Jednym z lęków może być strach przed zniknięciem. Zagubieniem, zgubieniem się, porwaniem. Boimy się, że w wyniku dziwnych zbiegów okoliczności możemy stracić grunt pod nogami, zgubić się tak bardzo, że nie będziemy w stanie wrócić do znanych nam i bezpiecznych miejsc. I właśnie ten strach staje się motywem przewodnim książki Pawła Beręsewicza Dziewięć czerwonych iksów.
Tosia właśnie skończyła piątą klasę szkoły podstawowej. Zaczynają się upragnione wakacje i związany z nimi luz. Dziewczynka cieszy się z tego, że będzie mogła do woli korzystać z wolności. Gdy dowiaduje się, że jej tata musi pilnie wyjechać do pracy (na co dzień pracuje zdalnie), jest zachwycona. Tak, da sobie radę sama. Nie, nie będzie się bała starego skrzypiącego domu. Nie, tata nie musi się o nią martwić.
Tata wyjeżdża, a Tosia spędza pierwszą samotną noc w dużym, lekko zapleśniałym, starym i co rusz skrzypiącym domostwie. Noc się dłuży, strach – wzmaga, więc ostatecznie dziewczynka wstaje niewyspana. Poranny zły humor rekompensuje Tosi świadomość, że wkrótce wpadnie do niej przyjaciółka i spędzą miłe chwile w ogrodzie, opalając się i udając, że są miliarderkami. Wszystko udaje się doskonale, udawane miliarderki jedzą udawany kawior i udawane ostrygi, ale tylko do czasu. Do momentu, gdy Amelka, przyjaciółka Tosi, znika. Dziewczynka szuka koleżanki wszędzie: w zakamarkach ogrodu, licznych pokojach w domu, na zakurzonym strychu. Woła, dzwoni, przeszukuje wszystkie kąty. Gdy jednak Tosia spogląda na klasowe zdjęcie, oblewa ją zimny pot. W miejscu, w którym jeszcze wczoraj, a prawdopodobnie i przed kilkoma minutami widniała Amelka, teraz zieje potworna pustka. Zdarzenie mogłoby się okazać ciekawą osobliwością, gdyby nie fakt, że wraz z upływem dnia z fotografii – i z prawdziwego życia – znikają kolejne dzieci z klasy Tośki. Kto będzie następny? Dlaczego uczniowie znikają? Kto – lub co – za to odpowiada? Czy znikniętych uda się odzyskać?
Książka Dziewięć czerwonych iksów to znakomita powieść dla dorastających dzieci. To lektura warta przeczytania nie tylko przed Halloween, ale w każdym momencie, gdy nachodzi nas ochota na historię, w której mamy chęć trochę się pobać. Wszak Paweł Beręsewicz wykonał kawał dobrej roboty, sprawnie budując napięcie, prezentując upiorny dom, a następnie tak skomplikował akcję, że zarówno czytelnik, jak i bohaterowie powieści przestali się już orientować, kto tak naprawdę pociąga za sznurki w tej opowieści. A zakończenie okazuje się nie tylko zaskakujące i satysfakcjonujące, ale przede wszystkim – niepokojące.
Dziewięć czerwonych iksów to książka, którą pochłania się jednym tchem, niecierpliwiąc się, co czeka czytelnika po kolejnym zwrocie akcji. Czym tym razem zaskoczy Paweł Beręsewicz? Kogo postawi na drodze zdesperowanych trzynastolatków, którzy walczą o to, by nie zniknąć? A może przy okazji autor też przed czymś ostrzeże czytelnika?
Książkę czyta się błyskawicznie. W warstwie językowej powieść dobrze oddaje typowe rozmowy młodszych nastolatków. Akcja jest dynamiczna, zaskakująca i nieprzewidywalna. Trochę jak trzynastoletni bohaterowie książki. Bo kto tam w końcu wie, co im siedzi w głowach?
Od lektury powieści nie da się oderwać. Gdy przewrócimy pierwszą stronę, na dłuższy czas wyłączymy się z codzienności. Ale – co najważniejsze – Dziewięć czerwonych iksów to rozrywka na wysokim poziomie, to lektura dająca sporo satysfakcji.
Jeżeli niczego jeszcze w życiu nie zepsuliście, raczej nie zrozumiecie tej książki. Jeśli natomiast zdarzyło wam się już kiedyś coś połamać, potłuc, podrzeć...
W nie tak znowu dalekiej przyszłości piętnastoletni Jonasz znajduje w skrzynce wezwanie ostemplowane złowrogą pieczątką. Zabieg porządkowania głowy przez...