Czym jest wojna? Umieranie wcale nie jest szlachetne. Nawet jeśli umierasz w imię honoru. Nawet jeśli umierasz jak największy bohater, jakiego widział świat. Wojna to zło, to szafowanie ludzkim życiem w imię niejasnej idei, która przyświeca politykom. Wychowani w obronie demokratycznych ideałów ludzie, tacy jak John Bonhaim, bohater powieści Johnny poszedł na wojnę, są ceną, jaką za wojnę płaci cały świat.
Dalton Trumbo amerykański scenarzysta, reżyser i pisarz, autor powieści, którą zekranizował w 1971 roku, ukazał świat, o którym nie mówi się w mediach. To nieelegancka rzeczywistość ofiar wojennych, poranionych i okaleczonych weteranów, których przydatność kończy się wraz ze zdolnością do prowadzenia działań zbrojnych. Na przykładzie młodego Bonhaima czytelnik poznaje koszmar, który rozpoczyna się wraz z zakończeniem walki.
John, młody Amerykanin, ochotnik, zaciąga się do armii podczas I wojny światowej. Poznaje zimno, wilgoć i brud okopów, nieustające towarzystwo chorób i szczurów, obłęd przyjaciół i bezsensowną śmierć w absurdalnej wojnie, której sensu i powodu nie potrafi określić już nikt. Po wybuchu pocisku w 1918 roku Johnny zostaje ranny i trafia do szpitala. U schyłku działań zbrojnych zostaje przeniesiony do miejsca, które staje się dla niego piekłem.
Chłopak szybko odkrywa, że nie widzi i nie słyszy. Nie ma oczu, nie ma też dolnej połowy twarzy, ust, języka i podbródka. Czuje, jak amputowane są mu wszystkie cztery kończyny. Pozostaje mu jednak świadomość, która jest jego jedynym towarzyszem. Uczy się życia na nowo, poszukuje sposobu komunikacji z otoczeniem. Chce mu przekazać tylko jeden komunikat: SOS.
Podczas tej przerażającej walki poznajemy świat Johnny’ego, jego życie sprzed wojny, miłość, przyjaźnie i pragnienia. Wszystko, co utracił, zaciągając się do armii, by walczyć w sprawie, którą – jak sądził – rozumiał, a która rozpoczęła się jak letni festyn – zwiewne spódnice i złote naramienniki. Miliony ludzi wiwatowały na chodnikach, kiedy koronowane głowy w pióropuszach, książęta, marszałkowie polni i inni idioci paradowali po europejskich stolicach na czele swoich legionów. (z Wprowadzenia od autora).
Johnny poszedł na wojnę jest oskarżeniem systemu, oskarżeniem aktualizowanym od I wojny światowej, przez II wojną światową, wojnę w Wietnamie i każdą kolejną wojnę, aż do dzisiaj, gdy na front wysyła się rekrutów, aby, omamieni kłamstwem polityków, walczyli z czymś i po coś. Napisana w 1938 roku, wydana tuż po wybuchu II wojny światowej, podziwiana i przeklinana naprzemiennie przez obie strony sceny politycznej powieść Trumba dowiodła, że wojna ma ciemną stronę, o której nigdy nie mówi się głośno. Bohaterowie muszą być piękni.
W 1950 roku Fred Zinnemann nakręcił nagrodzony Oskarem film Pokłosie wojny, w którym przedstawił Kena, ofiarę postrzału z czasów II wojny światowej. Ken (W tej roli Marlon Brando), podobnie jak Johnny, jest kaleką, zmagającym się z cierpieniem, którego nie sposób pojąć. On i Ron Kovic (autor wstępu do książki Trumba z wydania z 1990 roku), bohater filmu Olivera Stone’a Urodzony 4 lipca, którego zagrał Tom Cruise, okaleczony podczas wojny w Wietnamie, przeżywający metamorfozę, staje się z żołnierza chodzącym oskarżeniem społeczeństwa, które zmusiło go do walki.
Trumbo w Aneksie do wydania z 1970 roku pyta o zabiegi amputacyjne, o odcięte kończyny, amputowane części ciała. O setki tysięcy zmarłych za życia, o sparaliżowanych. Pisze: Wietnam dał nam osiem razy więcej paralityków niż II wojna światowa, trzy razy tyle całkowitych kalek, 35% więcej amputacji. Wojenni weterani stają się koszmarem wracającego do normalności społeczeństwa. Wciąż wymagają pomocy, zapomóg, leczenia. Są obciążeniem, niechcianym balastem – jak Johnny, który w ostatniej scenie w powieści i ostatniej filmowej klatce, zamknięty w ciemnym pokoju, niemo woła o pomoc, wystukując pozostawionym fragmentem głowy SOS. Nikt na niego nie patrzy, żywi nie doznają przykrości, obserwując jego okaleczone ciało. Bo na wojnie można albo polec, albo wrócić z niej w chwale zwycięzcy. Kaleka nie jest nikomu potrzebny.
Mijają lata i ludzkość prowadzi kolejne wojny. Choć świat nieco się zmienia, pacyfizm bywa już przez ludzi rozumiany, a dyplomaci całego świata łączą siły, aby nie dopuścić do wojny, traktowanej jak rozrywka bogatych, za którą płacą biedni. Wstrząsająca opowieść o człowieku uwięzionym w strzępie własnego ciała wciąż jednak porusza i każe spojrzeć na wojnę nie tylko jak na konsekwencję wyboru demokratycznych wartości, ale także jako na krzywdę, której doznają nieliczni, uwiedzeni przez system i przez ten sam system porzuceni.
Polecam.