Walczyć z samym sobą czy z całym otaczającym światem? Trudno powstrzymać się od wrażenia, że idea rozwiązania tego dylematu przyświecała Palahniukowi, kiedy pisał najgłośniejszą ze swoich książek - Fight club.
Fabułę tej - w gruncie rzeczy niezbyt długiej powieści - można streścić w następujący sposób: trzydziestoparoletni bohater [alter ego autora?] jest pracownikiem dużej korporacji. Cierpi na bezsenność i liczne frustracje. Uwagi przez niego wygłaszane pod adresem ludzi i świata są przesiąknięte goryczą i cynizmem. Swoje problemy usiłuje on jednak leczyć, uczęszczając na spotkania rozmaitych grup terapeutycznych. Czyni to jednak nie po to, by wspólnie z podobnymi sobie osobami wyjść z dołka, a raczej by naśmiewać się z innych i szydzić. Kiedy przestaje mu to wystarczać, jego - nazwijmy to umownie - przyjaciel wpada na pomysł założenia czegoś w rodzaju podziemnego klubu walki, w którym każdy mężczyzna - w ramach wcześniej ustalonych zasad - może stanąć do pojedynku z innym. Idea rozprzestrzenia się na cały kraj i w wielu miastach pojawiają się tajne stowarzyszenia, w których pierwsza zasada brzmi: "nie rozmawiać o klubie walki".
Tyle jeśli chodzi o fabułę. Średnio zajmująca, prawda? Trzeba przyznać, że pisząc Fight club Palahniuk zaczyna od mocnego uderzenia - od lufy pistoletu przystawionej do głowy głównego bohatera. Później zostały ukazane wypadki, które do tego doprowadziły. Początek książki można więc uznać za intrygujący, może nawet nieszablonowy. Niestety, później mamy do czynienia ze zjawiskiem równi pochyłej. Typowy dla Palahniuka twardy, brutalny styl, mający za zadanie obnażyć rzeczywistość z całą jej obłudą w Podziemnym kręgu niesie nie tyle koktajl z prawdy, co potężny ładunek agresji i nienawiści do świata. Cała książka wydaje się zapisem autodestrukcyjnych dążeń głównego bohatera, który nie potrafi poradzić sobie ze... sobą i w związku z tym postanawia zniszczyć świat, który go otacza, by wymienić go na lepszy model (w tym celu powstają specjalne subkomórki klubów walk, przeprowadzające "Operację Masakra" - liczne akty sabotażu dokonywane na zwykłych ludziach).
Fight club to książka emanująca goryczą, agresją, brutalnością i tajoną frustracją. Momentami buzuje adrenaliną, ale nie jest to komplement. W założeniu miała być szokująca, a wyszła przede wszystkim wulgarna (i nie chodzi tu o wulgaryzmy słowne). W posłowiu autor wspomina o uroku uzgodnionej przemocy, ale trudno dopatrywać się jakichkolwiek pozytywnych aspektów choćby na przykładzie głównego bohatera, który wraz z rozwojem fabuły staje się coraz bardziej bezwzględny. Można wręcz powiedzieć, że twardnieje w podobnym stopniu, co jego mięśnie po kolejnej walce. Podobnie rzecz ma się z filozofią. Palahniuk chciałby widzieć w swoim Podziemnym kręgu odbicie Heideggera, Kierkegaarda i Nietzschego. Ja dostrzegam raczej lekko złagodzoną wersję prozy Breta Eastona Ellisa z jego American Psycho.
Nie uważam się za osobę przesadnie wrażliwą i przeczuloną; w literaturze staram się otwierać na wszystkie kierunki i nie uprzedzać się zawczasu do żadnej książki. Nie zmienia to faktu, że do tej lektury po prostu nie mogę się przekonać. Nie widzę sensu pisania tego typu książek i chyba wiele musiałoby się zdarzyć, bym zmienił zdanie. Chociaż zakończenie można uznać za stosunkowo interesujące, a cała kompozycja powieści jest przemyślana, Fight club z głównym bohaterem, którego motto brzmi: Chciałem, żeby cały świat stoczył się na dno, zdecydowanie nie zapisze w mojej pamięci pozytywnej karty.
Cassie Wright, podstarzała królowa porno kinematografii, chce ustanowić nowy światowy rekord i na oczach rejestrującej wszystko ekipy filmowej zadowolić...
Victor Mancini – maniak seksualny umawiający się na randki na mityngach dla uzależnionych – celowo dławi się w restauracjach. W ten kontrowersyjny...