„Dom” Piotra Ibrahima Kalwasa to istota tego, czym powinna być literatura piękna. To wielki zachwyt nad urodą, smakiem i zapachem (tak, nawet zwłaszcza nad smakiem i zapachem) życia, to wspaniały język, niesamowita kultura słowa. To także piękna, niespiesznie prowadzona, choć zarazem przykuwająca uwagę czytelnika od pierwszych stron, opowieść z pogranicza autobiografii, literatury faktu oraz baśni czy mitologii.
Bohater, a zarazem narrator powieści, to Polak, głęboko rozczarowany, rozgoryczony współczesną Polską. Zniesmaczony wszechobecnym chamstwem, wobec którego w kraju nie znalazł żadnego „ruchu oporu”. Zdegustowany katolicyzmem, wściekły na powszechną nietolerancję i dyskryminację. Opuścił więc Polskę, by w końcu w poszukiwaniu własnego prawdziwego domu przybyć do egipskiej Aleksandrii. Zauroczony miastem, tutejszą kulturą i obyczajami, na nowo uczy się świata. Zaczytuje się w islamskich mistykach, wędruje kolejnymi ulicami, odkrywa miejsca, o których dotąd przyszło mu tylko czytać. Odkrywa rzeczywistość, której dotąd nie znał, od czasu do czasu jedynie powracając we wspomnieniach do czasów PRLu, do bardzo już odległego kraju, z którego pochodzi.
Powieść Piotra Ibrahima Kalwasa porywa już od pierwszych stron. Czytelnik od razu „wsiąka” w rzeczywistość współczesnego Egiptu – jak bardzo odległą od tej, którą doskonale znamy z prospektow reklamowych czy wakacji w tym kraju. Choć akcja toczy się tu niespiesznie, od lektury trudno się oderwać. Wiele zawdzięcza „Dom” wspaniałemu językowi i kulturze literackiej autora. Niedzisiejszy (ale nie - archaiczny), bardzo gładki styl sprawia, że całość czyta się znakomicie.
Sposób opisywania świata przez Kalwasa przypomina nieco wczesne powieści Olgi Tokarczuk. Rzeczywistość przeplata się w tej powieści ze swoistą magią, z przedziwnym genius loci, autor buduje pozostający na pograniczu mitu obraz bardzo szczegółowy. Kalwas potrafi odkryć urok w każdym miejscu i przedmiocie, potrafi dostrzec piękno zapachów unoszących się na ulicach Aleksandrii, tutejszych dźwięków i zakamarków. Autor jest obserwatorem ogromnie uważnym – zapewne dlatego tak chętnie mu wierzymy i tak mocno „wsiąkamy” w jego historię.
Ale „Dom” to także opowieść o tolerancji. W Aleksandrii spotyka się bardzo wiele całkowicie odmiennych kultur i nacji, które potrafią współżyć ze sobą w niemal idealnej zgodzie. Odnajdujemy tu opis społeczności Azjatów, mieszkańców Afryki, ale też – mniej może licznych – Europejczyków, którzy odnoszą się do siebie z wielkim szacunkiem. Przyczyną tego jest zapewne świadomość, że wszyscy są częścią tej samej Księgi, wszyscy tworzą tę samą opowieść. Ludzie są tu niesamowicie wręcz życzliwi, Kalwas nie dostrzega wcale chamstwa, które tak bardzo przeszkadzało mu w Polsce. Dzięki temu – jak również dzięki podróży śladem obecnych tu i ówdzie tajemniczych strzałek – nasz bohater na nowo odkrywa sens istnienia, odkrywa urok życia, które tak bardzo obrzydzili mu spotykami w kraju rodacy.
Dostrzegając całe piękno, urok opowieści Piotra Ibrahima Kalwasa, mam jednak zarazem świadomość paru jej mankamentów. Rozumiem, jak bardzo autor poruszony był krajem, do którego przybył, ale z drugiej strony: zdarza się Kalwasowi z zachwytem przesadzać. W Egipcie nawet porozrzucane na ulicach śmieci wydają się narratorowi powieści piękne. Niszczejące budynki, które pewnie w Polsce byłyby dla niego świadectwem upadku kultury, tu stają się świadkami przeszłości i opisywane są w sposób nadający im szczególnego wymiaru. Mówiąc krótko: wszystko tu, co współcześnie polskie, jest szpetne, zaś Egipt przywołuje na myśl elementy wspaniałej przeszłości, jest więc zachwycający w każdym calu. Możemy więc poddać się urokowi powieści Kalwasa, ale też musimy mieć świadomość, że autor momentami nieco nami manipuluje i tworzony przez niego obraz daleki jest od obiektywizmu.
Bycie jednak manipulowanym przez pisarza tak znakomitego to prawdziwa przyjemność. Lektura jego książki to podróż w rejony bardzo odległe, egzotyczne dla większości osób należących do naszej kultury. „Dom” to szansa na spotkanie z literaturą piękną w wydaniu, jakie dziś spotyka się bardzo rzadko. To po prostu książka znakomita. Pod każdym względem.
Piotr Ibrahim Kalwas mieszka na malej maltańskiej wyspie Gozo od ponad trzech lat. To obrzeża Unii Europejskiej, między Sycylią a Afryką, specyficzna...
Skondensowane okrucieństwo, seks i sztuczne raje; zwyrodniali sąsiedzi, mściwe nauczycielki, wszechobecna potrzeba wymierzania sprawiedliwości jako odpowiedź...