Czy nazywając się Mort (fr. śmierć) Castle (ang. zamek) - a jest to prawdziwe imię i nazwisko, nie pisarski pseudonim - można zająć się gatunkiem innym, niż horror? Pewnie tak, ale czasem zgoda na sui generis literacką predestynację owocuje całkiem udanym dorobkiem. W jednej z przedmów do "Księżyca na wodzie" Robert Weinberg zdradza, że wbrew czytelniczej intuicji o wiele trudniej jest napisać krótkie opowiadanie, niż rozwlekłą powieść. I chyba rzeczywiście zbyt często zdarza się tak, że mniej wprawieni pisarze traktują krótką formę prozatorską jako objętościowo mniejszą i ekonomicznie bardziej opłacalną wersję powieści. Szczęśliwie daleki od tego jest Mort Castle, którego utwory są naprawdę krótkie (zbiór liczy 22 tytuły pomieszczone na około 260 stronach, zdarzają się teksty 4-stronicowe) a przy tym niezwykle silne, mocne, konkretne.
Nie ma tu rozwlekłych opisów, zbędnych postaci, niepotrzebnie głębokich rysów psychologicznych. Treść zostaje dostosowana do formy, przy czym nie oznacza to utraty walorów artystycznych. Przede wszystkim uwagę zwraca różnorodność form. Oczywiście za każdym razem do czynienia mamy z krótkim opowiadaniem, ale to przecież nie wyczerpuje tej kwestii. W części utworów narracja jest pierwszoosobowa, w części trzecioosobowa, niektóre urywają się tuż przed spodziewanym zakończeniem, inne przybierają kształty niemal dramatyczne, w niektórych mamy do czynienia z zapisem pamiętnikowym albo pełen tytuł składa się z trzech jeszcze mniejszych utworów powiązanych ze sobą tylko tematyką.
Wydaje się, że Mort Castle wskrzesił horror, który w XXI wieku wydawał się już (nomen omen) martwy. I zrobił to w doskonałym wydaniu, w wielkim stylu. Odciął się w dużej mierze od motywów wlekących się od niemieckiego romantyzmu, nie ma tu wiele wampirów, wilkołaków, zmor i podobnych pomysłów, które w dzisiejszych sceptycznych czasach straciły już siłę wyrazu. Nie ma też gotyckich zamków, burz, podziemi. Czasem wydaje się, że to ogóle nie są horrory (np. "Z ojcem w zoo, a potem do domu"). Tymczasem jest zupełnie inaczej: to, co proponuje nam Castle, to w zasadzie jedyne horrory możliwe w XXI wieku - horrory wynikające z kondycji ludzkiej psychiki, zmory relacji rodzinnych, skowyt samotności, demony erotyki i największy z nich wszystkich: horror vacui - lęk przed pustką. To dopiero jest w stanie przerazić dzisiejszego odbiorcę, ponieważ tego rodzaju groza jest obecna dokoła i nawet jeśli nie stanowi doświadczenia czytelnika, to wchodzi w zakres doświadczeń potencjalnych i jak najbardziej realnych.
Wewnętrzna różnorodność opowiadań ze zbioru "Księżyc na wodzie" sprawia, że nie nudzą one monotonią. Zwięzłość historii wpływa na szybkość pochłaniania kolejnych utworów a aktualna tematyka wciąga. W efekcie pragniemy czytać coraz to dalsze historie i cały zbiór staje się lekturą na jeden czy dwa wieczory. A jednak przygoda z tą książką nie ogranicza się tylko do czasu lektury, gdyż te mocne teksty zapadają w pamięć na bardzo długo...
Krzysztof Grudnik
Powieść Obcy ukazuje jedną z najbardziej niepokojących i prawdziwych personifikacji zła, jakie można znaleźć w horrorach. Zło jest tu nie jakimś łatwo...
Mała Lisette zostaje zamordowana w piwnicy swojego zwyrodniałego wujka, który przed śmiercią zgotował jej piekło. Jej dusza nie może zaznać spokoju, rozpaczliwie...