Ponieważ wielbicieli humoru z zeszytów szkolnych nie brakuje, jestem pewna, że i trzecia część zbioru uczniowskich pomyłek znajdzie swoich odbiorców. „Humor zeszytów szkolnych po raz trzeci” to kolejna porcja dowcipów wyłuskanych ze szkolnych wypracowań i – jak w poprzednich tomikach – z archiwalnych numerów „Przekroju”.
Autorka wstępu zaznaczyła „Chociaż w pierwotnym kształcie uczniowskie zapiski miały służyć jedynie ocenie poziomu wyedukowania kolejnych pokoleń i nie powinny z całą pewnością śmieszyć, to jednak w wielu przypadkach trudno się powstrzymać od takiej reakcji”. Zapomniała, że wypreparowane już z klasówek sformułowania zaczynają po pewnym czasie żyć własnym życiem i tworzyć specyficzny rodzaj satyry. Nie ma właściwie różnicy między tym i poprzednimi tomikami.
Jak wcześniej – humorystyczne zdania zaczerpnięte zostały w większości z wypracowań z języka polskiego. Masa tu pomyłek dotyczących lektur, nieco mniej biologicznych, geograficznych i z lekcji fizyki. W humorze zeszytów szkolnych zaskakuje często typowo dziecięca, pokrętna logika. Uczniowie próbują zamaskować niedostatek wiedzy, starają się rozszyfrować niezrozumiałe polecenia i mimo wszystko udzielić odpowiedzi. Stąd tłumaczenia: „rozróżniamy następujące słowa posiłkowe: jeść i pić”. Jest w tym specyficzny urok, oparty na homonimiczności. Są błędy wynikające z pośpiechu i niedokładności: „Góral ma na głowie kapelusz, spodnie i kierpce”. Komiczne są również próby odpowiadania na nieśmiertelne, „od zawsze” zadawane w szkole pytania, z których najpopularniejsze, będące znienawidzonym przez dzieci tematem zadań domowych brzmi „dlaczego ta lektura ci się podoba”. Wyjaśnienie udzielone przez jednego z uczniów brzmiało: „Nowela Janko Muzykant podobała mi się dlatego, że Janko miał talent i marnował go”. Pozorna odpowiedź, która nie może zadowolić pedagoga i nie niesie oczekiwanych treści. Również uzasadnienia negatywnych opinii niekoniecznie podobają się nauczycielom – „treść opowiadania Hemingwaya nie podobała mi się, bo nie interesuję się rybołówstwem”.
Uzasadnienia bez uzasadnień – oto bolączka nauczycieli i częsty sposób udzielania odpowiedzi przez ich podopiecznych. Niektóre sformułowania zdradzają dziecięcą zdolność obserwacji i komentowania rzeczywistości przy jednoczesnym braku wyczucia znaków czasu. Ktoś na przykład oznajmia beztrosko „gdyby Janko Muzykant miał plecy, śpiewałby i grałby w radio”. Urocza w swojej niedoskonałości jest definicja kompasu: „kompas składa się z puszki, strzałki i kierunku północnego”. Śmieszą także błędy powstałe w wyniku nałożenia się dwóch obrazków – z kontaminacji pochodzi na przykład zdanie „w środku jabłka znajduje się ogryzek”. Niektórym tekstom trudno nawet zaprzeczyć – bo przecież „chory odgrywa bardzo dużą rolę w rekonwalescencji”. Niektóre zdania powstają przez przekształcanie związków frazeologicznych, stąd młodzież, która tylko „zabija bąki”, inne – z niespodziewanego wypełnienia miejsc walencyjnych – „walec zanurzamy całkowicie w wodzie i wyciągamy wniosek”. Przytaczać kolejne przykłady można jeszcze długo.
Tomik gromadzi wiele dowcipów, które zapadają w pamięć i bawią – tym bardziej, że przeważnie pochodzą z nieświadomości, powstawały nie z chęci zaimponowania poczuciem humoru, a z nieudolnej improwizacji. Tak czy inaczej humor zeszytów szkolnych to źródło dobrej rozrywki, tomik, przy którym można się pośmiać, bo wzdychanie nad poziomem nauczania nie ma sensu.