Dziewczyna z pociągu, Dziewczyna w walizce, Dziewczyna w lodzie, Dziewczyna w trampkach i wiele innych. A wcześniej były także: Kobieta w czerni i Kobieta w oknie. Czemu zatem nie Kobieta w klatce? Dręczenie młodych kobiet nie przestaje być nośnym tematem kryminałów, a powieść duńskiego pisarza, Jussi Adlera-Olsena, doczekała się także ekranizacji.
Kobieta w klatce rozkręca się niespiesznie, by ostatecznie nabrać dramatycznego tempa walki z czasem. Jest w tej powieści wszystko, co być powinno w dobrym kryminale: zbrodnia, zagadka z przeszłości, nabzdyczony detektyw i psychopata po drugiej stronie barykady.
Carl Morck (nie mylić z Mockiem Marka Krajewskiego) kilka miesięcy temu został postrzelony. Stracił też najlepszego kumpla, a drugi leży, sparaliżowany, w szpitalu. Oczywiście, jego życie prywatne również nie jest sielanką – była żona naciąga go na koszty, a przybrany syn każe się przepytywać z matematyki. Carl marzy tylko o tym, by przesiedzieć w robocie przy biurku swoje osiem godzin i wrócić do jałowej egzystencji. Koledzy w pracy nie darzą go sympatią z powodu jego ciętego języka i bolesnej szczerości. Gdy więc zostaje zesłany do piwnic komisariatu, gdzie ma objąć dowodzenie nad nową jednostką, tak zwanym Departamentem Q, jest jednocześnie wkurzony (biurokracją) i zadowolony (będzie prawdopodobnie siedział sam). Rząd przeznacza jednak na jego pracę, mającą polegać na rozwiązywaniu starych, nie zamkniętych spraw, sporą kwotę. Będzie musiał więc przyjąć pomocnika i zająć się jakąś robotą. Bardzo mu to nie odpowiada. Przy okazji poznajemy sposób funkcjonowania duńskiej policji i jej bliskie powiązania z politykami. Zabawne jest to, że mechanizmy są te same, co wszędzie. Gdy opinia publiczna naciska, trzeba podjąć jakieś działania.
Morck dostaje do pomocy uchodźcę z Syrii, a w każdym razie za niego podaje się rozentuzjazmowany Assad. Facet modli się, gotuje i sprząta w biurze, a przy okazji pomaga w śledztwie, momentami zawstydzając samego Morcka. To dzięki Assadowi znajdują teczkę Merete Lyngaard, zaginionej w niewyjaśnionych okolicznościach przed pięcioma laty parlamentarzystki. Śledztwo nie doprowadziło do żadnych wniosków, prócz tego, że być może kobieta wypadła za burtę w czasie rejsu promem. Nie znaleziono jednak żadnych dowodów jej śmierci, a jedyny wiarygodny świadek to niepełnosprawny brat kobiety, który od czasu wypadku samochodowego w dzieciństwie nie mówi i nie kontaktuje się ze światem zewnętrznym.
Okazuje się jednak, że perspektywa kilku lat oraz świeże spojrzenie na sprawę pozwalają inaczej połączyć wątki i znaleźć błędy popełnione przez porywacza. Tak Morck i Assad trafiają na trop.
W drugim planie fabularnym towarzyszymy porwanej, umieszczonej w szczelnej komorze hiperbarycznej Merete. Jej beznadziejna sytuacja i cierpienie nie może nie poruszać. Tym bardziej, gdy z czasem odkrywamy, kto za tym stoi.
Poziom napięcia rośnie z każdą przeczytaną stroną, pod koniec nie pozwalając już oderwać od lektury aż do finału. Nic dziwnego, że Kobieta w klatce uczyniła z Jussi Adlera-Olsena pisarza światowej sławy. To nie tylko kryminał, ale i analiza europejskiego społeczeństwa, coraz bardziej wielokulturowego i złożonego.