Mogłoby się wydawać, że czytanie kryminałów w dzisiejszych czasach jest passe. Bo stare, bo nie wypada, bo prymitywne, bo nie kształci, bo nie wnosi nic nowego, bo czytają to ludzie bez wyrobionego literackiego gustu, bo to, bo tamto, bo siamto. Mieliśmy MacLeana, Christie, Forsytha, Forbesa, obok nich miliony mniej lub bardziej udanych naśladowców, więc czy warto sięgać po kolejne pozycje wyeksploatowanego już gatunku?
Po lekturze Kina Venus Marcina Wrońskiego mogę powiedzieć jedno. Warto! Więcej nawet, książkę tę poleciłbym wszystkim malkontentom, którzy kryminał pogrzebali w wiekuistej otchłani literackich odpadów.
Akcja powieści toczy się w dwudziestoleciu międzywojennym w mrocznych zaułkach Lublina. Komisarz Zyga Maciejewski musi rozwiązać zagadkę tajemniczego morderstwa młodej dziewczyny. W brudnym półświatku pełnym dziwek, alfonsów i mętów wszelkiej maści, odkrywa kolejne elementy mrocznej układanki. Trop wiedzie do handlarzy żywym towarem, którzy brutalnie wykorzystują naiwność pięknych, niedoświadczonych i biednych dziewcząt... Brzmi banalnie? Zapewniam, że pozory mylą. W powieści Wrońskiego nic nie jest czarno-białe. Choć główny wątek wyczerpuje konieczną dla gatunku sekwencyjność i związek przyczynowo-skutkowy między morderstwem, dochodzeniem i rozwiązaniem sprawy, to książka łamie pewne schematy, które wydaje się, są na stałe wpisane w konwencję gatunku.
Książka napisana jest językiem niezwykle barwnym, plastycznym, Lublin przedstawiony jest z fotograficzną dokładnością. Wroński zabiera nas w magiczną podróż w czasie i robi to tak dobrze, że niemal czuć zaduch ciasnych uliczek, dekadencką atmosferę podrzędnych spelun i wiszące w powietrzu napięcie. Do tego nakreśla skomplikowane realia polityczne, podejmuje tematykę żydowską, komunistyczną, opisuje cały kalejdoskop zjawisk i przekonań, które były esencją międzywojennej Polski.
Mocnym punktem książki są dialogi. Płynne, doskonale wpasowane w klimat, odpowiednio stylizowane na cwaniacko-uprzejmą modę tamtego okresu. Dzięki nim odniosłem wrażenie, że czytam o Brudnym Harrym wciśniętym w realia powieści Dołęgi-Mostowicza.
Wroński posiada niebywały dar kreowania postaci i jest to rzecz, która w Kinie Venus urzekła mnie najbardziej. Przy lekturze kryminałów często można się spotkać z pewną tendencją spłaszczającą charaktery – detektyw składa się z broni, odznaki i pracy, przestępca jest personifikacją zła sięgającego siódmego kręgu piekieł, a poboczni bohaterowie funkcjonują na zasadzie znaków drogowych – coś zakomunikują i znikają. U Wrońskiego nie ma miejsca na bezpłciowość, tandetę i ryzyko mylenia imion. Maciejewski ma problemy osobiste, wścibskich sąsiadów, podwładnych o ograniczonych zdolnościach intelektualnych i zakompleksionego szefa-alkoholika, który za punkt honoru postawił sobie wyrugowanie Zygi z zajmowanego stanowiska. Awangardowi poeci kolportują komunistyczną prasę i podejrzane pornograficzne filmy. Tajniak Zielny o włosach skrzących się od srebrnych warstw brylantyny, wciąż ugania się za spódniczkami. Przodownik Anińska, podobna do robocopa policjantka, o szerokich barach i stalowej pięści, sieje postrach w kabaretowym podziemiu. Komisarz Kraft, koneser muzyki, nie waha się pomóc przyjacielowi, nawet gdy wiąże się to ze złamaniem regulaminu. Przewrotna Lilli o tajemniczym życiorysie i dwuznacznym imieniu. Dyżurny Nowak, lizus i tchórz, regularnie piszący donosy. Zofia Gładysz, najpiękniejsza dziennikarka całego Lublina, a przy tym skrajna antysemitka. Jednym słowem kalejdoskop postaci, napełniających stronice powieści treścią gęstą i żywą, niczym lawa tryskająca z wnętrza wulkanu.
Wszystkie te rzeczy składają się na fenomenalną książkę, gdzie pieczołowitość i niezwykły kunszt autora, tworzą doskonałą fabułę, obdzierającą nieco lata trzydzieste ubiegłego wieku z ich idealizowanej mitologii.
W 2 poł. lat 30. lubelską jesziwą wstrząsa bunt młodzieży. Wysłany na miejsce komisarz Maciejewski znajduje w mykwie ciało studenta. Mimo dramatycznych...
9 listopada 1930 r. serce Lublina pika jeszcze rytmem starego flegmatyka, gdy bestialsko oprawiony trup naczelnego ,,Głosu Lubelskiego" pobudza je do poziomu...