Bez przewodnika po Andach
Wielu z nas lubi podróże i chętnie zwiedziłoby rozmaite zakątki świata. Dla większości najlepszym rozwiązaniem wydaje się zorganizowana wycieczka z przewodnikiem. Płacimy (z bólem serca), nie martwimy się (na ogół) i wymagamy (zawsze). Są jednak tacy, którzy lubią poznawać świat po swojemu, trochę "od kuchni". Którzy z plecakiem i namiotem, nierzadko łapiąc autostop, przemierzają obce kraje. To ci bardziej odważni i oszczędni. Ci, którzy lubią wolność wyboru miejsca, czasu oraz sposobu jego spędzania. Oryginalność tego, co, jak i kiedy robią. Do takich osób z pewnością zalicza się Mieczysław Bieniek - tytułowy Hajer. Były górnik, który po poważnym wypadku został globtroterem. Autor i główny bohater książek Hajer jedzie do Dalajlamy oraz Hajer jedzie do Soczi.
W 2011 roku pan Mietek wybrał się do Ameryki Południowej, co podkreśla tytuł kolejnego tomu jego przygód: Hajer na andyjskim szlaku. Kolumbia, Ekwador, Peru, Boliwia, Chile - wędrujemy po zachodniej części odległego kontynentu. Po zakątkach świata mocno dla nas egzotycznych. Maszerujemy lub przemieszczamy się w różnoraki sposób często mało znanymi ścieżkami i drogami, za to bliżej zwykłego życia. Hajer, zaopatrzony w plecak, namiot, trochę rzeczy, gotówkę i aparat, nieustannie próbuje odkrywać blaski i cienie przemierzanych krajów.
Książka została podzielona na cztery główne części tematycznie, związane z poszczególnymi krajami, w których bywał pan Mietek. Mamy zatem historie związane z pobytem w Kolumbii, Ekwadorze, Peru i Boliwii. Nie są to uporządkowane zapiski, dokonywane dzień po dniu, ale raczej wybór ciekawszych przygód obieżyświata, często stanowiących zwartą całość. Opisanych ze śląskim poczuciem humoru, z zabawnymi wtrąceniami w nie dla wszystkich zrozumiałej (i tu pomagają przypisy) gwarze. Okraszonych sporą liczbą fotografii, które często lepiej niż słowa przybliżają egzotyczny świat i ludzi w nim żyjących. Zaczynamy od Kolumbii i demonstracji studenckich w Bogocie. Zwiedzamy muzeum złota, wciąż działającą kopalnię soli z okazałą podziemną katedrą. Uczestniczymy w radosnych imprezach na plażach Santa Marty. W Ekwadorze doświadczamy „uroków” - szczęśliwiee w sumie zakończonego - napadu rabunkowego z bronią w ręku, piękna i potęgi miejscowych okazałych wulkanów (niektóre są ciągle aktywne) oraz ośnieżonych górskich szczytów. Na jakiś czas trafiamy też do amazońskiej dżungli i poznajemy życie wybranych jej mieszkańców, w tym węży. W Peru doświadczamy zarówno uroków gościnności mieszkańców, jak i wyrafinowania (oraz złodziejskiego sprytu) uwodzicielskiej Francuzki Margot. Nie mogło zabraknąć wizyty w Cuzco, Machu Picchu i poznawania detali pływających wysp na jeziorze Titicaca. W Boliwii Hajer zostaje ojcem chrzestnym... samochodu, doświadczamy (ponownie) uroków jeziora Titicaca, tym razem z punktu widzenia innego niż Peru kraju. Wspinamy się na wierzchołki gór, główny bohater książki zostaje okradziony, podziwiamy cmentarzysko lokomotyw i największą na świecie pustynię solną. Poznajemy muzyka współpracującego z Bono z U2. W końcu - mamy wgląd w efekty spożycia napoju bogów, ayahuasca, silnego środka halucynogennego.
Szybko zwraca uwagę jakość fotografii - zarówno techniczna jak i artystyczna. Także kolorystyka zdjęć - zwłaszcza tych przedstawiających miasta, miasteczka i ludzi. Soczyste, intensywne, często jaskrawe kolory są swoistym uzupełnieniem bieli górskich szczytów, lazuru nieba i czystych wodnych toni czy zieleni rozległych, wybujałych lasów. Bez zdjęć książka straciłaby co najmniej połowę uroku.
Hajer samotnie podróżuje po kraju, nie znając używanego w nim języka hiszpańskiego. To spora odwaga, trochę zatracająca o lekkomyślność. Stawia swoje kroki w rejonach znanych z przestępczości i biedy, z narkotyków, które pojawiają się zresztą na łamach książki, ale w stosunkowo niewielkiej ilości. Częste są za to dygresje autora na temat jego życia na Śląsku, na temat dzieciństwa, Nikiszowca, pracy na kopalni. Nie ma zbyt dużej dawki wiedzy o miejscach, które podróżnik odwiedza, o historii, cieniach starej cywilizacji, której blaski uwypukla i którą podziwia Hajer. Koncentruje się on głównie na opisywaniu własnych doświadczeń, przeżyć i towarzyszących temu emocji. Narracja jest lekka, przyjemna, mocno nasycona specyficznym humorem Ślązaka-globtrotera. Dogłębną wiedzę zastępują ciekawostki i osobiste obserwacje, czasami, dość w sumie rzadko wsparte tym, co zapisane w przewodnikach. Zastanawiające jest, że wszędzie, gdzie trafia Hajer, widać wyraźne wpływy współczesnej cywilizacji (np. t-shirty w dżungli, garnki metalowe itp.). Może zdumiewać też ogromny wpływ popkultury na rzeczywistość we wszystkich odwiedzanych przez niego zakątkach południowoamerykańskiej ziemi. Nikogo zaś nie zdziwi ogromne znaczenie pieniędzy, zwłaszcza zielonych papierków, otwierających granice, przywołujących uśmiech na cudzej twarzy i wywołujących nagłe zainteresowanie podstarzałym podróżnikiem pięknych, młodych kobiet. Bez zapasów gotówki trudno przekroczyć granice, wejść na teren parku czy rezerwatu, zwiedzić znane miejsca, skorzystać z podwiezienia przez przygodnego kierowcę. Ech, pieniądz rządzi światem - a może raczej znaczącą grupą zamieszkujących go ludzi.
Takie książki podróżnicze, jak Hajer na andyjskim szlaku mogą się podobać. To opowieść napisana z lekkością, pełna dobrze wykonanych fotografii i humoru. Umożliwia większości z nas lepsze poznanie świata, do którego mamy małe szanse trafić osobiście. Być może książka zachęci kogoś do wybrania się na własną wędrówkę po Ameryce, po Andach? Wszystko się może zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń, zdrowie dopisuje, a nie musimy narzekać na brak gotówki. Wszak na kartach tej książki stale spotykamy ludzi z całego świata, czerpiących przyjemność z doświadczania go w bardzo indywidualny sposób.
Z pewnością nasz Autor nie jest mistrzem literackiej polszczyzny. Wyraża się w sposób przaśny i dosadny, tak jak na prawdziwego górnika przystało...
„Z Hajerem na kraj Indii” to już druga książka podróżnika Mieczysława Bieńka, po cieszącym się sporym powodzeniem debiutanckiej „Hajer...