Fascynacja włoskim stylem życia ujawnia się przede wszystkim w toskanianach – literackich, niefabularyzowanych a wspomnieniowych opowieściach, przeplatanych recenzjami, przepisami kulinarnymi, analizami zachowań. Ale „podręcznik la dolce vita” autorstwa Annalisy Coppolaro-Nowell – „Jak żyć po włosku” – dotyczy całej Italii i w dodatku jest próbą wyjaśnienia sensu włoskiej radości życia. Autorka postanowiła przybliżyć czytelnikom wciąż oryginalny i nieznany reszcie Europy styl bycia, a przy tym oddalić przynajmniej część stereotypów. Nie sprawia jej to trudności, jako że urodziła się we Włoszech, ale wyszła za mąż za Anglika – i dzięki niemu poznała „zewnętrzne” spojrzenie na swój kraj.
Publikacja ma przejrzystą budowę – wyodrębnia się w niej kilka rozdziałów, dotyczących (oczywiście) jedzenia i wina, piękna i sztuki (malarstwa, filmu, architektury, muzyki), urody, seksu, religii, ale też sportu i samochodów. Włochy rozczytane ze wszystkich możliwych stron pogłębia o obraz mentalności, podziałów geograficznych, rodziny ale i relacji z obcokrajowcami i poglądów innych narodów na Włochów. Daje też kilka wskazówek, jak żyć po włosku – ale w obliczu wcześniejszych wywodów wydają się one zbędne. Annalisa Coppolaro-Nowell to Włoszka, która wyszła za mąż za Brytyjczyka – zderza więc ze sobą dwa spojrzenia, osoby „stąd”, mocno zaangażowanej w problemy regionu i kraju, zakorzenionej w tradycji i kulturze, rozumiejącej procesy zachodzące w społeczeństwie – oraz osoby, która może zachować dystans do prezentowanych spraw, jeśli chce – potrafi zapewnić spojrzenie z zewnątrz. Bywa, owszem, że walczą w autorce dwie tożsamości, zwykle szalę przeważa strona „włoska”. I nic dziwnego, że książka jest apoteozą włoskiego trybu egzystencji.
W „Jak żyć po włosku” próżno by szukać głębszej krytyki kraju. Autorka przyjmuje chętniej rolę przewodniczki po tym, co dobre, piękne, miłe… jednym słowem – chwali się Italią bez umiaru. Wyszukuje kolejne powody do dumy: można by po lekturze przypuszczać, że Włochy to raj na ziemi, tu problemy sprowadzają się do doboru odpowiedniego sosu do makaronu, a skoro kraj ten wydał Michała Anioła, Giotta czy Galileusza – we wszystkim najlepszy jest do dzisiaj. Wnioskowanie autorki – dziennikarki – bywa naiwniutkie, a metoda udowadniania jakości włoskiej kultury polegająca na przytoczeniu jasnych stron bycia Włochem – zabawna, a przecież mimo to „Jak żyć po włosku” czyta się przyjemnie, pod warunkiem, że przy zachowaniu odpowiedniego dystansu. Główną wyrocznią w sprawach Włoch okazuje się Jeremy Clarkson. Autorka wybiera z ogromnej ilości publikacji traktujących o Italii zaledwie kilkanaście pozycji (nie mam pojęcia, z jakiego klucza), znacznie chętniej czerpie z zasobów internetowych. Żeby jednak uwspółcześnić i zrytmizować książkę, przeprowadza ankiety – chce w ten sposób przedstawić zróżnicowane punkty widzenia (co, naturalnie, jest mylące, przecież dobór wypowiedzi okazuje się tendencyjny).
Annalisa Coppolaro-Nowell często przechodzi od ogólnych opowieści o swoim kraju do zwierzeń. Porównuje zaobserwowane we własnej rodzinie wzorce ze stereotypami związanymi z włoskim stylem życia, nie stroni od osobistych wspomnień. Podaje kilka sprawdzonych przepisów (problem w tym, że nie każdy ma dostęp do składników, a najmniejsza ingerencja w ich rodzaj ma powodować katastrofalne efekty w postaci nieudanej potrawy).
Publikacja Coppolaro-Nowell cechuje się przystępnym językiem, ale też ciepłem i optymizmem – i dlatego, mimo nieobiektywnego stosunku do prezentowanego zagadnienia, mimo jednostronności – lektura okazuje się nadzwyczaj przyjemna. Zresztą, nie oszukujmy się, to książka, po którą sięgną wielbiciele Włoch, miłośnicy stylu pisania ukształtowanego w toskanianach. I tych czytelników zabiegi wybielania Italii razić nie będą – bo i dlaczego by miały? To w końcu apetyczna historia.
Izabela Mikrut