tak mocny, jak pozostałych sióstr…
Na kartach książki niespodziewanie pojawia się również William Blake, nadając książce lekkości i poetyckiego niemal wyrazu. Być może tak właśnie jest z Australią? Może ona sama jest poezją? Tomalik mówi o kraju: „Moja Pani”, zdradzając całkowite i bezwarunkowe oddanie. Dzięki Lady Australii i my możemy poczuć każdą komórką ciała ten pełen sprzeczności kraj, możemy doświadczyć metafizycznych uniesień i pokłonić się przed surowym pięknem Australii. Kraju, który odtąd pojawiać się będzie w snach i który – być może – stanie się celem naszych wypraw.
Stanąć na największym klifie świata... Poczuć za plecami ciepło bezkresnego kontynentu, a przed sobą chłód oceanu. Zasypiać pod kobaltowym niebem...
Co wspólnego ma w sobie róża, sztabka złota i Penelopa Cruz? Czy wiesz, że foton jest jak człowiek, bo ma wolną wolę? Czy zasada działania skaningowego...