Hajer na kole, czyli rowerem po Kirgistanie i Kazachstanie to reportaż z kolejnej podróży, jaką odbył Mieczysław Bieniek – emerytowany górnik, który ma wyjątkowy talent do pakowania się w kłopoty i wychodzenia z nich (prawie) cało. To opowiedziana z pasją i dużym poczuciem humoru (miejscami nieco rubasznym) historia, która bawi, ale też pozwala lepiej poznać otaczający nas świat.
Zacznijmy od tego, że – o czym wspominał kiedyś sam Bieniek – istnieją dwa rodzaje podróżników. Do pierwszego należą ci, którzy zwykle podczas wyjazdów mieszkają w najlepszych hotelach, a w dzicz wybierają się wyłącznie na nagranie swoich programów czy aby zebrać materiał do reportaży. Nie umniejsza to wartości ich pracy, jednak niesie pytanie, czy przedstawiany przez nich obraz jest w pełni prawdziwy? Czy pokazuje, by tak rzec, wszystkie strony świata?
Druga grupa podróżników to ci dysponujący zdecydowanie mniejszym budżetem. Na najlepsze hotele niespecjalnie ich stać – zresztą, w hotelu trudniej o szczerą i bezpośrednią rozmowę z mieszkańcami danego miasta czy regionu. A to właśnie ta rozmowa przynieść może więcej prawdy o świecie niż wysmakowane kadry z największymi cudami świata w tle.
Mieczysław Bieniek należy do drugiej grupy. Niektóre zdjęcia do swoich książek prawdopodobnie wykonuje mikrofalówką, choć fotoedytor robi, co może, by wyciągnąć z nich, ile tylko się da (choć są też jego książce kadry naprawdę piękne, by oddać sprawiedliwość fotografowi-amatorowi). Nienawidzi planować. Lubi łamać oficjalne zasady panujące w danym kraju. Jeśli gdzieś wjechać nie można, możecie być pewni, że w końcu Hajer tam trafi. Oczywiście, że ładuje się w kłopoty, ale ostatecznie niemal zawsze – jak kot – spada na cztery łapy. I o każdym, także najpoważniejszym niebezpieczeństwie opowiada z tak ogromną pasją i poczuciem humoru, że najbardziej nawet niebezpieczne jego przygody budzą podziw, owszem, grozę – bywa, ale i sporo śmiechu.
Po raz kolejny (podobnie było w książce Hajer jedzie do Soczi) Mieczysław Bieniek wyrusza w podróż rowerem po byłych republikach sowieckich. Kirgistan i Kazachstan – to sceneria jego podróży. Prawdę mówiąc, w tym wypadku jak rzadko przydałaby się dołączona do książki mapka, szczegółowo pokazująca drogę, jaką przebył Bieniek. Biszkek i Karakoł, gostinica Turkmenistan, Alpy Wełonowieckie, kanion Szaryński, Ałmata, jezioro Song Kul – nie są to nazwy, które bez mapy łatwo byłoby osadzić w geograficznym kontekście. Góry i pustynie, rzeki i jeziora traw, miejscowości, które sprawiają wrażenie żywcem wyjętych z filmów osadzonych w czasach PRL i zapomniane przez Boga i ludzi wioski. Pisze o nich Bieniek pasjonująco. Hajer podziwia miejsca, które odwiedza, ale o wiele bardziej interesują go ludzie.
Rosjanie, Kazachowie, Kirgizi – Bieniek niemal z każdym potrafi znaleźć wspólny język. Czasem trochę podkoloryzuje, czasem udawał będzie byłego milicjanta, czasem przedstawi się jako górnik. Z pasterzem i profesorem, z górnikiem i naukowcem – z każdym pogada i od każdego dowie się naprawdę sporo. A wiedzę tę umiejętnie przekaże swoim czytelnikom. Trafi czasem i na Polaka – na przykład takiego, który nie zdecyduje się na wspólną z nim podróż z uwagi na przygody, jakie Bieńka wcześniej spotykały i na to, jaką sławą hajer się cieszy. Bywa, że Bieniek wpadnie w tarapaty, że przypomną o sobie problemy zdrowotne. Ale niemal zawsze pomogą mu inni ludzie. Ludzie, którzy za gościnę nie będą żądali sowitej zapłaty. Którzy podzielą się tym, co mają – choć mają niewiele.
Ciekawe są rozmowy o przeszłości odwiedzanych przez hajera terenów, ale i marzenia mieszkańców o lepszej przyszłości. Porusza to, jak niedzisiejszy (i, chyba, szczęśliwszy, mimo teoretycznie niższej niż w Polsce stopy życiowej) jest to świat. Świat, który dopiero zaczyna się zmieniać. Świat, w którym wciąż jeszcze pamięta się, jak dobrze żyć – bez konsupcjonizmu, bez pogoni za pieniądzem, bez zaharowywania się i bez nieodłącznego telefonu w ręce.
Bieniek jest bezpośredni. Bywa, że do bólu. Za nic ma polityczną poprawność, choć niezmiennie pozostaje otwarty i ciekawy drugiego człowieka. Mówi, co myśli. Często szybciej działa niż przygotuje jakikolwiek plan. Ale gdy spisuje swoje wspomnienia, widać, że głęboko analizuje wszystko, co przeszedł. I wyciąga wnioski ciekawsze niż większość zawodowych socjologów czy politologów.
Zaznaczmy wprost: Hajer na kole chyba nie jest lekturą dla każdego. Miłośników przeestetyzowanych kadrów, portretów podróżniczek w pełnym makijażu w otoczeniu uśmiechniętych tubylców surowość niektórych obrazów może odrzucić. Ale pamiętać trzeba, że to też obrazy świata, w którym żyjemy. Świata może nieco mniej atrakcyjnego dla turysty, ale wciąż pięknego. Mieczysław Bieniek pozwala nam, siedzącym w wygodnym fotelu i przedkładającym wczasy all inclusive nad ryzyko noclegu w zawszonym posłaniu, świat ten poznać i go doświadczyć. Doświadczyć naprawdę mocno. Choćby dlatego warto przeczytać jego nową książkę.
Z pewnością nasz Autor nie jest mistrzem literackiej polszczyzny. Wyraża się w sposób przaśny i dosadny, tak jak na prawdziwego górnika przystało...
Barwny opis kilkumiesięcznej śmiałej podróży przed siebie przez andyjskie kraje, bogato ilustrowany sugestywnymi zdjęciami autora. Cennym dodatkiem...