Recenzja książki: Całun z Oviedo

Recenzuje: Magdalena Galiczek-Krempa

Obiecywano, że książka będzie trzymała w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Obiecywano, że będzie to znakomity thriller opisujący mrożący krew w żyłach eksperyment genetyczny. Obiecywano wreszcie, że będzie to powieść na miarę „Kodu da Vinci". Tymczasem czytelnik trzyma przed sobą dość banalną bardziej powieść niż grozy, która jak wszystkie tego typu książki wciąga bez reszty.


W hiszpańskim mieście Oviedo, podczas zanoszenia całunu, który zgodnie z tradycją miał niegdyś okrywać twarz Chrystusa, do kaplicy umiera osiemdziesięcioletni ksiądz. Ze względu na jego sędziwy wiek, śmierć kapłana uważa się za naturalną. Nikt nie zauważa, że w tym samym czasie skradziony zostaje mały fragment całunu. Osiem lat później Hannah Manning, dziewiętnastoletnia kelnerka, decyduje się zostać zastępczą matką dla dziecka Jolene i Marshalla Whitfieldów. Jako, że chce znaleźć wreszcie jakiś cel w życiu, znajduje w prasie ogłoszenie agencji „Partnerstwo dla rodzicielstwa", do której się zgłasza. Poznaje Letycję Greene, właścicielkę agencji, która zapoznaje ją z Whitfieldami, małżeństwem, dla którego Hannah urodzić ma dziecko. Po kłótni ciotka Ruth opiekująca się Hannah po wypadku samochodowym, w którym zginęli rodzice dziewczyny, nie ma zamiaru dłużej dawać dachu nad głową siostrzenicy i jej, jak twierdzi, bękartowi – Hannah przeprowadza się więc do przygotowanego w domu Whitfieldów pokoju. Z początku życie u zamożnego małżeństwa jest dla niej sielanką, niczego jej u nich nie brakuje. Kiedy jednak zaczyna odkrywać makabryczną prawdę o Whitfieldach i eksperymencie jaki przeprowadzili przy jej udziale, prosi o pomoc młodego księdza z pobliskiego kościoła i sama zaczyna obmyślać plan ucieczki.


Niestety, już po pierwszych stronach powieści Leonarda Foglia i Davida Richardsa czytelnik ma pewność, że nie będzie to taki thriller, jakiego można by się spodziewać. Kiedy zostają wymienione relikwie – jak kolce z korony cierniowej i podeszwa sandała świętego Piotra znajdujące się wraz z całunem w kaplicy, ma się nieodpartą ochotę wymienić jeszcze kopytko osiołka, na którym Jezus wjechał do Jerozolimy. Takich niedociągnięć w książce jest więcej. Same postaci są dość płytkie i mało wiarygodne. Hannah może i jest wrażliwa, za to nie ma pojęcia o świecie – jest naiwna, niezbyt oczytana, nie próbuje wyrobić sobie zdania na temat malarstwa Jolene, a w zakresie wiedzy ogólnej też ma spore braki. Ksiądz Jimmy jest młodym, atrakcyjnym mężczyzną. Świeżo wyświęcony, nie ma jeszcze doświadczenia w pracy z ludźmi, dlatego rozwiązanie problemów, z którymi przychodzi do niego Hannah, sprawia mu znaczne trudności. Jak na księdza, człowieka przecież dobrze wykształconego, również niewiele wie. Czytając artykuły z dziedziny genetyki, ma problemy z podstawowymi pojęciami – nie wie na przykład, czym jest embriologia. Jego rola w książce jest bardzo istotna i, co zaskakujące we współczesnej literaturze, jak na swój „zawód” zostaje przedstawiony pozytywnie. Jego przeciwieństwem jest stary, przedsoborowy proboszcz, który kontakty księdza Jimmy'ego z dziewczyną uważa za niewłaściwe, a nawet uznaje je za wynik działań szatana. Jak się jednak później okazuje, trochę racji w ostrzeganiu młodego kapłana miał. Postaci Jolene, Marshalla czy Letycji w miarę czytania książki, jak łatwo się domyślić, zmieniają się. Zmiana jest istotna, ale – niestety – oczywista i banalna.


Na gruncie „Kodu da Vinci" jak grzyby po deszczu wyrosło mnóstwo powieści tego samego typu. Autorzy wybierają jakąś relikwię, wymyślają nierealny eksperyment i mają nadzieję, że powstanie znakomita książka. Co by nie mówić i jak bardzo by nie narzekać na powieści Dana Browna, to wartka akcja, ostro zarysowane charaktery i osobowości bohaterów tuszują nieprawdopodobny, mroczny wątek książki. W „Całunie z Oviedo" brak tych elementów. Autorzy na siłę chcą na ostatnich stronach książki wymusić jakąś akcję, jednak zupełnie im się to nie udaje.



Za niewątpliwą zaletę książki można uznać szacunek, jakim zostali obdarzeni księża oraz krytykę, jaka słusznie należy się wszelkiego rodzaju dewocjom. W przeciwieństwie do „Kodu da Vinci", gdzie Opus Dei zostało skrytykowane od góry do dołu, w „Całunie z Oviedo" praca księży, ich zaangażowanie zostają ocenione w sposób zdecydowanie bardziej obiektywny.


Język powieści jest banalny, co drażni i czasami nawet denerwuje czytelnika. Fabuła również jest niemiłosiernie prosta, trudno nie domyślić się, jakie kolejne kroki podejmą bohaterowie. Pomysł z wykorzystaniem relikwii jest już dość ograny, a czytelnik ma nadzieję, że sięgając po kolejny thriller z tego gatunku, odkryje coś nowego. Niestety, w przypadku „Całunu z Oviedo" czeka go kolejne rozczarowanie.

Kup książkę Całun z Oviedo

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Całun z Oviedo
Książka
Całun z Oviedo
Leonard Foglia, David Richards
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy